Fotografie Viviane Sassen można oglądać w kampaniach największych światowych domów mody oraz w uznanych instytucjach artystycznych. Wystawa „Phosphor: Art & Fashion 1990–2023” podsumowuje ponad trzydziestoletni dorobek fotografki i pozwala bliżej poznać jej charakterystyczny język artystyczny oraz ulubione tematy, z których kilka stało się obsesjami.
Kiedy kataloguję sobie w głowie artystów, przypisuję im konkretne słowa-klucze. Czasem oznaczają doznania zmysłowe, czasem są to opisy techniczne – wszystko to, co pozwala mi przypomnieć sobie najdrobniejsze szczegóły ich prac. Wyrazistość kolorów, rzeźbiarskość kształtów, płynność ruchów, integralność elementów – o tym myślę, idąc na wystawę holenderskiej fotografki Viviane Sassen. O tym myślałam też, oglądając po raz pierwszy, mniej więcej 10 lat temu, jej kampanie modowe (artystka współpracowała m.in. z markami Hermès, Dior, Cartier, Miu Miu, Louis Vuitton, Missoni czy Stella McCartney) i jej starsze projekty niekomercyjne. Na jeden z moich ulubionych, „Umbra” (2014), którego części prezentowane są na paryskiej wystawie, składa się kilka serii fotograficznych, w których artystka eksploruje pojęcie cienia, nadając mu różne formy i znaczenia, często inspirowane osobistymi doświadczeniami. Cień jest więc grą świateł i kolorów (Sassen wychowała się w Afryce i zawsze podkreśla, że tamtejsze, mocno skontrastowane światło miało znaczący wpływ jej twórczość) albo metaforą zanikającej, generującej pustkę obecności drugiego człowieka (cień po raz pierwszy pojawił się w pracach artystki po śmieci jej ojca).
Język twórczy i wątki autobiograficzne Viviane Sassen
Wystawę w paryskim Maison Européenne de la Photographie zaczynam oglądać od jej najnowszych projektów. „Modern Alchemy” (2022), zrealizowany we współpracy z filozofem Emanuele Coccia, eksploruje, w jaki sposób oddziałują na siebie dwie formy wyrazu: zdjęcie i esej. „Cadavre Exquis” (2020) to seria kolaży, opartych na zasadzie surrealistycznej (fascynacja artystki tym kierunkiem w sztuce to jeden z głównych przekazów wystawy) gry-zabawy. Każdy z jej uczestników dodaje do wspólnie tworzonego dzieła nowe słowo lub obraz, ale w ciemno, bez świadomości tego, co dołożyli poprzednicy. Efektami obydwu projektów są kolaże, które teoretycznie wpisują się w moje słowa-klucze z osobistej przegródki „Sassen”. Na pierwszym planie jest nasycona lekkością i zabawą seksualność ciał, które przeplatają się z elementami flory i fauny. To jedne z najbardziej eksperymentalnych prac Sassen. Mam jednak wątpliwość, czy najbardziej udane. Sassen podkreśla, że nie lubi jednoznaczności. Mam wrażenie, że tu niestety nie udało się jej uniknąć. Wolę, kiedy zamiast uciekać w dosłowność i wplatać w kolaże zdjęcia kameleonów, symbolizujące metamorfozę i adaptację, pokazuje kameleoniczną zdolność ciał do integrowania się z otoczeniem.
Artystyczne fascynacje Vivaine Sassen: Cienie, kolory, kształty
Żeby zrozumieć, z czego wyrósł ten nasycony seksualnością element twórczości Sassen, powracam do jej korzeni. Sassen, zanim zaczęła uczyć się fotografii, studiowała projektowanie mody i pracowała jako modelka. Swoje najwcześniejsze projekty realizowała, fotografując grono najbliższych i siebie (jej autoportrety to bardzo często akty, z rodzajem odważnej seksualności, widocznej w kolażach z najnowszych projektów, chociaż w tym przypadku mniej zabawowej). Pochodząca z tego okresu seria „Folio” (1996) to moje najciekawsze odkrycie z całej wystawy. Widać tu bardzo wyraźnie zalążki charakterystycznego języka artystycznego Sassen. Jest fokus na kolor i precyzja kompozycji. Jest ukrywanie twarzy i malujących się na nich emocji, które mogłyby dominować w kadrze i sugerować interpretację zdjęcia. Jest operowanie anonimowym, zyskującym na uniwersalności ciałem jak rzeźbą. Zdjęcia te mają w sobie surowość – widać to przede wszystkim w podejściu do ciała, które mimo że nosi znamiona posągowości, ma jeszcze bardzo ludzkie cechy, takie jak fałdy czy marszczenia skóry – co z czasem z portfolio Sassen zniknie. W „Zwaartekracht/ Gravity” (1995) po raz pierwszy pojawia się natomiast zalążek cienia. Projekt, zainspirowany „Winter Journey”, wizualnym dziennikiem Nobuyoshi Araki’ego, w którym artysta dokumentował proces umierania żony, był jednocześnie pracą dyplomową Sassen. Inspiracja ta nie miała jednak wymiaru wyłącznie estetycznego – fotografka właśnie tym czasie straciła ojca, a temat przemijania, straty i nieobecności stał się integralną częścią jej późniejszej twórczości.
Ewolucja ciała na zdjęciach Viviane Sassen
Pokazywanie intensywnej, wyemancypowanej seksualności to z jednej strony odejście od dominującego w pracach Sassen, bardziej lirycznego sposobu ujęcia ciała, z drugiej natomiast swoisty powrót do korzeni. Sassen podkreśla, że czuje się nie tylko fotografką, ale też rzeźbiarką, a dużo bardziej niż sama narracja interesują ją kształty, kolory czy formy. Mówi też, że jej największe obsesje to śmierć, seksualność, pożądanie i bliskość, którą, patrząc na jej zdjęcia, rozumiem nie tylko jako potrzebę bliskości z drugim człowiekiem, ale też zespolenie z otoczeniem. Ta fuzja ciała z ciałem, ciała z teksturą, ciała z przedmiotem, ciała z naturą jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów jej twórczości. Żeby osiągnąć takie zestawienia, Sassen kasuje ze zdjęć tożsamość (w pełni widziane twarze bardzo rzadko pojawiają się na jej portretach, zastępuje je cień albo zasłania element stylizacji). A ciała, pozbawione naturalnych faktur skóry, stają się symboliczne i zyskują rzeźbiarską gładkość.
Na przestrzeni lat zdjęcia Sassen stawały się coraz bardziej estetyczne, nadal pozostają jednak niełatwe do rozszyfrowania. Potrzeba chwili, żeby zrozumieć, jaką część sylwetki, widzianą pod jakim kątem i w jakiej konfiguracji przedstawiają lub co mogą kryć w sobie cienie. Mimo że artystka podkreśla, że pracuje intuicyjnie, bez ściśle określonego i przygotowanego zawczasu planu, jej kompozycje są bardzo precyzyjne. Intensywność poszczególnych elementów, na przykład nasycenie barw, nie sprawia też, że są przeładowane treścią. Wręcz przeciwnie, niejednoznaczność, którą tak bardzo u Sassen lubię, pozostawia niedosyt.
30 lat to dużo czasu na eksperymentowanie, którego Sassen się nie boi. Chociaż niezmiennie fascynują ją te same tematy, szuka sposobów, aby opowiadać o nich na nowo. Do swoich fotografii wprowadza elementy malarskie, kolaż, wykorzystuje je w instalacjach video czy wchodzi w kolaboracje, m.in. z pisarzami i poetami, aby jeszcze bardziej pogłębiać swoje poszukiwania. Nie ucieka też od komercji i podkreśla, że właśnie dzięki pracy z największymi markami czy najważniejszymi magazynami modowymi mogła zaprezentować swoje zdjęcia szerszej publiczności.
Tytuł wystawy rozróżnia jej portfolio na „art” i „fashion”, ale ja zawsze byłam pod wrażeniem tego, w jaki sposób sama potrafi zacierać tę granicę i swoim wyrazistym, artystycznym językiem opowiadać modowe historie, uciekając od jednoznaczności. Mam nadzieję, że uda jej się powrócić do tego sposobu opowiadania w przyszłych projektach, również tych o seksualności, którą dodaję do swojego zestawu słów-kluczy, opisujących jej twórczość.
Wystawę „Phosphor: Art & Fashion 1990–2023” można oglądać w paryskim Maison Européenne de la Photographie do 11 lutego 2024
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.