Znaleziono 0 artykułów
07.09.2025

„Lalka” Hasa to film ponadczasowy. Jak na jego tle wypadną nowe ekranizacje?

07.09.2025
Film „Lalka” Wojciecha Jerzego Hasa na podstawie powieści Bolesława Prusa przeszedł do historii polskiego kina / Fot. Collection Christophel/East News

„Lalka” to jedna z tych lektur szkolnych, do których warto wracać po latach. Pełna niuansów historia o powijakach kapitalizmu, narodzinach klasy mieszczańskiej oraz nieszczęśliwym uczuciu Stanisława Wokulskiego do Izabeli Łęckiej wciąż może być odczytywana na wiele sposobów. Także przez filmowców.

Za pierwszą ekranizację z 1968 roku odpowiedzialny był Wojciech Jerzy Has, którego plastyczna interpretacja podzieliła publiczność. Czterdziestotrzyletni wówczas reżyser od lat marzył o tym projekcie. Trudno mu się dziwić: wielowątkowe arcydzieło realizmu krytycznego z jednej strony wydaje się niemożliwe do sfilmowania, a z drugiej – daje ogromne pole do adaptacyjnego popisu. Choć jego wcześniejsze filmy, takie jak „Pętla”, „Pożegnania” czy „Jak być kochaną”, przyniosły mu rozpoznawalność jako twórcy psychologicznych dramatów, to były utrzymane w kameralnym kluczu, z ograniczonym przez komunistyczne władze budżetem. Przy pierwszym podejściu do epopei Bolesława Prusa w 1958 roku pomysł z przyczyn technicznych i finansowych okazał się niemożliwy do realizacji – film miał kosztować krocie, więc nikt nie chciał ryzykować.

Pragnienie, aby zekranizować jedno z największych dzieł polskiej literatury, nie opuszczało Hasa ani na moment. Czy w końcu się udało? 

Fantazja o przeniesieniu na ekran tej kluczowej dla polskiej literatury powieści z 1890 roku jednak nie dawała Hasowi spokoju. Zielone światło pojawiło się pod koniec lat 60., na fali popularności wysokobudżetowych produkcji (dość wspomnieć, że równolegle z adaptacją książki słynnego eseisty powstawały filmy „Hrabina Cosel” i „Pan Wołodyjowski”). Po sukcesie „Rękopisu znalezionego w Saragossie” (1964), opartego na monumentalnej prozie Jana Potockiego, serce „Lalki” w końcu mogło zabić. W projekt zaangażowano ponad pół tysiąca ludzi, zgromadzono dwa tysiące dekoracji i przedmiotów, a w celu wzmocnienia wrażenia realizmu załatwiono cztery wagony Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Machina ruszyła: formułujące się przez lata w głowie pomysły w końcu zyskały szansę, aby dojrzeć i zyskać autonomiczną od słowa pisanego formę.

„Lalka” Hasa to film ponadczasowy. Oglądany nawet po latach rzuca nowe światło na wątki kultowej powieści

Tę precyzję i świadomość twórczą czuć, gdy wraca się dziś do tego dzieła. To film spójny, artystycznie kompletny i nadzwyczaj autorski: z jednej strony spełniający warunki wzorcowej adaptacji, a z drugiej konsekwentnie wierny credo reżysera. A to oczywiście nie wszystkim się spodobało – świeżo po premierze tytuł wzbudził mieszane, raczej chłodne uczucia. Zarzucano mu nadmierne skróty fabularne (Has zrezygnował m.in. z pamiętników subiekta czy wątku pani Stawskiej) oraz przesadną obrazowość, która miałaby dominować i zubażać światy wewnętrzne postaci. Obie te uwagi, choć zasadne, można jednocześnie uznać za atut albo chociaż przejaw artystycznej dojrzałości oraz odwagi Hasa. W końcu sztuczność dekoracji i rekwizytów idzie w parze z fasadowością życia ówczesnej burżuazji, a całą inscenizację można potraktować jako metaforę theatrum mundi.

We współpracy z operatorem Stefanem Matyjaszkiewiczem w swoim pierwszym kolorowym filmie Has zdecydował się zbudować wyrazistą grę kontrastów: wizualnych, społecznych i emocjonalnych. Nie brak tu elementów charakterystycznych dla jego późniejszego stylu: kadry konsekwentnie wypełniają postaci zamarłe w pół ruchu albo niosące wielość znaczeń „rupiecie” – pozytywki, karuzele i lustra. Choć dla części krytyków był to po prostu „hasowski śmietnik”, jak określił go Aleksander Jackiewicz w „Życiu Literackim”.

W panoramicznych kadrach, w których płynne ruchy kamery rejestrują spacery wśród podupadłych domów Śródmieścia, przeplatają się obrazy zróżnicowanego po upadku powstania styczniowego społeczeństwa. To, co statyczne, staje się ożywione, a to, co niegdyś zachwycało przepychem, okazuje się jedynie fantazją i atrapą. Tej „kronice dnia powszedniego Warszawy roku 1878 i 1879”, jak czasem określa się tę powieść, towarzyszą dźwięki sennej muzyki autorstwa Wojciecha Kilara. Nieraz te kompozycje zostają wpisane w świat przedstawiony, co podkreśla zewnętrzną perspektywę wobec prezentowanych zdarzeń. Melancholijna, wystudiowana konwencja może dzisiaj odstraszać młodszych widzów, nie sposób jednak zignorować maestrii, z jaką w „Lalce” udało się Hasowi połączyć potrzeby kina komercyjnego z bezkompromisową wiernością własnej artystycznej wizji.

W największej powieści Prusa i ekranizacji Hasa odnajdziemy wątki polityczne, społeczne i feministyczne. Czytane dzisiaj, wciąż pozostają aktualne

„Lalka” to jedna z tych historii, które nie umierają wraz z zakończeniem edukacji w liceum. Ta książka konsekwentnie odsłania nowe warstwy, świetnie broni się odczytywana w kluczu społecznym (jako historia o kontrastach, aspiracjach klasowych i powstaniu nowoczesnego mieszczaństwa), politycznym (refleksja nad kondycją Polski w momencie pęknięcia) czy nawet feministycznym. Bo czy jedną z ostatecznych form sprawczości Łęckiej nie jest odmowa zamążpójścia na rzecz wstąpienia do zakonu? Wielowymiarowa fabuła Prusa, którą początkowo autor planował zatytułować „Trzy pokolenia”, porusza wachlarz uniwersalnych tematów, takich jak refleksja nad samotnością, dekonstrukcją ideałów czy naturą miłości.

To właśnie wokół tego ostatniego wątku Has zdecydował się wyznaczyć główną oś dramaturgiczną. Filmowa „Lalka” służy za kronikę desperackich kroków Stanisława Wokulskiego, gotowego wydać cały zgromadzony na wojnie majątek, aby przypodobać się gustom pięknej, lecz nieprzychylnej jego zalotom Izabeli Łęckiej. Wszystko jednak na nic, o czym zresztą pamiętamy z książki (bądź jej streszczeń).

Historia literatury i filmu zapamiętała Izabelę Łęcką jako wyrachowaną femme fatale. Czy dzisiaj może zostać uznana za ikonę feminizmu?

W pamiętną femme fatale wcieliła się Beata Tyszkiewicz, w tamtych latach często obsadzana w rolach wyniosłych arystokratek. Jak opowiadała w wywiadach, początkowo wcale nie chciała przyjąć oferowanej jej roli, gdyż postrzegała postać Izabeli jako przesadnie wyrachowaną. Choć finalnie propozycję przyjęła, to starała się w jak najbardziej wymowny sposób wyrazić zasadność obaw swojej bohaterki. Mam jednak wrażenie, że w ujęciu Hasa Łęcka to wciąż rozpuszczona reprezentantka swojej epoki i klasy społecznej, która nie budzi ani zrozumienia, ani empatii u widza. „Dlaczego pan nas tak prześladuje?!” – pyta arystokratka mężczyznę starającego się o jej względy, gdy ten decyduje się kupić kamienicę Łęckich po zawyżonej cenie tylko po to, żeby wyciągnąć jej rodzinę z finansowych tarapatów.

To pozorne prześladowanie można interpretować jednak na wiele sposobów: dystans w stosunku do Wokulskiego to nie tylko efekt klasowych uprzedzeń, lecz także jeden z najprostszych sposobów, aby wymknąć się z pułapki przedmiotowego traktowania i bycia postrzeganą jako obiekt możliwy do nabycia za odpowiednio wysoką cenę. Łęcką łatwo można postrzegać w negatywny sposób, oceniać. Mam jednak przeczucie, że w nadchodzących adaptacjach motywacje, wątpliwości oraz lęki Izabeli zostaną wyrażone w jeszcze pełniejszy sposób. Albo przynajmniej tego sobie życzę.

Prus i Has rysują Wokulskiego jako postać rozdwojoną, niezrozumiałą, tragiczną

W ujęciu Hasa jednoznacznie ciepłych emocji nie budzi też sam Wokulski. Tym bardziej że wcielający się w niego Mariusz Dmochowski, znany z ról w „C.K. Dezerterach” Janusza Majewskiego czy „Barwach ochronnych” Krzysztofa Zanussiego, nie przystawał do obiegowych wyobrażeń na temat prezencji słynnego handlarza. To z jednej strony postać tolerancyjna, refleksyjna, zafascynowana światem nauki, z drugiej zaś – nastroszona, uparta i poważna. Brakuje mu czaru, dowcipu, którymi mógłby ująć rozpieszczoną przez życie Łęcką.

„Lalka” śledzi dekonstrukcję jego złudzeń oraz rosnące poczucie rozczarowania, także losami kraju. Wokulski bywa porównywany do bohatera dramatów Czechowa: lekceważony przez elity, tak pociągające go środowisko, potrzebuje Łęckiej do estetycznej celebracji i społecznego awansu, co czyni go postacią beznadziejnie zanurzoną w romantycznej tradycji. – „Kraj? To miniatura kraju! Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty, a praca odejmuje sobie od ust, żeby karmić niedołęgów. Pusta walka. O nic”  – podsumowuje stan współczesnego mu społeczeństwa.

Nadchodzące adaptacje „Lalki” niosą nadzieję na ambitny dialog z dotychczasowymi produkcjami

Podobno gdy zapytano Hasa o główne cele, którymi kierował się w trakcie adaptacji powieści, miał stwierdzić, że interesuje go „ujawnienie związków łączących współczesnego człowieka z bohaterem Prusowskiej epopei, związków zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, budzących i satysfakcję, i zażenowanie”. Jeśli czegoś można oczekiwać od powstających właśnie ekranizacji, to właśnie poszukiwania nowych nitek łączących materię literacką z doświadczeniami społeczeństwa XXI wieku. Bo zdecydowanie ich nie brakuje. Nadchodzące produkcje filmowo-serialowe może ocalić dystans. Nie powinny konkurować ani z plastyczną wizją Hasa, ani z cenionym serialem z 1977 roku w reżyserii Ryszarda Bera, ale próbować wejść z nimi w świadomy, ambitny dialog. Tyle i aż tyle.

Joanna Najbor
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Lalka” Hasa to film ponadczasowy. Jak na jego tle wypadną nowe ekranizacje?
Proszę czekać..
Zamknij