Znaleziono 0 artykułów
28.05.2023

Jak zmieniła się reprezentacja osób koloru w popkulturze

28.05.2023
Mała Syrenka, reż. Rob Marshall / Disney

„Mała Syrenka” z Halle Bailey w tytułowej roli wywołuje żywe reakcje. Czarne dziewczynki płaczą ze szczęścia, że wreszcie widzą na ekranie siebie. Hejterzy wysuwają rasistowskie argumenty, że bohaterka baśni Andersena i Disnejowskiej animacji powinna być biała. Równolegle coraz więcej osób pochodzenia azjatyckiego czy rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych gra główne role w filmach i serialach, zdobywając prestiżowe nagrody. Sprawdzamy, jak w ostatnich latach zmieniała się reprezentacja osób koloru w popkulturze. 

Niektórych Halle Bailey w roli „Małej Syrenki” uwiera. Przecież postać stworzył Hans Christian Andersen, a w XIX-wiecznej Danii nie widywał osób koloru. Przecież w Disnejowskiej animacji z 1989 roku dziewczyna z rybim ogonem w swojej ludzkiej części miała skórę białą jak śnieg. Przecież głęboko pod powierzchnią wody żyją zazwyczaj istoty o jasnym umaszczeniu. Nie ma końca absurdalnych „argumentów” rasistów. Świetnie odpowiedział na te „zarzuty” dziennikarz CNN. „Poza wszystkim, mała syrenka nie istnieje”, napisał. 

Disney otwiera się na inkluzywność

Kolor skóry fikcyjnej postaci z filmu live action Roba Marshalla wzbudza ogromne emocje. Dla dziewczynek, które wyglądają tak jak Halle Bailey, obsadzenie jej w tej roli to kolejny dowód na to, że Disney idzie z duchem czasu. W ostatnich latach twórcy najpopularniejszych bajek dla dzieci wzięli sobie do serca postulaty różnych grup społecznych. Z jednej strony nareszcie dostrzegli różnorodność, z drugiej, ogromny potencjał drzemiący w publiczności do niedawna pomijanej, która chciałaby oglądać historie o swojej kulturze.

 

Niemal od początku XXI wieku Disney poszerza pole reprezentacji. „Lilo i Stich” z 2002 roku pokazywało kulturę rdzennych mieszkańców Hawajów wraz z duchem Ohana, czyli charakterystycznym dla tamtejszej ludności podejściem do rodziny rozumianej szerzej niż osoby, z którymi łączą nas więzy krwi. Przełomem dla wielkiej wytwórni była także „Księżniczka i żaba” z 2009 roku, w której nie tylko pokazano pierwszą czarną księżniczkę Disneya, lecz także elementy wierzeń voodoo, kreolską kuchnię i jazz. „Vaiana: Skarb oceanu” z 2016 roku, która tak jak „Mała Syrenka” doczeka się wkrótce aktorskiej wersji, zanurza widza w polinezyjską mitologię. „Coco” z 2017 roku opowiada o meksykańskim Día de Muertos. „Nasze magiczne Encanto” z 2021 roku to dosyć wierne przedstawienie kolumbijskich zwyczajów. „To nie wypanda” z 2022 roku nawiązuje do azjatyckich fenomenów popkulturowych, takich jak „Czarodziejka z Księżyca”. Rok wcześniej powstała „Raya i ostatni smok” celebrująca zwyczaje Azji Południowo-Wschodniej – Kambodży, Filipin czy Wietnamu. Na planie funkcję konsultantów pełnili architekci, antropologowie kultury, tancerze i muzycy. W kolejnych latach Disney planuje live action „Królewny Śnieżki”, co zresztą już spotkało się z krytyką ze względu na przedstawienie osób niskorosłych jako krasnoludków.

„Czarna Pantera”: Przełomowy blockbuster 

 

Poza uniwersum Disneya też coraz częściej oglądamy światy widziane przez pryzmat doświadczeń osób koloru. Coraz więcej produkcji może też liczyć na kasowy sukces. Dla Marvela kamieniem milowym okazała się „Czarna Pantera” z 2018 roku, jego pierwsza produkcja z niemal całkowicie czarną obsadą, osadzona w fikcyjnym afrykańskim państwie Wakanda. Sukces artystyczny i kasowy, deszcz nagród, z Oscarami na czele oraz kultowy status zapewniły filmowi sequel „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu”, a pewnie i kolejne części. Do najbardziej dochodowych filmów z osobami koloru w rolach głównych należą także oscarowy „Parasite” Bong Joon-ho, horror „Uciekaj!” Jordana Peele’a czy „Bad Boys” z Willem Smithem. W 2018 roku furorę zrobiła natomiast komedia romantyczna „Bajecznie bogaci Azjaci”, pierwsza od ćwierć wieku hollywoodzka produkcja ze wszystkimi głównymi bohaterami pochodzenia azjatyckiego (wcześniej „Klub szczęścia” z 1993 roku).

