Znaleziono 0 artykułów
19.02.2022

„Niedoskonałości” czy „prawda o skórze”?

19.02.2022
Maeva Giani Marshall (Fot. Getty Images)

Angielskim imperfections określamy pory, zmarszczki, cellulit, rozstępy, wysypki, a nawet wrastające włoski. Słowem: skórę, która jest żywym organem. Nauczyliśmy się kwestionować i oceniać jej każdy element, zarzucać jej „niedoskonałość”, zakrywać, gdy nie spełnia oczekiwań albo sprawia psychiczny ból. Specjalistki, z którymi rozmawiamy o samoakceptacji i długiej drodze do normalizacji dysfunkcji skóry, potwierdzają: wbrew pozorom trądzik czy zmiany atopowe leczą się szybciej niż latami łamana psychika.

Gdyby stan skóry nie miał przełożenia na to, jak się czujemy, nie powstałaby psychodermatologia, dziedzina medycyny, która łączy dermatologię i psychiatrię. Obejmuje choroby skóry, których przyczyna tkwi w psychice oraz zaburzenia psychiczne wynikające ze stanu skóry. Dlaczego mają aż tak silne powiązanie? Skóra jest widoczna, a do tego jest zwierciadłem stanów emocjonalnych, które przeżywamy (np. kiedy się zaczerwieni czy zblednie), przez co ma ogromny wpływ na kształtowanie poczucia własnej wartości. Pryszcze, krosty, wągry, zaskórniki, liszaje, to wszystko określenia o bardzo negatywnych skojarzeniach. Trądzik, trądzik różowaty, hiperpigmentacja czy atopowe zapalenie skóry, to znowu nomenklatura medyczna. – Słowa, jakich używamy, mają znaczenie! Dla mnie neutralnym jest określenie zmiany skórne (np. towarzyszące trądzikowi różowatemu) – mówi Anna Kędzierska, psycholożka, autorka podcastu „Opowiedz.to” i konsultantka akcji „Róż się do lekarza”, propagującego leczenie trądziku różowatego. Problemy skórne są jednym z częstszych czynników rzutujących na samoakceptację. „Uważa się, iż efektywne leczenie ok. 30 proc. pacjentów dermatologicznych wymaga uwzględnienia czynników natury emocjonalnej, obejmującej obszar funkcjonowania psychologicznego, społecznego i zawodowego” [źródło: centrumdobrejterapii.pl]. O chorobach psychosomatycznych mówi się m.in. w kontekście łuszczycy, pokrzywki kontaktowej, trądziku, łojotokowego zapalenia skóry, atopowego zapalenia skóry, łysienia plackowatego, trądziku różowatego. Jak mówi Anna Kędzierska, „skóra jest barierą między człowiekiem a światem zewnętrznym”, dlatego tak wiele osób z dysfunkcjami skóry cierpi na depresję, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne czy fobię społeczną. – To zamknięte koło, bo samopoczucie wpływa – przez pojawiające się w organizmie substancje – na kondycję cery – dodaje psycholożka. 

Fot. Getty Images

Jeśli chodzi o społeczną akceptację zmian skórnych w Polsce, jesteśmy dopiero na początku drogi. To bardzo potrzebna zmiana, więc dobrze, że się o niej mówi. Zwłaszcza że o ile trądzik jest schorzeniem, które w wielu przypadkach da się skutecznie wyleczyć, to już np. na bielactwo leku nie ma. – Moda na tatuaże jest ogromnym szczęściem dla osób z bielactwem. Nie są stygmatyzowane, jak dawniej. Jestem za tym, żeby oswajać choroby skóry i mieć większą świadomość, że one są chorobami. Takim przykładem są pacjenci z łuszczycą. Dawniej zakrywali przez cały rok ręce, ramiona czy nogi, żeby zmiany nie były widoczne. Może dzięki akceptacji społeczeństwa nabiorą jeszcze większej swobody – mówi dermatolożka specjalizująca się w leczeniu trądzików, dr n. med. Ewa Chlebus. I dodaje – Nie ma zależności, która świadczyłaby o tym, że pacjenci z bardziej zaawansowanym trądzikiem czy większą liczbą zmian przejmują się bardziej niż ktoś, kto ma pięć krostek. Zadaniem lekarza jest wysłuchanie pacjenta, żeby zrozumieć, z czym się mierzy i jakie to jest dla niego ważne. Zdarzają się pacjenci w czapkach, które noszą niezależnie od pory roku tylko po to, by przykryć stany zapalne na czole. Spodziewam się, że po jej zdjęciu zobaczę liczne objawy trądziku, tymczasem okazuje się, że są niewielkie. Jednak dla danego pacjenta mogą być codziennym dramatem, z którym się mierzy. To niezwykle indywidualna kwestia. Albo kobiety, które noszą gruby, bardzo kryjący makijaż, żeby zatuszować trądzik. Powstaje wtedy tzw. efekt kostki brukowej i zmiany zapalne widoczne są jeszcze bardziej. Ale z drugiej strony, nie można takiej osobie powiedzieć, żeby przestała maskować skórę, bo to może oznaczać np. lęk przed wychodzeniem z domu. Zmianę podkładu na lżejszy można doradzać dopiero z postępującym leczeniem – mówi dermatolożka.

