
W książce „Vivienne Westwood: The Illustrated World of a Fashion Visionary” autor Tom Rasmussen oddał hołd niepokornej legendzie mody. Jej barwny życiorys i niezapomniane kolekcje na język akwareli przełożyła polska artystka Marta Spendowska. O swojej ukochanej technice mówi, że „to chaos w eleganckiej sukni” – i w tej nieprzewidywalności farb wodnych dostrzega podobieństwo do projektów Westwood: „spontaniczne, teatralne, ale z sercem”.
– Praca wyglądała trochę jak walka z szafą, która się nigdy nie zamyka. Moodboardy, szkice, poprawki, więcej szkiców, trochę frustracji i ekstazy – wspomina swój proces twórczy Marta Spendowska. Propozycja współpracy przy wydanej na początku kwietnia 2025 roku książce „Vivienne Westwood: The Illustrated World of a Fashion Visionary” wydawnictwa Smith Street Books (w Stanach Zjednoczonych dystrybuowanej przez Rizzoli, a w Europie przez Thames & Hudson) przyszła do niej nagle, ale nie była zaskoczeniem. Martę reprezentuje międzynarodowa agencja IllustrationX, dzięki której ma możliwość angażowania się w wiele interesujących projektów. Przyznaje, że od razu wiedziała, że będzie to „dziwna i kolorowa podróż”. Zaczęła od dogłębnego researchu wywiadów z Vivienne Westwood, by jak najlepiej wczuć się w punkową estetykę, która zresztą bliska była nastoletniej Marcie. Potem zaczęło się kombinowanie: „jak uchwycić bunt bez ilustracyjnego patosu”.
Palimpsest buntu i piękna
Każdy rozdział książki dopełniają ilustracje będące malarską interpretacją osobowości i twórczości Vivienne Westwood. Marta Spendowska przedstawiła sceny z pokazów kolekcji brytyjskiej projektantki: od neoromantycznej „Pirate” z 1981 roku po poruszającą „Mirror the World” z 2016 roku, apelującą o ratunek dla tonącej Wenecji i świata. Polka zilustrowała również kultowe projekty, jak kontrowersyjne T-shirty z wizerunkiem królowej Elżbiety II, a także wizerunek samej Westwood na różnych etapach życia – „matki punku” z lat 70. i czasów burzliwej relacji z Malcolmem McLarenem, jak i odznaczonej Orderem Imperium Brytyjskiego aktywistki klimatycznej.

Ilustracje Marty cechuje typowa dla akwarelowej techniki płynna gra kolorów i ulubione wykwity artystki. Wyłaniają się z nich pokazowe sylwetki czy motywy charakterystyczne dla spuścizny Westwood – jak choćby graficzny napis „SEX” nawiązujący do legendarnego butiku projektantki położonego na londyńskiej King’s Road. – Jej styl jest jak palimpsest: nałożone warstwy kultury, buntu, erotyzmu i historii. Uwielbiam, że wszystkiego jest u niej „za dużo”, ale właśnie w tym nadmiarze pojawia się miejsce na autentyczność – mówi Marta. Czy praca przy książce zmieniła jej podejście do mody? Przyznaje, że trochę tak. – Moda przestała być dla mnie tylko powierzchnią, a stała się językiem. Ubiór to nie tylko wybór estetyczny, lecz także język – narracyjny, czasem filozoficzny. Koronka może być bardziej polityczna niż plakat.
Akwarela – medium zen i chaosu
– Vivienne jest mi najbliższa ze wszystkich ikon mody. Szanuję jej niepokorność – wyznaje Spendowska. Cechę tę widzi również u siebie i uważa, że dlatego „pasuje do farb wodnych jak ulał”. Dlaczego właśnie akwarela? – Żadna inna technika nie jest tak żywa i uzależniająca. To medium zen i chaosu. Nie pozwala kontrolować, uczy pokory, ale też podpowiada, że piękno rodzi się z błędu – dodaje Marta. Technika uczy ją cierpliwości. – Zdarza mi się przeklinać pod nosem, ale coraz częściej mówię: „niech się dzieje olaboga”. I dzieje się – czasem coś lepszego, niż bym wymyśliła. A czasem mam po prostu sterty przepięknych śmieci. Tak samo jak w życiu.

Akwareli spróbowała już jako dziecko, w swoim rodzinnym domu na Dolnym Śląsku. Ojciec Spendowskiej to malarz amator, więc od najmłodszych lat miała do czynienia ze sztuką. – Rysowałam ludzi w autobusach, liście na klatce schodowej, komunistyczne portrety ze starych kalendarzy. Nie pamiętam życia bez szkicownika – wspomina. Dorastając w Polsce w latach 80. i 90., nie planowała jednak zostać artystką. Nie wierzyła, że to może stać się jej sposobem na życie. Zdecydowała się więc na studia dziennikarskie, choć szybko zrozumiała, że to też nie jej droga. – Okazało się, że mam pisać o strażakach z pobliskiej wsi, a ja chciałam o Virginii Woolf.
Nuda to dla Marty przekleństwo, więc zmieniła studia. Ukończyła marketing na Uniwersytecie Łódzkim. Jeszcze w trakcie studiów dostała się na staż w Stanach Zjednoczonych – w Atlancie w stanie Georgia. To doświadczenie okazało się przełomowe – zakochała się w Ameryce i poczuła, że to właśnie tam może się realizować.
Patrzeć szerzej, mówić głośniej
Marta wyemigrowała do USA w 2005 roku z 700 dolarami w kieszeni i wielkimi aspiracjami. – Wieczorami człapałam ulicami pomiędzy ogromnymi karaluchami, nie bojąc się niczego – wspomina. W wolnym czasie lubiła przeglądać drogie książki i albumy w nieistniejącej już księgarni Borders w Atlancie. – Tego w Polsce nie było, co kogoś takiego jak ja – kochającego piękno i dziwactwo w jednym – oczarowało – opowiada. Z perspektywy czasu Marta uważa, że w Ameryce nauczyła się „patrzeć szerzej, mówić głośniej i nie bać się, że ktoś uzna to za przesadę”. I choć zyskała tam artystyczną wolność, musiała „zbudować siebie od zera, z dyplomem magistra, sprzedając frytki i burgery”. – I dobrze, bo nic nie hartuje tak jak pokora w obcym języku.

W Stanach Zjednoczonych Marta Spendowska skończyła studia z projektowania graficznego na Northeast Wisconsin Technical College. Zaczęły się pierwsze zlecenia, a w pewnym momencie grafika przerodziła się w ilustracje i obrazy. Pierwszy sprzedała za 20 dolarów, siedząc na chodniku naprzeciwko sklepu Whole Food. Pomyślała wtedy: „może jednak dam radę”. To pchnęło ją ku kolejnym zawodowym decyzjom, na przykład wystawieniu prac na platformie Etsy i w kilku galeriach. Jej styl szybko zwrócił uwagę odbiorców. Od 2007 roku Polka współpracuje z klientami na całym świecie – zarówno z prywatnymi kolekcjonerami czy konsultantami sztuki, hotelami, jak i z markami z różnych sektorów, m.in. Lancôme, Urban Outfitters, P&G. Akwarele Spendowskiej zdobiły strony drukowanych magazynów oraz trafiły na artykuły papiernicze. – Lubię współprace, w których marka rozumie, że artysta to nie Photoshop, a żywa istota z estetyką, przekonaniami i humorem. Gdy czuję zaufanie, miejsce na odrobinę szaleństwa i brak przykazań.
Największą radość Marcie sprawia moment, gdy coś z pozoru komercyjnego staje się nagle osobiste i dziwnie piękne.
Sztuka życia codziennego

Inspiracje lubi czerpać z natury – fascynuje ją jej rytm i brak symetrii. A także z upływającego czasu, „który zostawia ślady – w ludziach, twarzach, pejzażach”. By zachować trzeźwość umysłu w pędzie otaczającej codzienności, spaceruje boso po plażach w Maine i New Hampshire, a od maja do listopada kąpie się w Atlantyku, nie zważając na temperaturę wody. Mieszkając w Stanach Zjednoczonych, stara się utrzymywać kontakt z polską kulturą i tradycją. Podkreśla, że ważne są dla niej korzenie. Co najmniej raz w roku odwiedza w Polsce tatę. – Pijemy wtedy wino jego roboty i wyjadam mu wszystkie dżemy jagodowe.
Kiedy Marta nie pracuje lub nie dzieli się wiedzą i doświadczeniem na swojej platformie dla artystów, pisze, testuje „dziwne kwaśne chleby” w kuchni, a wieczorami zgłębia astrologię Nikoli Tesli. Przyznaje, że obecnie najwięcej czasu zajmuje jej próba robienia mniej. Ale nie wychodzi.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.