
Płócienne tenisówki, które w latach 2000. nosili niemal wszyscy, zniknęły na długie lata z modowej mapy. Teraz wracają z impetem – i to nie tylko na ulice, lecz także na największe wybiegi. Widzieliśmy je w kolekcjach Prady czy Diora, a coraz częściej sięgają po nie również fashion influencerki i gwiazdy. Trend, który pamiętamy z czasów skinny jeans i Topshopu, zyskał nowe życie i stał się symbolem powrotu do estetyki początku milenium.
Gdy byłam nastolatką, na Brick Lane znajdował się zakurzony sklep z paskami, w którym z jakiegoś powodu sprzedawano również sznurowane tenisówki za kilka funtów za parę. Wszyscy moi znajomi stali do niego w kolejkach, by kupić od razu kilka par, ponieważ pod koniec lat 2000. tenisówki cieszyły się ogromną popularnością (a poza tym było to tańsze i łatwiejsze rozwiązanie niż piesza wyprawa do Topshopu na Oxford Street tylko po to, by pozbyć się 30 funtów, których i tak nie miałam).

A potem te wszechobecne tenisówki po prostu rozpłynęły się w powietrzu, do tego stopnia, że w zasadzie zapomniałam, że kiedykolwiek istniały (patrz również: spodnie dyskotekowe American Apparel i elastyczne opaski na włosy). Teraz jednak wygląda na to, że wracają. Zmianę tę dostrzegłam po raz pierwszy na Fashion Weeku w Mediolanie, kiedy zauważyłam, że przewijały się przez cały pokaz kolekcji wiosna-lato 2026 Prady, oraz na prezentacji debiutanckiej kolekcji Jonathana Andersona dla Diora. A potem zaczęłam – tu moje westchnienie – naprawdę fizycznie dostrzegać je na ulicach.

Płócienne tenisówki jesienią staną się alternatywą dla sneakersów i loafersów
Tak naprawdę wszyscy powinniśmy byli się tego spodziewać, biorąc pod uwagę powrót Topshopu, powolne odradzanie się skinny jeans (tak często zestawiano je przecież z jeansami o fasonie skinny) oraz rosnące obecnie zainteresowanie wszystkim, co choć trochę nawiązuje do roku 2008.
Nie różnią się też jakoś znacznie, jeżeli chodzi o fason, od dużo bardziej eleganckich i francuskich butów typu derby, które widzieliśmy w kolekcji Celine na sezon wiosna-lato 2026 i które również ubierają specjalistki od mody (między innymi nasza koleżanka, redaktorka mody Olivia Allen, która lubi określać je mianem „miękkich butów jazzowych”). Dołóż do tego fakt, że znowu docenia się vansy – to przecież także sznurowane płócienne buty – do czego po części przyłożyła się niedawna współpraca tej marki z Valentino, a powrót tenisówek zaczyna wydawać się nie tyle logiczny, co nieunikniony.

Czy sięgnę po nie po raz drugi? W tej chwili wszystko jest możliwe. Choć tym razem prawdopodobnie nie będę nosić ich z bardzo dopasowanymi jeansami i tanią podróbką apaszki w czaszki Alexandra McQueena. Niektóre rzeczy powinny pozostać w tej epoce, z której pochodzą.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.