Znaleziono 0 artykułów
21.12.2018

Karp w miso, a nie w wannie – jak dziś smakują święta?

21.12.2018
(Fot. Gety Images)

Domów, w których zgodnie z tradycją na wigilijny stół stawia się dwanaście potraw, z pewnością nie brakuje. Większość z nas świętuje jednak skromniej, a z biegiem lat także zdrowiej. Czy bożonarodzeniowy stół podlega trendom? Jeśli tak, to czym zastąpić tradycyjne dania?

Na przestrzeni wieków ugotowano, zjedzono i zapomniano setki wigilijnych potraw. Jeszcze w XIX wieku zawartość stołów różniła się w zależności od regionu i statusu, potem przyszły wojny i związane z nimi przesiedlenia, a także bardziej niewinne podróże i migracje. Całe to topograficzne zamieszanie sprawiło, że świąteczny stół został ujednolicony, a w dodatku bogacące się społeczeństwo wyrzuciło z niego najmniej atrakcyjne potrawy. Wątpliwymi walorami smakowymi i wizualnymi cieszył się na przykład kisiel owsiany czy siemieniuch, czyli zupa z lnu. Dziś dajemy drugą szansę temu, co jedli nasi przodkowie. Wzrost zainteresowania tym, co w kuchni typowo polskie i wyjątkowe, można było w mijającym roku zaobserwować zarówno w menu restauracji, jak i w mediach społecznościowych, swoistym lusterku pokazującym talerze młodych Polaków. Regionalne perełki zachwycały nas w równym stopniu, co dania kuchni świata, więc w święta pewnie też nie zabraknie ich na stołach. Szansę warto dać na przykład śląskiej moczce, czyli zupie piernikowej z bakaliami i piwem, kaszubskim śledziom z gotowanymi ziemniakami, czy barszczowi na żytnim zakwasie prosto z Lubelszczyzny.

(Fot. Gety Images)

Wprawne gospodynie na długo przed Bożym Narodzeniem mają zamrożony arsenał pierogów i uszek, ale świąteczne gotowanie dla większości foodies też zaczyna się z początkiem grudnia. Amerykanie w bożonarodzeniowy amok wpadają tuż po Święcie Dziękczynienia, a internet zalewa fala inspiracji kulinarnych, którym ciężko nie ulec. Zamiast rozciągać w nieskończoność listę świątecznych dań, grudzień zamieniamy w miesiąc celebracji. Wszystkie blachy ciastek i chrupiących przekąsek, torty z zimowym dekorem i niezliczone wariacje śledzi z chęcią zjedzą znajomi na imprezach śledzikowych. To dobry sposób na trening przed występem na świątecznym stole, lub kulinarną samorealizację, gdy wiemy, że w Wigilię przyjdzie nam z pokorą zjeść nieśmiertelny piernik.

Bo mimo że w kuchni radzimy sobie coraz śmielej, w święta nie zadzieramy z tradycją. Karpia, który na stołach pojawił się po II wojnie światowej, a na dobre rozgościł w PRL-u, niewielu naprawdę lubi, ale prawie nikt nie ma śmiałości z niego zrezygnować. Ale zamiast smażyć go w panierce, zaczynamy eksperymentować z egzotyką, żeniąc tę słodką rybę z curry, pastą miso i sosem teriyaki albo z kuchnią staropolską, chowając go w pierogach i podając z migdałami. Śledzia ubieramy w skandynawskie, korzenne wdzianko, a do obiadowej pieczeni podajemy brukselkę, kasztany i żurawinę. W barszczu czy grzybowej nie mącimy, ale zagryzamy go wytrawnymi bułeczkami z anchovies czy pasztecikami z ciasta filo. Od podglądania, jak święta spędza świat, rozpędza się apetyt, a dzięki zabawie dodatkami i formą, bożonarodzeniowe przygotowania nie są tylko formułką do odklepania, ale także świetną okazją do poszerzenia domowych tradycji i własnych horyzontów kulinarnych.

(Fot. Gety Images)

Seleryba i tofurnik

Na sposób spędzania świąt i to, co postawimy na stole, wpływ mają także ogólne trendy kulinarne. Mimo że nasze babcie i mamy były od zawsze za pan brat z ideą zero waste, od niedawna jest ona bliska także młodszemu pokoleniu. Zakupy robimy z listą, szerokim łukiem omijając baseny ze smutnymi, udręczonymi karpiami, a zamiast żywej ryby wybierając filety. Dzięki licznym kampaniom społecznym marnujemy coraz mniej jedzenia, gotując rozsądniej i rzadziej się przejadając. Nadwyżki umiemy przetwarzać lub dzielić się nim z potrzebującymi. Nie trzeba nawet wychodzić z domu. Specjalne pogotowie podjedzie i odbierze nadprogramowe pierogi, smażonego karpia czy sałatkę. Drugie życie deserów, np. kutii (makowa owsianka), pierników (korzenny koktajl mleczny) czy ciasta drożdżowego (pain perdu), wzbogaca z kolei leniwe poświąteczne śniadania. Mamy i babcie namawiamy do stołowego minimalizmu, dzięki któremu więcej czasu możemy spędzić wspólnie, niekoniecznie spierając się o groszek w sałatce.

Co piąty Polak deklaruje, że w tym roku próbował unikać mięsa, a 10 proc. ludzi poniżej 34. roku życia to weganie i wegetarianie. Dlatego święta to od jakiegoś czasu pole do bezmięsnych eksperymentów. Mimo że wigilia powinna być postna, kolejnego dnia na stole ląduje zwykle pieczone mięso, sałatki z majonezem i ryby. Między nimi z pewnością znajdzie się miejsce dla wariacji bezmięsnych. Śledzie można sfabrykować na kilkanaście sposobów – w ich rolę wcielą się bakłażany, boczniaki, a nawet seler. Smalec z fasoli jest w stanie nabrać nawet najbardziej zagorzałego miłośnika skwarek. W pasztecie z kolei można schować warzywa z bulionu, fasolę czy zdrową kaszę. Gdy przyjdzie czas na słodkości, tofurnik, czyli sernik bez sera, wtopi się w tłumek pierników i makowców, kusząc tak samo, jak ciasta ukręcone z jajek i masła. Święta to dobry moment na przedstawienie najpyszniejszych przykładów kuchni wegańskiej mięsożernym bliskim – w końcu to czas miłosierdzia i pojednania! Doniesienia z miasta są jednoznaczne. W obliczu tak licznej reprezentacji młodych wegan, niejedna babcia i mama łamie się i zaczyna pożyczać bezmięsne książki kucharskie.

(Fot. Gety Images)

Jak co roku, święta miną pewnie trochę zbyt szybko i jak co roku, dojdziemy do podobnych wniosków. Za dużo sprzątania i jedzenia, stresu i bieganiny. Może dlatego coraz częściej sobie odpuszczamy. Statystyki mówią, że ponad 15 proc. Polaków święta spędza na wakacjach. Jeździmy na narty lub pod palmy, zabieramy ze sobą rodzinę lub przyjaciół, uciekając tym samym wspólnie od kieratu przedświątecznych przygotowań, przejadania się i zmywania. Ci, którzy nie mają czasu lub ochoty na wielogodzinne gotowanie, mogą też skorzystać z coraz bogatszej oferty cateringowej restauracji i cukierni, zamawiając pierogi, śledzie i ciasta. Na wigilijną kolację lub świąteczny obiad można też wyjść do miasta. Z roku na rok więcej lokali otwiera się w te dni dla swoich gości.

Boże Narodzenie to czas radości, także kulinarnych. Bądźmy więc dla siebie łagodni, lepiąc nierówne pierogi, czy eksperymentując z tradycją. Bez względu na to, co trafi do garnków, gdy humory dopiszą, na stole i tak będą święta.

Katarzyna Stadejek
Proszę czekać..
Zamknij