
Chciałbym grać muzykę, która jest lekka, przyjemna, fajna – mówi Kuba Więcek, saksofonista, kompozytor, producent i jeden z najbardziej inspirujących autorów swojego pokolenia. Jego debiutancki album, „Another Raindrop” z 2017 roku, został nagrodzony Fryderykiem dla najlepszego albumu jazzowego.
Debiutancki album Kuby Więcka ukazał się w ramach ikonicznego fonograficznego cyklu „Polish Jazz” Polskich Nagrań (artysta pozostaje najmłodszą osobą z autorską płytą w serii). Wydawnictwo „Another Raindrop” z 2017 roku zostało nagrodzone Fryderykiem dla najlepszego albumu jazzowego. Pięć lat temu opiniotwórczy amerykański magazyn „DownBeat” umieścił go na liście artystek i artystów, którzy zdefiniują przyszłość muzyki jazzowej. Kilka miesięcy temu został wyróżniony Paszportem „Polityki”. – Komplementy są zawsze miłe, ale nie przeżywam wyrazów uznania tak jak kiedyś, chociaż chciałbym. Moja samoocena jest dzisiaj dużo wyższa. Sporo udowodniłem, czuję, że zbudowałem silny fundament. Trudno byłoby mnie dziś złamać. Wiem, ile potrafię – mówi Więcek.
Kuba Więcek pokochał jazz podczas studiów w kopenhaskim konserwatorium

Jego kompetencje nie podlegają dyskusji, a jego jazz od początku był brawurowy, ekscytujący, elokwentny, osadzony w klasyce, ale progresywny i osobny, bo grał go po swojemu, co mogło nie spodobać się zwolennikom ortodoksyjnych zasad i radykalnych podziałów na to, co wystarczająco jazzowe, i całą mniej wartościową resztę. Nie zależało mu na akceptacji środowiska, w którym ton wciąż nadawało starsze pokolenie? – Pewnie, że mi zależało. Wychowałem się w domu, w którym wszyscy byli ze sobą zawsze skłóceni. Ja robiłem za pomost, próbując ich pogodzić. Kiedy wzrastasz w takich okolicznościach, to potem zależy ci na cudzej akceptacji. Chcesz wszystkich łączyć – opowiada. – Tylko że ja nie musiałem specjalnie zabiegać o aprobatę starej gwardii. Przeniosłem się do Warszawy z Kopenhagi, gdzie spędzałem czas z muzykami, którzy kochali grać mainstreamowy jazz lat 60. (muzyk studiował w kopenhaskim konserwatorium – przyp. red.). I ja dzięki nim uwierzyłem w tę muzykę i ją pokochałem. Wśród młodych ludzi w Polsce taka postawa była rzadka, więc starsze pokolenie jazzmanów od razu to doceniło. Jeśli ktoś chce zmieniać scenę i wprowadzać coś nowego, musi najpierw udowodnić, że zna klasykę. A ja bardzo szybko otrzymałem to błogosławieństwo. Pewnie też dlatego, że świadomie zbudowałem swój zespół. Ja byłem tym szalonym saksofonistą, który grał odlotowe rzeczy, ale obok miałem doświadczonych instrumentalistów, którzy mnie uziemiali. Czułem, że tylko w takiej konfiguracji moje pomysły nabiorą więcej sensu.
Na płytach Kuby Więcka jazz jest fragmentem większej muzycznej układanki
Dziś najciekawsze punkty w jego dyskografii to te, w których jazz jest jednym z kawałków układanki, punktem wyjścia do swobodnych poszukiwań. Od jazzu może wszystko się zaczyna, ale nie wszystko na jazzie się kończy.

Cały tekst znajdziecie w czerwcowym numerze „Vogue Polska”. Wydanie możesz zamówić z wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.