Znaleziono 0 artykułów
12.07.2020

Miłość jest gdzie indziej

12.07.2020
Dominika Buczak (Fot. Łukasz Baksik)

Dominika Buczak opowiada w swoich powieściach o tym, jak duży wpływ ma wielka polityka na zwykłe życie. Ale też o tym, jak wiele zależy od nas. Również to, jak urządzimy sobie współczesność. „Dziewczyny z placu” już w księgarniach.

W 1952 r. Stefan Złoty miał tęczówki jak ze strzegomskiego granitu – kamienia, z którego budowano wówczas okazały plac Konstytucji. Trzydzieści lat później Irena – dziewczyna jego syna – jest „szara jak Marszałkowska, blada jak Warszawa, smutna jak Polska”.

Dominika Buczak ma talent do opowiadania o epokach przez ludzi. W bohaterkach i bohaterach jej książek rezonuje historia powojennej Polski.

Plac Konstytucji

– Obie książki to właściwie jedna wielka opowieść o tym, że miejsce zamieszkania i moment historii determinuje życie ludzi – mówi Dominika Buczak. Rok temu wydała debiutancką powieść „Plac Konstytucji”, teraz ukazała się kontynuacja – „Dziewczyny z placu”.

W centrum zdarzeń wciąż jest Mania, teraz już Maria – dziewczyna, która kiedyś dała się ponieść tęczówkom, w nowym tomie zmierza ku starości. Ciągle ważna jest Zosia – przyjaciółka, z którą znają się od czasów odbudowy Warszawy. Do głosu dochodzą młodsi – Adam i Irena, syn i synowa Marii, Siwy – jej wnuk, który wyrasta z kibolstwa, i jego żona, wreszcie sąsiadka Magda, którą – jak się okaże – z rodziną wiąże więcej niż plac Konstytucji.

Buczak, tak jak w poprzedniej książce, prowadzi opowieść na dwóch planach czasowych – przeplata współczesność z przeszłością. „Plac Konstytucji” skończyła w pół zdania, w finale „Dziewczyn” wyrównuje plany, bo więcej części sagi nie będzie. Sceneria placu Konstytucji służy jej do opowieści nie tyle o Polsce, co o Polkach i trochę o Polakach.

– Zależało mi na tym, żeby pokazać, jaki wpływ mają czasy, w których żyjemy, na losy kobiet. W latach 50. nie było mowy o podziale obowiązków domowych. Polki poszły do pracy, ale prały, gotowały i zajmowały się dziećmi zupełnie same. Amerykanki w tym czasie, jeśli tylko było je na to stać – nie pracowały zawodowo. Pielęgnowały przydomowe ogródki i frustrację, która z czasem przerodziła się w drugą falę feminizmu – mówi Dominika Buczak.

Jej bohaterkom feminizm nie w głowie. Dopiero „smutna jak Polska” Irena zauważa, że coś jest nie w porządku, jeśli działacze, którzy poświęcili życie dla walki o wolność, w przeddzień wyborów z 4 czerwca 1989 r., nie protestują, gdy władza wspólnie z Kościołem szykuje restrykcyjną ustawę antyaborcyjną. Zauważa, ale zajmuje się – bo nie ma wyjścia – chorowitym synem.

Albo karnawał, albo generał

Akcja „Dziewczyn z placu” zaczyna się u progu stanu wojennego – dogasa karnawał Solidarności i jedno, co jest pewne – ludzie są podzieleni. „Nerwowo było nad rodzinnym rosołem, w pracy, na ulicy. (…) Ludzie rozmawiali tylko w zamkniętych grupkach, które nie kontaktowały się ze sobą. Albo karnawał, albo generał” – pisze Buczak. Przestrzega jednak przed łatwymi analogiami. – Podział towarzyszy nam od zawsze, ale wtedy był o wiele bardziej klarowny. Byli „oni”, czyli partia, i byliśmy „my”. A teraz „my” podzieliliśmy się na dwa obozy, między którymi toczy się wojna podjazdowa. Teraz „oni” mają flagę biało-czerwoną, „my” – tęczową albo czarną parasolkę – mówi.

Nie lubi, gdy do jej książek przykłada się współczesną ramę, jednak trudno oprzeć się tej pokusie. Dominika Buczak, doświadczona dziennikarka, zanim zdecydowała się na prozę, myślała o reporterskiej książce o placu Konstytucji. Powstrzymała ją obawa, że nie znajdzie wystarczająco różnorodnych historii. Powieść pozwoliła jej pokazać matkę nieślubnego syna, nieheteronormatywnego mężczyznę, dorastających w latach 60. gejów, zapalczywego narodowca, który gasi zapał pod wpływem najpierw żony, a potem jej brata i jego chłopaka. Wymyślić życiorysy, które działy się w PRL, ale były tabu jeszcze długo po zmianie ustroju. Gdy w 1998 r. próbowano zorganizować w Warszawie Paradę Równości, ratusz nie dał zgody, a aktywiści – było ich kilku – którzy zdecydowali się demonstrować pod Kolumną Zygmunta, dla bezpieczeństwa zasłonili twarze.

Można by się trochę czepiać, że Buczak używa historycznego sztafażu, by odnieść się do dzisiejszych dyskusji, bo reprezentacja osób wymykających się schematom jest w jej książkach nadzwyczajna. Ale ona nie kryje, że w akcję wplotła swój światopogląd i przekonania.

Dominika Buczak (Fot. Łukasz Baksik)

Galeria postaci pomaga jej dowieść, że warunki polityczne – nawet jeśli wypieramy się identyfikacji z aktorami sceny politycznej – to nie jest jakaś abstrakcyjna sprawa, a coś, co pozwala nam żyć względnie bezpiecznie albo zupełnie nie. Przyjaciel z dzieciństwa Adama po 1968 r. wyjechał z rodziną do Paryża. Nie od razu mógł być gejem, długo raczej pedałem lub ciotą. Wreszcie jednak stanął przed lustrem i powiedział: „Jestem gejem”. Adam swoją tożsamość skrywał w szafie żony.

Różnorodność pozwala przypomnieć o czymś jeszcze. Że otwarty świat jest zwyczajny. Nie trzeba się go bać.

Miłość jest gdzie indziej

„Plac Konstytucji” i „Dziewczyny z placu” to książki obyczajowe. Normalnie w powieściach obyczajowych jest tak, że co by się nie działo i tak zwycięża miłość. Tutaj zwycięża przyjaźń.

Maria żyje z mężczyzną, który w 1952 r. zaproponował jej małżeństwo, a ona skusiła się na mieszkanie. Rozmawiają o świętach, wakacjach i nowym samochodzie, ale na co dzień są „zamknięci we własnych chłodziarko-zamrażarkach”. Dobiegając sześćdziesiątki „zamierza nażyć się po uszy”, zakochuje się nawet, ale to nie są wielkie sprawy. Mąż Zosi znika z kart powieści. Irenę z Adamem łączy wiele, ale miłość mają gdzie indziej.

– Dużo zastanawiałam się nad fenomenem przyjaźni kobiecej, siostrzeństwa, wspólnoty czerwonego namiotu. Chciałam je dowartościować, oddać im należną cześć. To mocno trywializowane, ale bardzo ważne dla wielu kobiet związki. Dla Mani przyjaźń z Zosią to może najgłębsza relacja, jaką nawiązała w życiu z drugim człowiekiem – mówi Dominika Buczak.

Przyjaźń w jej książkach jest bezinteresowna, właściwie wyrwana z kontekstu czasów. Okoliczności – od fascynacji komunizmem po jego upadek i budowę kapitalizmu – wpływają na relacje intymne, ale przyjaźń się nie poddaje. To ona pozwala bohaterkom i bohaterom wytrwać w trudnościach.

Irena, która w latach 80. jest „szara jak Marszałkowska, blada jak Warszawa, smutna jak Polska”, z czasem się zmienia. Nie dlatego, że Marszałkowska pstrokacieje, Warszawa nabiera kolorów, a Polska wpada w kapitalistyczną euforię. Raczej okazuje się, że bladość, szarość i smutek to były jej barwy ochronne przed niesprzyjającymi czasami i niełatwą miłością. Zmienia się, bo pozwala sobie posłuchać własnych potrzeb.

I to też jest ważne przesłanie książek Dominiki Buczak. Czasy, owszem, determinują nasz los bardziej, niż tego chcemy, ale sporo zależy od nas – również to, jak te czasy urządzimy.

(Fot. materiały prasowe)

* Dominika Buczak „Dziewczyny z placu”, wyd. Wielka Litera

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij