
To również tekst o tym, jak odzyskać niezależność bez konieczności oddalania się od siebie.
Jeśli słyszałaś, jak termin „współzależność” rzucany jest na prawo i lewo wraz z innymi popularnymi określeniami powiązanymi z „toksycznymi” związkami, możesz wyobrażać sobie oczywiste scenariusze, w których występują strony dająca i biorąca. Powiedzmy, zaborcza egoistka, która wykorzystuje swojego starającego się zadowolić wszystkich wokół małżonka, lub mający dobre intencje, ale przytłoczony partner, pozwalający ukochanej osobie na uzależnienie. Jednak współzależność może pojawić się również w zwykłych, na pierwszy rzut oka „zdrowych” relacjach – tylko trochę trudniej ją zauważyć.
Być może zaczyna się od czegoś tak niewinnego, jak chęć spędzania każdej możliwej chwili wspólnie z partnerem. Albo od rezygnacji z planów z przyjaciółmi, ponieważ nasza druga połówka chce z nami pobyć. Choć z początku takie całkowite oddanie się drugiej osobie może wydawać się czymś stosunkowo nieszkodliwym (a nawet romantycznym), nadmierne poleganie na niej szybko może stać się dla niej duszące. Związek taki, zamiast wzbogacać nasze życie, zaczyna nas wyniszczać.
– W zdrowym związku romantycznym każda z osób rozumie, jak ważne jest dbanie o swoje własne życie, kiedy spędza się czas z przyjaciółmi lub oddaje się przyjemnym zainteresowaniom – w rozmowie z Self podkreśla Maggie Dancel, doktorka psychologii i psycholożka kliniczna z Hopefull Psychology w Nowym Jorku. Tego rodzaju niezależność gaśnie jednak w związkach współzależnych. Dr Dancel mówi, że zamiast tego dochodzi do zaburzenia równowagi w związku, w którym partnerzy (jedno z nich lub oboje) zbyt mocno polegają na sobie nawzajem – nie tylko jeżeli chodzi o miłość, lecz także uznanie wartości, poczucie bezpieczeństwa i pewności siebie – prawie nie ma natomiast przestrzeni na samodzielny rozwój lub osiągnięcie szczęścia.
Zauważenie współzależności w związku romantycznym może być jednak trudne, ponieważ wiele z jej najwcześniejszych oznak bardzo przypomina miłość. Dlatego poprosiliśmy ekspertów, by podzielili się wiedzą, jakie są najczęściej występujące, a jednak subtelne czerwone flagi, na które należy zwrócić uwagę.
1. Jest ci naprawdę trudno przebywać w samotności
Być może twój partner ma plany na weekend, w których mu nie towarzyszysz, a ty, zamiast jak najlepiej wykorzystać ten czas – czytając książkę, którą chciałaś skończyć, lub nadrabiając zaległości z przyjaciółmi, z którymi od dawna się nie widziałaś – odświeżasz wiadomości i z niecierpliwością oczekujesz na jego powrót. Albo wydaje ci się, że nie czerpiesz przyjemności ze spotkań w większej grupie, o ile nie dołączy do was twoja druga połówka. W niektórych przypadkach może ona nawet odwodzić cię od takiej niezależności, subtelnie wpędzając cię w poczucie winy („Czyli chcesz się spotkać z nimi, a ze mną nie?”) czy też robiąc to jawnie („Aha, czyli mnie porzucasz???”).
Naturalne jest, że chcemy przebywać ze swoją bratnią duszą i że nawet odrobina przestrzeni może wydawać się wielką wyrwą. – Jednak współzależność jest zazwyczaj niezdrowa, ponieważ związek romantyczny to tylko jeden aspekt naszego życia – mówi dr Dancel. Na to, kim jesteś, składa się tak wiele różnych czynników: twoja kariera zawodowa, przyjaźnie, cele i marzenia. A zatem jeśli osoba ta jest dla ciebie jedynym źródłem szczęścia – albo jeśli utrudnia ci zajmowanie się innymi sprawami w życiu bez swojej obecności – warto zrobić krok w tył i zadać sobie pytanie: czy nie zatracam się w tej relacji?
2. Czujesz się odpowiedzialna za szczęście drugiej osoby
Kluczowym aspektem współzależności jest podatność emocjonalna, w której jedna osoba staje się centrum naszego emocjonalnego wszechświata – zarówno wzlotów, jak i upadków. Wyjaśnia to, dlaczego „gdy druga osoba jest szczęśliwa, możesz czuć się bezpieczna. Jednak jeśli tak się nie czujesz, może to wywrócić twój świat do góry nogami” – w rozmowie z Self tłumaczy dr psychologii Sabrina Romanoff, pracująca w Nowym Jorku psycholożka kliniczna.
Dr Romanoff mówi, że w rezultacie możesz zacząć nabierać toksycznych, bazujących na poświęceniu nawyków, by sprawić, że twój partner (a co za tym idzie, ty sama) lepiej się poczuje. Na przykład zamiast zwyczajnego pocieszania go po ciężkim dniu możesz przesadzać, opowiadając dowcipy, kupując prezenty, ogólnie rzecz biorąc, nadmiernie mu go kompensując – nawet wtedy, gdy po prostu potrzebuje przestrzeni.
Dr Romanoff ostrzega, że w bardziej ekstremalnych przypadkach taka współzależność może manifestować się kontrolującymi zachowaniami. Możesz mówić partnerowi, jak ma się czuć („Nie powinieneś tak się złościć”), lub dyktować mu zachowania („Jeśli jesteś zestresowany, powinieneś codziennie rano medytować”). Z kolei twoja druga połówka może zrzucać na ciebie odpowiedzialność za swoje zdrowie psychiczne. Może oczekiwać, że rzucisz wszystko, gdy tylko straci humor, niezależnie od tego, co właśnie robisz, albo sugerować, że byłaby szczęśliwsza, gdybyś zrezygnowała z określonych nawyków. W zdrowych związkach obie osoby są równe sobie i wspierają się nawzajem – nie są swoimi opiekunami ani projektami wymagającymi naprawy.
3. Czujesz się niepewna lub zdenerwowana, gdy on niewystarczająco potwierdza twoją wartość
Powiedzmy, że twój partner nie odpowiada natychmiast na wiadomość o treści: „Bardzo za tobą tęsknię”. Momentalnie zaczynasz panikować, nadmiernie wszystko analizując (Czy mnie ignoruje? Co, jeśli go odstraszyłam?) – nawet jeśli zaledwie poprzedniego wieczoru wszystko było w porządku. Albo właśnie dostałaś awans i świetnie idzie ci w pracy. A jednak nie masz wrażenia, żebyś coś osiągnęła, o ile twój partner nie powie ci zwykłego „dobra robota”.
Według dr Romanoff wątpienie we wszystko na podstawie najdrobniejszych oznak „zaniedbania” może sugerować, że twoje poczucie własnej wartości zbyt mocno zależy od czyichś zachowań albo opinii. Bo szczerze mówiąc, to, jak pewna siebie jesteś, nie powinno całkowicie zależeć od tego, jak długo czekasz na czyjąś wiadomość, lub od nagłego spadku entuzjazmu. A ciągłe poszukiwanie „dowodów” na to, że jesteś kochana – albo pozwalanie, by drobiazgi sprawiały, że w to wątpisz – często oznacza, że nie masz wystarczającego wsparcia, czy to od samej siebie, czy to od związku.
4. Boisz się stawiać granice
Zmiany i kompromisy są ważne w każdej relacji, jednak współzależni ludzie mogą niechętnie mówić głośno o tym, co jest dla nich ważne – więcej czasu spędzanego w samotności, mniej publicznego okazywania uczuć, koniec z piłką nożną w sobotnie wieczory! – w obawie przed tym, że zostanie się odepchniętym przez partnera. – W rezultacie zawsze odkładasz swoje prawdziwe priorytety, potrzeby i pragnienia na później – podkreśla dr Romanoff.
Może to oznaczać spędzanie każdego czwartku w dusznym barze z denerwującymi kumplami swojego partnera – nie dlatego, że sprawia ci to przyjemność, ale ponieważ on tak robi (i ponieważ obawiasz się, że jego uczucia wobec ciebie osłabną, jeśli do nich nie dołączysz). Albo nie znosisz palenia, ale wytrzymujesz jego śmierdzące papierosy tylko po to, by uniknąć ryzyka, że cię rzuci.
Choć godzenie się na ustępstwa lub nieodzywanie się może brzmieć jak łatwy sposób na pozostanie w dobrych stosunkach, dr Romanoff ostrzega, że ciągłe ignorowanie swoich granic może być wyczerpujące, sprawiać, że czujemy się niezauważani i zaniedbani – a na takie emocje nie ma miejsca w zdrowym, szczęśliwym związku.
5. Potrzebujesz jego opinii, zanim podejmiesz najdrobniejszą decyzję
W co powinnam się ubrać? Z której restauracji powinnam zamówić jedzenie? Czy jutro rano pójść na pilates czy na jogę? Jedną rzeczą jest pragnienie poznania opinii ukochanej osoby na temat codziennych spraw – może chcesz wyglądać wyjątkowo pięknie podczas randki, a może jest ona w stanie polecić najlepsze restauracje – a czym innym i bardziej niepokojącym, jak mówi dr Romanoff, jest zmienianie swoich wyborów tylko po to, by dopasować się do preferencji partnera.
W głębi duszy możesz być totalnie zachwycona tym puchatym swetrem w jaskrawych kolorach. Jednak gdy twoja druga połówka stwierdza, że jest „taki sobie”, natychmiast postanawiasz, że schowasz go na dno szafy na wieki wieków. Albo nie umiesz zaplanować weekendu z przyjaciółkami, nie sprawdzając wcześniej grafiku swojego partnera.
Potrzeba uzyskania aprobaty partnera podczas podejmowania nawet najbardziej nieistotnych decyzji to klasyczna oznaka, że „straciłaś z oczu to, co dla ciebie najlepsze” – mówi dr Dancel – a zamiast tego właściwie prosisz o pozwolenie, by po prostu żyć.
Jak przestać być osobą współzależną
Dobra wiadomość jest taka, że według obu terapeutek istnieją sposoby na to, by uzyskać większą niezależność bez konieczności oddalenia się od siebie – można zacząć od czegoś tak prostego, jak okazywanie odrobiny miłości samej sobie. Na przykład pójdź sama na swoje ulubione zajęcia jogi albo wybierz podejmowane w samotności terapeutyczne hobby, jak robienie na drutach. Takie praktyki self-care powinny pomóc budować pewność siebie i czuć się spełnioną oraz sprawić, by łatwiej ci było mniej polegać na innych w oczekiwaniu, że pomogą ci wypełnić twój czas.
Dr Dancel sugeruje również, że można stopniowo uczyć się niezależności na różne drobne, dające się kontrolować sposoby. Zamiast z dnia na dzień rezygnować z codziennych wieczornych randek, spróbuj zmniejszyć ich częstotliwość do samych weekendów, a następnie przeznaczyć czwartkowe wieczory na wyjścia na drinka ze znajomymi ze studiów. Inne małe kroczki to np. wybranie się na imprezę firmową solo (lub z przyjaciółką) albo spacerowanie po tej samej malowniczej trasie co zawsze, ale bez bezustannego pisania do partnera. Chodzi o to, byście oboje pielęgnowali swoje zainteresowania i przyjaźnie, a jednocześnie by nie opuścił was romantyzm oraz byście prowadzili otwarte, szczere rozmowy o tym, czego potrzebujecie więcej (lub mniej) – to dobry punkt wyjścia dla prób znalezienia równowagi.
Oczywiście coś tak złożonego jak współzależność często ma swoje źródło w głębszych problemach (a mianowicie w niskiej samoocenie czy lęku przed porzuceniem), w których przepracowaniu może pomóc terapeuta. Właściwy specjalista może poprowadzić nas tak, by udało się przeanalizować, co napędza pewne wzorce zachowań, aby zastąpić je zdrowszymi nawykami, takimi jak stawianie granic. Może też otworzyć nam oczy na to, jak wycieńczająca jest nasza dynamika, dając siłę do ponownej oceny swoich spraw, a jeśli to konieczne – do zakończenia związku.
– Prowadzenie osobnego życia, które należy tylko do nas, to niełatwe, a często wymagające długiego czasu przedsięwzięcie – przyznaje dr Romanoff. Jednak warto pamiętać, że nie chodzi o to, by się od siebie oddalać czy mniej się nawzajem kochać. W odpowiednio funkcjonującym związku dawanie sobie nawzajem przestrzeni na indywidualny rozwój ustawia obie osoby na lepszej pozycji, jako najsilniejsze i najlepsze wersje samych siebie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.