Znaleziono 0 artykułów
08.10.2021

Vademecum mody. Lata 2000.

08.10.2021
Pokaz kolekcji Fridy Gianini dla Gucci (fot. Getty Images)

Pierwsza dekada XXI wieku wciąż inspiruje. To wtedy pojawił się film „Diabeł ubiera się u Prady” (2006) z Meryl Streep w roli redaktorki poczytnego pisma o modzie oraz „Maria Antonina” w reżyserii Sofii Coppoli, ukazująca słynną królową jako zakupoholiczkę rodem z przełomu mileniów. Wyświetlano kolejne sezony „Seksu w wielkim mieście” – serialu, w którym lokowane produkty, choćby buty od Manolo Blahnika, stały się kasowymi hitami.

Carrie Bradshaw, grana przez Sarah Jessikę Parker, była w gruncie rzeczy niezależną i inteligentną kobietą, która kochała modę i nie musiała się tego wstydzić. To pierwsza taka rola od lat. Jeśli ktoś podążał za modą jak Carrie, to naprawdę musiał się jej intensywnie przyglądać, by za nią nadążyć. Chyba nigdy w modzie nie działo się tak dużo na tak wielu poziomach. Dlatego właśnie ta dekada jest tak inspirująca.

Y2K. Wybitni projektanci, wyjątkowe pokazy

Z jednej strony to czas mody działającej tak samo jak sztuka, nie tylko za sprawą wystawy w muzeum. Czas intelektualnych kolekcji Martina Margieli czy duetu Victor & Rolf. Czas pięknych i ciekawych pokazów wielkich projektantów, jak np. Johna Galliano dla Diora, erudyty Christiana Lacroixa czy Jeana Paula Gautiera. Czas wybitnego Alexandra McQueena – jego niezwykłych tematycznych kolekcji, poruszających i szokujących.

Pokaz kolekcji Johna Galliano dla Diora (fot. Getty Images)

Również czas nowych, młodych twórców i twórczyń. W Gucci pojawiła się Frida Gianni – mistrzyni projektowania w taki sposób, by z DNA marki wyciągnąć wartość zarówno dla luksusowych kolekcji, jak i akcesoriów, których sprzedaż w jej kadencji wzrosła o 80 proc. W 2005 roku zastąpiła Toma Forda w dziale męskim, rok później Alessandrę Facchinetti w damskim. Rozwinęła monogram GG, printy Flora, które pojawiły się na wielu produktach, łącznie z baletkami, przede wszystkim jednak z już zbyt mocno przesiąkniętej seksem wizji Forda, przeprowadziła markę w bardziej wysublimowane i eleganckie rewiry.

Kolekcja Phoebe Philo dla Chloe (Fot. Getty Images)

W Chloé urzekała Phoebe Philo, najpierw jako asystentka koleżanki z roku wyżej na Saint Martins – Stelli McCartney, od 2001 roku już jako dyrektorka kreatywna. To za jej kadencji pokazy Chloé stały się jednymi z najmocniej wyczekiwanych w Paryżu. Lansowała boho chic oraz torebki Paddington – pierwszy raz pokazane w 2005 roku.

Stella McCartney zaczęła prowadzić własną markę, stopniowo wprowadzając do funkcjonującego globalnie biznesu zagadnienia mody ekologicznej i etycznej.

Z kolei markę Balenciaga na nowe tory wprowadził ulubieniec Anny Wintour – młody Nicolas Ghesquiere. Sukcesy zawdzięczał umiejętności kreowania wyrazistych tzw. must have’ów – nie tylko torebek, lecz też oryginalnych żakietów czy sukienek o niezwykle wypukłej linii bioder i szerokich ramionach. W 2019 roku wiele z nich sprzedano na aukcji za niebotyczne kwoty.

Kolekcja Nicolasa Ghesquiere'a dla Balenciagi (fot. Getty Images)

Y2K. Ulica miksowała style i dekady

Na ulicy, na wzór pokazów, coraz popularniejszych festiwali (zwłaszcza Glastonbury i Coachelli), a przede wszystkim coraz większej liczby wpływowych celebrytek, nosiło się chyba wszystko. Miksowano style i dekady, także wpływy subkultur. Dobrze było mieć zajęte ręce – w jednej trzymać papierowy kubek z kawą, w drugiej it-bag – jakąkolwiek, choć najlepiej oryginalną. Na topie były YSL Muse, Lady Dior, Dior Saddle, Chloe Paddington, Motorcycle Balenciagi.

Alexa Chung na Glastonbury (Fot. Getty Images)

Niezwykle popularnym zestawem były dżinsy (fabrycznie poprzecierane i podziurawione, czasem też z cekinami) i T-shirt lub spodnie o niskim kroku i noszone nisko na biodrach – odsłaniające bieliznę. Do tego topy, ewentualnie nawet skąpe biustonosze! Jak u Gwen Stefani w „Hold back girls” – zestawione z zimową czapką. Do nich bluzy z kapturem czy bluzy sportowe, najczęściej bawełniane, lecz także z weluru lub kaszmiru – tak nosiły się celebrytki. Dresy nadawały się właściwie na każdą okazję. W ramach sexy gymwear look musiały ładnie opinać biust i pośladki.

Paris Hilton (Fot. Getty Images)

Hitem były też spodnie cargo – z wieloma obszernymi kieszeniami, czasem odczepianą nad kolanem nogawką, co pozwalało z długich szybko zrobić szorty. Świetne na trekking i aż trudno uwierzyć, jak seksowne w teledysku JLo „If you had my love”. Fanki Avril Lavigne wybrały skater chic – ciemne oczy, szerokie spodnie, topy odsłaniające brzuch i deskorolki.

Y2K. Najważniejsze style dekady: boho chic, barbie, opalenizna jak z solarium

Długo popularny był boho chic, lansowany przez Phoebe Philo, od połowy dekady obecny w stylizacjach Kate Moss, sióstr Olsen, Rachel Zoe, Sienny Miller czy ulubienicy mediów Alexy Chung. Inspirowany hipisami i kulturą cygańską styl łączył zwiewne sukienki, obszerne spódnice z ciężkimi butami, sukienki i topy na ramiączkach ze spranymi dżinsami. Im więcej faktur i wzorów, tym dla fanek boho – świetnie nadającego się na festiwale – lepiej.

Mary-Kate i Ashley Olsen w 2004 roku /(Fot. Getty Images)

Na wzór Britney Spears, Christiny Aquilery noszono się też w stylu lalki Barbie. Tu róż łączono z dżinsem, wybierano króciutkie spódniczki, topy rzecz jasna też pasowały, a włosy obowiązkowo farbowano na blond. Albo przynajmniej wprowadzano blond refleksy, które w tamtej dekadzie zawładnęły fryzurami dziewczyn i chłopaków. Szczyty popularności święciła też bielizna modelująca z różnymi wkładkami – push-upy i stringi.

W dodatkach poza ekskluzywnymi torebkami królował sport. Na sali gimnastycznej najlepiej było pokazać się w ciuchach Stelli x Adidas. Kupowano adidasy, conversy, ewentualnie UGG. Do biura czy w wielkim mieście należało, jak Carrie, mieć szpilki. Cekiny mogły pojawić się wszędzie i w różnych stylach – na ubraniach, paskach, butach i ciele. U chłopaków w cenie były koszulki polo i markowe trampki, które zaczęli właśnie kolekcjonowali. Pod koniec dekady układali włosy w koki lub spinali w kucyki. Czytelniejszy niż u dziewczyn był trend hipsterów oraz geek chick, inspirowany stylem nerdów, którzy w Dolinie Krzemowej robili wielkie kariery.

I jeszcze opalenizna! W wielu polskich miasteczkach w co trzecim lokalu usługowym było solarium. W Polsce korzystały z nich raczej dziewczyny, na świecie – nie tylko.

Y2K. Wiara w bloga

Marki proponowały nawet kilkanaście kolekcji na rok w coraz niższych cenach. Sprzedaż przyspieszyła, bo przyspieszył internet – pojawiły się sklepy online i blogi.

To, co publikował Scott Schuman na Satoraliście, Tavi Gevinson na The Style Rookie, Yvan Roodic na FaceHunterze czy Susanna Lau na Style Bubble było równie ciekawe jak czytanie „Vogue’a”. Blogerzy zaczęli zasiadać w pierwszych rzędach na pokazach mody, być redaktorami gościnnymi w tradycyjnych magazynach, kuratorami czy członkami jury. Stali się influencerami, choć za chwilę w rolę tę weszli też mniej i bardziej znani celebryci, coraz częściej znani z tego, że są znani.

Celebryci zostawali także projektantami, pewnie nie wszyscy naprawdę. Kolekcję wypuścili m.in. Jennifer Lopez, Jessica Simpson, bliźniaczki Olsen. Na nowojorskim Tygodniu Mody jesień–zima 2009 zadebiutowała jako projektantka Victoria Beckham, słynna Spice Girl. Świetnie sprzedające się brandy tworzyli zwłaszcza raperzy. Prekursorem był WuTang (WuWear) oraz Jay-Z z Damonem Dashem (Rocawear), którzy w poprzedniej dekadzie wyznaczyli ten trend. W latach 2000. tą ścieżką poszli: Pharell Williams (Billionaire Boys Club i ICECREAM), Beyonce Knowles (House of Deréon), 50 Cent (G-Unit) czy T. I. i Jason Geter (A.K.O.O.).

Znani designerzy tymczasem uruchomili tanie linie i zaczęli projektować dla sieciówek. W 2002 roku Isaack Mizrahi stworzył kolekcję dla Topshopu, dwa lata później Karl Lagerfeld dla H&M. Dla obu stron okazało się to takim sukcesem finansowym, że podobne współprace stały się normą.

Mieszało się tanie z drogim, ulica z wybiegiem, przestały też obowiązywać restrykcyjne standardy piękna. To w dobie vanity sizeing, obsesyjnego dążenia do rozmiaru zero, photoshopowania wszystkiego i karier superszczupłych Kate Moss, Gisele Bündchen, Alek Wek, Coco Rochy czy Sashy Pivovarovej, pojawiły się pierwsze modelki plus size, jak Sophie Dahl czy Anna Nicole Smith. Standardy uległy rozszerzeniu – otworzyły się na różne kolory, kształty, grupy etniczne.

Kolekcja Fridy Gianini dla Gucci (Fot. Getty Images)

Y2K. Pierwsze kroki w stronę sustainable

W kontrze do przyspieszającego cyfrowego świata podniesiona została też kwestia odrodzenia rzemiosła i inwestowania w lokalną modę z małych marek, które od trendów próbowały się odwracać. Już wtedy rosła popularność lumpeksów z markową odzieżą, pozwalających dać ujście eklektyzmowi i indywidualizmowi.

Tworząc alternatywę dla „supermarketu stylów”, powierzchownego i taniego, bazującego na sztucznych tkaninach barwionych toksycznymi farbami, również wtedy pomału przyjmowała się tzw. moda odpowiedzialna (zarówno etyczna, jak i ekologiczna), skupiona na przewartościowaniu mody. Już wtedy niektóre marki postawiły w promocji na uświadamianie użytkowników. Już wtedy powstały organizacje w branży, mające inne cele niż tylko wzrost w kolejnym kwartale czy podbój kolejnego rynku. W 2002 roku powstała Sustainable Style Foundation, a pod koniec dekady marka Patagonia zrzeszyła się z 49 innymi markami, tworząc Sustainable Apparel Coalition (2010).

Y2K. Najważniejszy był smartfon

Gdyby należało jednak wybrać jedną najważniejszą rzecz, która zmieniła modę w pierwszej dekadzie XXI wieku, byłby to smartfon. To niepozorne urządzenie (pierwszy iPhone to 2007 rok) stało się nie tylko modnym gadżetem i sposobem na nieustanne utrzymanie kontaktu z bliskimi, lecz także nieustającą rozrywką oraz całodobowo otwartym sklepem. W 2004 roku zadebiutował Facebook, dwa lata później Twitter. Instagrama przyniósł koniec dekady. 4 października, gdy przez sześć godzin nie działały social media z grupy Marka Zuckerberga, przekonaliśmy się, jak zmieniły świat. Nie tylko mody.

Aleksandra Jatczak-Repeć
Proszę czekać..
Zamknij