Znaleziono 0 artykułów
20.04.2023

Czy można być za młodym na zaręczyny?

20.04.2023
Millie Bobby Brown z Jakiem Bongiovim (Fot. Getty Images)

Millie Bobby Brown zaręczyła się z Jakiem Bongiovim. Ona ma 19 lat, on niespełna 21. Fani komentują, że aktorka jest za młoda na tak poważny krok. Dlaczego decyzja zakochanych budzi kontrowersje? 

Marilyn Monroe po raz pierwszy wyszła za mąż w wieku 16 lat, Demi Moore miała 17 lat, Liz Taylor, Cher czy Janet Jackson – 18, rok więcej Kim Kardashian, Melanie Griffith, Olivia Wilde. Większość młodzieńczych związków gwiazd nie przetrwała próby czasu. Decyzję o zamążpójściu dorastających kobiet uznawano jednak za romantyczną – uleganie gwałtownym emocjom miało być domeną młodości. Dziś tak radykalne kroki, podejmowane na chwilę po albo przed uzyskaniem pełnoletności (w Stanach Zjednoczonych osiąga się ją w wieku 21 lat), budzą kontrowersje. Oberwało się Millie Bobby Brown, która niedawno ogłosiła zaręczyny. Na Instagramie pokazała pierścionek z ogromnym diamentem, przez jubilerów wyceniany na jakieś 100 tys. dolarów. Na czarno-białym zdjęciu z plaży aktorka, oprócz nowego klejnotu, pokazała białe koronki (czyżby zapowiadały rychły ślub?) i dopasowany do diamentu manikiur oraz promienny uśmiech. Świeżo upieczony narzeczony – Jake Bongiovi, syn Jona Bon Joviego – obejmuje ukochaną. Podpis mówi sam za siebie. „I’ve loved you three summers now, honey, I want them all” – gwiazda zacytowała piosenkę „Lover” Taylor Swift. 

Millie Bobby Brown z Jakiem Bongiovim (Fot. Getty Images)
Millie Bobby Brown z Jakiem Bongiovim (Fot. Getty Images)

On, publikując kadr, napisał zwyczajnie: „Forever”. Para spotyka się od dwóch lat – potwierdzili związek w mediach społecznościowych w czerwcu 2021 r. Składając fanom życzenia noworoczne w minionego sylwestra, Millie Bobby opowiedziała o relacji z Bongiovim: – Jestem zakochana w 2022 r. Jestem wdzięczna za moją rodzinę, przyjaciół, pieski i mojego partnera na całe życia. Wznoszę toast za kolejny rok razem

Choć fani pogratulowali zakochanym zaręczyn, pojawiły się komentarze, że para jest za młoda, by podejmować tak poważne zobowiązanie. Czy naprawdę tak jest? Jakie mogą być tego konsekwencje? I dlaczego nas to właściwie obchodzi?

Ambiwalentne pojęcie dojrzałości 

Fani martwią się, że Millie Bobby Brown brakuje dojrzałości, by przyjąć oświadczyny partnera. Niektórzy komentują, że przecież 19-latka ma jeszcze czas, żeby zostać żoną, inni podkreślają, że zaręczyny i ślub to przeżytek. Wszyscy mają poniekąd rację. A jednocześnie na wielu poziomach całkowicie się mylą. 

Na początku warto odczytać emocje stojące za pierwszą tezą. Dlaczego uznaje się 19-latkę za niedojrzałą? Co właściwie oznacza dojrzałość? Czy dojrzałość jest istotna w podejmowaniu takiej decyzji? Z jakiej racji z krytyką mierzy się ona, a on już nie? 

Przeciętna amerykańska 19-latka co prawda zdała już maturę, ale nie może zamawiać w restauracji alkoholu ani wchodzić do klubów. Millie Bobby Brown do przeciętnych nastolatek nie należy. Zadebiutowała na ekranie przed 10. urodzinami, od 2016 r. wciela się w rolę Eleven w netflikoswym przeboju „Stranger Things”, w międzyczasie założyła własną firmę kosmetyczną Florence by Mills. Jak na wciąż jeszcze nastolatkę to całkiem niezłe portfolio. Konsekwencje doświadczenia zdobywanego na planach filmowych i w biznesie mogą być różne. Choć dziecięce gwiazdy napędzały koniunkturę kina od jego zarania, dopiero niedawno zwrócono uwagę na ciężar sławy. Gdy na dobre rozgorzała dyskusja na temat seksualizacji, nadmiernych oczekiwań wobec dzieciaków, presji, z którą się mierzą, młodziutcy idole postanowili obalić tabu wokół zdrowia psychicznego. Okazało się, że większość gwiazdek Disneya borykała się z depresją, uzależnieniami, zaburzeniami odżywiania. – Nie wiedziałam, kim jestem. Nie czułam, że przynależę. Byłam samotna. Zalewała mnie fala hejtu, a ja nawet nie wiedziałam, za co ktoś mnie krytykuje. Przecież ja sama jeszcze nie wiem, kim jestem – mówiła Millie Bobby Brown na łamach „Allure” w 2022 r. Wielokrotnie musiała odpierać krytykę dotyczącą jej wyglądu – dlaczego „tak szybko dorosła”, dlaczego nie ubiera się już jak dziecko, dlaczego zmysłowo wygina się na czerwonym dywanie. 

Millie Bobby Brown z Jakiem Bongiovim (Fot. Getty Images)

Brown nie jest więc zwyczajną nastolatką, a osobą, która przeszła długą drogę od debiutantki do aktorki z dorobkiem. Dziecięce gwiazdy, chcąc nie chcąc, dorastają szybciej niż ich rówieśnicy. Nawet jeśli podlegają ochronie i opiece, wymaga się od nich profesjonalizmu w pracy – dyscypliny, punktualności, odpowiedzialności. Millie Bobby z pewnością ma „starą duszę”. A do czego właściwie odnosi się to utarte sformułowanie? Dojrzałość w tym aspekcie oznacza, że nawet jeśli metryka na to nie wskazuje, dzieciak obdarzony został samoświadomością pozwalającą podejmować ważne decyzje. A idąc krok dalej, warto zapytać, czy przyjęcie zaręczyn aby na pewno można zaliczyć do sytuacji obarczonych ryzykiem. 

Zaręczyny za młodu: Pochopna decyzja czy romantyczny gest

Można by tezę o wymaganej dojrzałości odwrócić – może tylko młodzi, spontaniczni i zakochani mogą dokonać tak szalonego wyboru? Zaręczyny nie mają przecież dziś żadnych realnych konsekwencji – można je w każdej chwili zerwać, niekoniecznie prowadzą do ślubu, a nawet jeśli para powie sobie „tak”, jeszcze tego samego dnia może się rozwieść. Ci, którzy grzmią o rozpadzie rodziny, podkreślają, jak nietrwałe są dziś więzy małżeńskie. Związać się ze sobą, zaręczyć i poślubić można pochopnie, bez obaw, że ten krok rzutować będzie na dalsze życie. Co nie znaczy, że zaręczyny nie mają już żadnej wagi. Wręcz przeciwnie, im mniejsze ich „formalne” znaczenie, tym głębsze uczucie może za nimi stać. Skoro nikt już nie musi zostać żoną i mężem, by móc razem mieszkać, dzielić codzienność, zostać rodzicami, to chęć bycia narzeczoną czy żoną wynika tylko ze szczerości. Trudno wątpić w uczucia Millie Bobby i Jake’a – ta pierwsza miłość, głęboka, piękna i silna, potrzebowała potwierdzenia w pierścionku. Ale nie dlatego, że tak kazała im mama, nawoływał Kościół czy naciskała społeczność. Narzeczeni podjęli tę decyzję zupełnie samodzielnie. Mogą jeszcze kilka razy zmienić zdanie, rozstać się z hukiem albo wziąć ślub – wybór należy do nich. 

Ciężar spoczywa na kobiecie

Odpowiedzi na ostatnie pytanie – dlaczego Millie Bobby znalazła się w ogniu krytyki, a Jake’a oszczędzono – nie można udzielić bez uwzględnienia podwójnych standardów. Pewnie jeszcze babcia, a na pewno prababcia Brown czuła presję, żeby w miarę szybko wyjść za mąż. W ten sposób zapewniła sobie byt, pozycję, status społeczny. Współczesna nastolatka – i to gwiazda – nie musi szukać w narzeczonym oparcia, ani emocjonalnego, ani finansowego, ani społecznego. Znów, kierować się musi wyłącznie uczuciem. Feministki krytykują więc Millie Bobby za podążanie za „tradycyjnym” modelem, choć – do pewnego stopnia – kobiety zrzuciły już jarzmo patriarchatu. A konserwatystki wytykają aktorce, że nie dość poważnie podchodzi do uświęconej instytucji. Po raz kolejny obie frakcje uzurpują sobie prawo do oceny. Chcą, by Millie Bobby opowiedziała się po którejś ze stron – albo jest wyzwoloną zoomerką, która za nic ma konwenanse, albo staroświecką romantyczką odwołującą się do tradycji. A Brown nie chce być żadną z nich – zaręczyła się, bo tego chciała, z chłopakiem, w którym się zakochała, w momencie, który wydał jej się właściwy. Czy to wydarzyło się na fali emocji? Oczywiście, ale tak przecież powinno być – kto przyjmuje oświadczyny z wyrachowania, powinien się nad sobą zastanowić. Czy związek przetrwa? Nie wiadomo, ale ważne, że teraz narzeczeni emanują szczęściem. Co się w tej sytuacji nie spodobało? Młoda dziewczyna podjęła decyzję, nie oglądając się na nikogo. Indywidualizm kobiet wciąż jeszcze budzi lęk. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij