Znaleziono 0 artykułów
03.10.2020

Serial z przeszłości: „Jezioro marzeń”

03.10.2020
Obsada serialu (Fot. Getty Images)

Pierwszy odcinek „Dawson’s Creek”, jak brzmi oryginalny tytuł serialu, wyemitowano w telewizji The WB 20 stycznia 1998 roku. Teraz od 15 stycznia 2021 roku będzie dostępny na Netfliksie. Czy ponad 20 lat po premierze warto go jeszcze oglądać?

Serial „Beverly Hills, 90210” o dzianych dzieciakach z Los Angeles, emitowany w Stanach Zjednoczonych od 1990 roku, w Polsce pojawił się dopiero cztery lata później. Miałam wtedy 10 lat. Nie rozumiałam większości problemów, z którymi zmagali się Brandon i Brenda. Interesowałam się raczej książkami niż chłopakami, nie znałam nikogo, kto miałby anoreksję, zażywał narkotyki albo uciekł z domu, nie rozumiałam rozterek licealistów marzących o prestiżowych uczelniach, spektakularnych karierach i świetlanej przyszłości. Podobały mi się dżinsy z wysokim stanem, które nosiły dziewczyny z telewizji, trochę podobał mi się Brandon, chociaż większość koleżanek wolała Dylana, no i chciałam koniecznie pojechać do Kalifornii, gdzie są piękni ludzie i jeszcze piękniejsze plaże.

(Fot. Getty Images)

Gdy Polsat kupił prawa do emisji „Dawson’s Creek”, przemianowanego na „Jezioro marzeń”, trafiłam na pierwszy serial o dzieciakach w moim wieku. Był 1998 rok, miałam 14 lat, przejmowałam się pierwszymi miłościami, nosiłam kwieciste sukienki jak Joey i Jen, za chwilę miałam iść do nowej szkoły. Nie zapomnę lata 1999 roku, na chwilę przed początkiem liceum. Obsesyjnie oglądałam pierwsze dwa sezony „Jeziora marzeń”, a w przerwach słuchałam ścieżki dźwiękowej z rzewnymi piosenkami indie rockowych smutasów. Dawson i spółka towarzyszyli mi w trudach dorastania. Tak bohaterów wymyślił twórca serialu Kevin Williamson. Niedługo po trzydziestce był jednym z najmłodszych scenarzystów, którzy dostali własny serial. Ale zanim spotkał się z szefami The WB (potem CW), wyrobił sobie nazwisko. Zainspirowany staroświeckimi slasherami, postanowił stworzyć nowy język horroru. Napisał „Krzyk”, który w 1996 roku przeniósł na ekran Wes Craven. Stał się kultowy. Dość powiedzieć, że w 2022 roku na ekranach zobaczymy piątą część serii. Na fali popularności „Krzyku” za sprawą Williamsona powstał jeszcze „Koszmar minionego lata” z plejadą gwiazd połowy lat 90. – Sarą Michelle Gellar, Jennifer Love Hewitt, Ryanem Phillippem i Freddiem Prinzem Jr. Zresztą w odcinku pilotażowym „Jeziora marzeń” zza głów aktorów w kilku scenach wystawał plakat nastoletniego horroru.

Przy kolejnym projekcie scenarzysta postawił na nieznanych aktorów krótko po debiucie. Joshua Jackson grywał małe rólki od 11. roku życia. Na casting do Williamsona przyszedł, żeby zdobyć rolę tytułową – Dawsona Leery’ego, domorosłego filmowca, neurotyka i romantyka. Załapał się na postać jego najlepszego przyjaciela – niegrzecznego chłopca Paceya Wittera, za arogancją, ironią i szorstkością skrywającego traumę skrzywdzonego dziecka. O Dawsona, alter ego Williamsona (z bohaterem łączy go nawet bałwochwalcza miłość do Stevena Spielberga), scenarzysta musiał walczyć. Producenci nie chcieli się zgodzić na Jamesa Van Der Beeka. Chociaż miał już niewielkie doświadczenie na ekranie, odbiegał od dotychczasowego wizerunku nastoletnich protagonistów. Niezbyt atrakcyjny safanduła wolał introspekcję od akcji. Williamson przeforsował jednak swojego wybrańca. Do roli Jen Lindley – dziewczyny po przejściach, która do fikcyjnego Capeside, małego miasteczka z tytułowymi „creeks”, czyli zatoczkami, przyjeżdża z Nowego Jorku – niemal od początku typowano Michelle Williams. Dziś jedną z najważniejszych aktorek pokolenia, wtedy gwiazdkę kilku filmów telewizyjnych. Williamson zobaczył w niej kruchość, której potrzebował, by wiarygodnie opowiedzieć o upadłym aniele przygarniętym przez ciepłą społeczność. Najdłużej szukał Joey Potter, drugiej najważniejszej bohaterki serialu, której postać napędzała fabułę trójkąta, a momentami czworokąta miłosnego. Rola miała pójść do Selmy Blair. Gdyby nie taśma nadesłana z Toledo, „Jezioro marzeń” wyglądałoby inaczej. Na amatorskim nagraniu Williamson zobaczył nastoletnią Katie Holmes. Na jego oczach stała się Joey. Nieśmiałą chłopczycą, silną sierotą, rozkwitającą pięknością.

Michelle Williams i Katie Holmes (Fot. Getty Images)
James van der Beek i Katie Holmes (Fot. Getty Images)

Ta Joey codziennie przez całe swoje piętnastoletnie życie wspinała się po drabinie do pokoju Dawsona, swojego najlepszego przyjaciela, by godzinami gadać, oglądać filmy i użalać się nad sobą. W pierwszym odcinku postanawia przerwać ten cykl. Mówi Dawsonowi, że mają już 15 lat, stają się istotami seksualnymi, ich przyjaźń będzie zdecydowanie bardziej skomplikowana. Już wtedy wiadomo, że Williamson zrobi wszystko, żeby tak się stało. Ale Dawson jest naiwny. Uważa, że wszyscy przesadzają. Seks wcale nie jest tak ważny. Chociaż wydaje się, że wszyscy wokół niego chcą go uprawiać. Pacey ze starszą o dobre kilkanaście lat nowo poznaną nauczycielką. Jen posmakowała grzechu już wiele razy. Zbuntowaną nastolatkę rodzice zesłali więc do  pobożnej babci, żeby ją naprostowała. Nawet rodzice Dawsona nie mogą oderwać od siebie rąk.

Dawson – wypieszczony jedynak – jest na początku mamo-seksualny. Ogląda matkę, prezenterkę lokalnej telewizji, na ekranie, zastanawiając się, czy ma romans z kolegą z pracy.

Jego przyjaciele właściwie nie mają rodziców. Jen wyrzucono z domu, matka Joey nie żyje, ojciec siedzi w więzieniu, ojciec Paceya bije i pije. Wychowują się sami. Pływają po zatoczce łódkami od domku do domku, chodzą do szkoły, snują plany na przyszłość. Na pewno chcą się wyrwać z Capeside, niektórzy wierzą w to bardziej, inni mniej. Idylliczne krajobrazy (serial kręcono w Karolinie Północnej, rodzinnym stanie Williamsona), dojrzałe dialogi (krytycy wytykali scenarzyście, że nastolatki tak ze sobą nie rozmawiają, na co on odparł: – Ale tak właśnie chcieliby rozmawiać) i gorące romanse zapewniły „Jezioru” natychmiastowy sukces. Przez sześć sezonów każdego z bohaterów spotykały dramaty – Joey przyczyniła się do ponownego aresztowania ojca, Dawson ojca stracił, Pacey z ojcem wielokrotnie się mierzył. Symboliczne zabijanie rodziców przez bohaterów – w psychologii uznawane za konieczny element dojrzewania – pomagało też widzom w skutecznym buncie we własnym życiu.

Michelle Williams (Fot. Getty Images)

Ale jeszcze ważniejsza od buntu jest w liceum miłość. Dawson nie wiedział, czy kocha Joey czy Jen, Joey nie wiedziała, czy kocha Dawsona, czy Paceya. Jen nie wiedziała, czy jest dość dobra, i Pacey nie wiedział, czy jest dość dobry. Fani do dziś kłócą się, czy Williamson dobrze zrobił, że Joey została z Paceyem. Sam scenarzysta pozostał team Dawson. – Joey i Dawson są bratnimi duszami. Ale to niekoniecznie oznacza miłość. Próbowałem pokazać, że nastoletnie więzi nie są oczywiste. Ci ludzie naznaczyli się nawzajem, będąc blisko w najbardziej przełomowym momencie życie. Ich losy są splecione na zawsze – mówił z okazji 20-lecia premiery w rocznicowym wydaniu „Entertainment Weekly”. „Jeziora” nie pozostawiono w zawieszeniu jak wielu nastoletnich seriali. Dramatyczny finał serii ze śmiercią Jen pokazał bohaterów kilka lat później. Jako młodych dorosłych, którzy doświadczenia z Capeside wykorzystują, żeby dalej budować siebie – Dawson spełnił marzenie o byciu filmowcem, Joey pisze, Pacey prowadzi restaurację.

Scenarzysta chciał na ekranie przywołać atmosferę komedii Johna Hughesa z lat 80., sielankę „Domku na prerii” i nastoletni niepokój „Mojego tak zwanego życia”, jednego z najgenialniejszych seriali telewizyjnych w historii, brutalnie przerwanego po jednym sezonie. Udało się. – „Jezioro marzeń” idealnie oddaje atmosferę lat 90. Pozostaje swoistym wehikułem czasu, przenoszącym do tamtej epoki – mówi Greg Berlanti, jeden ze współpracowników Williamsona, dziś odpowiedzialny za „Riverdale”.

Williamson do opowieści o nastolatkach powrócił w przebojowych „Pamiętnikach wampirów” (2009-2017). Wziął na warsztat sagę L.J. Smith o wiecznie nastoletnich krwiopijcach, by stworzyć kolejną uniwersalną historię o dramatach dorastania. Scenarzysta jest już po pięćdziesiątce. Jak mało który dorosły rozumie, że dojrzewanie boli. Może dlatego, że jako osoba homoseksualna wychowana w konserwatywnej Karolinie Północnej odczuł na własnej skórze nietolerancję dla inności. A przecież każdy nastolatek czuje się inny. Dla takich dzieciaków jak on nakręcił pierwszy pocałunek chłopaka z chłopakiem w najlepszym czasie antenowym w amerykańskiej telewizji. Do dzisiaj mówi, że scena, w której jeden z bohaterów „Jeziora marzeń”, Jack McPhee, wychodzi z szafy, jest jedną z najważniejszych w jego karierze.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij