Znaleziono 0 artykułów
29.11.2022

Agata Tuszyńska: Życie między wierszami

29.11.2022
Fot. Getty Images

Nie wiem, jakim sposobem i kiedy dokładnie zamieszkałam na planecie słów. Odbyło się to, zanim poznałam słowo „planeta”, więc przed lekturą „Małego księcia”. Stało się samo, jakby zawsze tak miało być.

Nie miałam w genach poezji. Ojciec niósł w nich drogę, mama lęk, a może także echa żydowskiej księgi. Ale o tym długo nie wiedziałam. Rzeczywiście w naszym domu więcej było książek niż jakichkolwiek innych sprzętów. Drugie słowo, jakie wypowiedziałam, ku uciesze mamy, po pierwszym, zwyczajnym, „tata”, brzmiało: „czyta”. Miało wyrażać prośbę i stan rzeczy – mnie kilkuletnią wyciągającą rękę do książek albo pilnie przekładającą kartki i mruczącą coś w sobie tylko znanym języku. Szybko dało się w tych monologach rozpoznać strofy o Słoniu Trąbalskim, Pchle Szachrajce, lokomotywie i pani Słowikowej. „Czyta, czyta”. Na okładkach widniały nazwiska Juliana Tuwima i Jana Brzechwy. A potem kolejne, oswajane z prędkością światła. Jeszcze nie wiedziałam, że to poezja, ale już byłam od niej uzależniona. Potrzebowałam stale kolejnych porcji rymu, humoru, słowotwórczej energii. I jej brawurowej ekwilibrystyki. 

Wychowałam się w ojczyźnie polszczyźnie. W jej szelestach, gąszczach i na trzęsawiskach. W jej „malinowych chruśniakach” i wśród bzów pachnących w maju „w alejach i w Ogrodzie Saskim”. Na brukach ulicy Miłej i na stacji Chandra Unyńska, gdzie „telegrafista Piotr Płaksin nie umiał grać na klarnecie”. Podróż w te światy wydawała się nie mieć końca, ciągle odkrywałam w nich nowe skarby. Smakowałam je na wiele sposobów. I w wielu wymiarach. Najpierw dziecinnych, potem Tuwimowsko-Leśmianowskim, Schulzowsko-Różewiczowskim. I jeszcze romantycznym, obywatelskim („Szczęścia w domu nie znalazł, bo go nie było w ojczyźnie”) i filozoficznym. Między Norwidem, Różewiczem a Miłoszem, z Marią Pawlikowską-Jasnorzewską i Haliną Poświatowską w barwnych odmianach miłości. „Słowami / skarżę się z moich udręczeń”… Poezja dawała mi poczucie sensu, bogactwa i bezpieczeństwa. 

 

Najpierw czytanie było jak oddychanie. Później przyszło pisanie. Nieudolne próby, a potem bardziej trafione, staranne i natchnione – jak u Słowackiego. „Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. A bardziej – co poczuje serce. Moje życie działo się „między wierszami”.

Tak napisałam w którymś z późniejszych tomików:

między wierszami
jemy poziomki i żurek
łykamy proszki od bólu głowy
ścielimy łóżko

Dorastałam w czasach, kiedy słowo poety było ważne. Liczyło się. Żyli Jarosław Iwaszkiewicz i Zbigniew Herbert, Czesław Miłosz i Jerzy Ficowski. Julia Hartwig i Anna Kamieńska. Uczyłam się od nich poetyckiej sztuki i przy nich studiowałam sztukę życia. Dojrzewałam do wiedzy tajemnej, jaką jest odpowiedzialność za wypowiedziane i napisane słowo. W kulturze i codzienności toczyły się ważne dyskusje intelektualne. Istniała dla nich przestrzeń, także w języku poezji.

Wiersz jest rzekomo mową ezopową, więc trudniejszą niż proza. Głos poety zawsze brzmi ciszej. Mann, Hemingway i Szołochow, Tołstoj, Singer i Camus przerastają sławą Eliota, Yeatsa czy Brodskiego. Wielkie nagrody literackie rzadziej wybierają twórców strof rymowanych, mowy wysokiej. Ich czytelnicy stanowią mniejszość, ale należą jednocześnie do czytelniczej elity. Podejmują wysiłek pojmowania świata w jego wewnętrznym splątaniu i metaforze. Zgadzam się z noblistą Miłoszem, że poezja jest po to, aby „ułapić rzeczywistość”. Przeniknąć ją w swej istocie. Złożyć z niej raport, który zamieni się w pamięć. Chciał, by niosła ocalenie.

Wszechwładny chaos i hałas wieku XXI, wzmocniony atakiem elektronicznych bodźców, skutecznie zagłusza to, co w nas tajemne. To wszystko, o czym mówimy szeptem. To, co dzieje się w nas, kiedy nikt nie patrzy. W ciszy niewypowiedzianej. Paradoksalnie widzę dziś znowu miejsce na głos poety. Na budzone poetyckim dotknięciem uczucia i sensy, na próby przywracania ładu w świecie, który wyszedł z formy. Wiem to na pewno, poezja przynosi pocieszenie. Może być lekarstwem na czas marny.

A tymczasem…

między wierszami
przypalamy mleko
podziwiamy Nike z Samotraki
wybieramy się w drogę
jesienniejemy
między wierszami


odpływamy
wierszem

Ale zanim to się stanie, piszę dalej. W „Niesnach” otwieram horyzont kolejnej nadziei.

Fot. materiały prasowe

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju ukazała się jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 r. została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij