Znaleziono 0 artykułów
09.05.2025

Wystawa „Romantyczny brutalizm. Podróż w głąb polskiego rzemiosła i dizajnu”: Przełom w sposobie pokazywania rodzimego dizajnu

09.05.2025
Marcin Rusak Studio, Bimer Light, Agnieszka Owsiany, Jan Ankiersztajn, Formsophy, Mikołaj Moskal, Fot. Alicja Kozak

Wystawa „Romantyczny brutalizm. Podróż w głąb polskiego rzemiosła i dizajnu”trwa do 14 maja. Zorganizowana przez Fundację Visteria ekspozycja w Willi Gawrońskich zebrała wiele świetnych recenzji i zainspirowała do przemyśleń. O kondycji polskiego rzemiosła z Beatą Bochińską, historyczką sztuki, kolekcjonerką dizajnu i prezeską Fundacji Bochińskich, rozmawia autorka książek o wzornictwie Katarzyna Jasiołek. 

Katarzyna Jasiołek: Jakie obiekty wypożyczyłaś na wystawę „Romantyczny brutalizm” i czy był to twój wybór czy sugerowałaś kuratorce, a ona wybrała?

Beata Bochińska: Wypożyczyłam obiekty z mojej kolekcji, które opowiadają historię powojennego polskiego wzornictwa – zarówno w kontekście jego estetyki, jak i społecznych odniesień do tamtego okresu. Wśród obiektów znalazły się m.in. ikoniczne energetyczne, krwistoczerwone szkła Zbigniewa Horbowego, wyjątkowo proste czy eleganckie krzesło Ireny Żmudzińskiej, moim zdaniem jedno z najpiękniejszych w historii polskiego wzornictwa. Każdy z przedmiotów ma swoją wagę i opowieść – reprezentują nie tylko epokę, ale myślę, że potrafią prowadzić niezły dialog ze współczesnością.

To była moja selekcja – świadoma, oparta na wieloletnim doświadczeniu pracy z materią dizajnu w kontekście wystawiennictwa. Kuratorka wystawy, Federica Sala, obdarzyła mnie pełnym zaufaniem, co potraktowałam jako gest profesjonalnego partnerstwa.

Prace Zbigniewa Horbowego, Jerzego Słuczana-Orkusza i Lubomira Tomaszewskiego (Bochinski Foundation), UAU Project, Fot. Alicja Kozak

Na wystawie „Romantyczny brutalizm” w Willi Gawrońskich pokazano wiele nowego rzemiosła, które korzysta z technologii. Okazuje się, że cyfrowe narzędzia nie odbierają rzemiosłu duszy

Katarzyna Jasiołek: Polskie powojenne wzornictwo w dużej mierze oparte jest na umiejętnościach rzemieślników – stolarzy, hutników, twórców drewnianych form do dmuchania szkła czy formierzy gipsowych form do odlewania ceramiki, szlifierzy szkła. Nawet tam, gdzie wchodzi maszyna, urządzenie, jak choćby przy tkaniu żakardów czy drukowaniu tkanin, mamy szczerość materiałów. Bardzo ją cenię. A co z tego, co wynika z wykorzystania technik rzemieślniczych, ty cenisz w powojennym polskim wzornictwie? 

Beata Bochińska: Moim zdaniem rzemiosło w tamtym czasie nie było wartością dodaną, a stanowiło rdzeń procesu projektowego. Projektanci musieli pracować w realiach zakładów i warsztatów – często ubogich, niedoinwestowanych, ale mistrzowskich. Tamto rzemiosło stanowiło formę twórczego kompromisu między ideą a dostępnością środków. Dzięki ograniczeniom technologicznym powstawały rzeczy oszczędne, ale genialnie przemyślane i nadające się do powielania. Ta współzależność projektanta i rzemieślnika stworzyła uczciwą i funkcjonalną estetykę, która do dziś robi wrażenie. 

