Znaleziono 0 artykułów
02.09.2025

„Trzecie królestwo” Karla Ove Knausgårda działa jak zastrzyk dopaminy

02.09.2025
Corinth Lovis „Czytająca kobieta”, obraz z 1911 roku  (Fot. Fine Art Images/Heritage Images via Getty Images)

Kolejna część powieściowej serii supergwiazdy norweskiej literatury, Karla Ove Knausgårda, już dostępna. Pisarz powraca do swoich ulubionych wątków i postaci, a „Trzecie królestwo” to hołd złożony myśleniu poza codziennością.

Czytając „Trzecie królestwo”, trzecią część powieściowej serii Karla Ove Knausgårda, rozpoczętej „Gwiazdą poranną”, czułam, że poziom dopaminy w moim organizmie wzrasta i wzrasta. Przeżywałam chwile nieopisanego szczęścia, jakbym została nagrodzona za jakiś długi, żmudny wysiłek. Jakbym odlatywała, była na haju. Czytałam dwa dni prawie bez przerwy. W tych nielicznych przerwach na obiad, prysznic, spacer z psem (na szczęście był to weekend) rozmyślałam, jakie to wspaniałe, że książka potrafi tak wciągnąć, pochłonąć, wessać. Jak dobrze, że są jeszcze powieści, które potrafią mną zawładnąć.

Nowa książka Knausgårda daje nieskończoną przyjemność z lektury. Wciąga, pochłania i powoduje szybki przypływ dopaminy w organizmie

Druga myśl, która pojawiała się w mojej głowie: Knausgård robi to specjalnie, manipuluje, chce na mnie wpłynąć, chce budować choćby przez chwilę moją rzeczywistość, kierować moją świadomością. Tak abym zatraciła poczucie granicy między tym, co realne, a tym, co nierealne. Przecież o tym jest ta książka. Dobrze więc, że w końcu dotarłam do ostatniego zdania. Że się uwolniłam. Co by było, gdyby powieść miała więcej stron, gdyby od razu czekał na mnie kolejny tom? Nieskończona przyjemność może być również niebezpieczna.

Dopaminę odkrył „Szwed, Arvid Carlsson, w latach pięćdziesiątych. Odczucia takie jak błogość, żądza i zadowolenie biorą się z uwolnienia dopaminy w mózgu. (…) Po odkryciu dopaminy przez Carlssona dwaj badacze, którzy się nazywali Olds i Milner, wprowadzili elektrody do mózgu szczurów. Przypadkiem umieścili jedną z nich tuż przy czymś, co się nazywa nucleus accumbens, jądro półleżące. Możemy to określić jako ośrodek przyjemności w mózgu. Kiedy szczury trącały dźwignię, do elektrody płynął prąd. To uwalniało dopaminę. Szczury zaczęły popychać tę dźwignę non stop, nie robiły nic innego. Przestały jeść. Przestały pić. Przestały się pieprzyć. Przestały się troszczyć o cokolwiek oprócz tej dźwigni. W końcu zdechły z pragnienia. Chociaż miseczka z wodą stała tuż obok” – opowiada Valdemar jednej z bohaterek-narratorek powieści, Line, zafascynowanej tym „dziwnym”, trochę przerażającym, acz jednocześnie fascynującym chłopakiem. On twierdzi, że szczury znalazły się w szczurzym raju. Ona z kolei uważa to za nieprawdę. Nie mogło im być przecież dobrze, skoro ktoś manipulował mózgami gryzoni.

Norweski pisarz już od pierwszego tomu serii, „Gwiazdy porannej”, zachwyca czytelników różnorodnością literackich postaci. Jest mistrzem ukazywania rozpiętych stanów egzystencjalnych

W pierwszym tomie serii, „Gwieździe porannej”, Knausgård wpuszcza nas w losy dziewięciu osób, powiązanych ze sobą lub nie, zaledwie na dwa dni. Książka jest podzielona zgodnie z tym porządkiem na dwie części – Dzień pierwszy i Dzień drugi. Przedstawia urywki z życia, wcale nieskładające się w żadną skończoną całość. Sierpień jest upalny, jak nigdy w Norwegii, temperatury przekraczają nawet 30 stopni Celsjusza.

Wśród bohaterów mamy wykładowcę akademickiego Arnego z problemem alkoholowym, który wspólnie z żoną artystką Tove i trójką dzieci spędza wakacje w letnim domu nad morzem na południu kraju. Po sąsiedzku mieszka Egil. Kiedyś nakręcił kilka filmów dokumentalnych, nie musi pracować, poszukuje prawdy o Bogu i śmierci – pisze na ten temat esej. Pastorka Kathrine, po kilku dniach w Oslo na seminarium Towarzystwa Biblijnego, ląduje w rodzinnym Bergen. Jednak z lotniska wcale nie jedzie do domu, do męża i dzieci. Potrzebuje pobyć sama, decyduje się zatrzymać w hotelu we własnym mieście.

Jostein to z kolei sfrustrowany dziennikarz, przeniesiony dyscyplinarnie do działu kultury. Nie znosi pisania o wystawach, czuje się tym wręcz upokorzony, przez co staje się chamski i wulgarny. Vibeke – młoda kuratorka sztuki pozostaje w małżeństwie z dużo starszym znanym architektem, dla którego szykuje przyjęcie urodzinowe. Wśród bohaterek pojawia się także Solveig – oddziałowa pielęgniarka pracująca w szpitalu w Bergen. Narracje prowadzone są w pierwszej osobie, a każdą postać poznajemy z osobna. Śledzimy ich myśli, projekcje oraz codzienne czynności.

Proza autora „Mojej walki” to mistrzowskie zagrania i wieczne powroty. Nie brakuje jednak przestrzeni na nowe wątki już rozpoczętych historii

Gdy zajdzie słońce, na niebie obok księżyca pojawi się olbrzymia gwiazda. Kometa? Planeta? Supernova? Koniec świata? Zastanawiają się bohaterowie. Nie da się tego wytłumaczyć, ale trudno oprzeć się widokowi. To na pewno znak – myśli Egil. Czy dlatego przyroda wariuje – wylegają na drogi setki krabów, latają chmary biedronek, pojawiają się dziwne ptaki? Czy dlatego pacjent, u którego stwierdzono śmierć mózgową i ustanie pracy serca, nagle otwiera oczy? „Jak to powiedział Henriksen? Smierć jest nieodwracalna. Nie da się z niej wrócić. A skoro Ramsvik wrócił, to oznaczało, że nie umarł” – zastanawia się Solveig. Czy dlatego żona Arnego, Tove, wpada w manię? A Kathrine odprawia nabożeństwo pogrzebowe mężczyzny, który co prawda zmarł tydzień temu, ale ona jest pewna, że leciała z nim dzień wcześniej samolotem? Do tego jeszcze to okrutne zabójstwo trzech muzyków z kapeli satanistycznej wyglądające na mord rytualny.

Drugi tom, „Wilki z lasu wieczności”, wydaje się prequelem poprzedniego, a głównym bohaterem jest Syvert, właściciel zakładu pogrzebowego, który porządkując rzeczy po zmarłym ojcu, zaczyna badać historię swojej rodziny.

W trzeciej części Knausgård wykonuje mistrzowskie zagranie. Znowu powraca do owych dwóch upalnych, sierpniowych dni, kiedy to pojawia się dziwnie wielka, a zarazem jasna gwiazda na niebie. Tym razem akcja posuwa się ciut do przodu, a powieść podzielona jest już nie na dwa, a na trzy dni. Dostajemy jeden nowy dzień i 560 stron myśli, monologów, wywodów również dobrze już nam znanych dziewięciu bohaterek oraz bohaterów. Autor pozwala mówić pozostałym, „drugim stronom”.

Losy bohaterów i bohaterek Knausgårda to splot wydarzeń dużej wagi, niecodziennych rozmyślań oraz międzyludzkich trudności. Wszystko spowite jest tajemniczą, mistyczną aurą

Narratorem zostaje więc nauczyciel Gaute, mąż pastorki, który na wiadomość, że Katherine wróci dzień później, niż zapowiadała, szaleje z zazdrości i podejrzewa żonę o zdradę, jego projekcje sięgają zenitu. Żona wykładowcy Arnego, malarka Tove, przebywa na wakacjach, miało być miło, mieli znowu być dobrą rodziną. Ona jednak czuje się obco wśród najbliższych, nie rozumie ani męża, ani dzieci. Ucieka więc na dalekie spacery od prześladującego ją wewnętrznego głosu o trudnym do zidentyfikowania charakterze. Czy to urojenie? Raz sama go prowokuje, raz chce się od niego uwolnić. Doświadcza halucynacji, artystycznej wizji, szuka motywów do swoich obrazów. Obsesyjnie pali papierosy, odczuwa niezrozumiałą żądzę.

Architekt Helge jest mężem dużo młodszej Vibeke. Tego dnia obchodzi 60. urodziny, ale odstręczają go wszelkie celebracje, w tym tort od zespołu w kształcie kościoła – budynku, który sam przecież zaprojektował. Czuje niemoc, gdyż dręczy go dawna sprawa – jako nastolatek był świadkiem wypadku, podczas którego samochód wpadł do jeziora, a kierowca się utopił. Kierowcą tym był Syvert Løyning, ojciec Syverta – właściciela zakładu pogrzebowego, bohatera drugiego tomu. Syvert z kolei niepokoi się, bo ludzie nagle przestali umierać. Czy to przez tę cholerną gwiazdę?

Geir, policjant, nie tylko bada sprawę rytualnego morderstwa dokonanego na trzech członkach zespołu blackmetalowego, ale jak się okazuje, prowadzi także podwójne życie, każde z inną kobietą. Wydaje się tym zmęczony, zastanawia się nawet, czy kiedyś mu się te życia nie pomylą. Oprócz tego próbuje dowiedzieć się czegoś o subkulturze blackmetalowej, ciekawi go jej potencjalny związek ze śmiercią muzyków. Jej przedstawicielem jest Valdemar, który w swoim muzycznym zacięciu poszedł o krok dalej. Choć sam też ma zespół, to daje koncerty tylko dla wtajemniczonych, sprzeciwiając się tym samym komercji, sławie. Dla niego muzyka i to, co robi, jest wejściem w inny, lepszy wymiar, w tytułowe trzecie królestwo. Na palcach dłoni ma wytatuowane znaki alfabetu runicznego. O nim opowiada Line, studentka, która poznaje go przypadkiem w barze i się zakochuje od pierwszego wejrzenia. Valdemar jest porażająco piękny, podobno równie niebezpieczny.

Swoje kilka stron dostaje też Ramsvik – ten, u którego stwierdzono zatrzymanie pracy serca i śmierć mózgową, a który jakby „zmartwychwstał”. To niespotykane zjawisko bada Jarle, neurobiolog zafascynowany tym, gdzie przebiega granica między życiem i śmiercią. Próbuje też rozwikłać zagadkę działania ludzkiej świadomości, pragnie odnaleźć jej definicję. Pisze książkę o mózgu, której fragmenty nam „udostępnia”.

„Trzecie królestwo” kwestionuje stałość, codzienność, pewność. Autor pokazuje, co może się stać, gdy na chwilę zawiesimy naszą codzienność

Podczas gdy w „Gwieździe porannej” mieliśmy długi – a nawet przydługi – esej Egila „O śmierci i zmarłych”, to tym razem Knausgård swój wywód filozoficzny wplata w narrację lekarza. W „Gwieździe…” esej jawił mi się jako obcy element. Tutaj jest inaczej, staje się sednem całej powieści, a zdania wyjęte z niego można traktować niczym jej motta przewodnie: „Nikt nie wie, czym jest myśl. Nikt nie wie, czym jest świadomość. Może w tej chwili zaprotestujesz. Powiesz, że to nieprawda. W s z y s c y wiedzą, czym jest myśl. W s z y s c y wiedzą, czym jest świadomość. I w pewnym sensie to prawda. Myślimy i mamy świadomość, a zatem z doświadczenia wiemy, co to jest. Czujemy to, znamy to, wiemy to – ale nie potrafimy tego uchwycić”. A dalej: „A g d z i e ona [świadomość] jest? Czy to wielkość czysto fizyczna, czy ma również wymiar niefizyczny? I co z moim ja – czy to wielkość czysto fizyczna? Gdzie przebiegają granice między ja a świadomością? A może ja j e s t świadomością?”. Albo: „Ażeby świat był rzeczywisty, należy uczynić go rzeczywistym dla n a s – i właśnie to robi świadomość”.

Knausgård czyni rzeczywistymi światy swoich bohaterów, każdemu z nich buduje osobny język, codzienne schematy, poczucie estetyki, wrażliwość, a nawet przypisuje odmienne rodzaje muzyki. Gdyby spróbować stworzyć playslistę, byłaby ona tak różnorodna, że aplikacja Spotify nie byłaby w stanie jej podpowiedzieć.

Umieszczając na niebie gwiazdę, która emanuje zupełnie nieznaną energią zdolną zatrzymać śmierć, autor podaje w wątpliwość wszystko, co wydaje się stałe, pewne, całą naszą codzienność. „Tak często, że to aż niezdrowe, próbuję uchwycić myśli w biegu, określić je, gdy przelatują mi przez głowę, lecz problem, rzecz jasna, polega na tym, że jedynym narzędziem, za pomocą którego mogę je schwytać, są również myśli. A tych nie da się przytrzymać bez użycia – no właśnie! – kolejnych myśli” – pisze Jarle w swej rozpoczętej książce.

Dobrze, że Knausgård nie przeszedł na pisarską emeryturę, jak zapowiadał po skończeniu szóstego, ostatniego tomu „Mojej walki”. I dobrze, że „Trzecie królestwo” nie jest ostatnią częścią tej serii, bo już dwie kolejne czekają w kolejce na przekład. Zazdroszczę tłumaczce Iwonie Zimnickiej, że pewnie już nad nimi pracuje. I tym wszystkim, którzy jeszcze „Trzeciego królestwa” nie czytali.

Materiały prasowe

Karl Ove Knausgård, „Trzecie królestwo”, przekład Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie

Przy pisaniu korzystałam z własnego tekstu o „Gwieździe porannej”, który ukazał się w „Vogue Polska”, w wydaniu wrześniowym w 2022 roku.

Maria Fredro-Smoleńska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. „Trzecie królestwo” Karla Ove Knausgårda działa jak zastrzyk dopaminy
Proszę czekać..
Zamknij