Winnie Harlow (Fot. Getty Images)

Doskonałość to nie norma

Nie bez znaczenia na postrzeganie skóry ma wpływ to, co oglądamy w mediach społecznościowych. Hasła #iwokeuplikethis czy #nofilterneeded niestety są najczęstszym kłamstwem publikowanym w internecie. Zdjęcia można zrobić w programie, który ma wbudowaną autokorektę, albo „przeciągnąć” je przez filtry, które wyczyszczą skórę i usuną niedoskonałości. Oprócz tego filtrem, który już koryguje naturę, są: makijaż permanentny, powiększone usta, wypełnione policzki, doklejone rzęsy czy wcześniej nałożony samoopalacz. Publikując małe i większe kłamstewka, buduje się zbiorową ułudę dotyczącą tego, jak twarz powinna wyglądać.  – Cera z Photoshopa to zakłamanie rzeczywistości. Jeśli takie zdjęcia są głównym źródłem wiedzy na temat tego, jak wyglądają ludzie, jeśli to one ustalają w ludzkich głowach standardy piękna, to mamy problem. Zaczynamy wierzyć w to, że skóra, na której pojawiają się jakiekolwiek zmiany, ba – nawet widoczne pory – jest skórą, z którą coś jest nie tak. Taką, która odbiega od normy. Ale ta „norma” jest nierealna. To ona jest chora, bo fałszywa. W kontekście takiego mechanizmu bardzo mnie ucieszył pomysł właścicieli Instagrama, aby redukować ilość graficznie modyfikowanych zdjęć – mówi Kędzierska. 

Pomocne są także ruchy związane z publikowaniem zdjęć nagiej skóry, jak „skin that we live in”, „raw beauty”, „czyste piękno”, „skin normality” czy obserwowanie kont z hashtagami #naturalskin #nakedskin #nagaskóra #nomakeup. Przyzwyczajanie oczu do widoku innych osób z normalną cerą, która bywa kapryśna – pomaga. Warto też samemu wprowadzić w życie nieco inne nazewnictwo. Nie być tak krytycznym wobec innych, jak i wobec siebie. Wychodząc z założenia, że doskonałość nie istnieje, nie nazywać zmian skórnych „niedoskonałościami”. Wbrew pozorom trądzik czy zmiany atopowe leczą się szybciej niż latami łamana psychika i zachwiana przez ich obecność na twarzy czy ciele – pewność siebie. Jak podkreśla dr Ewa Chlebus, osoby, które latami walczyły z nadwagą, nawet po dużej stracie kilogramów wciąż widzą je w lustrze. Podobnie jest z osobami cierpiącymi przez lata na trądzik czy łuszczycę. Jeśli pomimo ich wyleczenia lub zmniejszenia objawów, wciąż czujemy, jakby były obecne, warto zgłosić się do psychologa. I pracować nad samoakceptacją. A jak rozmawiać o czyichś chorobach czy zmianach skórnych? Tylko w sytuacji, kiedy ktoś sobie tego zażyczy i koniecznie będzie chciał zasięgnąć naszej opinii. W przeciwnym wypadku milczenie jest złotem.

Trądzik pospolity wraz z niekończącą się pandemią, noszeniem maseczek, odkażaniem, będzie dotykał coraz większej liczby ludzi. To, co jest szczególnie ważne, to potraktowanie tego jako etapu przejściowego, ale takiego, w którym skóra potrzebuje szczególnej troski. Jakiej? Najlepiej skonsultować to z lekarzem dermatologiem. Pomocne jest również wsparcie dietetyka klinicznego, który podpowie, co będzie działać leczniczo, a co nasilać zmiany. Dobre jest więc nie surowe ocenianie czy nazewnictwo, ale działanie. – Trądzik pospolity, trądzik różowaty czy egzema – wymagają dłuższego okresu leczenia. Czasu. Prawdziwym wsparciem jest więc akceptowanie odmiennego wyglądu. Tego warto się trzymać, ale warto też skórę leczyć – dodaje dr Chlebus. 

Maria Kowalczyk / nostressbeauty
Komentarze (1)

Kasia Napiórkowska02.04.2022, 23:02
Ja pogodziłam się z tym, że moja skóra ma wyjątkowe potrzeby – mam AZS, więc odpowiednia pielęgnacja jest obowiązkowa. Przetestowałam różne emolienty, ale od jakiegoś czasu faworytem jest u mnie Bioderma, a konkretnie balsam Atoderm Intensive Baume.
Proszę czekać..
Zamknij