Co ciekawe, to się dziś odradza – tylko narzędzia są inne. Na wystawie w Willi Gawrońskich pokazano wiele nowego rzemiosła, które korzysta z technologii, ale nie gubi ludzkiego pierwiastka. Na przykład studio UAU Project używa druku 3D do tworzenia form pełnych dynamiki, nie tylko dzięki odważnym kolorom. Powstają obiekty w jednym egzemplarzu albo w krótkich seriach, a każda linijka kodu zapisana, by ustawić maszynę, to zapis wrażliwości projektanta i jego wyczucia – zrozumienia ograniczeń materiału i narzędzia. Wrażliwość nie ginie, tylko wyraża się inaczej. 

Widać to też w pracach Marii Bąk, młodej projektantki mieszkającej w Kopenhadze, której wystawę – jako Fundacja Bochińskich – otworzyliśmy w maju w Gdyni. Jej drukowana w 3D porcelana pokazuje, że nowoczesna technologia może być przedłużeniem ręki, a nie jej substytutem. To, co widzimy na wystawie „Romantyczny brutalizm”, dowodzi, że cyfrowe narzędzia nie odbierają rzemiosłu duszy – mogą ją nawet subtelniej wydobyć.

Władysław Wołkowski (Muzeum Władysława Wołkowskiego), Fot. Alicja Kozak

Pozwól, że odwrócę na moment rolę: czy ty, jako autorka, dostrzegasz moment, w którym rzemiosło zaczęło być traktowane nie tylko jako technologia, lecz także jako nośnik narracji kulturowej? Czy widzisz taką cezurę w polskim dizajnie i uważasz, że ono może mieć wpływ na współczesnych masowych odbiorców?

Katarzyna Jasiołek: Sądzę, że rzemiosło w naturalny sposób łączy się z kulturą jako jej nośnik. Kultura rzeczy materialnych nie jest przecież gorszą siostrą literatury czy muzyki. 

Kiedy tkanina przestaje służyć jedynie okryciu ciała, gdy naczynie zaspokojeniu pragnienia, rzemiosło zaczyna być nośnikiem narracji kulturowej. To jest ten moment, o który pytasz. Wraz z funkcją estetyczną i próbą przekazania myśli, rodzi się sztuka.

W polskiej historii były momenty, gdy ta kulturotwórcza rola rzemiosła była niezwykle istotna. Odzyskanie niepodległości w 1918 roku i poszukiwanie tożsamości narodowej, udział Polski – pierwszy raz jako niepodległego kraju w Międzynarodowej Wystawie Sztuk Dekoracyjnych i Nowoczesnego Przemysłu w Paryżu. Do tego wydarzenia z 1925 roku nawiązuje wystawa Fundacji Visteria, która stała się pretekstem do naszej rozmowy.  Po 1945 roku znów trzeba było szukać odpowiedzi, jaka powinna być sztuka użytkowa i czysta na nowe czasy. 

Teraz trwa ważny moment, bo artyści tworzą w świecie, gdzie zacierają się granice między państwami, mają dostęp do technologii, wiedzy i pomysłów innych osób. Nie powinni już projektować rzeczy, które zasilą globalne śmietnisko. W dodatku widzieliśmy już tak wiele, że trudno nas zachwycić. 

„Romantyczny brutalizm” zestawia starsze i nowsze obiekty, dzięki czemu Willa Gawrońskich okazuje się przestrzenią dialogu pokoleń. Jest miejsce dla historii i dla prowokacji

Katarzyna Jasiołek: Przyglądając się osobom odwiedzającym Willę Gawrońskich, zastanawiałam się, czy zdają sobie sprawę, że zostało wymieszane stare z nowym, obiekty artystek i artystów nieżyjących z dziełami tych, którzy pracują od niedawna. Jak, twoim zdaniem, obiekty z twojej kolekcji i inne, dawniejsze, jak „Sarenka” z Ładu, fotel Wołkowskiego, tkaniny Abakanowicz, Owidzkiej i Wojtyny-Drouet, dialogują z obiektami współczesnymi? 

Antoni Rząsa (Antoni Rząsa Gallery) Fot. Alicja Kozak

Beata Bochińska: Z perspektywy kuratorskiej nie było to wymieszanie, tylko celowe zestawienie. Starsze obiekty wnoszą ciężar znaczenia – są jak archetypy, które zakotwiczają widza. Nowe pozwalają zadawać pytania: o aktualność, formę, przyszłość. Wystawa została zaprojektowana jako przestrzeń dialogu pokoleń. Starsze wnoszą kontekst, strukturę znaczeniową i historię. Nowe – świeżość, eksperyment, często prowokację. Bez siebie nawzajem starsze mogłyby stać się reliktem, nowe stracić punkt odniesienia. Jedno bez drugiego nie działa!

Stąd na przykład obecność tkanin artystycznych z lat 60. obok współczesnych projektów czy efekty działań ceramików zestawione z tym, co robią twórcy druku 3D. Wspólnie dają widzowi doświadczenie całego spektrum znaczeń: od materii po metaforę. Dobrze zaprojektowane krzesło z lat 50. więcej mówi o współczesności niż niejeden nowy obiekt. Ale kiedy zestawisz stare szkło i nowy wydrukowany w 3D wazon albo oświetlenie, jak w przypadku fantastycznej instalacji świetlnej Derive Studio, wtedy dopiero dzieje się coś ważnego! Można wyłapać ciągłość naszej wrażliwości.

Zwiedzający wystawę „Romantyczny brutalizm” na targach dizajnu w Mediolanie zachwycali się poszukiwaniami nowego wyrazu dla zwykłych przedmiotów 

Beata Bochińska: Podczas ekspozycji w Mediolanie szczególnie ciekawe były dla mnie reakcje widzów z Hongkongu czy Tajwanu. Azjaci nie mieli wątpliwości co do intencji kuratorki. Zachwycało ich nasze poszukiwanie odmiennego wyrazu dla zwykłych przedmiotów. Dostrzegali w tym nadmiarze odniesienia do analogowej przeszłości.

Zastanawiam się, czy patrząc z perspektywy dziennikarki, uważasz, że polski odbiorca jest dziś gotowy na taki właśnie rodzaj dialogu międzypokoleniowego w ekspozycjach? Czy nadal potrzebujemy edukacji wizualnej, by widzieć relacje między obiektami historycznymi a współczesnymi, czy może zaczynamy już jako społeczeństwo czytać te zestawienia intuicyjnie? Interesuje mnie to jako producentkę wystaw i wydarzeń.

Katarzyna Jasiołek: Jako wielka fanka eklektyzmu we wnętrzach cenię zestawienia powojennego wzornictwa ze współczesnym. Uważam, że polski odbiorca jest gotowy na dialog międzypokoleniowy, a nawet, że on się mu należy, zwłaszcza że edukacja plastyczna w szkołach wygląda tak, a nie inaczej. Od kolekcjonerów, kuratorów wystaw, właścicieli galerii, antykwariuszy wiem, że wiele osób wciąż nie odróżnia szkła od ceramiki, nie potrafią określić techniki malarskiej. Chętni nadrabiają wiedzę o sztuce, dizajnie we własnym zakresie w dorosłym życiu. Uważam, że pokazywanie nowego i starego jednocześnie może być receptą na sukces. 

Jolanta Owidzka (Centralnego Muzeum Włokiennictwa), Fot. Alicja Kozak

Pamiętam, że zawsze deklarowałaś, że ty i twoja rodzina używacie obiektów z kolekcji w codziennym życiu, bo po to zostały zaprojektowane, aby ich używać. Czy nadal tak jest? A co ze współczesną sztuką i rzemiosłem? 

Beata Bochińska: Nadal używamy obiektów z kolekcji, ale z czasem pojawiła się większa uważność. Z niektórymi przedmiotami żyjemy na co dzień, inne mają status bardziej ceremonialny – nie tyle ze względu na kruchość, co historię, którą niosą. Od lat budujemy też kolekcję współczesnego dizajnu – od lat 90. przez 2000. aż do dziś. To dla nas naturalna kontynuacja, nie tylko historii przedmiotów, lecz także emocji, które im towarzyszą. Mam nadzieję kiedyś je pokazać.

Teraz pracuję nad wystawą ukazującą czas przełomu, który współtworzyłam z projektantami w ramach agencji „Wzornik” założonej przeze mnie w 1995 roku. Dziś to już twórcy dojrzałego pokolenia. Ten kolejny etap naszej projektowej ciągłości pewnie zaskoczy zarówno nas, jak i odbiorców z innych krajów. Wiele z tych obiektów już grało na moich wystawach i dają się świetnie zestawiać ze współczesnymi – ich również używam na co dzień. 

Nowe projekty, które towarzyszą nam w domu, muszą mieć donośny głos, coś nowego do powiedzenia. Jak powiedział Dieter Rams: „Dobry projekt nie jest kwestią stylu – to odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie zadano”. Inne coraz rzadziej wpuszczamy na salony.

Zorganizowana przez Fundację Visteria wystawa w Willi Gawrońskich potwierdza, że rzemiosło to dziś forma oporu przeciwko jednorazowości, bylejakości, anonimowości 

Katarzyna Jasiołek: Jaką rolę odgrywa rzemiosło w życiu współczesnego człowieka? Ja nie wyobrażam sobie bez niego życia, ale co z osobami niewkręconymi? 

Beata Bochińska: Dla mnie rzemiosło to dziś forma oporu przeciwko jednorazowości, bylejakości, anonimowości. Ręcznie wykonany przedmiot – przemyślany, intencjonalny albo dobrze zaprojektowany – nawet jeśli wydrukowany w 3D lub produkowany w serii – potrafi nawiązać z człowiekiem ciepłą relację. Ma głos, rytm, ślad decyzji. Jego energię odczuwają zarówno wyczuleni esteci, jak i zwykli użytkownicy.

Co ważne, masowa produkcja nie jest zła sama w sobie. Ona musi istnieć i być dostępna dla przeciętnego człowieka, który ma codzienne potrzeby, także estetyczne. Ale żeby masowy dizajn był dobry, wymaga ogromnego mistrzostwa projektowego. Projektanci dostosowują projekty do technologii, do maszyny, a ci naprawdę wybitni robią to tak, że mimo milionowej produkcji obiekt wciąż jest pożądany. O jakości nie decyduje ręczne wykonanie, lecz koncepcja, rozwiązanie i oczywiście uroda.

Fot. Alicja Kozak

Na koniec chciałabym dodać coś o samej wystawie „Romantyczny brutalizm” i projektantach, których prace mnie poruszyły: instalacja świetlna Derive Studio, lampa Marka Bimera, koronki Zofii Chylak, biurko Janka Ankiersztajna, dekoracja ścienna Mikołaja Moskala, projekty UAU… Oj, mam problem z wyborem – wiele mnie poruszyło, a to nie jest oczywiste.

Myślę, że ta wystawa stanowi pewien przełom w naszym lekko zastanym i powtarzalnym sposobie pokazywania rodzimego dizajnu. Niepotrzebnie dzielonego na: nowy – dawny, kolekcjonerski – masowy, ręczny – maszynowy. Męczy mnie to od dawna. Wychowana przez Paolę Antonelli podczas stypendium w nowojorskim MoMa wiem, że wystawy muszą opowiedzieć historię, w dodatku ciekawą. Dlatego u nas w Fundacji Bochińskich tworzymy wyłącznie wystawy narracyjne, może dlatego są doceniane i podróżują po Europie. W tej w Willi Gawrońskich, świetnej też z punktu widzenia ekspozycji – poczułam świeżość: romantycznego ducha, indywidualność twórców, potrzebę skali, widocznej formy czasem rzeczywiście ocierającej się o brutalizm. Myślę, że kuratorka Federica Sala przełamała prymat „zgranych” nazwisk i dała nam dystans oraz świeże spojrzenie. Cieszę się z fermentu, który zafundowała nam Fundacja Visteria i z zainteresowaniem czekam na więcej.

Wystawę „Romantyczny brutalizm. Podróż w głąb polskiego rzemiosła i dizajnu” można oglądać w Willi Gawrońskich (Al. Ujazdowskie 23, Warszawa) do 14 maja, godz. 12-19, wstęp bezpłatny - wymagana rezerwacja.

Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Katarzyna Jasiołek
  1. Kultura
  2. Design
  3. Wystawa „Romantyczny brutalizm. Podróż w głąb polskiego rzemiosła i dizajnu”: Przełom w sposobie pokazywania rodzimego dizajnu
Proszę czekać..
Zamknij