Znaleziono 0 artykułów
02.09.2021

Święty podwodny świat

02.09.2021
Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Wejścia do galerii pilnuje chłopiec z twarzą ukrytą w dłoniach. Za nim zaczyna się piaszczysta ścieżka, wzdłuż której ustawiono 93 rzeźby. Śpiące kobiety obejmują pnące się w górę liany o srebrzystych liściach w kształcie monstery. Hybrydowe postaci zamiast głów mają  krzaki. Grupa dzieci celuje kamerami w starszego mężczyznę.

Przemieszczam się pod ich bacznym wzrokiem w stronę wyrzeźbionych drzew. W ich metalowych gałęziach odbija się światło. Niektóre z nich też mają kamery – wycelowane w nas, zwiedzających. Unoszę się do góry, żeby spojrzeć w oko jednej z nich. A potem rozkładam ręce i frunę nad czubkami drzew. Patrzę na krajobraz w dole – zastygły w bezruchu, uśpiony, rozświetlany migoczącymi promieniami słońca.

Coś przykuwa mój wzrok. Jakiś ruch w zamrożonym obrazie. Obniżam lot. To flądra z brązowo-beżowymi plamkami. Próbuje zakopać się w piasku, ukryć przed moim wzrokiem. Obok maleńki krab pustelnik powoli przemieszcza się po dnie. A wokół figury dziecka, które niesie na plecach starca, pływają chromis kasztanowy – niewielki, z żółtymi cętkami na brązowym ciele – i młode salpy, których ciała wyglądają jak barwiony na żółto i niebiesko kryształ.

To nie sen. To podwodne muzeum w cypryjskim mieście Aiya Napa.

MUSAN (Museum of Underwater Sculpture Aiya Napa) znajduje się 200 m od piaszczystej plaży Pernera, osłoniętej od zachodu skalistym cyplem. Stojące na głębokości 10 m rzeźby można oglądać, nurkując albo pływając przy powierzchni – z rurką i maską. Stworzył je Jason de Caires Taylor, brytyjski artysta zakochany w podwodnym świecie (pracował nawet jako instruktor nurkowania). To właśnie nurkowanie uświadomiło mu, jak podatny na zniszczenie jest morski świat. De Caires Taylor – we współpracy z samorządami i biologami – zaczął budować podwodne muzea. Jego prace można oglądać w Meksyku, Australii i na Karaibach. – Muzea to miejsca konserwacji, edukacji i ochrony tego, co kochamy. Tak samo powinniśmy traktować oceany – twierdzi rzeźbiarz. Znalazł świetny sposób na to, jak chronić ocean, jak o nim uczyć i jak rozbudzać do niego miłość.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Ale dlaczego oceany potrzebują naszej ochrony? Zazwyczaj widzimy je przez góra dwa tygodnie w roku – wielką, pustą przestrzeń, pod której powierzchnię rzadko zaglądamy. Przez to, że są tak odległe i tak niezgłębione – wydają się potężne i niezniszczalne. Ale to jest bardzo dalekie od prawdy. Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo nasze życie zależy od mórz i oceanów i w jak wielkim niebezpieczeństwie się one znajdują.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Do oceanów trafia 90 proc. ciepła zatrzymanego na ziemi przez gazy cieplarniane. Przez ostatnie 150 lat w ciągu sekundy pochłaniały średnio tyle energii, ile powstało podczas eksplozji bomby atomowej w Hiroszimie. W ostatnich latach ocieplenie przyspieszyło – dziś oceany w ciągu sekundy pochłaniają ekwiwalent od trzech do sześciu bomb zrzuconych na Hiroszimę. To dzięki oceanom średnia temperatura na ziemi nie wynosi jeszcze 50 stopni Celsjusza. Oceany pochłaniają również ok. 40 proc. emitowanego przez nas dwutlenku węgla – który obniża pH wody. Ocieplone i zakwaszone oceany to środowisko, w którym coraz trudniej jest żyć.

Zakwaszona woda utrudnia zwierzętom budowanie wapiennych osłon – a więc skorup, ale też rafy koralowej. W niektórych miejscach rozpuszcza muszle żywych stworzeń. A podwyższona temperatura oceanów przyczynia się do wymierania koralowców. Szacuje się, że aż 90 proc. tego, co zostało ze światowych raf, jest narażone na wyginięcie w ciągu następnych dziewięciu lat. Związane z ociepleniem wybielanie – które prowadzi do śmierci koralowców – nie omija nawet Wielkiej Rafy Koralowej. Razem z rafami tracimy całe ekosystemy. Naukowcy szacują, że żyje w nich od 1 do 3 mln różnych gatunków, w tym aż 25 proc. gatunków wszystkich ryb. Od zdrowych raf – i ich zasobów – uzależnione jest życie pół miliarda ludzi.

Ale konsekwencji jest więcej – nie tylko dla tych, których życie zależy od jedzenia i dochodu dostarczanego przez rafy. Cieplejsze morza oznaczają podniesienie się poziomu wód – nawet o dwa i pół metra do 2100 r. Niektóre wyspiarskie państwa znikną z powierzchni mapy. Zalany zostanie Manhattan i gdańska starówka. Wzrost temperatury oceanów oznacza również jeszcze silniejsze sztormy i hurgany. A także zdestabilizowaną lokalną pogodę – regulowaną oceanicznymi prądami.

Cieplejsza woda zagraża życiu wielu morskich organizmów. A przecież bioróżnorodność oceanów i tak już bardzo zmalała – również przez człowieka. Nie tylko przeławiamy wody (przetrzebiliśmy 33 proc. łowisk i nadwyrężamy dalsze 60 proc.), lecz także wyrzucamy do oceanów ścieki – tworząc martwe strefy, w których brakuje tlenu. Mogą mieć one nawet kilka tysięcy kilometrów kwadratowych. A jakby tego było mało, to do oceanów dostaje się 10 proc. produkowanego przez nas w ciągu roku plastiku. Plastikowa torebka potrafi zabić wieloryba (zatykając mu przełyk i żołądek). A mikroplastik, który można znaleźć w ciałach wszystkich żyjących stworzeń, często trafia na nasze talerze.  

A przecież, to właśnie oceany – i żyjący przy ich powierzchni plankton – wytwarzają ponad połowę tlenu, którym oddychamy (niektórzy naukowcy mówią aż o 80 proc.). Zielonymi płucami ziemi wcale nie jest Amazonia, tylko niebieska powierzchnia oceanu. Od oceanów zależne jest życie na całej ziemi. Jak mówi słynna oceanografka, Sylvia Earle, „bez niebieskiego, nie ma zielonego”.

Jason De Caires Taylor podkreśla, że „nie myślimy o oceanach, jako o czymś świętym – choć powinniśmy”. To dlatego buduje podwodne muzea. Chce w ten sposób przyciągnąć ludzi pod powierzchnię morza i pokazać im piękno morskiego świata. Ale także jego kruchość. Wierzy, że kiedy lepiej poznamy ten świat, zachwycimy się nim i pokochamy – będziemy chcieli go chronić. Pisze o tym na swojej stronie: „Odwiedzający [takie muzea] doświadczają morskiej rzeczywistości bezpośrednio, a nie w tradycyjnych muzealnych białych ścianach. Przestaje ich ograniczać grawitacja, czują chłód wody, dźwięki nie są tak donośne, a widoczność staje się ograniczona. Te muzea naprawdę pomagają doświadczyć zupełnie innej rzeczywistości – tak bardzo odmiennej od codziennego życia – i równocześnie pokazują, że jest to rzeczywistość zagrożona”.

Pierwsze podwodne muzeum zbudował w 2006 r. u brzegów wyspy Grenada na Karaibach. National Geographic uznał Molinière Underwater Sculpture Park za jeden z 25 współczesnych cudów świata. De Caires Taylor pracował również w Australii, Indonezji, Norwegii i na Malediwach. Największe muzeum zbudował u wybrzeży Meksyku – ustawił w nim ponad 500 rzeźb, których twarze wzorowane są na lokalnych mieszkańcach.

Jego prace zawsze skupiają się na odpowiedzialności człowieka za – i w obliczu – kryzysu klimatycznego. W 2015 r. na brzegu Tamizy – naprzeciwko brytyjskiego parlamentu – ustawił rzeźby „The Rising Tide”. Podczas przypływu prawie ich nie widać – ale odpływ powoli odsłania cztery figury jeźdźców na koniach z pompami rafineryjnymi zamiast głów. Artysta udzielił wtedy wywiadu „Guardianowi”, w którym uświadamiał skalę zniszczeń podmorskiego świata i naszą obojętność: „Gdybyśmy szli przez las, który rozpada się na naszych oczach i w którym na poboczu leżą martwe zwierzęta – zaczęlibyśmy zwracać uwagę na nasze czyny. Ale pod wodą – poza zasięgiem naszego wzroku – łatwo można problem zignorować. Znaczącą częścią mojej pracy jest uświadomienie ludziom, że oceany – i naturalny świat – są niszczone”.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Ale edukacja, to nie jedyny powód, dla którego projektuje muzea. Podwodne rzeźby budowane są ze specjalnego cementu – o neutralnym pH – w którego porowatej powierzchni z łatwością zagnieżdżą się larwy koralowców. Bo muzea de Cairesa Taylora, to również – a może przede wszystkim – sztuczne rafy, które pomagają odbudować morskie środowisko.

De Caires Taylor pracuje z biologami morskimi i konserwatorami mórz. Razem wybierają najlepsze miejsce – chronione przed sztormami, z dala od naturalnych raf (żeby odciągnąć od nich turystów). Ustawianie rzeźb na morskim dnie odbywa się w ściśle określonym terminie: muszą znaleźć się pod wodą, zanim koralowce rozpoczną rozmnażanie – czyli uwolnią do wody setki tysięcy gamet. Ale, nie mogą w wodzie znaleźć się za wcześnie – bo wtedy skolonizują je inne gatunki. Wszystko jest tu dokładnie przemyślane. Fałdy rzeźb służą rybom i skorupiakom za kryjówki. Muzeum daje im miejsce do życia. A przy okazji pozwala naukowcom obserwować z bliska, jak od zera rozwija się cały ekosystem.

Morze Śródziemne jest zagrożone tak samo, jak inne morza i oceany. Jeden z kapitanów cypryjskich łodzi opowiadał mi, jak w młodości nurkował, żeby zbierać gąbki. Gdzie nie sięgnął ręką, tam była gąbka. Potem pracował jako instruktor nurkowania. W wodzie był codziennie, zaprzyjaźniał się z ośmiornicami. Podglądał ich życie i zwyczaje, nawiązywał kontakt. – Jeszcze kilkanaście lat temu było tu pełno ośmiornic – mówi, patrząc na mój tatuaż z ośmiornicą. Od tego zaczęła się nasza rozmowa. – I tysiące gąbek. Dzisiaj nie ma nic – dodaje.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Tłumaczy, że to wina poszerzenia Kanału Sueskiego w 2015 r. Z Morza Czerwonego najpierw przepłynęły skrzydlice, potem rozdymki (słynne japońskie fugu) – gatunki inwazyjne. Zniknęły ośmiornice, zniknęły gąbki. – Ocieplenie klimatu też nie pomaga. Zmieniamy się w tropiki.

O tym samym mówią naukowcy. Kiedy Egipt w zeszłym roku świętował 150-lecie otwarcia kanału, oni szacowali, że – zwłaszcza od 2015 r. – przez kanał do Morza Śródziemnego wpłynęły setki inwazyjnych gatunków, zaburzając delikatną równowagę zbiornika. Większość z nich – zwłaszcza bardzo inwazyjne skrzydlice – na razie zamieszkuje wody wokół Cypru. Naukowcy mówią o pladze, która zagraża bioróżnorodności regionu. Na wzór Karaibów, gdzie skrzydlice zastąpiły lokalne gatunki, wpływając na zniszczenie raf koralowych i komercyjne połowy, rząd cypryjski raz na jakiś czas ogłasza polowania na te pasiaste parzące ryby.

Cypr poważnie podchodzi do ochrony morza. U jego wybrzeży powstało 14 morskich obszarów chronionych. Jeden z nich znajduje się w Aiya Napa – jego częścią jest podwodne muzeum MUSAN.

Cypryjskie muzeum to pierwszy na świecie podwodny las. Do tej pory de Caires Taylor ustawiał rzeźby blisko dna. Tym razem zbudował je wysokie na kilka metrów – niektóre z nich falują razem z morskim prądem, przypominając atlantyckie lasy wodorostów – ich czubki prawie dotykają wody. Największe mają osiem metrów długości. To pozwala na stworzenie kompleksowego ekosystemu, który rozwija się na różnych wysokościach – tak jak w naturze.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Prace nad cypryjskim muzeum trwały cztery lata i pochłonęły milion euro. I choć 1 sierpnia otworzono je w gronie ministrów, profesorów biologii i zagranicznych dziennikarzy – to praca nad nim wcale nie jest skończona. Teraz zaczyna działać natura.

Bo muzea de Cairesa Taylora zakładają współpracę między człowiekiem i naturą. W tym eksperymencie „sztuka przemienia się w żyjące i oddychające środowisko” – mówi artysta w filmie nakręconym na otwarcie MUSAN.

Już w dzień otwarcia wokół niektórych rzeźb pływały maleńkie rybki. Z każdym dniem będzie ich przybywać. Pojawią się też koralowce, gołoskrzelki, jeżowce i całe to podmorskie bogactwo – bez którego nie ma życia na ziemi. Muzeum będzie się zmieniać codziennie. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia z muzeum Molinière z Grenady. Przez 15 lat rzeźbom zatarły się rysy. Na ich ciałach pojawia się coraz więcej koralowców – jakby stroiły ludzi w najbardziej wymyślne ubrania i kapelusze. Tak samo zmieniać będą się śpiące kobiety, dzieci z kamerami i drzewa o srebrzystych liściach w MUSAN.

Fot. materiały prasowe/Jason de Caires Taylor

Kiedy podczas otwarcia muzeum zapytałam jego twórcę, czy ma poczucie, że udało mu się to, co sobie postanowił – przyciągnięcie ludzi pod powierzchnię oceanu i zainteresowanie ich tym kruchym ekosystemem – nie wahał się ani chwili. „Zdecydowanie tak!”. Samo muzeum w Meksyku przyciąga rocznie od 200 do 300 tys. ludzi.

A czemu w MUSAN dzieci i drzewa zostały wyrzeźbione z kamerami skierowanymi  nie tylko w stronę rzeźb dorosłych, lecz także w nas – zwiedzających? Chyba znacie odpowiedź. To my – ciągle jeszcze – możemy uratować ten kruchy świat.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij