Znaleziono 0 artykułów
15.01.2024

„Detektyw: Kraina nocy”: Kiedyś mężczyźni z Południa, dziś kobiety z Północy

15.01.2024
(Fot. materiały prasowe)

Aktorka, która w ostatnich 20 latach to zaliczała dojmujące porażki, to triumfowała w satysfakcjonujących rolach, i serial, który na zmianę zachwycał i zawodził. Kto tu kogo ocali – „Detektyw” karierę Jodie Foster czy Jodie Foster reputację „Detektywa”?

Ciemno, zimno i śniegu po kolana. Jesteśmy w Ennis, fikcyjnym miasteczku na Alasce. Pewnej nocy ginie grupa naukowców z arktycznej stacji badawczej. Padli ofiarą własnej nierozwagi i brutalnych warunków pogodowych, a może zginęli z rąk wyjątkowo psychopatycznego mordercy? Z tą zagadką będzie się mocował lokalny wydział policji, z dwiema szczególnie zawziętymi detektywkami na czele. Fantastycznie, że śledztwem w „Detektywie” – jednym z najgłośniejszych, najchętniej oglądanych i, co tu dużo mówić, najlepszych seriali ostatnich lat – wreszcie dowodzi kobiece duo. Jeszcze lepiej, że jedną z funkcjonariuszek zagrała Jodie Foster, na której rolach wychowało się całe pokolenie fanów i fanek jakościowego thrillera. Partneruje jej Kali Reis.

Wielki powrót wielkiej gwiazdy?

Można odnieść wrażenie, że Foster ostatnie dwie dekady spędziła, uciekając od ról, które przyniosły jej sławę. Próbowała dowieść wszechstronnych umiejętności aktorskich, grając w komedii, historycznym romansie, dystopijnym sci-fi i familijnej przygodówce. Chciała produkować, ale po paru nieudanych projektach stwierdziła, że to „niewdzięczna, okropna robota” i zamknęła studio. W 2010 r. zdecydowanie ograniczyła liczbę przyjmowanych ról, żeby poświęcić się reżyserii. Nie miała szczęścia. Jej film „Podwójne życie” z 2011 r. przepadł, bo nieopatrznie w głównej roli mężczyzny po załamaniu nerwowym, który zaczyna komunikować się ze światem przez bobra-pacynkę, obsadziła Mela Gibsona, a ten chwilę przed premierą produkcji trafił na czarną listę Hollywood, gdy wyciekły rozmowy telefoniczne potwierdzające przemocowe zachowania i rasizm aktora. Jodie Foster wyreżyserowała też dwa świetnie przyjęte odcinki popularnego serialu „Orange is the New Black” i epizod równie cenionego „Czarnego lustra”. Niedawno zagrała w filmie „Nyad”, biograficznej historii Diany Nyad, sportsmenki, która w wieku 60 lat postanawia popłynąć z Kuby na Florydę przez otwarty ocean. To opowieść o zwycięstwie niezłomnego ducha nad starzejącym się ciałem, ale też o sile kobiecego wsparcia, a Jodie Foster wcieliła się w trenerkę i najlepszą przyjaciółkę pływaczki. Wybrnęła z zadania z dużą klasą – „Nyad” ogląda się przede wszystkim dla gry Annette Bening i właśnie Jodie Foster. I choć opowieści o sukcesach wybitnych sportsmenek powodują te tak potrzebne pęknięcia w świecie, który lubi umniejszać osiągnięcia kobiet, to sam film nie robi furory, w przeciwieństwie do samej Jodie Foster. Już dawno żadna z jej ról nie wzbudziła takich emocji, jak angaż do czwartego sezonu serialu „Detektyw”.

Sacrum, profanum, Luizjana

Nic dziwnego. To serial, jakby wręcz stworzony z myślą o niej. Inteligentny kryminał w tonie retro, sięgający do niezapomnianej klasyki gatunku, ale też daleki od schematycznych, zgranych, przewidywalnie stylizowanych na kino noir historyjek o policjantach i oprychach. Tu bywa niepokojąco jak u Lyncha i błyskotliwie jak u Finchera. „Detektywa” wymyślił i napisał Nic Pizzolatto, pisarz i wykładowca literatury na kilku amerykańskich uniwersytetach. Pizzolatto pracował przy „Detektywie” tak, jak dziś już w zasadzie nie pisze się seriali. Przyjęło się, że scenariusz to praca zespołowa i bywa, że przy największych produkcjach dużych stacji telewizyjnych czy globalnych platform streamingowych pracują nawet kilkunastoosobowe grupy scenarzystów i scenarzystek. A Nic Pizzolatto, pomijając kilka pojedynczych epizodów serialu, pisał wszystko sam. Może dlatego napięcie nie siada, a pierwszy sezon zachowuje tę samą gęstość od początku do końca – to zresztą niebywałe i stanowi o literackim talencie scenarzysty, by opowiadać historię jednocześnie tak intensywnie i ospale, jak robił to Pizzolatto w pierwszej serii „Detektywa”.

Tytuł pojawił się w 2014 r. i od razu stał się hitem telewizji premium, choć miał w sobie coś retro, jakiś niesprecyzowany urok klasycznych kryminałów – zresztą tak jak „Fargo”, które miało premierę w tym samym roku. Nic Pizzolatto jest jednym z pionierów i jednym z największych beneficjentów streamingowego boomu również dlatego, że jego „Detektyw” świetnie wyczuwał społeczne nastroje i celnie na nie reagował. W 2014 r. Stanami Zjednoczonymi wciąż rządzi Barack Obama, chwilę wcześniej wybrany na drugą kadencję pierwszy czarnoskóry prezydent w historii USA. Filmem roku na Oscarach zostaje „Zniewolony”, historia czarnego mężczyzny uprowadzonego i sprzedanego do niewolniczej pracy. W Ferguson w stanie Missouri rozpoczynają się głośne protesty po tym, jak z rąk policji ginie nieuzbrojony afroamerykański nastolatek – manifestacje przeciwko nadużyciom władzy rozlewają się na cały kraj. Ameryka zaczyna rozliczać się z rasizmu, a Pizzolatto w tym czasie wypuszcza serial, który eksploruje gotycki mrok amerykańskiego Południa, zamieszkałego przez ekscentryczne charaktery oddane praktykom okultystycznym. Scenarzysta balansuje na cienkiej granicy pomiędzy realnym a supernaturalnym, chętnie korzysta z obrazów fizycznego rozkładu jako metafory moralnego upadku i traumy transgeneracyjnej, bo historia Południa to historia skorumpowanych białych elit, które po wojnie secesyjnej tracą posłuch i osuwają się coraz bardziej w perwersję i przemoc. Pierwszy sezon „Detektywa” kręcono w Luizjanie, bo stanowy system podatkowy sprzyja filmowcom? Też. Ale ważniejsza była specyfika scenerii. Nic Pizzolatto chciał przestrzeni, która narzuca ton. – Jakąkolwiek historię opowiadasz w Luizjanie, krajobraz będzie jej pełnoprawnym bohaterem – mówił niedługo po premierze pierwszego sezonu w rozmowie z „Los Angeles Times”. – Dorastałem w Luizjanie, tam spędziłem moje formatywne lata. To miejsce pełne sprzeczności, złowieszcze. Budowane na tym, co ukryte i przemilczane. Lasy są tu gęste, ciemne, nieprzeniknione. Ale z daleka widok jest piękny. Na Południu święte i grzeszne funkcjonują obok siebie.

„Detektywa” poznacie po nazwiskach

Sceneria pełna charakteru, scenariusz z odpowiednio utkaną intrygą – tak, to zdecydowane zasługi serialu. Ale nie zapominajmy o obsadzie. W pierwszym sezonie główne role zagrali – wybitnie! – Matthew McConaughey i Woody Harrelson. – Zależało mi, by zatrudnić prawdziwych mężczyzn żyjących prawdziwym życiem. Takich, którzy znają zarówno smak zwycięstwa, jak i smak porażki. Którzy wiedzą, czym są rodzina i odpowiedzialność. Obaj emanują tą jednoznaczną, oldskulową, bardzo amerykańską męskością – mówił Nic Pizzolatto w tym samym wywiadzie dla „Los Angeles Times”. W drugim sezonie „Detektyw” wytracił rozpęd, mimo że w obsadzie nie brakowało mocnych nazwisk, jak chociażby Rachel McAdams, Colin Farrell i Vince Vaughn. Trzeci sezon zrehabilitował serię, głównie dzięki fantastycznej kreacji Mahershali Alego. Co ciekawe, Ali miał dostać drugoplanową rolę, bo przecież główny bohater, weteran wojny w Wietnamie, który w latach 80. ubiegłego wieku pracuje jako śledczy w policji stanowej, powinien być biały, bo czarni takich stanowisk wtedy nie zajmowali. Mahershala Ali wysłał Nicowi Pizzolatto zdjęcie swojego dziadka. W policyjnym mundurze. Co być może jeszcze ciekawsze, czwartego sezonu „Detektywa: Krainy nocy” już nie pisze Nic Pizzolatto, który przeskoczył na stanowisko producenta wykonawczego, a show przejmuje ceniona w rodzinnym Meksyku, ale wciąż mało znana poza nim scenarzystka i reżyserka Issa López. Tym sezonem „Detektywa” rządzą kobiety i wierzę, że nowe odcinki dorównają geniuszowi pierwszej serii. Jest coś obiecującego w tym, że to akurat te dwa sezony, pierwszy i czwarty, tak symbolicznie się w sobie odbijają. W końcu dwóch detektywów z mrocznego Południa zastąpią dwie detektywki z mroźnej Północy.

Angelika Kucińska
Proszę czekać..
Zamknij