Należy brać pod uwagę, że choć filmy sprzed lat – z lat 80. czy 90. – przedstawiały osoby koloru, to często w stereotypowym, krzywdzącym ujęciu. Za takowe należy uznać nawet pozornie inkluzywne przedstawienie postaci grywanych przez Morgana Freemana. Jego magical Negro, czyli mądra postać udzielająca rad białym bohaterom, to także przejaw dyskryminacyjnego obrazowania. 

Inkluzywne Hollywood? Przed nami jeszcze długa droga

Najnowsze badania dowodzą postępów w reprezentacji, choć wciąż niewystarczających. „Entertainment Diversity Progress Report” przygotowany przez Luminate dowodzi, że między 2021 a 2022 rokiem liczba filmów i seriali koncentrująca się na bohaterach pochodzenia azjatyckiego wzrosła o dwa procent, głównie za sprawą Netflixa i, oczywiście, oscarowego filmu „Wszystko wszędzie naraz”, który zapewnił statuetki aktorom grającym główne role, Michelle Yeoh i Ke Huyowi Quanowi (teraz występują razem w serialu „Urodzony w Ameryce”, o nastolatku walczącym z mitycznymi chińskimi bogami). O 20 proc. wzrosła liczba filmów z czarnym bohaterem w roli głównej, o 30 proc. – z czarnym bohaterem jako jedną z głównych postaci. O kilkanaście procent spadła natomiast liczba „opowiadanych czarnych historii”. Mniej pojawiło się także filmów z bohaterami pochodzenia latynoamerykańskiego, a niecały jeden procent filmów opowiadał o „latynoskim doświadczeniu”. Niecałe dwa proc. aktorów występujących w głównych rolach w filmach identyfikuje się jako rdzenna ludność Stanów Zjednoczonych (szklany sufit przebijają obsada serialu „Rdzenni i wściekli” oraz Lily Gladstone, która gra u boku Leonardo DiCaprio i Roberta De Niro w nowym filmie Martina Scorsesego „Killers of the Flower Moon”). 

 

Także w 2022 roku badania inkluzywności przeprowadzili socjologowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego. W stosunku do 2011 roku liczba głównych ról granych przez osoby kolory wzrosła czterokrotnie, a za kamerą staje trzykrotnie więcej niebiałych reżyserów. Podczas gdy reprezentacja Afroamerykanów utrzymuje się na poziomie udziału tej grupy w społeczeństwie (ok. 15 proc.), boleśnie niedoreprezentowani są Latynosi, który stanowią niemal 19 proc. społeczeństwa, a tylko w siedmiu proc. filmów osoby tego pochodzenia grają główne role. Amerykanie azjatyckiego pochodzenia stanowiący sześć procent społeczeństwa, otrzymali niemal taką samą procentowo reprezentację, natomiast rdzenni mieszkańcy Stanów Zjednoczonych (1,3 proc. populacji) są wciąż w popkulturze marginalizowani. 

Socjologie podkreślają, że amerykańskie społeczeństwo z roku na rok staje się coraz bardziej różnorodne – osoby koloru już stanowią 43 proc. populacji, a przewiduje się, że w najbliższych dekadach dawna mniejszość stanie się większością.

Ważne są nie tylko same statystyki produkcji, lecz także obserwacja filmów i seriali, które zdobywają prestiżowe nagrody – im więcej uznania dla osób koloru, tym chętniej wielkie wytwórnie wyłożą więcej pieniędzy na projekty o niebiałych społecznościach. Jeszcze w 2015 roku ukuto hashtag #OscarsSoWhite, bo Akademia ignorowała osiągnięcia osób koloru. 

Warto zaznaczyć, że różnorodność służy wszystkim grupom walczącym o emancypację. Te same badania, które wskazują na postępy w reprezentacji osób koloru, dowodzą także, że inkluzywność dotyczy również kobiet, osób LGBT+ czy osób z niepełnosprawnościami, których historie, jeśli w ogóle były opowiadane, to przez białych mężczyzn. Kluczowe jest więc inkluzywne podejście do osób i przed, i za kamerą. 

 
Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij