Znaleziono 0 artykułów
01.10.2024

Obiekty, nie przedmioty. Pierwsza galeria collectible designu otworzyła się w Warszawie

01.10.2024
Prace Moniki Patuszyńskiej na wystawie „Hold me tight”, Fot. Tomo Yarmush

Z jednej strony to po prostu misa, lampa, stół – funkcjonalne elementy, z którymi można obcować na co dzień. Z drugiej – są tak angażujące, że trudno przejść obok nich obojętnie, bo za formą kryje się opowieść. – Lubię nazywać je obiektami. Sygnalizować, że znajdują się gdzieś na styku świata sztuki i dizajnu. Są unikatowe i kolekcjonerskie – mówi Aleksandra Krasny, współtwórczyni pierwszej w Polsce galerii collectible designu Objekt, po czym dodaje: – Dla mnie Objekt to obiekt pożądania.

 Zaczęło się od wycieczki na 40. urodziny. Zrobiłam sobie prezent i pojechałam do Kopenhagi. Chodząc po galeriach, muzeach, sklepach i butikach, zdałam sobie sprawę, że obserwuję nowe zjawisko. Odnajdywałam miejsca, w których design pokazał mi się jako język do rozpracowywania współczesności na takich samych zasadach, jak dotychczas robiła to sztuka. To było przyjemne, mądre i świeże – mówi Aleksandra, przywołując takie przestrzenie jak Tableau Cph czy Etage Projects. – Każda wizyta w tych galeriach była dla mnie wielozmysłowym przeżyciem. Potem kolejne wyprawy do Mediolanu czy Barcelony tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że chciałabym rozwijać collectible design w Polsce – dodaje.

Prace Moniki Patuszyńskiej na wystawie „Hold me tight”, Fot. Tomo Yarmush

Gdy pytam o nazwiska, padają te gwiazdorskie: Monika PatuszńskaJan AnkiersztajnAleksandra Zawistowska, Filomena Smoła czy Formsophy. – Interesują mnie artyści i artystki z różnych pokoleń, ale z indywidualną ścieżką. Zanurzeni w konkretnym materiale – porcelanie, szkle czy aluminium. Ale twórczo interpretujący rzemiosło, otwarci na eksperymenty – tłumaczy. Można też dodać, że wybiera twórców działających z sukcesami już na międzynarodowej scenie, ale wciąż niedocenianych w kraju.

Czy sądzi, że młody polski rynek jest już gotowy na taki format? – Wiele wskazuje na to, że tak – odpowiada Aleksandra z przekonaniem, za którym stoi wieloletnia praca w uznanej prywatnej galerii, PR-ze luksusowych marek wnętrzarskich i prowadzenie jednej z największych korporacyjnych kolekcji sztuki w Polsce. – Wśród kolekcjonerów obserwuję otwartość, potrzebę autoekspresji na innych polach. Zmieniają się także luksusowe wnętrza. Mniej w nich rozwiązań „od stempla”, a więcej autorskich, które porzucają bezpieczną „hotelową estetykę”.

Prace Moniki Patuszyńskiej na wystawie „Hold me tight”, Fot. Tomo Yarmush

Pierwsza wystawa w Objekcie – „Hold me tight” Moniki Patuszyńskiej

Pierwsza wystawa Objektu „Hold me tight” to przegląd najnowszych prac wspomnianej Moniki Patuszyńskiej, projektantki przed laty związanej z Zakładami Porcelitu Stołowego w Pruszkowie, dziś artystki, której porcelanowe rzeźby można znaleźć we wnętrzach butików Chanel w Singapurze, słynnego Tiffanys w Nowym Jorku (i nowopowstającego w Mediolanie) czy Guerlain w Paryżu.
– Monika zaczyna proces od pracy ze starymi formami pozyskanymi z opuszczonych zakładów. Ale jej metoda jest autorska. Łączy je, dopasowuje, składa na nowo w całość. Szwy, poziome rytmy, ostre krawędzie, które dzięki temu pojawiają się na odlewach, są bardzo charakterystycznym elementem jej języka, ale też wywróceniem stereotypów na temat samej porcelany – mówi Krasny, tłumacząc, że w procesie ogromną rolę odgrywa zarówno intuicja, jak i przypadek. Kluczowym elementem jest odpuszczenie kontroli. Zgoda na to, żeby bryła zaczęła płynąć, zapadać się, zlewać. Żyć własnym życiem. W tak powstałych organicznych formach odzywa się wiele znaczeń. 

Fot. Tomo Yarmush

To rzeźbiarska opowieść o relacjach, a często też zapis osobistych doświadczeń. – Cykl z żółtymi technicznymi trytkami jest dedykowany prababci Moniki – żydówce z Kowna, przechrzczonej na katoliczkę. Monika porusza temat niedopasowania, potem siłowego przystosowania, zastanawia się nad ceną tych zmian – mówi Aleksandra. 

W głębi galerii, na stalowych półkach pokazuje też mniejsze prace pozostałych artystów, które można traktować jako zapowiedzi kolejnych wystaw. Są tu surrealistyczne szklane łyżki, pierścionki-róże Filomeny Smoły, które pojawiły się w scenografii paryskiej prezentacji Magdy Butrym na sezon wiosna–lato 2025. Tuż obok stoi masywny wazon z polerowanego aluminium Jana Ankiersztajna, który zmienia myślenie o przemysłowym materiale, traktując go z delikatnością i wyczuciem. Dalej „topniejące” misy ze szkła. Ich formy zostały zainspirowane lodowcem na Antarktydzie, gdzie Aleksandra Zawistowska kilka miesięcy temu odbywała rezydencję artystyczną.

Fot. Tomo Yarmush

Galeria to coś więcej niż sklep ze sztuką

– Używam słowa „galeria”, bo dokładnie takie metody pracy przyjmuję. Traktuję reprezentowanych przez siebie artystów jak partnerów. Moją rolą jest stworzyć optymalne warunki do pracy, zdjąć z nich obowiązek sprzedaży, promocji czy poszukiwania nowych możliwości rozwoju. Z drugiej strony zamierzam działać perspektywicznie, czyli planować kolejne wystawy, projekty, kroki – zapowiada Aleksandra, po czym dodaje: – Dobry galerzysta to też osoba zadająca pytania, znajdująca nowe konteksty i dostrzegająca nowe możliwości.

– A jak powinno wyglądać wnętrze do wystawiania tak różnorodnego dizajnu? – pytam. – Powinno być elastyczne, dawać możliwości – odpowiada. Objekt jest kameralny, wysoki, adekwatny do charakteru budynku, w którym się znajduje – modernistycznego bloku z początku lat 60. – W trakcie remontu usunęliśmy kilka warstw farby ze ścian i płytek z podłogi. Oryginalna mozaika była niestety roztrzaskana, ściany poryte instalacjami – dlatego razem z architektką wnętrz Aleksandrą Hyz zdecydowałyśmy się zacząć od początku – mówi Krasny.Ściany pokryte tynkiem cementowo-wapiennym nie zostały pomalowane, są szorstkie i nieregularne. Odcinają się od nich dwie gładkie płaszczyzny: kremowy sufit i czerwona podłoga. Kolor, który wycina ostrym konturem każdą eksponowaną pracę, to „Signal red”. W próbniku RAL 3003. – Żeby znaleźć odpowiedni odcień, robiliśmy 12 prób. Bo czerwień może wpadać w pomarańcz, fiolet, brąz. Ale tak naprawdę, jeśli nie używamy galeryjnego oświetlenia, zmienia się z każdą godziną, razem ze słońcem – opowiada Aleksandra.

Twórcy galerii Objekt: Aleksandra Krasny i Marcin Studniarek, Fot. Tomo Yarmush

Na słońce reagują też przezroczyste luksfery z seledynowym zabarwieniem – cytat z sąsiedniej kamienicy – i stalowa ściana. – Wyzwaniem były dla mnie meble, które z jednej strony miały być neutralne, niekonkurujące z pracami, a z drugiej – dorównywać im projektową klasą i kunsztem wykonania. Zdecydowaliśmy się na sygnowany vintage – mówi, wybrawszy subtelne projekty taktownie pozostające na drugim planie. Transparentne biurko Gallotti & Radice z lat 70. znika, piaskowa kanapa z fotelem Michela Ducaroya dla Linge Roset kamuflują się na tle ściany, podobnie jak czerwony fotel ze skóry stworzony przez Mario Belliniego. Nie brakuje też takich niespodzianek jak umywalka ręcznie wycięta z piaskowca w kamieniołomie, ukryte schody.

Wisienką na torcie jest kolejny starannie dobrany element, stworzony przez precyzyjnie wybranych twórców: szyld z logo zaprojektowanym przez polsko-duńską pracownię graficzną Hugmun Studio. – Dla mnie Objekt to obiekt pożądania – uśmiecha się Krasny, mówiąc o kolekcjonerskim aspekcie i nawiązując do słynnego cytatu Susan Sontag z „Miłośnika wulkanów”, który wpisuje się w opowieść o galerii: „Kolekcjonerstwo to przykład nienasyconego pożądania, donżuanizm przedmiotów, w którym każde znalezisko wywołuje nowy obrzęk duszy i rodzi dodatkową przyjemność rejestracji i wyliczania”.

 

Basia Czyżewska
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Obiekty, nie przedmioty. Pierwsza galeria collectible designu otworzyła się w Warszawie
Proszę czekać..
Zamknij