Znaleziono 0 artykułów
23.05.2019

Żelazowa Wola. Wiejski minimalizm

23.05.2019
Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

Jak dać turystom zjeść Chopina i nie stracić Żelazowej Woli? Współczesne pawilony wybudowane w zabytkowym parku pozwoliły lepiej obsłużyć tłumy odwiedzające park, a jednocześnie wpisały się w krajobraz i nastrój miejsca.

Czy lubią państwo muzea biograficzne? Ja szczególną słabość mam do tych skamielin domów nietkniętych ręką wnętrzarza, w których wszystko jest (mniej więcej) nadal na swoim miejscu. Okazuje się, że legenda też człowiek: pił z obtłuczonej filiżanki, na półce ustawiał kiczowate pamiątki z podróży, a w oknach miał ohydne zasłony, które Magda Gessler zrzuciłaby razem z karniszem. Ale co robić, kiedy wielbiciele domagają się takiego miejsca, a ono nie istnieje? Trzeba je stworzyć.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

W swoim krótkim, czterdziestoletnim życiu Fryderyk Chopin często zmieniał adresy, a dom w Żelazowej Woli, w którym urodził się w 1810 roku, był nieadekwatny do rozmachu jego późniejszej twórczości i rozmiarów czci, którą go otoczono. Zamiast pałacu – podupadła oficyna podupadłego dworu. Zamiast malowniczego parku – wiejskie obejście z niewielkim ogrodem. Zanim miejscem tym zainteresowali się wielbiciele kompozytora, gospodarstwo zdążyło parę razy zmienić właścicieli, a większość murów, których dotykał swoją genialną rączką mały Fryderyk, już nie istniała.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

Dopiero w latach 30. XX wieku, gdy kult wielkiego kompozytora stał się kultem państwowym, resztki niepozornej posiadłości poddano intensywnej obróbce. Oficynę, w której mieszkali Chopinowie, przebudowano na arcypolski dworek z kolumnowym gankiem, a w środku urządzono „dom urodzenia” wyposażony w stylu (mniej więcej) ich epoki. Przestrzeń wokół powiększono i zamieniono na park będący romantyczno-modernistyczną fantazją na temat polskiej wsi: sztuczne jeziorko na spiętrzonej rzeczce, zaciszne pergole obrośnięte pnączami, rośliny przysłane w darze przez osoby i instytucje z całego kraju. Choć prace przerwał wybuch wojny, to Żelazowa Wola zdążyła nabrać formy, która wreszcie pasowała do nastroju muzyki i do legendy o talencie, który wyrósł wśród szumu mazowieckich wierzb. I nie miało znaczenia, że projektant parku i nowych zabudowań Franciszek Krzywda-Polkowski mocno inspirował się anglosaską kulturą ogrodu – Żelazowa Wola została uznana za miejsce bardzo polskie w nastroju.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

Przewińmy film do początków XXI wieku. Przedwojenni wielbiciele kompozytora byliby pewnie dumni z tego, że Chopin stał się globalną marką. Twarde dane: na Spotify eksportową Margaret obserwuje 131 tysięcy użytkowników, Madonnę 3 miliony, a Chopina – 3,6 miliona, choć biedaczek nie wiedział, co to streaming. Chopin to także luksusowa wódka, bombonierka i muzyczka w pendolino, a miejsce jego urodzenia stało się częścią tej promocyjnej maszyny – obowiązkowym punktem na turystycznej mapie Polski odwiedzanym przez około 200 tysięcy gości rocznie. Jak dać tłumom zjeść Chopina i nie stracić Żelazowej Woli?

Z okazji przypadających w 2010 roku urodzin kompozytora Żelazowa Wola przeszła największą transformację od czasu założenia. Park wyremontowano, przywracając i eksponując wiele elementów przedwojennego projektu Krzywdy-Polkowskiego, a w dworku urządzono nową wystawę biograficzną. Najbardziej radykalne zmiany zaszły jednak przy wejściu do parku, gdzie wybudowano zupełnie nowe pawilony służące obsłudze tych 200 tysięcy turystów i pielgrzymów, organizacji wystaw, konferencji i innych wydarzeń.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)
Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

Bolesławowi Stelmachowi, który zaprojektował nowe budynki, udała się w zupełnie innych czasach sztuka podobna do tej, jakiej dokonał Krzywda-Polkowski przed wojną. Estetyka, jaką zaproponował w Żelazowej Woli, jest bez wątpienia międzynarodowa, a jednocześnie w trudno uchwytny sposób odpowiada nastrojowi wyidealizowanej polskiej wsi. Stelmach posłużył się jedynie trzema podstawowymi materiałami. Szkło pozwala przenikać się wnętrzu z zewnętrzem, drewno jest aluzją do otaczającej zieleni i do budownictwa ludowego, natomiast kamień polny nawiązuje do murków, ogrodzeń i innych elementów oryginalnej architektury parku. Chociaż drewno nie wyrosło w pobliskim lesie, a szkło kojarzy się raczej z architekturą wielkomiejską, razem budują rustykalny nastrój. Jest to rustykalność uniwersalna – te budynki równie dobrze wyglądałyby na wsi kanadyjskiej, norweskiej czy szwajcarskiej. Sam Stelmach mówił zresztą w jednym z wywiadów, że zawsze najbliższy był mu szwajcarski minimalizm, a dziennikarze porównywali budynki w Żelazowej Woli z architekturą Skandynawii.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)
Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

Jeśli minimalizm, z jego prostotą form i świadomym ograniczeniem palety materiałów jest odpowiedzią na zgiełk, to budynki w Żelazowej Woli spełniają tę rolę na kilka sposobów. Po pierwsze, są reakcją na zgiełk przemysłu turystycznego, parawanem, który oddziela chopinowskie sanktuarium od przykrych konieczności takich jak parking i płoty obwieszone banerami. Po drugie, pawilony są reakcją na zgiełk przedmiejsko-małomiasteczkowej zabudowy, która niedługo dotrze tutaj i upomni się o leżącą na uboczu wieś. Przecież wszystko w promieniu 50 kilometrów od Warszawy zamienia się powoli w jeden wielki Raszyn. Po trzecie, budynki te są dobrą odtrutką na zgiełk współczesnej architektury spektaklu. Instytucje kultury, kiedy mają taką możliwość, lubią sobie fundować ekstrawaganckie gmachy, o architekturze imitującej artystyczne gesty. Proszę teraz sobie wyobrazić, że ktoś postanowił wybudować w Żelazowej Woli poszarpaną, romantyczną bryłę „inspirowaną muzyką Fryderyka Chopina”. „Architektura to nie damski kapelusz” – nauczał przed wojną Lech Niemojewski, architekt odpowiedzialny za wystrój „dworku Chopinów”. Architektura powstaje na dłużej niż jeden sezon i dopiero z perspektywy lat można w pełni ocenić jej wartość. Choć sama obecność współczesnych budynków w Żelazowej Woli wywołała na początku szok nowości, to dziś trudno sobie wyobrazić bardziej dyskretną ingerencję.

Żelazowa Wola (Fot. M. Czechowicz/Archiwum Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina)

 

Grzegorz Piątek
Proszę czekać..
Zamknij