Znaleziono 0 artykułów
05.05.2018

Żabie udka i kamp

05.05.2018
Michał Borczuch / Fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER, EAST NEWS

Michał Borczuch w stołecznym Teatrze Studio pokaże „Żaby” – spektakl w dużej mierze oparty o teksty Arystofanesa. Czeka nas ekscentryczne połączenie: antycznej tradycji, współczesnej polityki i strojącej sobie z nich żarty estetyki.

Trzykrotnie nominowany do Paszportów „Polityki”, zdobył go dopiero za czwartym razem, w tym roku. Przyznać jednak trzeba, że Michałowi Borczuchowi przepustka do kariery nie jest już potrzebna. Jego spektakle były wielokrotnie nagradzane na festiwalach, a reżyser od lat należy do czołowych twórców teatralnych w Polsce. Reżyser zgromadził wokół siebie wybitne grono współpracowników. Doskonały montaż, wielowymiarowość scenicznego świata łączy się w jego przedstawieniach z sensualnym spiętrzeniem. To samo można oczywiście powiedzieć o teatrze Warlikowskiego czy Lupy, ale Borczucha odróżnia od teatralnych „ojców” zwrot od wielkich narracji w stronę melancholijnych, intymnych opowieści nie o świecie, ale ludziach. Jeśli tamci dwaj są Joycem i Bernhardem polskiego teatru, to Borczuch jest jego Virginią Woolf.

Tym bardziej więc zaskakuje, że reżyser sięga w swoim najnowszym spektaklu po antycznego komediopisarza, Arystofanesa. – Kradniemy z niego tylko te fragmenty, które mogą stanowić kontekst lub pretekst dla głównego tematu spektaklu – tłumaczy twórca. A co jest tym tematem? – W spektaklu chcę opowiedzieć o seksualności człowieka, z naciskiem na homoseksualizm. Nie tylko dlatego, że czuję, że teatr ubrał ten temat w kolejne stereotypy, ale przede wszystkim dlatego, że jest to część mojej tożsamości – wyjaśnia. Borczuch, sam wyoutowany gej, już wcześniej sięgał do własnej biografii. Choćby w znakomicie przyjętym przedstawieniu „Wszystko o mojej matce”, dotkliwym portrecie umierania i osierocenia.

Jeśli Warlikowski i Lupa są Joycem i Bernhardem polskiego teatru, to Borczuch jest jego Virginią Woolf

Wcześniejszy spektakl reżysera, „Apokalipsa” z Nowego Teatru w Warszawie, choć opowiadał o końcu europejskich wartości, szczególnie w kontekście problemu uchodźców, także czerpał więcej z lapidarności poezji niż tragicznego rozmachu. – Tragedie antyczne mnie przerażają. Są tak ostateczne na poziomie konstrukcji świata, bohaterów, kierunków wertykalnych, że kompletnie nie wiem, jakbym miał to opowiedzieć na scenie – tłumaczy reżyser. Rzeczywiście, jego teatr to bardziej proces niż wyrokowanie o świecie.

Michał Borczuch / Fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER, EAST NEWS

Perfekcyjne opanowanie każdej, nawet największej przestrzeni gry; wielość planów, od której widz dostaje zawrotu głowy; precyzyjne, dalekie od efekciarstwa użycie światła i muzyki. Wreszcie mistrzowskie operowanie czasem, który nagle staje, przyspiesza, cofa się, a przede wszystkim wprowadza widza w euforyczne doświadczenie teatralne. To wszystko znajdziemy zapewne także w jego przedstawieniu z Teatru Studio.

Główną inspiracją dla spektaklu są „Żaby”, które przyniosły Arystofanesowi sławę wśród ateńskich obywateli, domagających się wznowienia przedstawienia. W komedii Dionizos zstępuje do Hadesu, by przywrócić do życia wybitnych poetów i w ten sposób powstrzymać degradację greckiego społeczeństwa. Brzmi niepokojąco aktualnie.

Borczuch, sam wyoutowany gej, już wcześniej sięgał do własnej biografii. Choćby w znakomicie przyjętym przedstawieniu „Wszystko o mojej matce”

Może dziś w Polsce potrzebna jest homopropaganda i homo lobby, żeby pewne przestrzenie kultury i tradycji wyrwać faszystom z łapy? – zastanawia się reżyser. I dodaje: – Kiedy wchodzimy w temat homoseksualizmu, to oczywiście jesteśmy już blisko antycznej Grecji i antycznej komedii, której kampowość możemy sobie wyobrazić. Co lepiej pokazuje zachowawczość i niedojrzałość polskiego społeczeństwa niż jego niechęć do inności, na przykład właśnie gejów i lesbijek, która, choćby w niesmacznych żartach, coraz częściej mieści się w etykiecie naszych mediów i napędza coraz bardziej rozgrzaną maszynę nienawiści?

Michał Borczuch / Fot. JACEK DOMINSKI/REPORTER, EAST NEWS

Temat homoseksualizmu od jakiegoś czasu gości na naszych scenach, ale na ściśle powiązaną z nim estetykę kampu wciąż ciężko jest się teatrowi zdobyć. I nie chodzi tu o proste przebieranki, atmosferę burleski czy występy drag. Kamp to znacznie więcej: zerwanie z tradycyjnym podziałem na dobry i zły gust, odejście od ideałów piękna, pójście ku ironii, stylizacji, gra z przesadą, smakiem. Nasi reżyserzy chcą się podobać, wzruszać, dotykać ważkich problemów, zbyt poważnie traktują teatralną materię, która koniecznie musi znaczyć. Kamp z wszystkim tym zrywa. Co ciekawe, kultura popularna i moda dawno już oswoiły kampowe strategie. Zerwały z tym, co naturalne, bawią się konwencjami, łączą sprzeczności, nie boją się niedorzecznych, nieakceptowanych pomysłów. Teatr Borczucha wydaje się stworzony do tego, by wreszcie zadomowić to zjawisko także w kręgu respektowanej sztuki.

Jak pisała Susan Sontag w słynnych „Notatkach o kampie”: Nie tylko, że kamp niekoniecznie musi być złą sztuką, ale sztuka, którą można określić jako kamp, czasem zasługuje na jak najpoważniejszą uwagę i podziw. Czeka więc na nas ekscentryczne połączenie: antycznej tradycji, współczesnej polityki i strojącej sobie z nich żarty estetyki.

Żyjemy w czasach, w których dystans, mrugnięcie okiem, niekonwencjonalność i kpiąca dezynwoltura są wyraźnie w odwrocie

Pewnego dnia przyjaciel Ronalda Firbanka, mistrza literatury kampowej, spotkał pisarza na plaży. Firbank był wyraźnie zafascynowany układem kamyków na piasku. Obok niego leżała sporych rozmiarów książka otwarta mniej więcej w połowie. „Co czytasz?”, zapytałem. „Nie czytam”, odpowiedział. „Wyprowadziłem ją tylko na chwilę, żeby złapała trochę słońca”.

Zdaje się, że polskie społeczeństwo potrzebuje bardzo dużo słońca. Żyjemy w czasach, w których dystans, mrugnięcie okiem, niekonwencjonalność i kpiąca dezynwoltura są wyraźnie w odwrocie. Wszyscy wojujemy na wiecach, protestujemy, podpisujemy niezliczone listy, martwimy się o przyszłość i zwyczajnie potrzebujemy jakiegoś oddechu. Być może „Żaby” Michała Borczucha będą dla widza zmęczonego powagą publicznych zdarzeń zbawiennym lekarstwem.

„Żaby”, reż. Michał Borczuch. Teatr Studio w Warszawie, premiera 6 maja 2018

Paweł Soszyński / Dwutygodnik.com
Proszę czekać..
Zamknij