Znaleziono 0 artykułów
21.03.2023

Agata Tuszyńska: Samotność – siostra buntu, źródło siły

21.03.2023
(Fot. Agata Tuszyńska, Jurata 2023)

Dużo czasu spędzam sama, zawsze tak było. Nie męczę się, nie jest mi smutno ani samotnie. Przeciwnie. Kiedy wokół dzieje się zbyt wiele – spraw, spotkań, gali, rozdań, konferencji wymagających mojego uczestnictwa – zaczynam marzyć o ucieczce. Do siebie, czyli w siebie. Najchętniej blisko morza, choć nie to jest najważniejsze – byle sama.

Byle sama i byle w ciszy. Tylko wtedy udaje mi się zebrać myśli, wygospodarować dla nich przestrzeń. Rozejrzeć się dokoła. Dawniej bywało różnie. Długie dni pisania przeplatałam równie długim czasem bycia z ludźmi i wśród ludzi. To dawało siłę i inspirację. Czerpałam z innych, zachłannie słuchałam ich opowieści, ciekawa niewyczerpanych pokładów odkrywanych tajemnic. Z czasem od cudzych sekretów wolałam własne. A wtedy zaczęłam potrzebować większej przestrzeni, by je obudzić i odnaleźć. Wierzyłam, że taka równowaga jest mi potrzebna. Przesadzałam w jednym i w drugim. Urodzona pracoholiczka, rzucałam się w przerwach w otchłań przygody, nie zostawiając chwili na ulgę. Dziś już bym tak nie potrafiła. Zbyt wiele hałasu dokoła.

Czy samotnictwo jest kwestią temperamentu? Czy przychodzi z wiekiem? Może trzeba do niego dorosnąć, obserwując własne potrzeby? Może jedynacy mają doń większą skłonność, od dziecka nauczeni, by sami zajmowali się sobą?

Kiedy studiuję, co wyszukiwarka Google’a ma do zaoferowania pod kątem samotności, od razu pojawiają się instrukcje, jak sobie z nią „poradzić”. Jak zmienić ten czas „udręki”, „tortury”, „kary” w życiodajną bliskość. Choćby pozorną, nawet w parze. Bo razem jest lepiej niż osobno.

Podobno większość ludzi nie wytrzymuje ciszy, zbadano to. Konieczność spędzenia kwadransa w pustym pokoju, bez telefonu na wyciągnięcie ręki, powoduje panikę. Wielki lęk przed czasem niezakłóconym żadnym dźwiękiem. Przed chwilą wejrzenia w siebie bez muzyki, radia, telefonu, internetu. Bez nieustannego źródła pozornej łączności ze światem. Lepszy jakikolwiek zgiełk, przypadkowe słowo, reklama, film, przeglądanie Facebooka niż konfrontacja z własną obecnością.

(Fot. Agata Tuszyńska, Jurata 2023)

Klikanie i pikanie, przychodzące i wychodzące wiadomości na Messengerze i WhatsAppie, kakofonia dźwięków i zawołań, sprzedaż, kupno, kontakt prywatny, biznesowy, reklama, e-mail, kolejny i następny. Po kilku godzinach takich działań mam jeden odruch: ucieczki.

Kiedyś wszystko było prostsze, także konieczna do pracy izolacja. Dziś trudniej się zabarykadować nawet przy własnym stole. I ekranie. Stosuję różnorakie techniki odcinania się od zewnętrznego świata i jego pokus. Najprostsze są codzienne spacery po warszawskich parkach. Nie od razu tak było, musiałam dojrzeć. I ciągle nie mogę się nadziwić, że oto ja, która omijałam skrupulatnie wszystkie opisy przyrody w szkolnych lekturach, nagle roztkliwiam się nad pierwszym pączkiem i listkiem, maszerując godzinami przez łąki i lasy albo inne rozstaje. Wiosenne lub jesienne, styczniowe i grudniowe, każda pora w innej odsłonie. Nauczyłam się to zauważać. Pozwoliłam sobie. Późno w życiu, ale skutecznie.

Wiem już także, że mózg lubi zmienne bodźce, a forsowanie go jak wyścigowej maszyny nie zawsze przynosi rezultaty. Nawet pracoholiczka musi na chwilę zwolnić, naładować słabnące baterie. Najlepiej nad morzem i na długo. Tak, by horyzont nie miał granic, przestrzeń miary, a myśl płotów i barier. Są miejsca przeznaczone dla pisarzy, w których można się schować. W niektórych nawet zabronione są odwiedziny w ciągu dnia, by nie mącić natchnienia. Wielokrotnie korzystałam z takich zaproszeń. W Ameryce, Szwajcarii, we Włoszech. Ostatnio pracuję wyłącznie nad polskim morzem. Latami oswajałam Sopot, teraz pokochałam Juratę. Pasmo lądu między dwiema wodami. Z okna widok na otwarte morze, od zatoki – molo i łabędzie. Niewiele jest takich skrawków ziemi na świecie.

Nie wiedziałam, że Jurata była królową morza mieszkającą w bursztynowym zamku podwodnym. Że zakochała się w rybaku, którego miała ukarać za łowienie ryb, ale ogarnęło ją nieznane uczucie, któremu uległa. Perkun, władca mórz i błyskawic nie mógł jej darować tej słabości. Uśmiercił oboje. Bursztyny, które po sztormie znajdujemy na piasku, to kawałki pałacu Juraty. Choć wolę myśleć, że to jej łzy.

(Fot. Agata Tuszyńska, Jurata 2023)

Lubię uzdrowiska po sezonie. Mają w sobie niespieszność i nastrój prozy Kazimierza Brandysa. Bez tłumu turystów, w deszczu i chłodzie pokazują bardziej rzeczywistą twarz. Piaszczyste plaże oddychają swobodniej, wydmy łagodnieją, a sosnowe lasy odzyskują pierwotne barwy i zapachy. Skuteczniej chronią mnie przed rozpaczą.

Czasy swojej świetności przeżywała Jurata w latach 30. Zjeżdżała tu wówczas elita artystyczna i polityczna kraju. W hotelu Lido i na deptaku spotykano Jana Kiepurę i Eugeniusza Bodo, generałów Sikorskiego i Mościckiego. W swoich rezydencjach przyjmowali Potoccy i Tyszkiewiczowie. Wojciech Kossak zbudował tu niewielką willę z pracownią, gdzie namalował „Zaślubiny z morzem”. Bywały tu jego córki, Lilka Pawlikowska-Jasnorzewska i Magdalena Samozwaniec. Na ulicach Mestwina, Ratibora i Świętopełka powstawały modernistyczne domy i pensjonaty Elunia, Bargina, Bałtyk, Mrozik… Niektóre ocalały. Łatwiej przywoływać przeszłość w kostiumie szarości, na przełomie zimy i wiosny. Wiatr przywiewa skuteczniej dawne smaki i obrazy. Mimo że środek miasteczka jest placem budowy, a nowe zastępuje stare, z okien nadmorskich domów można zobaczyć to samo, co przed laty. Najlepiej o świcie lub zmierzchu. Sama.

Dziś funkcję przedwojennego Lido, które właśnie zmienia się na nowo, pełni Bryza, położona przy samej plaży. Elegancka i przestronna, odgrywająca rolę dawnego salonu stolicy. Spędzali tu lato Gustaw Holoubek i Janusz „Kuba” Morgenstern, bywali i bywają nadal aktorzy, muzycy i pisarze. 

Arthur Miller twierdził, że samotność jest „siostrą buntu”. Dla mnie jest źródłem siły, tej najgłębszej, dzięki której słyszymy siebie. Stosuję ją częściej, niż należy, traktując jak dietę dla umysłu, oczyszczającą z toksyn codziennych informacji. 

Zaczęłam nawet kolekcjonować odpowiednie żartobliwe wstawki, którymi mogłam częstować zaniepokojonych moją samotnością. „Lubię przebywać w inteligentnym towarzystwie” albo „toczę właśnie żydowski pojedynek: ja ze mną”. Ten stan mnie nie boli, nie czuję się opuszczona ani odrzucona. Moja osobność nie uniemożliwia wszystkich innych dostępnych człowieczych radości. To tylko droga, chwilami tak cicha, że aż niewidoczna. Podążam własną linią życia, nie mam innej. Skazana na nią i stale ją kształtująca kolejnymi decyzjami. Mój ulubiony pisarz Tadeusz Konwicki był pewien, że „przeznaczeniem inteligentnego człowieka jest samotność”. I tego się trzymam.


Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020), przeniesioną na scenę Muzeum POLIN, oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W 2022 roku miały premierę jej „Żongler. Romain Gary” oraz tomik wierszy „Niesny”. W kwietniu 2023 roku, przy okazji 80. rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, nakładem wydawnictwa Osnova ukaże się „Czarna torebka”. – Bohaterką wszystkich moich książek jest PAMIĘĆ. Znikające światy i odchodzący ludzie. Zapisuję, żeby nie przestały istnieć. Wierzę w ocalającą moc słowa – mówi Agata Tuszyńska. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i francuskim Orderem Literatury i Sztuki. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. Od marca 2022 roku jest felietonistką Vogue.pl.

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij