Znaleziono 0 artykułów
28.01.2023

Randkowanie z iluzjami

28.01.2023
(Fot. Dennis Hallinan / Getty Images)

W jakie pułapki wpadamy, tworząc relacje przy pomocy aplikacji randkowych? Psychoterapeuta Bartosz Szymczyk opowiada o kompulsywnym wchodzeniu w związki oraz ich kończeniu, o mechanizmach związanych z szukaniem partnerów online i w realnym życiu oraz o syndromie, który można określić zdaniem „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”.

Co można uznać za największe trudności dzisiejszego randkowania?

Słyszę o różnych trudnych doświadczeniach, takich jak ghosting czy niekończący się etap pisania wiadomości [ang. talking stage – przyp. red.], które powodują poczucie wyczerpania, co jest dość naturalną konsekwencją utrzymywania jednoczesnych konwersacji z wieloma osobami, z którymi nawet nie dochodzi do spotkania. Wielu klientów i klientek trudno znosi także częste odrzucenia, wynikające z automatyzacji randkowania i prawa skali. Niegdyś w pewnym okresie nasze relacyjne wysiłki koncentrowały się na jednej, najwyżej kilku osobach, które podobały nam się, z którymi mieliśmy coś wspólnego, jak szkołę, to samo miejsce zamieszkania, ten sam kurs angielskiego. Dziś sieć zarzucona jest szeroko, więc ryzyko odrzucenia rośnie. Być może sprawia to mniejszy ból niż głęboki zawód ze strony kogoś, na kim dłużej koncentrowały się nasze uczucia, ale za to jest to ból częstszy, bo niekiedy dochodzi do odrzucenia kilka razy w miesiącu. Przez swą powszechność zerwania nie dają także szansy rozwoju, czyli zastanowienia się nad tym, co sprawia, że tak ciężko zbudować relację. Łatwiej niż zastanowić się jest znów szeroko zarzucić sieć.

Dlaczego wiele osób, mimo niepowodzeń, trzyma się tego samego wzorca korzystania z aplikacji?

Użytkownicy często mówią, że po prostu nie wiedzą, gdzie i jak inaczej szukać relacji. Jeszcze 15 czy 20 lat temu szukało się partnerów i partnerek w szkole, pracy, sąsiedztwie. Dziś randkowanie w dużej mierze przeniosło się do sieci. Aplikacje randkowe, przez łatwą dostępność, bardzo często są pierwszym wyborem i postrzeganym jako jedyny. Mimo wspomnianych trudów.

Odruchowo włączamy Tindera, tak jak Instagram czy Facebooka?

Aplikacje randkowe mamy w kieszeni. Oferują one kilka obietnic, których często nie spełniają. Oczywiście, wielu osobom udaje się nawiązać relacje dzięki aplikacjom, utrzymać je, rozwijać, czerpać z nich satysfakcję. Jeśli kwestia aplikacji randkowych pojawia się w gabinecie, to raczej w przypadku osób, które doświadczają trudności w obszarze nawiązania relacji. Często zmagają się z różnymi iluzjami, które wzmacniane są przez ten model poszukiwania partnera czy partnerki.

Jakie to iluzje?

Na przykład iluzja nieograniczonego wyboru: skoro mówi się, że „wszyscy” korzystają z aplikacji, mam dostęp do wielu osób. Natomiast wszędzie tam, gdzie wybór jest ogromny, nie wiadomo, na co się zdecydować. Zamiast więc poświecić energię na zgłębienie kilku realnych możliwości i uważny wybór, zdajemy się na powierzchowność, przypadek albo algorytm, który teoretycznie wie lepiej. Jeśli jednak ktoś chce się w tym gąszczu wyróżnić, tworząc swój profil, buduje jak najbardziej atrakcyjną wersję siebie. Potem na spotkaniu dziwimy się, że algorytm nie wybiera właściwych osób. Z drugiej strony, osoby często korzystające z aplikacji mają iluzję braku nowych użytkowników czy użytkowniczek, prócz tych przyjezdnych. Nie dostrzegają osób, które z aplikacji nie korzystają. Niektórzy ulegają iluzji dostępności. Myślą: „Wreszcie w jednym miejscu, dosłownie na wyciągnięcie ręki, mam osoby, które tak jak ja są samotne i szukają kogoś”. Nie myśli się wtedy o ich różnych motywacjach, które mogą nie być tożsame z naszymi. Część z tych osób szuka bliskiej relacji, inna przygody, część relacji wyłącznej, a inna otwartej. Część chce zbudować intymny związek, oparty na zaangażowaniu, a część szuka partnera czy partnerki na jakiś czas, ale stroni od zobowiązań. Wszystkie te powody są ze sobą zmieszane w wielkim wirtualnym worku. Użytkownicy aplikacji mówią, że to pomieszanie różnych motywacji udziela im się. W przeciągających się sesjach scrollowania lub wymiany wiadomości prywatnych zatracają świadomość tego, kogo szukają i po co.

(Fot. Dennis Hallinan / Getty Images)

Mechanicznie przesuwamy palcem w lewo lub w prawo?

Bardziej bezrefleksyjnie. Nawet jeżeli instalujemy aplikację w konkretnym celu, ta bezrefleksyjność części z nas łatwo się udziela. Czerpiemy przyjemność z samego użytkowania aplikacji. W końcu są zaprojektowane tak, by doświadczenie użytkownika było przyjemne, jak przesuwanie palcem zdjęć bez zagłębiania się w ich treść.

Załóżmy, że znajdujemy drugą połówkę, budujemy związek. Pojawiają się wątpliwości?

Nawiązujemy teraz do mitu romantycznej miłości, według którego gdzieś tam istnieje nasza druga połówka dopełniająca nas. Wystarczy ją znaleźć, jak ukryty skarb, by potem mieć z górki. Tymczasem – zarówno w aplikacji, jak i w życiu – możemy „zmatchować” się z wieloma osobami. Możemy tworzyć udane relacje także po rozwodach, rozstaniach, śmierci wieloletniego partnera. Tyle że za każdym razem wymaga to pracy, na przykład rozwijania w sobie zdolności do tolerowania odrębności i różnic, a także do bliskości i intymności.

„Match”, kilka udanych randek czy związanie się z kimś nie oznacza więc, że „jesteście sobie przeznaczeni”, tylko że może do siebie pasujecie, ale żeby cieszyć się tą relacją, musicie włożyć w to sporo pracy. To nieuniknione. Trzeba nauczyć się radzić sobie z różnymi, także nienawistnymi uczuciami; a te w związku z osobą, którą się kocha, na pewno się pojawią. Musimy nauczyć się zrezygnować z idealizowanego stanu zakochania i zmierzyć się z bardziej przyziemnymi stronami bycia w  relacji.

Wspomniał pan o matchowaniu w kontekście romantycznej miłości oraz iluzji przeznaczenia. A co z wątpliwościami?

W związkach – zarówno tych rozpoczętych online, jak i offline – w nieunikniony sposób dochodzi do kryzysów, pojawiają się wątpliwości. Tak naprawdę, dokonując jakiegokolwiek wyboru, nie jesteśmy wolni od przeżywania różnego rodzaju rozterek. Kłopot może pojawić się wtedy, gdy po łatwym zmatchowaniu pojawia się trud, potrzebny do budowania związku z osobą, z którą już rozpoczęliśmy relację. Z punktu widzenia terapeuty widać, że dla wielu osób faza doświadczania rozczarowań i frustracji staje się nie do przejścia. Różnice dzielące dwie osoby są wtedy wyolbrzymiane ponad miarę.

Czyli zamiast pracować nad związkiem, łatwiej znaleźć nową osobę partnerską?

Tak, rzeczy, nad którymi można pracować i które mogą być rozwojowe dla obu stron relacji, stają się czerwonymi flagami.

Wspomniał pan, że kwestionowanie wyborów to cecha ludzka. Coraz częściej w rozmowach o randkowaniu pojawia się syndrom „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, czyli „the grass is greener on the other side”. Skąd on się bierze?

Często kontekst kulturowo-społeczny podpowiada nam, że łatwiej coś wymienić niż naprawić. Zatem łatwiej jest nie wkładać w coś pracy, nie szukać sposobów na rozwój własny czy naszej relacji, tylko zrobić coś nowego, spróbować z kimś innym. Dzięki aplikacjom mamy też iluzję niedużej odległości od kolejnej osoby, z którą możemy stworzyć relację, co wzmacnia – często nieświadomie – przekonanie, że tuż za rogiem czai się ktoś potencjalnie lepszy. Często dzięki aplikacjom wiążemy się z ludźmi, z którymi na początku nie mamy wiele wspólnego, na przykład nie łączy nas najbliższy krąg znajomych. W taki sposób konsekwencje społeczne rozstania i szukania gdzie indziej są znacznie mniejsze, niż gdybyśmy niegdyś rezygnowali z relacji z córką czy synem sąsiada naszych rodziców.

Niektóre osoby, próbując eksplorować tę „trawę po drugiej stronie”, z zaskoczeniem zauważają, że w każdej ich relacji dzieje się to samo, doświadczają związku w ten sam określony sposób, mają podobne doświadczenia. Może to wynikać z naszych trudności z dopuszczaniem do siebie strat, czyli na przykład rozczarowania związanego z tym, że nie ma idealnej relacji, że związek ewoluuje, że w pewnym momencie stajemy się dla siebie mniej pociągający seksualnie niż w stanie zakochania. Trudność w przeżyciu tej straty powoduje, że zaczynamy fantazjować o innym świecie, w którym możemy zacząć wszytko od nowa albo z kimś innym. Takie tęsknoty dodatkowo mogą być podbijane przez wyidealizowane zdjęcia innych par w mediach społecznościowych. Jeżeli z tych fantazji przejdziemy do rzeczywistych działań, może pojawić się problem, bo wprowadzone w życie często mają destrukcyjny charakter. Z drugiej strony, te fantazje mogą pomóc nam w rozwoju, na przykład w szukaniu odpowiedzi na pytanie: co sprawia, że nie do końca znajduję miejsce w mojej obecnej relacji? Co mogę lub możemy z tym zrobić?

Jak na nas samych wpływa kompulsywne wchodzenie w relacje i kończenie ich?

Może być bardzo wycieńczające. Podobnie, jak skrajna zmiana nastrojów, szybkie przechodzenie od zakochania do rozpaczy, od nienawiści do miłości, ze smutku do radości, od nadziei do rozczarowania. Warto szukać pomocy terapeutycznej, kiedy w relacjach w powtarzalny sposób doświadczamy bardzo silnych ambiwalencji w stosunku do partnera czy partnerki. Z jednej strony pragniemy być z kimś bardzo blisko, aż do zlania się z tym kimś. Z drugiej, tak bardzo boimy się odrzucenia, że kiedy osoba jest po prostu zmęczona po pracy i nie chce się w jakimś momencie przytulić czy nie ma ochoty na seks, odbieramy to jako koniec relacji. Wpadamy w panikę lub prowokujemy awanturę, by przyspieszyć to, co wydaje nam się nieuniknione. Sygnałem do pracy psychoterapeutycznej jest też refleksja, że w kolejnej relacji znowu dzieje się podobnie, jak w poprzedniej. Zmieniła się osoba, ale moje emocjonalne doświadczenie pozostaje takie samo.

Bartosz Szymczyk jest psychologiem, psychoterapeutą w trakcie certyfikacji w Polskim Towarzystwie Psychiatrycznym, absolwentem Wydziału Psychologii Uniwersytetu SWPS, współtwórcą Ośrodka Naukowo-Terapeutycznego Ogrody Zmian. Pracuje indywidualnie i z parami w języku polskim i angielskim. Superwizuje swoją pracę u superwizorów Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij