Znaleziono 0 artykułów
28.09.2023

Agnieszka Holland: Przeciw jednoznaczności

28.09.2023
(Fot. Getty Images)

Dawno nie było tak głośnego, ważnego polskiego filmu, wskazującego na istotny temat. „Zielona granica” wciąż roznieca dyskusje, prowokuje do rozmów, uwrażliwia, obnaża. Dlaczego właśnie Agnieszka Holland potrafiła zabrać tak mocny głos w sprawie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej? „Żeby zrozumieć Agnieszkę i jej dzieło, dobrze jest zwalczyć w sobie głód łatwych odpowiedzi” – pisze Karolina Pasternak w biografii reżyserki.

W historię Agnieszki Holland, kobiety-instytucji, bez której trudno wyobrazić sobie polskie kino, wpisanych jest wiele paradoksów. Patriotka, która przez większość życia mieszkała poza Polską. Żydówka, która przez długi czas nie znała szczegółów swojej przeszłości. Storytellerka, unikająca w dziełach autobiograficznych odniesień, choć w większości z nich czuć echa osobistych przeżyć. Jej filmy uznaje się za komentarze do bieżących wydarzeń, mimo że duża część jej fabuł została osadzona w kostiumie historycznym. Można tak ciągnąć jeszcze długo – bo Holland, podobnie jak postaci z jej filmów, nie podlega wygodnej kategoryzacji.

Wiele zdań na temat artystki da się też zacząć od frazy „jako jedna z nielicznych”. Jako jedna z nielicznych polskich twórczyń filmowych już w latach 70. odniosła sukces i stała się czołową reprezentantką kina moralnego niepokoju. Jako jedna z nielicznych została doceniona na Zachodzie, zdobywając najważniejsze nagrody na światowych festiwalach oraz trzy nominacje do Oscara. Jako jedna z nielicznych miała okazję pracować we Francji, w RFN, w Hollywood. Jako jedna z nielicznych z równym powodzeniem, co w kinie, mogłaby się odnaleźć w polityce.

Różnorodnej twórczości Agnieszki Holland najbliżej do tak zwanego kina środka, w którym założenia artystyczne spotykają się z ambicjami społecznymi i intelektualnymi. Jej filmy – manifesty, takie jak „Zielona granica” o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, zawsze odbierane były jako głos w publicznej debacie.

Agnieszka Holland historię kina współtworzy już od ponad pół wieku, a na jej temat krąży wiele obiegowych prawd. Czy jest coś, czego jeszcze o niej nie wiemy?

Dorastanie przyszłej twórczyni polskiego kina

Reżyserka urodziła się w Warszawie w 1948 roku, gdy miejsce gruzów zniszczonej stolicy stopniowo zastępowały modernistyczne budynki, a powojenny chaos przeradzał się w pozorny porządek ustroju komunistycznego. Jej matka, dziennikarka Irena Rybczyńska, walczyła w Powstaniu Warszawskim jako łączniczka. Później współtworzyła czasopismo „Nowa Wieś”, pisała książki o wychowaniu dzieci, zaangażowała się w kształcenie córek. Agnisia (bo tak mówili o niej najbliżsi) odziedziczyła po Reni wiele cech: ma równie niespożytą energię, zdolności przywódcze, tak jak ona niegdyś prowadzi dom otwarty dla gości. „Agnisiu, bądź wielkoduszna” – te słowa często powtarzane przez matkę za młodu będą wracać do Holland jak echo, dyktując zachowanie i ton.

Ojciec, Henryk Holland, w latach 30. przedstawiciel Komunistycznego Związku Młodzieży Polski, wojnę spędził w Związku Radzieckim, nie wiedząc, że w Holokauście straci niemal całą żydowską rodzinę. Gdy wrócił do Polski, zaangażował się w tworzenie nowego systemu. Jak wielu młodych ludzi w tamtym czasie przez jakiś dał się uwieść wzniosłym hasłom socjalizmu, jednak wkrótce z bólem zorientował się, że nie mają one pokrycia w rzeczywistości. Wycofał się wówczas z życia politycznego, porzucił publicystykę i poświęcił pracy naukowej w socjologii. 

Gdy Agnieszka miała 13 lat, ojciec w trakcie rewizji dokonywanej przez Służbę Bezpieczeństwa popełnił samobójstwo, wyskakując przez okno. O jego śmierci nastolatka dowiedziała się z gazet. Przez wiele lat nie poznała na jej temat szczegółów.

Z niejednoznacznej historii ojca reżyserka będzie przez długi czas rozliczana. Można wręcz powiedzieć, że staną się z siostrą, Magdaleną Łazarkiewicz, spadkobierczyniami traumy rodziców, przenoszonej z pokolenia na pokolenie. Choć owa trauma nie przebije się w sposób dosłowny do tworzonych przez Holland fabuł, to już zainteresowanie pewną tematyką, między innymi genezą totalitaryzmów, będzie stanowić istotny element jej twórczości.

Krystyna Zachwatowicz, Agnieszka Holland, Andrzej Wajda w 1985 roku (Fot. Getty Images)

Holland na studiach w Pradze: Kurs dojrzewania po czesku

Już od najmłodszych lat Agnieszka przejawia wiele talentów artystycznych. Dumna i ambitna, w wolnych chwilach pisze wiersze, ma zdolności plastyczne. W domu oczywiście jest bardzo dużo książek, z których szybko uczy się korzystać (umiejętność czytania opanowała już w wieku czterech lat). Z ojcem, bon vivantem, często wystrojonym w ortalionowy płaszcz, już jako kilkulatka chodzi do opery i teatru, stając się dla niego pełnoprawną partnerką do dyskusji. W młodych latach nie interesuje się jeszcze polityką: prowadzone w domu zaangażowane debaty odbiera jako nużące.

Praską szkołę filmową FAMU, kolebkę Czechosłowackiej Nowej Fali i Alma Mater Miloša Formana, Petra Zelenki czy Emira Kusturicy, wybrała, bo można było do niej zdawać zaraz po liceum (żeby zdawać do szkoły w Łodzi, należało mieć już wcześniej ukończone inne studia). Pomimo młodego wieku dostaje się jako pierwsza na liście – tuż przed przyszłym mężem, Laco Adamikiem, którego poślubi już na drugim roku studiów, w trakcie Praskiej Wiosny. Niedługo później urodzi im się córka, Katarzyna. Agnieszka ma wtedy 23 lata.

Okres studiów przypadł na lata wolności, antywojennych protestów i rewolucji seksualnej. Holland pozostaje skoncentrowana na celu, którym od początku było tworzenie kina. Jej film dyplomowy „Grzech Boga” podobno tak przypadł do gustu Andrzejowi Wajdzie, że tuż po powrocie z Czech przyjął ją do nowo powstającego Zespołu „X”. Z reżyserem „Kanału” będzie ją łączyć nie tylko przyjaźń, ale i twórcze porozumienie: napisze dla niego między innymi scenariusze do „Bez znieczulenia” czy „Korczaka”.

Praską Wiosnę i następującą po niej „normalizację” Agnieszka Holland uznaje dziś za wydarzenia, które uformowały ją jako osobę i artystkę. Kluczowy dla tego doświadczenia stał się pobyt w więzieniu, gdzie w 1970 roku spędziła miesiąc za rzekome podżeganie Czechów i Słowaków do rewolucyjnych zachowań. Z powodu pokrewieństwa z Henrykiem Hollandem i politycznego zaangażowania po powrocie do Polski jej scenariusze będą konsekwentnie blokowane przez komunistyczne władze. Na debiut fabularny będzie musiała poczekać aż pięć lat. 

David Thewlis, Leonardo DiCaprio i Agnieszka Holland na planie filmu "Całkowite zaćmienie" (Fot. Getty Images)

Młoda reżyserka: Przywódcza, nieugięta, kategoryczna

Początkowo pracuje jako asystentka reżysera na planach filmowych, między innymi przy „Iluminacji” Krzysztofa Zanussiego. Dzięki swojemu pełnometrażowemu debiutowi, „Aktorom prowincjonalnym” (1978), opowiadającemu o małomiasteczkowej trupie teatralnej, zyskuje rozpoznawalność – otrzymuje nagrodę krytyków FIPRESCI, to też pierwszy film, z którym jedzie do Cannes. Pod koniec lat 70. staje się jedną z twarzy kina moralnego niepokoju, formacji artystycznej tworzonej przez takich reżyserów, jak Krzysztof Kieślowski, Janusz Zaorski, Krzysztof Zanussi czy Andrzej Wajda.

Reżyserki tworzące w tamtym czasie można wymienić na palcach jednej ręki: Wanda Jakubowska, Barbara Sass, Ewa Kruk, później również siostra artystki Magdalena Łazarkiewicz. Agnieszka nie uważa, że z powodu płci ma trudniej –  ej zdaniem reżyseria to zawód, do którego się albo nadajesz, albo nie. Uważa, że „dobry reżyser musi mieć energię, ciekawość i cierpliwość”. Ona zdecydowanie posiada wszystkie te cechy; oprócz tego jest też przywódcza, nieugięta, kategoryczna i bezpośrednia. Budzi szacunek ekipy na planie. „Zanussi w spódnicy” – tak określił jej charyzmę krytyk Krzysztof Mętrak.

W pozostałych filmach z tego okresu, takich jak „Zdjęcia próbne” (1977), „Gorączka” (1980) czy „Kobieta samotna” (1981), liczy się zaangażowanie w istotne społecznie tematy, ważne jest odbicie problemów, które trawiły wówczas wschodnią Europę. Autorka biografii reżyserki Karolina Pasternak dostrzega w tym przede wszystkim próbę buntu, która w określonych okolicznościach musi skończyć się porażką. Holland porusza tematy bagatelizowane, a w ich ramach poczucie tego, co właściwe, nigdy nie jest jednowymiarowe; tworzy propozycję realistycznego, egzystencjalnego kina.

 (Fot. Getty Images)

Agnieszka Holland we Francji: Liczy się wolność

Wybuch stanu wojennego w 1981 roku zastaje ją w Szwecji. Powrót do Polski wiąże się z ryzykiem więzienia, dlatego decyduje się na przeprowadzkę do Paryża – tam prężnie działa już emigracyjna „Kultura”, a władzę od niedawna sprawuje reprezentujący lewicę Mitterand. Po kilku miesiącach dołączy do niej córka Kasia, którą od tego czasu będzie już wychowywać w pojedynkę. Francji nie odbiera jako miejsca przyjaznego dla zagranicznych twórców; początkowo trudno jej się przebić, bo filmowców z innych krajów traktowano tam jako konkurencję.

Do Polski nie będzie mogła wrócić aż przez siedem lat. To na emigracji powstaną tak ważne w jej dorobku tytuły, jak nominowane do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny niemieckie „Gorzkie żniwa” (1985), „Zabić księdza” (1987) o morderstwie Jerzego Popiełuszki, nominowana do Oscara za scenariusz i nagrodzona Złotym Globem „Europa Europa” (1990) czy „Olivier, Olivier” (1992) o tajemniczym zniknięciu wiejskiego chłopca z François Cluzetem w roli głównej. Pomimo początkowych trudności to Francja stanie się krajem, w którego hasłach, kulturze, historii się zakocha. Na bretońskiej wsi kupi dom, gdzie będą odwiedzać ją bliscy i przyjaciele.

Hollywoodzkie opowieści Agnieszki Holland

Sukces filmu „Europa Europa” opartego na prawdziwej historii o należącym do Hitlerjugend Żydzie otworzy jej drzwi do wielkich studiów filmowych w Los Angeles. Swój status „reżyserki hollywoodzkiej” potwierdzi barwną i pełną rozmachu adaptacją powieści Frances Burnett „Tajemniczy ogród” (1994), na której zarobi pierwsze poważne pieniądze. Jako urodzona storytellerka, ceniąca przede wszystkim dobrą opowieść, stosunkowo szybko odnajdzie się w systemie amerykańskim.

Jej filmy z okresu amerykańskiego wywoływały mieszane emocje. Po raczej chłodno przyjętym przez krytyków „Całkowitym zaćmieniu” (1995) o poetach Arthurze Rimbaud i Paulu Verlaine z większym uznaniem spotyka się jej „Plac Waszyngtona” (1997) – kostiumowa adaptacja powieści Henryego Jamesa z Jennifer Leigh w roli głównej, z którego przebijają feministyczny przekaz i duch Gombrowicza. Na przełomie wieków nakręci także „Trzeci cud” (1999), „Strzał w serce” (2001) oraz koprodukcję „Julia wraca do domu” (2002), opowiadającą o kryzysie małżeńskim polskich emigrantów. To obraz, w którym można dostrzec odbicie jej osobistych doświadczeń.

Michał Englert, Agnieszka Holland i Małgorzata Szumowska w 2023 roku (Fot. Getty Images)

Filmy Agnieszki Holland: Daleko od upraszczania rzeczywistości

Choć twórczość Holland jest bardzo różnorodna, a na jej temat można napisać niejedną książkę, da się w niej wyznaczyć kilka dominujących wątków, regularnie powracających w kolejnych dziełach.

Przede wszystkim kwestia zła i nienawiści, o których – jak pisał Tadeusz Sobolewski – autorka „Gorzkich żniw” potrafi opowiadać bez niezdrowej fascynacji. Bohaterowie jej filmów nigdy nie są ani jednoznacznie dobrzy, ani źli; złapani w pułapkę dziejów, mają złożoną tożsamość, a ich zachowanie zależy od kontekstu wydarzeń. Próbują wydostać się ze swojego świata w poszukiwaniu nieosiągalnego szczęścia i spełnienia. To postaci trudne w jednoznacznej interpretacji – tacy jak zbój, ale i bohater narodowy Janosik („Janosik. Prawdziwa historia”), ratujący Żydów złodziejaszek („W ciemności”) czy flirtujący z władzą hitlerowską i komunistyczną uzdrowiciel („Szarlatan”). Holland ma dość upraszczania rzeczywistości, które prowadzi do zamykania się w bańkach informacyjnych i dosłownego odczytywania metafor.

Często podejmowanym, a przy tym prawdopodobnie najbardziej osobistym wątkiem, jest u reżyserki kwestia utraconego przedwcześnie dzieciństwa. Postaci z jej filmów to nieraz nieletni skrzywdzeni przez dorosłych – jak w przypadku produkcji „Olivier, Olivier”, „Tajemniczego ogrodu” czy niezrealizowanego amerykańskiego projektu „Jack and Jill”. Dzieci u Holland stają się przewodnikami po świecie wojny i Holocaustu, zmuszone są przez los do samodzielnego poznawania świata i rozszyfrowywania go według własnych reguł.

Ważne są też w jej filmach metafizyka, wiara i obecność niesamowitego. Choć autorka „Trzeciego cudu” jest ateistką, interesują ją bohaterowie skonfrontowani z działaniem sił, które trudno wytłumaczyć w racjonalny sposób. A od wiary w nadprzyrodzone pozostaje krok do fascynacji naturą, jak w adaptacji prozy Olgi Tokarczuk „Pokot” (2017).

Liczą się też kwestia prawdy i rola mediów. Film „Obywatel Jones” (2019), który opowiada o problemie Wielkiego Głodu w Ukrainie, można uznać również za historię o znaczeniu dziennikarstwa oraz o tym, jaką funkcję pełnią środki masowego przekazu. Artystkę interesują opowieści o politykach, którzy manipulują opinią publiczną („Ekipa”, „House of Cards”). W ostatnich dekadach chętnie angażuje się w tworzenie telewizji, a seriale stają się dla niej współczesnym odpowiednikiem kina środka. Ma na koncie reżyserię takich produkcji jak głośne netflixowe „1983” (2018), kultowe „Prawo ulicy” (2004-2008) czy „Treme” (2010-2013), za który dostała nominację do nagrody Emmy.

Agnieszka Holland: Świadomość, że coś jest beznadziejne, nie może zwalniać z działania

Agnieszka Holland to nie tylko filmy i zaangażowane debaty na Facebooku. Nie wszyscy wiedzą, że pisywała wiersze. Że już na drugim roku studiów mówiła świetnie po czesku, a słowackiego nauczyła się ze słuchu. Że uwielbia gotować i jest w tym bardzo dobra. Że kolekcjonuje antyki, chętnie ogląda piłkę nożną i uwielbia długie spacery. Takie i inne ciekawostki Karolina Pasternak z czułością przytacza w swojej książce.

Z ciekawości wpisuję nazwisko Holland w wyszukiwarce Google. W nagłówkach, które wyskakują jako pierwsze, wyzywana jest od zdrajczyń narodu, a jej najnowszy film mieszany jest z błotem, zanim jeszcze został pokazany szerokiej publiczności. Przez kilka minut przebijam się przez morze hejtu.

Reżyserka od lat dotyka tematów istotnych. Staje w obronie podstawowych wartości, takich jak prawa człowieka, wolność słowa czy demokracja, kiedy czuje, że są zagrożone. Tworzy filmy wywołujące polityczne poruszenie – tak było w latach 90. w przypadku „Europy, Europy”, której Niemcy w ramach protestu nie zgłosili jako swojego kandydata do Oscara. Tak było w przypadku „Korczaka” Wajdy z jej scenariuszem, który to film po premierze w Cannes oburzył francuską prasę, gdyż zmusił mieszkańców kraju nad Sekwaną do spojrzenia w lustro. Tak jest też teraz, w przypadku „Zielonej granicy”, opisującej sytuację na granicy polsko-białoruskiej.

„Świadomość, że coś jest beznadziejne albo że najpewniej skończy się porażką, nie może zwalniać nas z działania. Ruch jest wszystkim. To jest moja filozofia” – powiedziała artystka Karolinie Pasternak, odnosząc się do negocjacji filmowców z komunistycznymi władzami na początku lat 80. XX wieku. Choć czasy – i władze – się zmieniają, Agnieszka Holland w tym ruchu uparcie nie ustaje.

Pisząc tekst, korzystałam z książki „Holland. Biografia od nowa” Karoliny Pasternak, wydanej przez Znak.

Joanna Najbor
Proszę czekać..
Zamknij