Znaleziono 0 artykułów
16.10.2019

Może to naprawdę miły facet?

16.10.2019
(Fot. Materiały prasowe)

Ponad sześć milionów obserwujących na Instagramie robi wrażenie. Ale zapytany, która z ról jest dla niego najważniejsza – modela, influencera, blogera modowego czy biznesmena, uznawany za jednego z najbardziej seksownych mężczyzn, trzydziestoletni Włoch Mariano di Vaio odpowiada bez zastanowienia: Ojca i męża, to 99 procent mnie.
Albo ćwiczenia aktorskie odniosły skutek i Mariano zagrał to świetnie, albo jest szczery.

Nie obserwowałam go na Instagramie, zanim nie dostałam propozycji przeprowadzenia wywiadu. O tym, że  jego „shirtless selfies” mają po ćwierć miliona lajków dowiedziałam się jednak jakiś czas temu, gdy czytałam tekst o instagramowych przystojniakach. Podobnie jak o tym, że walka o lajki to niejedyne zajęcie Mariano, który oprócz tego, że jest modelem, prowadzi blog o modzie i firmę produkującą męskie ubrania oraz dodatki. Po nadrobieniu zaległości i przejrzeniu najnowszych zdjęć wiem już, że bardziej lubi swój lewy profil, że ma świetnie wyrzeźbione ciało (zdecydowanie Dyskobol Myrona, choć bardziej patriotyczny byłby David Michała Anioła), że jeździ dobrymi samochodami, nosi modne ciuchy, odpoczywa/pracuje w pięknych miejscach i kocha rodzinę, z którą chętnie pozuje. Nie ma w tej foto-opowieści zbyt wiele miejsca na spontaniczność, niedoskonałość, nieostrość. Zaskakuje mnie jak bezpośredni okazuje się Mariano w rzeczywistości. Mówi po angielsku dobrze i dużo, ale gdy zapomina jakieś słowo, zastępuje je włoskim, pomagając sobie dłońmi i mimiką. Nie gra macho  – wzrusza się, kiedy gratuluję mu, że po raz kolejny (trzeci już) zostanie ojcem. Nie broni się przed osobistymi pytaniami i nie obawia powiedzieć, że czegoś nie wie.

Spotykamy się z okazji premiery nowego męskiego zapachu K by Dolce & Gabbana, którego twarzą został Mariano. Jest ubrany w biały T-shirt i świetnie skrojone ciemne spodnie, całość ani za oficjalna, ani za swobodna. Mimo prostoty tej stylizacji mam wrażenie, że nie jest to przypadkowe zestawienie. 

(Fot. Materiały prasowe)

 

Czy takie wyczucie stylu, przychodzi naturalnie, czy jednak trzeba nad nim popracować?

Pasja pojawiła się, gdy miałem 15 czy 16 lat, ale umiejętności musiałem doszlifować. Nie miałem wyczucia stylu, wcześniej nie interesowałem się modą, chciałem po prostu dobrze wyglądać. Obserwowałem ojca, który świetnie się ubiera. W pewnym momencie moi kumple zwrócili uwagę: Stary, twój tata jest bardzo elegancki. Pomyślałem – naprawdę taki jest! Zacząłem podziwiać go także za wyczucie mody. I nosić jego rzeczy, bo mieliśmy mniej więcej ten sam rozmiar ubrań i butów. Pracowałem nad swoim stylem, wsiąkłem w modę. Dopiero teraz widzę jak długą przeszedłem drogę. Mieszałem rzeczy w nie zawsze udany sposób. Ale jeśli nie spróbujesz, nie zaryzykujesz, nigdy się niczego nie nauczysz, również w kwestii mody. Na przykład nosiłem tenisówki i adidasy do eleganckich garniturów „pożyczanych” od taty, bo jeszcze nie odkryłem eleganckich butów. Mama patrzyła na mnie z dezaprobatą. Kilkanaście lat temu takie łączenie konwencji nie było popularne, a i ja nie miałem tyle doświadczenia, by robić to dobrze. Podobały mi się też dwurzędowe marynarki, ale wyglądałem w nich jak pingwin. Żeby się przyzwyczaić wkładałem je np., kiedy wychodziłem z kumplami na pizzę. Łączyłem z dżinsami i T-shirtem. Teraz to jedna z moich ulubionych części garderoby. Dziś w wieku 30 lat, wiem jak umiejętnie łączyć łączyć konwencje, grać nimi. Złapałem konieczny dystans, nabrałem do siebie zaufania.

(Fot. Materiały prasowe)

Jak określiłbyś swój sposób ubierania: sportowy, formalny, swobodny?

Mój styl jest stuprocentowo włoski. Zawsze na pierwszym miejscu stawiam wygodę. Rzecz może być nie wiem jak piękna, ale jeśli nie będę się w niej swobodnie czuł, nie założę jej. Lubię elegancję, nawet, kiedy w niedzielę chodzę w spodniach od dresu wkładam do nich dżersejową koszulę. Czasem wplatam elementy boho.

Co teraz oznacza włoski styl? Trochę się przecież musiał zmienić od czasu filmów z Marcello Mastroiannim.

Dla nas Włochów nadal charakterystyczne jest to, że zwracamy uwagę na jakość ubrań, cenimy doskonałe rzemiosło. Czasem znajomi z zagranicy dziwią się, że idę do krawca, żeby zamówić koszule, a dla mnie to zwykła rzecz. Pierwszy raz zrobiłem tak, gdy miałem 16 lat, przykład brałem z taty. Gdy traktuje się modę jak dziedzinę sztuki, wykonanie automatycznie staje się ważne. We włoskim stylu nie chodzi o zestawianie konkretnych spodni z konkretną koszulą, lecz o ich jakość, doskonały materiał, dopasowanie do figury, uszycie, to wszystko, co sprawia, że ubranie staje się częścią ciebie. 

Moda jest dla ciebie ważna, ale to niejedyna rzecz, która się zajmujesz.  Kim czujesz się teraz najbardziej: modelem, blogerem, influencerem, biznesmanem, stylistą, projektantem?

Jestem ojcem i mężem w 99 procentach! Cała reszta to coś, co lubię robić, żeby zapewnić bliskim bezpieczeństwo, komfort. Kocham  synów (Nathan Leone ma trzy lata, Leonardo Liam półtora roku, przyp red.), chcę im dać jak najwięcej siebie, poświęcić czas, uwagę. Niczego ważnego z ich życia nie przegapić. Kiedy muszę wyjechać na kilka dni, bardzo za nimi tęsknię. Starszy syn już rozumie, że gdy pakuję walizki – zniknę na jakiś czas i obraża się na mnie. Uprzedza cios, nie chce się bawić, nie chce rozmawiać. Rozumiem to, ale, wiesz  – i tak boli! Kiedy pierwszy raz się obraził, płakałem, jakbym to ja był dzieciakiem. Starałem się go rozbroić, wytłumaczyć, że to praca, że zaraz znowu z nim będę, nie zadziałało. Teraz jest już trochę lepiej.

Woda toaletowa K by Dolce & Gabbana, 310 zł/50 ml 
Otwiera się cytrusowo aromatem sycylijskich pomarańczy i cytryn, później staje się bardziej zmysłowa dzięki paczuli i ostrej papryczce, męską energię wprowadzają wetiwer i zioła: lawenda, szałwia, geranium. A wszystko na ciepłym tle cedru. (Fot. Materiały prasowe)

Z żoną Eleonorą Brunacci, pobraliście się w 2015 roku, ale byliście ze sobą już wcześniej. Czy to był „piorun sycylijski”, czy dojrzewaliście do tego, żeby stworzyć poważny związek?

Gdy się poznaliśmy miałem 22 lata, a ona rok więcej. Wiedziałem od razu, że chcę, by stała się częścią mojego życia. Oprócz urody, ujęła mnie jej życzliwość, szczerość, troska o innych. Dzięki niej mogłem stać się lepszym człowiekiem. Udaje się jej łagodzić moją kanciastą naturę. Wyobraź sobie bryłę z mnóstwem ostrych kątów – to ja, nie byłem z natury tak życzliwy i otwarty jak Eleonora, ale ona to zmieniła. W pewnym sensie jest moim mistrzem, pomaga mi kształtować charakter. Dzięki niej w naszej rodzinie panuje harmonia. Patrzę na nas czasem z dystansu i nie mogę uwierzyć, że tak się zgrywamy. Jasne, jak to Włosi bywamy wybuchowi, ale jesteśmy równie emocjonalni w okazywaniu sobie miłości

Najbardziej romantyczne chwile w tym roku? 

„Tylko” we czworo pojechaliśmy odpocząć w góry. Tam zawsze wyjątkowo intensywnie czuję bliskość z żoną, z synami. Może przez to, że siedzimy razem przy kominku, a za drzwiami jedynie góry i las? Jesteśmy sami. Po podłodze pełzają dzieci, bawię się z nimi, uwielbiam to. Zapach płonącego drewna zawsze przywołuje we mnie te dobre chwile.

Skoro już jesteśmy przy zapachach, jak przebiegała współpraca z Dolce&Gabbana?

To dla mnie „ta” marka, od czasów nastoletnich. Przed spotkaniem z Domenico i Stefano denerwowałem się tak, jakbym miał poznać swojego idola. Kiedy zaprosili mnie z Eleonorą na pokaz byłem szczęśliwy. Chcieli poznać naszą rodzinę, zależało im, żeby ten, kto będzie reklamował nowy, męski zapach reprezentował określone wartości – kochał życie, Włochy, dbał o najbliższych. Ale i dla mnie było to ważne, chciałem im przedstawić żonę. Podczas kręcenia reklamy też były wzruszające momenty. Zdjęcia robiliśmy w Montepulciano, urodziłem się niecałą godzinę jazdy od tego miasteczka. Później niecierpliwiłem się, kiedy wreszcie powącham K by Dolce&Gabbana. Byłoby niezręcznie reklamować perfumy, których się nie lubi. Ale są świetne. Drzewna baza bardzo mi się spodobała (wracamy do opowieści o górach, ogniu w kominku, ale też o nadmorskich pinetach, gdzie spacerowali wśród sosen z Eleonorą, gdy się poznali – przyp. autorki). I ostra papryczka, dobre połączenie, Pomyślałem – wszystko jest na swoim miejscu i mogłem się zrelaksować.

Podczas kolacji Mariano wytrzymywał dziesiątki „selfików” z dziennikarkami i dziennikarzami, nie zapominając ani na chwilę o ciężarnej żonie, o którą się troszczył. Może to naprawdę miły facet?

 

Joanna Lorynowicz
Proszę czekać..
Zamknij