
Pomiędzy XVI-wiecznymi flamandzkimi tapiseriami zawisła właśnie nawiązująca do nich współczesna praca polsko-romskiej artystki Małgorzaty Mirgi-Tas. Za pomocą tkanin z drugiego obiegu twórczyni zszywa przeszłość i teraźniejszość romskiej społeczności, splata niewidzialne dotąd wątki, łączy postaci z zabytkowych tkanin z portretami swoich sąsiadek, ciotek i kuzynek z Czarnej Góry.
Nie po raz pierwszy pochodząca z wielokulturowego pogranicza, Spisza i Podhala, Małgorzata Mirga-Tas sięga po technikę patchworku – zszywa kawałki materiałów znalezionych w second-handach czy w szafach bliskich jej kobiet, by snuć opowieści swojej rodzinnej wspólnoty. W ten sposób powstają wielokolorowe „tekstylne mozaiki”, pełne deseni i rytmów, na których kolejne plany opowiadanych historii są tworzone nie tylko przez kompozycję, lecz również przez to, jak te materie tutaj żyją, jak wychodzą z obrazów. Nie po raz pierwszy artystka pracuje też z czasem – sięga do historycznych dzieł zawierających wątki romskie, cytuje je i przetwarza w swoich pracach w taki sposób, by romskie kobiety i dzieci, przez stulecia pozbawione głosu, z dziejowych marginesów przeszły wreszcie w centrum historii. Dzięki artystce żyjącej w ich otoczeniu te spychane do niebytu, nierzadko dyskryminowane osoby dostają głos i reprezentację w polskich oraz światowych galeriach, muzeach czy na targach sztuki.
Mirga-Tas działała już w ten sposób z XVII-wiecznymi rycinami Jacques’a Callota „Wyjście z Egiptu” oraz wtedy, gdy interpretowała na nowo „Pokłon trzech króli” Gentile da Fabriano w słynnej florenckiej Galerii Uffizi. Czy wreszcie, przetwarzając na barwne dziergane „obrazy”, freski z Palazzo Schifanoia – prezentowane w Pawilonie Polskim weneckiego Biennale w 2022 roku. Tytuł tamtego cyklu „Przeczarowując świat” spokojnie mógłby pasować także do obecnej artystycznej interwencji dokonanej in situ w sali Królewskiego Muzeum Sztuki i Historii w Brukseli, gdzie – w miejsce jednej z serii tapiserii przedstawiających starotestamentowe „Dzieje Jakuba” (projekt Bernarda van Orleya wykonany przez pracownię Willema de Kempeneera) – wpasowano całkowicie współczesne, podobnie wielkoskalowe (425x600 cm) dzieło, które odwraca (przeczarowuje) porządki reprezentacji umieszczone na staroflamandzkich kobiercach.
Małgorzata Mirga-Tas: Romskie wędrówki w czasie

Kiedy Mirga-Tas stanęła przed tapiseriami Orleya, zakochała się w ich szlachetnym pięknie i wybitnym kunszcie staroflamandzkich rzemieślników.
– Zafascynowały mnie – przyznaje. – Spójrz na te kolory! Naturalne barwniki uzyskano z roślin, a do dziś są mocne i żywe. Technicznie to mistrzostwo świata, na początku byłam więc onieśmielona: jak stworzyć pracę, która mogłaby z nimi konkurować? Jak dialogować z czymś tak niedoścignionym? Uznałam jednak, że to pułapka, w którą wpada każdy współczesny artysta. Stwierdziłam, że muszę robić to, co zazwyczaj, bo właśnie dzięki temu mam poczucie, że tworzy się dialog ponad epokami między osobami i historiami, które się tu przeplatają. To jest jak wędrówka w czasie.
Zastanawia się, jak połączyć jej współczesne doświadczenia romskiej dziewczyny i polskiej artystki z podhalańskiej Czarnej Góry z tym, co działo się kiedyś.
– Najważniejszy okazał się dla mnie sam fakt, że my, Romowie, jesteśmy w Europie już tak długo, co udowadniają wizerunki Romów na obrazach i tkaninach – mówi Małgorzata. – To pokazuje, że nie jesteśmy żadnymi „innymi” czy „obcymi”, ale „swoimi” i „tutejszymi”. Żyjemy tu od wieków, a mimo to nadal, w niektórych państwach i środowiskach, mówi się o nas, że „nie jesteśmy stąd” i powinniśmy sobie znaleźć inne miejsce.

Dr Wojciech Szymański: Wydobyć zapomniane historie z tła
Kuratorem wystawy jest dr Wojciech Szymański z Instytutu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, który kolejny raz współpracuje przy projektach Mirgi-Tas (był m.in. współkuratorem jej projektu na Biennale w Wenecji).
– Kiedy pojawiła się propozycja interwencji artystycznej w brukselskim muzeum historycznym, byłem właśnie w Monachium, gdzie w ramach grantu badałem przedstawienia Romów w sztuce dawnej – opowiada. – Uznałem to za niesamowitą koincydencję! Na katalogowych zdjęciach tapiserii, które mi przysłano, wydać było niewiele, ale kiedy po raz pierwszy wszedłem do tej sali i zobaczyłem tkaniny Orleya, od razu oszołomiło mnie to, jak wiele romskich wizerunków umieścił na swoich tkaninach.
Pracownicy muzeum też byli zaskoczeni tą informacją, bo ich uwaga skupiała się dotąd na innych elementach – życiu artysty, biblijnych wątkach, technologii tkackiej epoki. Nie mieli pojęcia, jakie jeszcze historie ukryte są w tych przedstawieniach. Tymczasem flamandzki artysta, opowiadając starotestamentowe „przygody” Jakuba, używał osób i sztafażu zaczerpniętego z własnego otoczenia. Tworząc projekt tkaniny, patrzył na targ, ulicę, codzienność swoich czasów i umieszczał to wszystko w tkanych opowieściach. Jak mówi Szymański, kiedy przyglądamy się rodzajowym scenkom w tle Jakubowych perypetii, łatwo rozpoznać członków romskiej społeczności po charakterystycznych strojach, które wówczas nosili i które zostały opisane w źródłach z XV i XVI wieku. Z tego czasu pochodzą też pierwsze uliczne szkice z romskimi modelami.

– Te elementy ubioru to np. specyficzne płaskie turbany – pokazuje mi kurator na tkaninach w muzealnej sali. – Ale też duże chusty przerzucone przez ramię, spinane w łokciu, które były bardzo praktyczne: używano ich do transportowania rzeczy, dobytku, ale i dzieci. To typowe stroje romskich kobiet z XVI wieku. Na jednej z tapiserii mamy np. scenkę kłócących się (?) romskich przekupek, na innej choćby wróżbitę czytającego przyszłość z ręki.
Te właśnie sceny zostały zacytowane w zaprojektowanej dla tego miejsca pracy Małgosi Mirgi-Tas. Bohaterki i bohaterowie tych „anegdot z tła” są anonimowi, ale ich stroje, zwyczaje, twarze, gesty, zostały na zawsze uwiecznione w cennych artefaktach. Nieznane są natomiast okoliczności ich zaistnienia.
– Nie wiemy, w jaki sposób te postacie się tam znalazły – przyznaje Szymański. – Te portrety są genialne, jak zdjęcia przed wynalezieniem fotografii. Ale czy ci ludzie byli spontanicznymi modelami, czy zapłacono im za pozowanie? A może zmuszono ich do pozowania? W końcu to czas, kiedy zaczynają się prześladowania Romów w Niderlandach.
Kim są ci ludzie? Niemi, anonimowi, ale w jakiś sposób obecni i sprawczy. Te historie na tapiseriach miały opowiadać odbiorcom o ówczesnym świecie. Nieoczekiwanie członkowie romskiej społeczności stają się częścią tej swoistej edukacji: przekazywania wiedzy, zapoznawania z różnymi „typami ludzkimi”. W swojej współczesnej „tapiserii” Mirga-Tas czyni ich głównymi bohaterami i bohaterkami opowieści.

Małgorzata Mirga-Tas: Herstorie moich sióstr
Co w „Historii Jakuba” na XVI-wiecznych tapiseriach zaciekawiło artystkę? Co było dla niej inspirujące w tworzeniu współczesnej na nie odpowiedzi?
– Myślę o tym, że to jest opowieść o wędrówce ludzi opisanych w Biblii, o szukaniu miejsca, gdzie mogą się spokojnie osiedlić, tak jak w romskim losie – odpowiada Małgorzata. – W tym czasie, kiedy ten artysta zaczął szkicować i wymyślać sceny z tapiserii, zaadaptował do nich ludzi ze swojego otoczenia – osoby, które widział na ulicy czy targu, w tym postaci z romskiego świata.
Jej brukselska praca nosi tytuł: „Sawore, sawore, sawore” („Wszystko, wszystko, wszystko”), co jest nawiązaniem do poematu „Krwawe łzy” słynnej romskiej poetki Papuszy i odnosi się do ogromu trudnych doświadczeń, których ta wspólnota musiała doświadczyć w czasie niemieckiej okupacji podczas drugiej wojny światowej i nie tylko. W cytacie z Papuszy umieszczonym nad pracą prezentowaną w Brukseli słowo „bracia” artystka zamieniła na „siostry”, bo w swoich tekstylnych narracjach Mirga-Tas od zawsze zwraca się ku kobiecej wspólnocie. Postaciom i wątkom przeniesionym z sąsiednich tapiserii towarzyszą, jak zwykle w jej pracach, kobiety z jej najbliższego otoczenia: mama, siostra, kuzynka Ania, ulubiona ciocia Stasia (tu – centralna postać w białej, haftowanej, góralskiej bluzce), przyjaciółki i sąsiadki. Są też dwa autoportrety samej artystki, wpisane w ten wielopoziomowy świat.
– To, co robię w sztuce, robię dla moich sióstr – i tych ze mną spokrewnionych, i tych symbolicznych – kiwa głową Małgorzata. – Kiedy tworzyłam projekt tej tkaniny, zastanawiałam się, co zestawić z przekupkami z tapiserii i nagle sobie przypomniałam, jak prowadzę zażarte dyskusje w trakcie moich warsztatów z dziewczynami i mamusiami romskimi. Są tutaj zaszyte prawdziwe radości i smutki bliskich mi kobiet. Fragmenty ich garderoby, chustki i koszule z ich szaf oraz z mojej szuflady.

Jak mówi Małgorzata, zawsze pracuje z kobietami: w Polsce, w Niemczech, w Szwecji, gdziekolwiek trafi ze swoją sztuką. To kobiety są prawdziwym silnikiem romskich społeczności, niezależnie od tego, jak bardzo owe wspólnoty potrafią być patriarchalne. Na innej brukselskiej wystawie czasu polskiej prezydencji („Familiar Strangers” w galerii Bozar) można zobaczyć cykl prac Mirgi-Tas dotyczący m.in. powojennej migracji Romek do Szwecji czy trzech pokoleń kobiet w jej rodzinie, które przeżyły holokaust, komunizm i dożyły współczesności.
– Książki i publikacje w języku romani są niszowe, natomiast kiedy opowiadam historie moich kobiet w sztuce, mam szansę przebić się z nimi do szerszej publiczności – tłumaczy artystka. – Cieszę się, odnajdując wszystkie te opowieści, ale też czuję ich ciężar, bo za każdą z nich czai się jakaś trauma. Wiem, że już w XVI wieku, kiedy powstały te tapiserie, polowano na „Cyganów”, przeganiano ich z miast, z niektórych czyniono niewolników. To mroczna, pełna przemocy część naszej historii, która w różnej postaci trwa w wielu miejscach do dziś.
Po studiach artystycznych Małgorzata wróciła na Podhale, do rodzinnej miejscowości i na swoje romskie osiedle. Obserwuje tam, że granice między ludźmi i społecznościami nadal są żywe, a napięcia wciąż wracają. Jak mówi, uczy swoich synów, że zawsze w takich sytuacjach trzeba mówić: „stop” i brać w obronę tych, na których ta przemoc i poniżenie spada. Nie ma innej drogi – „przeczarowywanie” świata, by był bardziej otwarty i bezpieczny, to mozolna praca, nieustanne tkanie relacji, zszywanie rozmaitych, czasem odległych doświadczeń w jeden, uwspólniony, harmonijny wzór, który być może jest tylko utopijną wizją.
Instalację in situ Małgorzaty Mirgi-Tas „Sawore, sawore, sawore” – można oglądać w Królewskim Muzeum Sztuki i Historii w Brukseli do 29 czerwca 2025 roku. Wystawa w ramach programu polskiej prezydencji UE powstała przy wsparciu Instytutu Adama Mickiewicza.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.