Znaleziono 0 artykułów
14.11.2020

Kobieta sukcesu Weronika Banaś: Rozwój nie zna granic

14.11.2020
(Fot. Marcin Kempski)

Wychowała się w dwutysięcznej miejscowości na Śląsku, gdzie nikomu nie śniło się o projektowaniu – nie mówiąc o projektowaniu biomateriałów w Nowym Jorku. Dziś dzięki stypendium Fulbrighta 28-letnia Weronika Banaś spełnia marzenia o współtworzeniu lepszego świata.

Osiągnęłaś dużo jak na swój wiek. Jak ci się to udało?

Za moją pracą stoi dużo determinacji i poczucie misji. Zawsze wiedziałam, że chcę zmieniać świat na lepsze. Byłam przekonana, że wyjazdy zagraniczne poszerzą moje horyzonty. Ale nie miałam łatwego startu. Wychowałam się w liczącej 2 tysiące mieszkańców miejscowości Rzerzęczyce na Śląsku i mimo że teraz bardzo chętnie odwiedzam ogród i dom moich dziadków, to jako dziecko czułam, że jestem outsiderem. W klasie maturalnej w liceum w Częstochowie podjęłam decyzję, że zdaję na studia projektowe do Krakowa. Do egzaminów przygotowywałam się sama. Nie chodziłam na żadne kursy. Od pierwszego roku studiów pracowałam na swoje utrzymanie, walczyłam o stypendia naukowe, nie poddawałam się.

Zaczęłaś wtedy wyjeżdżać za granicę?

Tak, lubiłam wyzwania. Wyjazd na Erasmusa do Monachium był równocześnie moim trzecim pobytem za granicą w życiu. Początki były ciężkie, ale później, gdy leciałam do Chin, poszło już dużo łatwiej i pokochałam podróże. Uczestniczyłam w projektach w Kopenhadze, Lizbonie i Wenecji, gdzie współpracowałam z Fundacją Michała Anioła z Genewy przy projektach zwracających uwagę na wartość rzemiosła. Granice i ograniczenia istnieją tylko w naszych głowach. Czułam, że jeśli będę wystarczająco zdeterminowana i nie będę zbyt długo pozostawać w strefie komfortu, to osiągnę swoje cele. Myślę, że również dlatego zostałam stypendystką Fulbrighta. „Rozwój nie ma granic” to właściwie hasło przewodnie tego programu.

Teraz dzięki Fulbrightowi studiujesz w Stanach?

Jestem dopiero na początku drogi, przede mną jeszcze prawie dwa lata. Dzięki funduszom ze stypendium mogę studiować wzornictwo przemysłowe na jednej z najlepszych uczelni na świecie – The New School. Dostałam się też do Pratt i Rhode Island School of Design. Jestem jedyną osobą z Europy na roku, razem ze mną studiują ludzie z Chin, Japonii, Indii, Brazylii i USA. Na uczelni rozwijam też własne badania naukowe nad innowacyjnymi biomateriałami.

Szybko odnalazłaś się w międzynarodowym gronie?

Tak, nie odczuwam presji ani rywalizacji. Mamy wspólny cel – budowanie relacji akademickich i prywatnych, które zaowocują lepszym porozumieniem ponad podziałami narodowości. Spotykam ludzi, którzy są ogromną inspiracją.

My jako Polki czymś się wyróżniamy?

Jesteśmy bardzo kreatywne i zaradne. Za to zdarza się, że brakuje nam odwagi. Mamy świetne pomysły, ale często ich nie realizujemy ze strachu przed porażką. Proszenie o pomoc często jest kojarzone ze słabością, a przecież nikt nie wie wszystkiego. Żeby coś osiągnąć, trzeba też liczyć się z ryzykiem i możliwością porażki. Nie ma gotowych przepisów na sukces. Ja podjęłam ryzyko, ciężko pracowałam i mimo że jeszcze nie jestem w miejscu, w którym chciałabym być, to mogę powiedzieć, że mi się powiodło. Oczywiście zdarza mi się w siebie wątpić, ale walczę z tym.

A masz poczucie, że szanse dla kobiet są dziś wyrównane?

Wciąż widzę bariery. Jako kobieta często muszę więcej udowodnić. Czasami wygląd też bywa barierą. Ja przez lata nauczyłam się, że nie warto starać się dopasować na siłę. Trzeba znać własną wartość i robić swoje. Najważniejsze to się nie poddawać.

(Fot. Luka Łukasiak)

Ważne jest też wsparcie innych kobiet. Godna pochwały jest inicjatywa Her Impact, przedstawiająca młodym dziewczynom te, które już osiągnęły sukces. Każdy potrzebuje takiej inspiracji, bo to pozwala zobaczyć cel. Czasami brakuje nam prostych słów: „Tak, dasz radę”. Ja zbyt często słyszałam, że stawiam sobie za trudne wyzwania, że sobie nie poradzę. Wiele osób uwierzyło we mnie dopiero wtedy, gdy zaczęłam osiągać pierwsze sukcesy. Chciałam innego życia niż to, w którym dorastałam. Pomimo przeciwności – zawsze wspierała mnie siostra Julia.


Julia jest modelką, ty też próbowałaś sił w tym zawodzie, prawda?

Tak, jako szesnastolatka wzięłam udział w konkursie dla modelek The Look of the Year. Doszłam do finału, nie wygrałam, ale zawód modelki pozwolił mi zarobić pierwsze pieniądze. Podczas studiów w Krakowie też dorabiałam, biorąc udział w pokazach. Zawsze lubiłam świat mody, ale nigdy do końca nie odnajdywałam się w tym zawodzie. Nigdy też nie chciałam zrezygnować z uczelni. W czasie studiów udało mi się wyjechać do Chin na kontrakt. Tam zaczęła się przygoda z materiałami. Zobaczyłam przemysł mody od podszewki – jego skalę, nadprodukcję, brak świadomości ekologicznej. Wtedy postanowiłam, że chcę się dowiedzieć więcej o świecie materiałów. Przeprowadziłam się do Warszawy na studia magisterskie i na początku przez kilka miesięcy pracowałam jako asystentka stylistki w „InStyle’u”, potem wykorzystywałam umiejętności projektowe w scenografii. Z czasem odkryłam, że najbardziej lubię łączyć materialność z technologią. Poszukiwać sposobów na zrównoważoną produkcję materiałów. Teraz korzystam ze swoich doświadczeń i umiejętności pracy z ludźmi. Prowadzę badania, staram się udzielać na konferencjach, prowadzę działania projektowe.

Czym jest dla ciebie sukces?

Sukces to dla mnie ciągły rozwój, a nie stan, który się osiąga. Składa się na to wiele czynników. Gdy tylko coś mi się uda, to od razu szukam kolejnego wyzwania, taka już jestem. Fajnie byłoby, gdyby moja historia zainspirowała młodsze ode mnie dziewczyny do walki o siebie. Razem możemy wszystko!

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij