Znaleziono 0 artykułów
14.02.2019

Jurek Owsiak łączy ludzi

14.02.2019
Okładka albumu "Punkty Zwrotne / Turning Points" (Fot. Materiały prasowe)

Z albumu „Punkty zwrotne/Turning Points” wyłania się fascynująca opowieść o ludzkich losach. Książka pod redakcją Izy Bartosz to debiut wydawnictwa Osnova, opublikowany z okazji pierwszych urodzin polskiego „Vogue’a”. W dniu premiery albumu publikujemy fragment poświęcony Jurkowi Owsiakowi.

Na pierwszy finał WOŚP wydrukowano dwieście pięćdziesiąt tysięcy serduszek. Do udziału zgłosiło się sto siedemdziesiąt miast. Nie było wtedy komórek ani maili. Wszystkie informacje szły faksem. „Pamiętam, jak z żoną jechaliśmy w niedzielę do centrum na nagranie. Na dworze siedemnaście stopni mrozu. Na ulicach pusto, nikogo nie ma. Byłem przerażony. A później weszliśmy do studia i zaczęliśmy ze wszystkimi przybijać piątki. Nikt nie miał focha, wszyscy byli podekscytowani. Ruszyliśmy. Po pięciu godzinach w studiu było tyle pieniędzy, że nie wiedzieliśmy, co z nimi robić. Ludzie przynosili pełne plecaki forsy i wysypywali te pogniecione banknoty na podłogę. Nie wiadomo było, jak to liczyć. W końcu któryś z harcerzy wpadł na pomysł, żeby przynieść żelazka i deski i te pieniądze wyprasować. Dzięki temu można je było układać. To było przecież przed denominacją, więc szło w miliardy”, opowiada Jurek Owsiak, który podczas pierwszego finału wystąpił w żółtej koszulce i czerwonych spodniach. Nikt w Polsce nie miał takich kolorowych ubrań. „Koszulkę kupił mi w second-handzie Janek Pospieszalski. Powiedział, że to hit z Londynu. Poradził mi też, żebym w farbiarni na Ochocie przefarbował dżinsy na czerwono. Tak zrobiłem. A później, gdy po finale już w domu ściągałem spodnie, żona narobiła wrzasku, bo całe nogi miałem czerwone. Myślała, że to krew. Dzwonię do Janka i mówię: »Janek, te spodnie strasznie farbują«, on na to: »To znaczy, że za mało octu dodali. Za rok zrobią lepiej«. Takie to były czasy”. 

Jerzy Owsiak, Jarocin 1987 rok (Fot. Jacek Domiński/REPORTER)

Podczas pierwszego finału Orkiestra nazbierała milion trzysta tysięcy złotych. To były niewyobrażalne pieniądze. Po wakacjach Owsiak przyszedł do Niny i mówi: „Zróbmy drugi finał. Tak dobrze poszło”. A ona: „Ale po co? Był wielki sukces, po co to teraz psuć?”. „Ale jak to tak jeden raz i koniec? Rok temu zbieraliśmy na kardiochirurgię, to teraz pozbierajmy na neonatologię”. Terentiew się zgodziła na jeszcze jeden, ostatni raz. Po trzecim finale było dokładnie wiadomo, że trzeba się tym zająć już profesjonalnie, opracować logistykę, zatrudnić ludzi. Dzisiaj WOŚP drukuje trzydzieści pięć milionów serduszek i obsługuje tysiąc siedemset sztabów na całym świecie. 

Niedawno na kongresie w Waszyngtonie organizatorzy największych na świecie akcji charytatywnych pytali: „Kto wam pomagał to zorganizować? Kto wpadł na tak genialny pomysł, żeby zimą, w karnawale zrobić tak wielką akcję?”. Owsiak czasami żartuje, że wszystko zostało zaplanowane przez komputer wielkości klatki schodowej, ale później, kiedy już mówi, jak było naprawdę, to zawsze słyszy: „Aha, czyli nie chcesz nam powiedzieć”. Nikt nie wierzy, że to nie było zaplanowane. „Teraz, gdy mam wykłady dla dużych firm, to powtarzam: jeśli zrobiliście już krok, to trzymajcie się tego, nie pękajcie, kiedy pojawiają się kłopoty. I nigdy nie działajcie sami. Samemu to można przechylić szkło, a działać trzeba w zespole. Twórzmy zespół, choćby po to, żeby podtrzymywać się na duchu.

Iza Bartosz
Proszę czekać..
Zamknij