Znaleziono 0 artykułów
09.06.2019

Pani Cousteau

09.06.2019
Simone i Jacques Cousteau (Fot. ASSOCIATED PRESS/East News)

Gdy wpisuję w wyszukiwarkę słowa „Jacques Cousteau”, w ciągu 0,72 sekund Google pokazuje pięć milionów dziewięćset trzydzieści tysięcy wyników. Ale gdy szukam „Simone Cousteau”, w niewiele ponad pół sekundy dostaję zaledwie pięćset dziewięćdziesiąt tysięcy wyników. A przecież bez niej nie byłoby jego.

Gdy myślę o niezwykłych przygodach z moim ojcem, kapitanem Jacques’a-Yves’a Cousteau, nieskończonych podróżach, odkryciach, wynalazkach i przyjaźniach trwających całe życie, prawdziwą bohaterką tych przygód jest Simone Cousteau, moja matka – wspomina syn, Jean-Michel.

Urodziła się 19 stycznia 1919 roku w Tulonie. Ojciec jej matki był admirałem francuskiej marynarki. Ojciec jej ojca też był admirałem (francuska wyprawa antarktyczna jego nazwiskiem – Melchior – nazwała grupę wysp na koniuszku Antarktydy). Jej ojciec również był admirałem. Simone mówiła, że w jej żyłach zamiast krwi płynie słona woda. Gdy miała pięć lat, z rodzicami i braćmi przeniosła się do Japonii. Dziewczynka szybko opanowała nieznany język. Do Francji wróciła jako nastolatka. W 1936 roku na jednym z licznych eleganckich cocktail party urządzanych przez państwa Melchior (ojciec Simone został dyrektorem ogromnego przedsiębiorstwa Air Liquide, które wytwarzało gazy przemysłowe) pojawił się patykowaty chłopak z kamerą pod pachą. Kręcił się po salonie, filmując oficerów wznoszących toasty. Zwrócił uwagę Simone. On też od razu ją zauważył: młodą dziewczynę z zielonymi oczami, wysokimi łukami brwi i ciemnymi kręconymi włosami. Admirał Melchior natychmiast przedstawił siedemnastoletnią córkę dwudziestosześcioletniemu Jacques’owi-Yves’owi Cousteau, oficerowi marynarki wojennej.

Simone i Jacques Cousteau (Fot. Keystone/Hulton Archive/Getty Images)

Młody oficer zdążył już okrążyć cały świat. Wstąpił do wojska, żeby podróżować. Podróżować i kręcić filmy kamerą, z którą nigdy się nie rozstawał. Pierwszą kupił, kiedy miał czternaście lat. Za pierwszy własnoręcznie wywołany film dostał gromkie brawa od całej rodziny – nakręcił ślub kuzyna. Przyjaciołom kazał grać w wymyślonych przez siebie scenach. Ale zrezygnował z kariery reżysera na rzecz pilotowania samolotów.

Kiedy poznał Simone, ciągle jeszcze dochodził do siebie po wypadku, w którym prawie stracił życie. Prowadził nocą pożyczony od ojca samochód, nie zauważył zakrętu i wjechał w drzewo. Dwanaście złamań, sparaliżowana prawa ręka. W kości wdała się infekcja, nie zgodził się na amputację. Wyzdrowiał, ale musiał pożegnać się z karierą pilota. Żeby wzmocnić ciało, dużo pływał – w pożyczonych od znajomego goglach odkrywał podwodny świat. Jeśli nie niebo, to woda.

Tamtego wieczoru, na paryskim przyjęciu Simone i Jacques rozmawiali o łodziach. Pobrali się niecały rok później, gdy tylko ona skończyła szkołę. Przenieśli się na południe Francji, do bazy morskiej w Tulonie. Jacques, z dwójką przyjaciół – Frédérickiem Dumasem i Philippe’em Tailliezem (mówili o sobie „Mousquemers”, muszkieterowie morza) – nie przestawali testować nowych wynalazków, które pozwalałyby im swobodnie oddychać pod wodą. Żaden z nich nie był zadowalający, wiele groziło śmiercią. Ale nurkowanie na jednym wdechu, eksperymentowanie z dostępnymi urządzeniami dostarczającymi powietrze pod wodę i z wodoodpornymi osłonami na kamerę – stało się obsesją Jacques’a. Na – prawdopodobnie pierwszym – filmie nakręconym pod wodą widać Simone, która bawi się, rozchlapując wodę w słońcu.

Pierwszego syna, Jeana-Michela, urodziła na kuchennym stole tuż przed wojną. Drugiego – Philippe’a – na tym samym stole, pół roku po tym, jak Niemcy wkroczyli do Paryża. Kiedy południe Francji zaatakowały wojska niemieckie, państwo Cousteau przenieśli się do okupowanego Paryża. Dzięki ojcu Simone Jacques miał dostęp do technologii Air Liquide. Teść przedstawił go inżynierowi Émile Gagnanowi. Razem zaprojektowali pierwszy akwalung – urządzenie umożliwiające oddychanie pod wodą z umieszczonej na plecach butli ze sprężonym powietrzem. Rewolucją był automat oddechowy, który dostarczał powietrze prosto do ust nurka pod odpowiednim ciśnieniem. Pierwsze testy Cousteau robił na sobie: w styczniu 1943 roku w zimnych wodach rzeki Marny niedaleko Paryża. Towarzyszyła mu Simone. Tego dnia, według relacji jej syna, ona też założyła na plecy butlę ze sprężonym powietrzem i zeszła pod wodę. Była pierwszą na świecie kobietą, która nurkowała z akwalungiem.

Simone i Jacques Cousteau (Fot. ASSOCIATED PRESS/East News)

Urządzenie nie było jeszcze doskonałe. Zacinało się, a kiedy nurek płynął głową w dół, nie dostarczało powietrza. Po poprawkach, w czerwcu 1943 roku, Cousteau z rodziną wrócili na południe do Bandol, po raz pierwszy sprawdzić akwalung w morzu. Moment ten jest opisywany chyba we wszystkich językach świata. Zazwyczaj brzmi to mniej więcej tak: Latem 1943 roku Cousteau z przyjaciółmi po raz pierwszy zanurkowali, używając akwalungu. Przez całe lato Mousquemers zeszli pod wodę ponad 500 razy, bijąc kolejne rekordy głębokości. Nie pada ani słowo o Simone, która podczas pierwszego testu w Morzu Śródziemnym unosiła się z maską i rurką na powierzchni wody, patrząc, czy Jacques jest bezpieczny. Gdyby coś mu się stało, miała dać sygnał stojącemu na brzegu Philippe’owi. Cousteau w jednym z wywiadów tak wspomina pierwsze nurkowanie w morzu: Spojrzałem w górę i zobaczyłem powierzchnię migoczącą niczym krzywe zwierciadło. Na jej środku widziałem szczupłą sylwetkę Simone, maleńką niczym lalka. Pomachałem. A ona mi odmachała. Cousteau wpłynął do niewielkiej jaskini. Na jej suficie dostrzegł liczne czułki. Tego dnia w okupowanej Francji – gdzie wydzielano racje chleba, masła i fasoli – na kolację jedli homary.

Wydawałoby się, że w takich warunkach łatwo zapomnieć o toczącej się wokół wojnie i bracie Cousteau, Pierze-Antoine, dziennikarzu o skrajnie nacjonalistycznych poglądach, który wspierał Hitlera i jego antysemicką politykę. Ale ekipa Cousteau tylko pozornie odcinała się od wojny. W rzeczywistości Jacques był szpiegiem francuskiego ruchu oporu. Z włoskiej bazy wykradł dokumenty z szyframi, a badawcze podróże na około Morza Śródziemnego wykorzystywał do gromadzenia informacji. Po wojnie państwo Cousteau na stałe przenieśli się na południe. Wiedzieli, że ich życie będzie już na zawsze związane z tym, co pod wodą. W 1950 roku Jacques namówił londyńskiego miliardera do kupienia niszczyciela min, trałowca „Calypso”. Miliarder wynajął mu statek za franka rocznie. Ale Cousteau musiał sam przerobić go na laboratorium i studio filmowe. Żeby kupić kompas, żyroskop i zapewnić paliwo, Simone sprzedała biżuterię i futra. W pierwszą ekspedycję wyruszyli na Morze Czerwone. Nikt nie miał wątpliwości, że Simone będzie w niej uczestniczyć. Uwielbiała nurkować, morski i podwodny świat fascynował ją tak samo jak jej męża. W ciągu dwóch lat nakręcili 25 kilometrów taśmy filmowej. Za jeden z pierwszych kolorowych podwodnych filmów, „Świat ciszy” z 1956 roku Jacques dostał Złotą Palmę i Oscara. Tak zaczęła się trwająca kilkadziesiąt lat przygoda, która oczarowała cały świat.

Simone Cousteau z synem Philippe (Fot. ASSOCIATED PRESS/East News)

Jacques nie poprzestał na biciu rekordów głębokości i filmowaniu. Opracował techniki usuwania min, badał wraki, budował miniaturowe łodzie podwodne. Chciał, żeby człowiek zamieszkał pod wodą. W latach 60. zbudował podwodne wioski Conshelf – stalowe domy przypominające rozgwiazdy, które zostały zanurzone na głębokość od 10 do 100 metrów (projekt współfinansował przemysł petrochemiczny, który szukał nowych sposobów na eksploatację morza – później Cousteau odciął się od petrochemii i zaangażował w walkę o ochronę morskiego środowiska). W 1963 roku Cousteau w Morzu Czerwonym u wybrzeży Sudanu zszedł ze swoją ekipą pod wodę na 30 dni. Simone spędzała czas na łodzi, pilnując, żeby „chłopcom” na dole niczego nie brakowało. Ale jednego dnia dołączyła do nich, żeby odetchnąć od upału panującego na powierzchni. Tak jej się spodobało, że została na dłużej. Dwudziestą szóstą rocznicę ślubu z Jacques’em obchodziła pod wodą. Wznieśli toast szampanem, którego bąbelki – z powodu ciśnienia – zamiast ulatywać do góry stały w miejscu.

Cousteau – ze swoim ostrym nosem, czerwoną czapeczką i pasją do życia – coraz bardziej fascynuje świat. Przez dziesięć lat cztery razy w roku emitowane są dokumenty z serii „Podwodny świat Jacques’a Cousteau”. Wszyscy chyba znają jego ciężki francuski akcent i spokojny ton, którym wyjaśnia technologiczne zawiłości i podwodne cuda. Ale głosu Simone nie słyszałam ani razu. Nie ma jej na filmach, nie znalazłam z nią wywiadów. Im więcej na świecie było Jacques’a, tym mniej było Simone. Wycofała się na drugi plan, choć to ona organizowała życie na „Calypso”. Jej starszy syn we wspomnieniach o matce pisze, że spędziła na tej łodzi więcej czasu niż ktokolwiek inny z rodziny. Była jej nieoficjalnym kapitanem. Mieszkała tam ze swoim jamnikiem i „chłopcami” – załogą „Calypso”. Była dla nich jak matka. Czekała z mocną kawą, wysłuchiwała żalów, a nawet obcinała im włosy. W jednym z licznych wywiadów Cousteau zapytany o to, czy trudno jest dowodzić „Calypso”, zaśmiał się: Nie, jeśli Simone jest ze mną. Jest kucharką, matką dla trzydziestu żeglarzy, która doradza, godzi, przypomina o goleniu, która stawia nam wyzwania, i która otacza nas opieką; pokładowa fryzjerka, najważniejsza administratorka, która ratuje statek podczas sztormu. Każdy poranek zaczyna się od jej uśmiechu, każdy dzień kończy się jej czułym „dobranoc”. „Calypso” poradziłby sobie beze mnie, ale nie bez Simone.

Simone i Jacques Cousteau (Fot. ASSOCIATED PRESS/East News)

Wszyscy na „Calypso” nazywali ją Pasterką.

W 1979 roku w wypadku samolotowym zginął młodszy syn Simone i Jacques’a – Philippe. Simone zamknęła się na swojej ukochanej łodzi niczym w twierdzy. Spędzała na niej ponad osiem miesięcy w roku. Jacques rzucił się w wir pracy. Gdy spotykali się na łodzi albo w mieszkaniu w Monako, gdzie Jacques jeszcze w 1957 roku dostał posadę dyrektora Muzeum Oceanograficznego, okazywali sobie serdeczność. Ale ich drogi zupełnie się rozeszły.

Simone z pewnością wiedziała o licznych kochankach męża. Zresztą kapitan nie ukrywał swojego stosunku do małżeństwa: uważał, że to przeżytek. Czasem mówił nawet, że gdyby mógł wybierać jeszcze raz, nie ożeniłby się. W małżeństwie – twierdził – trzeba być biurokratą: przynosić do domu pieniądze, dbać o rodzinę. A jego przecież interesowała przygoda.

Przygoda, którą umożliwiła mu jego żona. Widzę ją, jak stoi w białej koszuli z jamnikiem pod pachą na dziobie „Calypso”. Włosy przefarbowane na blond upięła w luźny kok. W ustach trzyma nieodłączny papieros. Chciałabym z nią porozmawiać. Co czuła, gdy w 1943 pierwszy raz zeszła pod wodę i mogła swobodnie oddychać? Co zobaczyła? Czy żałowała, że nie pojawiła się na ślubie Philippe’a (rodzice mieli za złe synowi, że żeni się z Amerykanką; w prezencie ślubnym wysłali jej kupony na lekcje francuskiego). Gdzie znajdowała pocieszenie? Czy „Calypso” rzeczywiście był jej domem? Co dawało jej morze? Czy wiedziała, że Jacques ma drugą rodzinę – kochankę i dwójkę dzieci? Czy czegoś jej brakowało? Czy coś by zmieniła w swoim życiu? Czy była bardziej związana z Jacques’em, czy z morzem?

Jej syn pisze, że była w morzu zakochana. Ale ja chciałabym usłyszeć jej głos, wyciągnąć ją z cienia, opowiedzieć jej historię. Mam tylko jej zdjęcia, zdania rzucone przez męża w wywiadach, wspomnienia syna. Tak wybrała. Ale w jednym ze wspomnień o niej trafiam na przypisywany jej cytat: Żyję przygodą. Która kobieta – jeśli ma szansę – wybierze inaczej?

Na początku 1990 roku siedemdziesięcioletnia Simone zeszła z „Calypso” na rutynową wizytę u lekarza. Usłyszała, że ma nowotwór złośliwy. Ostatnie miesiące spędziła na morzu, a ostatnie dni w domu w Monako. Jacques i Simone zdążyli się spotkać. Umarła 1 grudnia 1990 roku, podobno w jego ramionach. Miała pogrzeb z wojskowymi honorami. Jej ciało spalono, a prochy rozsypano nad Morzem Śródziemnym.

Przy pisaniu tekstu korzystałam między innymi z fragmentów książki Brada Matsena „Jacques Cousteau. The Sea King”.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij