Znaleziono 0 artykułów
15.07.2019

Zofia Wichłacz: Wojenna dziewczyna

15.07.2019
Kadr z serialu "World on Fire" /(Fot. Gareth Gatrell , Mammoth Screen)

„World on Fire”, jedna z najważniejszych produkcji BBC na nadchodzący sezon, opowiada o II wojnie światowej, ale nie z perspektywy bohaterów, tylko zwykłych ludzi. W obsadzie obok Helen Hunt i Seana Beana znalazło się miejsce dla polskich aktorów – Tomasza Kota i Tomasza Ziętka, a także Zofii Wichłacz. Biedronka z „Miasta 44” wciela się teraz w rolę zakochanej w Angliku warszawianki. – Nie interesowało nas wywoływanie duchów przeszłości. Opowiadamy o młodych ludziach wchodzących w dorosłość w trudnych czasach – mówiła nam na zakończonym niedawno 59. Festivalu de Télévision de Monte-Carlo.

Jak się czujesz w Monte Carlo?

Nasza przygoda z promocją serialu „World on Fire” właśnie tutaj się zaczyna, więc jestem podekscytowana. Są tu dziennikarze z całego świata, więc mam za sobą maraton wywiadów po angielsku. To miłe, że jedna rozmowa może odbyć się w końcu po polsku! Jestem szczęśliwa, że mogę tu być. Ciężko pracowaliśmy na nasz serial. Poprzeczka już od castingu była ustawiona wysoko.

Jak on wyglądał?

To był najdłuższy casting w moim życiu. Trwał trzy miesiące i był wieloetapowy. Najpierw odbyły się klasyczne zdjęcia próbne z reżyserką obsady, przy kolejnych spotkaniach poznałam producenta, reżysera, a na końcu głównego aktora, Jonah Hauer-Kinga, który wciela się w rolę mojego partnera. Gdy w końcu dowiedziałam się, że zagram, dostaliśmy z ekipą czas, który mogliśmy spędzić razem, zanim stanęliśmy na planie. Zdążyliśmy się lepiej poznać. Ta integracja przebiegała w Pradze, gdzie ruszały zdjęcia.

Dlaczego to było ważne?

Reżyser pierwszych odcinków, Adam Smith, chciał, żeby relacje między nami były autentyczne. Przed kamerą miało być widać, że się dobrze znamy.

Jak przebiegała ta wasza integracja?

Mieliśmy próby czytane, podczas których dyskutowaliśmy o scenach. Na końcu reżyser mówił: „Dzisiaj idziecie ze sobą na kolację”. A innym razem wysyłał całą naszą filmową rodzinę na kręgle. Bawiliśmy się świetnie w naszym międzynarodowym towarzystwie.

Nie było tak, że Polacy trzymali się tylko z rodakami?

Moją bohaterkę poznajemy, gdy jest już zakochana w Angliku, Harrym, głównym bohaterze. Poznają się w Warszawie, gdzie zastaje ich wojna. Musieliśmy z Jonah oswoić się, żeby wiarygodnie oddać uczucie, które łączy naszych bohaterów. Jednak integracja z pozostałymi członkami obsady była również bardzo ważna, na pewno nie chciałam zaniedbać relacji z Tomkiem Kotem czy Tomkiem Ziętkiem.

Zofia Wichłacz ( Fot. materiały prasowe)

Zagrałaś w kilku filmach, których akcja dzieje się w czasie II wojny światowej. Czy „World on Fire” wymagał od ciebie dodatkowego zgłębienia tego tematu?

Scenariusz był pisany przez Brytyjczyka, Petera Bowkera. Od początku wiedziałam więc, że muszę zachować podwójną czujność, bo scenarzysta napisał jeden z głównych wątków serialu o ludziach i kraju, którego historię zna tylko z książek. Chciałam oddać prawdę tamtych czasów, a jednocześnie pracować w zgodzie z jego artystyczną wizją.

Zofia Wichłacz z pozostałą obsadą serialu ( Fot. materiały prasowe)

Jak podchodziła do ciebie brytyjska ekipa?

Nie grałam jeszcze w tak gigantycznej produkcji, choć zaczęłam od bardzo dużego projektu, jakim było „Miasto 44” Janka Komasy. Warunki pracy były tu komfortowe – czułam się na planie bezpiecznie. Mieliśmy wspaniałych reżyserów i operatorów. Skala projektu mnie nie przytłaczała. Nie miałam wrażenia, że pracujemy na wybuchy i efekty specjalne, tylko na historie młodych ludzi, którzy stanęli w obliczu tragedii.

Oddajecie głos anonimowym osobom?

Nie stawiamy pomników bohaterom wojennym, nie skupiamy się na czarno-białej narracji o złych i dobrych. Pokazujemy zwykłych ludzi, takich, którzy otaczają ciebie i mnie, w mrocznym momencie historii. Znaleźli się w bardzo trudnym położeniu, więc nie można od nich oczekiwać, że wybory, których dokonają, będą zawsze słuszne.

Dyskutowaliście z aktorami z innych krajów o II wojnie światowej?

Porównywaliśmy, jak nasze kraje uporały się ze swoją przeszłością. Nie wszędzie jest  ona przepracowana. Uważam, że my, Polacy, mamy jeszcze problem z zaakceptowaniem pewnych faktów dotyczących wojny. Nam zależało na opowiedzeniu historii z jak największym szacunkiem. Nie interesowało nas wywoływanie duchów przeszłości ani dostarczanie kontrowersji. To, że opowiadamy o młodych ludziach, którzy wchodzą w dorosłość w trudnych czasach, nie oznacza, że najważniejsza była dla nas historia świata. Oczywiście, wojna jest w tle, ma na bohaterów wpływ, ale priorytetami są ich codzienność, dylematy i podejście do życia. Zazwyczaj w podobnych produkcjach ważne są spektakularna bitwa albo inne istotne z punktu widzenia historii wydarzenia, jak np. bombardowanie Warszawy. To wszystko znalazło się w naszym serialu, ale nie na pierwszym planie. My skupiamy się na prywatnych historiach, to na nie patrzymy oczami bohaterów.

Obsada serialu "World on Fire" ( Fot. materiały prasowe)

Dominuje kobieca perspektywa?

Jest kilka głównych postaci kobiecych, co mnie szalenie cieszy. Helen Hunt gra amerykańską korespondentkę wojenną. Lesley Manville wciela się w rolę matki głównego bohatera. Ja gram Kasię, dziewczynę z Warszawy, ale jest też Lois w kreacji Julii Brown z Manchesteru. W tym scenariuszu herstories były bardzo istotne, ale nie jedyne. Wojna opowiadana jest z perspektywy mężczyzn, kobiet, dzieci – ludzi z wielu krajów.

Polska historia była znana twoim kolegom z zagranicy czy musiałaś ich dokształcać?

Czytając scenariusz, miałam wrażenie, że te wszystkie wydarzenia, które dzieją się wokół mojej postaci, są bardzo dobrze zbadane. Plan to potwierdził. Ekipa była świetnie przygotowana. Polski wątek jest jednym z głównych, więc wszyscy doskonale wiedzieli, o czym opowiadają. Ale mieli też potrzebę dyskutowania. Ja sama chciałam dowiedzieć się więcej o brytyjskiej perspektywie, więc często dzieliliśmy się swoją wiedzą.

Co w scenariuszu było wyjątkowego?

Podobało mi się przede wszystkim to, że opowiada o fundamentalnych sprawach z perspektywy wielu różnych osób. Mamy wątki niemieckiej rodziny w Berlinie, gejowskiej pary z Paryża czy mój – Polki zakochanej w Brytyjczyku, na którego w Manchesterze czeka inna kobieta. Nikt z bohaterów nie był przedstawiony jako jednoznacznie zły ani jednoznacznie dobry.

Praca dla BBC zaostrzyła twój apetyt?

Na pewno czuję, że zrobiłam wielki krok do przodu. Jestem bardzo dumna z pracy przy „World on Fire”. Oprócz tego serialu wystąpiłam też w duńskim „DNA”, w którym jedną z głównych ról gra Charlotte Rampling. Przekonuję się, że granie za granicą jest coraz bardziej możliwe. To zawsze było moim marzeniem. Ciężko pracowałam na to, żeby się ziściło. Świadomie prowadziłam swoją karierę, żeby je zrealizować. I teraz mogę powiedzieć, że to się zaczęło dziać, bo właściwie od zeszłego roku pracowałam tylko za granicą.

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij