Znaleziono 0 artykułów
03.07.2023

Porcelana Glitch Lab: Bunt przeciwko estetycznemu disco polo

03.07.2023
Fot. Arkadiusz Szwed

Na tradycyjnej ćmielowskiej porcelanie wypisują hasła sprzeciwu niczym na miejskich murach. Zderzają świat konserwatywnych zasad z punkowym buntem i aktywistyczną potrzebą działania. O tym, co napędza Glitch Lab, rozmawiamy z Martą Łempicką, która w tym artystycznym kolektywie zajmuje się komunikacją i marketingiem, Arkadiuszem Szwedem, dyrektorem kreatywnym marki, na co dzień prowadzącym pracownię ceramiczną w School of Form, i z Joanną Rymaszewską, business managerką.

Czym uwiodła was porcelana?

Arkadiusz Szwed: W porcelanie zakochałem się, kiedy zacząłem pracę w studiu Modus Design Marka Cecuły, jeszcze będąc studentem. Urzekła mnie skomplikowanym, ale pięknym procesem oraz możliwościami, jakie daje – chociaż to materiał dość kapryśny, to kiedy już go lepiej poznasz, pozwala na eksperyment i zabawę i można uzyskać naprawdę spektakularne efekty. To tworzywo jest też pełne sprzeczności: produkcja odbywa się w pomieszczeniach warsztatowych, które przez charakter pracy są niestety dość brudne, a i tak ostatecznie otrzymujemy czysty, lekki, lśniący obiekt. Magia.

Fot. Arkadiusz Szwed

Podchodzicie do niej inaczej niż większość ceramików.

Marta Łempicka: W Polsce jak grzyby po deszczu wyrastają małe pracownie, których oferty nieznacznie się od siebie różnią. Postanowiliśmy pójść w zupełnie inną stronę – przywrócić do obiegu III gatunek porcelany fabrycznej.

Czym jest III gatunek porcelany, to jakiś gorszy sort?

M.Ł.: Właśnie to jest największy absurd, ponieważ jest to nic innego, jak produkt mający kilka wad w zasadzie niezauważalnych dla zwykłego użytkownika. Od ideału dzielą go np. osad z pieca, czyli malutkie czarne kropki, lub nierówności na szkliwie. Poza tym jest to w pełni użytkowy obiekt, który w związku ze standardami fabrycznymi jest wykluczony ze sprzedaży i piętrzy się w magazynie. Totalne marnotrawstwo! Dlatego zamiast tworzyć kolejną nową rzecz, postanowiliśmy nieco odświeżyć tę już istniejącą, która w wyniku skomplikowanego procesu produkcji została uznana za nieudaną i spisano ją na straty. W rzeczywistości, gdyby taki produkt postawić obok drogiego, fancy obiektu, to okazałoby się, że ta fabryczna porcelana III gatunku w niczym mu nie ustępuje. W ramach naszego pierwszego projektu, „Fuck the Porcelain”, postanowiliśmy poddać pod dyskusję hasła, takie jak wartość, piękno i zasób, a delikatna, tradycyjna ćmielowska porcelana, którą znają pokolenia, stała się do tego medium idealnym.

Fot. Arkadiusz Szwed

Wasze prace wyglądają jak miejskie mury wysprejowane hasłami protestu. Przeciwko czemu się buntujecie?

M.Ł.: Nasz pierwszy, wspomniany już projekt „Fuck the Porcelain” to bunt m.in. przeciwko tworzeniu nowych rzeczy w dobie kryzysu klimatycznego. Jest to w zasadzie próba uświadomienia konsumentom, że problem nadprodukcji istnieje również w przemyśle ceramicznym. O tym się nie mówi. Sama przez długi czas nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ceramika nie podlega recyklingowi! Z tekstu do wystawy „Fuck the Porcelain” przygotowanego przez jej kuratorkę Dorotę Stępniak, bazującego na światowych raportach dotyczących rynku ceramicznego, wynika, że w samej tylko Japonii rocznie wyrzuca się ponad 100 tys. ton zużytej zastawy stołowej. Jeśli do tej liczby dodamy odpady przemysłowe, czyli wypalone obiekty odrzucone z produkcji ze względu na wady, ich łączna liczba to 140 tys. ton!

A.S.: Rynek ceramiczny zalany jest estetycznym disco polo, kolejnymi wersjami tych samych naczyń, produkowanych bez szacunku do materiału i procesu. Ciekawe jest to, że większą popularnością cieszą się obiekty niedopracowane, tworzone pod wpływem chwilowej mody. W kontrze do tego zjawiska Glitch manifestuje właśnie wartość materiału, podkreśla tradycję i jakość. Pracujemy z III gatunkiem, my go przetwarzamy, poddajemy interwencji, nadajemy mu wartość artystyczną. Obiekt przechodzi metamorfozę i nagle z rzeczy uznanej za odpad staje się przedmiotem kolekcjonerskim. To jest nasz sposób, by pokazać, że nie trzeba projektować i wykonywać kolejnych rzeczy, bo wszystko już jest. Lubię to nazywać hakowaniem rzeczywistości. 

Fot. Arkadiusz Szwed

Joanna Rymaszewska: Tak jak Marta wspomniała, nasz pierwszy projekt miał na celu skłonić do refleksji, a my potraktowaliśmy „Fuck The Porcelain” jako rodzaj języka, który przybliża innym nasze rozumowanie i związek pomiędzy buntem a porcelaną, z którą pracujemy. Jesteśmy przeciwko odrzucaniu tego, co nadal nadaje się do użytku, ale każde z nas buntuje się też na co dzień na swój własny sposób przeciwko normom społecznym, temu, co wypada, co powinniśmy, a czego nie, ale bardziej w formie dowcipu. W ogóle wydaje mi się, że jest to jedna z rzeczy, która nas ze sobą połączyła.

Kiedy wyjaśniacie, czym jest wasz kolektyw, piszecie, że: „Glitch to zbiór absurdów nawiązujących do otaczających nas systemów, które zamiast ułatwiać życie, utrudniają je”. Co to za absurdy?

A.S.: Absurdem jest wmawianie ludziom, że potrzebują kolejnych (niezbędnych) rzeczy, innowacyjnych rozwiązań, artefaktów, co często jeszcze bardziej komplikuje nasze i tak już skomplikowane życie. 

M.Ł.: Absurdów nie trzeba daleko szukać. Cały świat się z nich składa. Można nimi strzelać jak z karabinu: polski system edukacji, który pozostawia wiele do życzenia, system emerytalny, który w ostateczności mojemu pokoleniu nie zapewni emerytur, finansowy system namawiania kobiet do rodzenia dzieci, z którego nic nie wynika, bo ludzie nie mają warunków, by te dzieci wychowywać, a kobiety z wiadomych względów boją się dziś rodzić itd. To tylko kilka przykładów. My natomiast znajdujemy je w naszym najbliższym otoczeniu: w branży artystyczno-projektowej, obserwując np. ogromną liczbę takich samych lub bardzo podobnych obiektów na rynku i ich wywindowane ceny, rzeczy ładne, ale niepotrzebne, jak piękna wizualnie wyciskarka do cytrusów Philippe’a Starcka – z pewnych źródeł wiem, że nie spełnia ona do końca swojej funkcji wyciskarki…

Fot. Arkadiusz Szwed

Co uważacie dziś za najważniejsze tematy, które wymagają społecznej dyskusji?

M.Ł.: Moim zdaniem najważniejsze są aspekty związane z ochroną środowiska, z tym, jak uratować naszą planetę przed zagładą. Za mało się o tym mówi, chociaż wiem, że jest wielu ludzi, którzy bardzo prężnie działają w tym temacie, także z najbliższego otoczenia. Mimo ostrzeżeń w mediach i masy przygotowanych przez specjalistów raportów o stanie świata świadomość nadchodzącej katastrofy jest zadziwiająco niska lub, o zgrozo, jest bagatelizowana. Często spotykam się z niezrozumieniem, szczególnie pokolenia moich rodziców, odnośnie mojej niechęci do posiadania dzieci w kontekście sprowadzania ich na taki świat. Z ich strony ogranicza się to do stwierdzenia: „Nie przesadzaj, nie jest aż tak źle, to jest wszystko nakręcone przez media”. My, jako Glitch Lab, staramy się robić, co możemy na naszym podwórku, w branży kreatywnej. W miarę możliwości przemycamy do naszych działań ideę odpowiedzialności projektowej.

A.S.: Według mnie trzeba więcej rozmawiać o odpowiedzialności, jaką niesie za sobą projektowanie, wdrażanie nowości. Ważne, żeby oprócz skupiania się na wypuszczeniu obiektu zgodnego z obowiązującymi trendami pomyśleć też o wartości ludzi i materiału, podejść do tematu z szacunkiem.

Co jest waszym bestsellerem?

M.Ł.: Zdecydowanie filiżanki z konkretnymi hasłami. Z nowych dropów najszybciej schodzą nam „najbrzydsze” wyrazy, tj. Fuck, Porn, Royal Shit, MILF. Od jednej z klientek dowiedziałam się, że picie w pracy w poniedziałkowy poranek kawy z filiżanki z napisem „Fuck” jest bardzo adekwatne do sytuacji powrotu do pracy po weekendzie.

Fot. Arkadiusz Szwed

Jak wygląda wasz proces twórczy? Kto lub co was inspiruje?

A.S.: Podstawą jest czujne obserwowanie świata. Obiekt ceramiczny to produkt końcowy, zaledwie wierzchołek góry lodowej, pod którą są setki godzin spędzonych z rękami zanurzonymi w materiale, mnóstwo zdjęć, rysunków, chaos myśli i przetwarzanie tych informacji na własny język, który inni będą w stanie zrozumieć. Lubię o sobie myśleć jako o piracie procesów ceramicznych. Oczywiście mam swoich idoli. Są nimi mój sensei Marek Cecuła, japoński projektant ceramiki Masahiro Mori, Jean-Michel Basquiat, Marcel Wanders, czeska grupa Qubus Design, Nendo, Virgil Abloh czy Sainer. Inspirują mnie również muzyka hiphopowa, popkultura, komiks. Wrzucam to do blendera i miksuję. Nie zawsze wszystko układa się tak, jak to sobie wyobrażałem, ale w całym tym procesie największą wartością jest dla mnie samo doświadczenie i to, że możemy wkurzać – nie tylko ceramików.

Więcej inspiracji, jak artykuł o Monice Patuszyńskiej, która tworzy porcelanowe obiekty m.in. dla butików Chanel i Guerlain, znajdziecie w trzecim wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Katarzyna Mizera
Proszę czekać..
Zamknij