Znaleziono 0 artykułów
10.03.2023

Magdalena Wieczorek: Zadra w sercu

10.03.2023
Magdalena Wieczorek (Fot. Kacper Godlewski)

Występ w „Zadrze” to dla Magdaleny Wieczorek więcej niż pierwsza główna rola. To ukoronowanie lat pracy, zmagań i wyrzeczeń, by spełnić dziecięce marzenie. Wszystkie te doświadczenia pomogły jej zbudować wielowymiarową bohaterkę, od której nie sposób oderwać wzroku.

„Zadra” to przede wszystkim opowieść o potrzebie ekspresji poprzez sztukę – wewnętrznym pędzie twórczym bohaterki, dzięki któremu rozwija się mimo piętrzących się przeciwności. Sandra (Magdalena Wieczorek) marzy, by zostać raperką. Pod pseudonimem Zadra publikuje pierwsze kawałki, będące zapisem jej doświadczeń – dorastania bez ojca, szukania własnego głosu czy parania się dorywczymi pracami, by związać koniec z końcem i wspomóc pracującą na dwa etaty mamę. Dziewczyna szybko odkrywa, że talent to za mało, by zapewnić sobie miejsce w hermetycznej branży muzycznej. Szansa, by stać się jej częścią, nadarza się, gdy popularny raper Motyl (Jakub Gierszał) oferuje jej pracę hypemanki. Dziewczyna przyjmuje ją mimo początkowych oporów. Podczas wspólnej trasy koncertowej będzie musiała nauczyć się zakulisowych reguł i nie zatracić w tym procesie samej siebie.

Choć filmowi Grzegorza Mołdy nie udaje się uniknąć fabularnych pułapek i patriarchalnych schematów, „Zadra” to ambitna próba stworzenia nowego języka kina, który odpowiada wrażliwości współczesnych widzów, szczególnie tych z pokolenia TikToka. To film-teledysk, w którego centrum błyszczy Magdalena Wieczorek. Zadra w jej wydaniu to wielowymiarowa, wymykająca się schematom postać. Jak przyznaje Wieczorek, ważnym punktem odniesienia podczas pracy nad rolą były jej własne doświadczenia. – Podobnie jak Zadra od dziecka wiedziałam, kim chcę zostać. To marzenie motywowało mnie, by iść naprzód nawet wtedy, gdy nie wierzyłam, że to ma sens – mówi.

Decyzję o zostaniu aktorką podjęła już w podstawówce. Wszystko za sprawą polonistki, która prowadziła kółko teatralne w jej szkole. – To ona zaraziła mnie pasją do grania. Sama pisała sztuki, które później wystawialiśmy. Po jednym z występów podeszła do mnie i zasugerowała, żebym wzięła udział w lokalnym konkursie recytatorskim. Dostrzegła we mnie coś, czego sama jeszcze nie widziałam. Byłam tak przejęta, że następne tygodnie spędziłam na przygotowaniach. Wygrałam ten konkurs i wszystkie następne przez dwa lata z rzędu – opowiada. Pierwsze sukcesy ośmieliły przyszłą aktorkę, zaczęła wysyłać zgłoszenia na castingi. Tak dostała pierwszą małą rolę w serialu telewizyjnym. Była wniebowzięta, a potem zderzyła się z hejtem. – Myślałam, że to mój wielki moment. Niestety występ stał się pretekstem do żartów dla kolegów i koleżanek z klasy. Czułam się tak upokorzona, że przez następnych pięć lat kompletnie zrezygnowałam z mojej pasji. Pamiętam, jak myślałam sobie: „Jeśli to cena moich marzeń, to nie chcę, żeby się spełniły” – wspomina.

W liceum dała sobie jednak drugą szansę. – Nie widziałam się w żadnym innym zawodzie. Postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę – mówi. Aby na nowo znaleźć w sobie odwagę do gry, Wieczorek zapisała się na zajęcia przygotowawcze do egzaminu wstępnego na łódzką filmówkę. Początki nie były łatwe. – Moja nauczycielka musiała długo nade mną pracować, żebym po tych pięciu latach otworzyła się na nowo. Pamiętam, jak czekała na mnie pod sceną, a ja stałam w kulisach sparaliżowana. Nie byłam w stanie się ruszyć. Na szczęście z lekcji na lekcję szło mi coraz lepiej – wspomina.

Jej starania się opłaciły – na aktorstwo dostała się za pierwszym razem. – Na egzaminie dałam z siebie wszystko. Myślałam sobie: „Teraz albo nigdy” – mówi Magdalena. Mimo obiecującego początku następnych pięć lat ponownie wystawiło jej marzenie na próbę. – Przeżyłam tam najlepsze i najgorsze chwile. Mój rocznik był jednym z tych, które doświadczały w szkole nadużyć, o których swego czasu było głośno. Z perspektywy czasu myślę, że jako osiemnastolatka nie byłam gotowa na to, co się tam działo. Może gdybym była starsza, umiałabym się lepiej bronić – wyznaje. Dziś uważa, że ważniejsze niż studia jest zdobywanie doświadczenia w branży: – Mierzenie się z materią tego zawodu jest cenniejsze niż słuchanie wykładów.

Magdalena Wieczorek (Fot. Kacper Godlewski)

Po studiach chciała rzucić się w wir pracy, jednak zlecenia nie przychodziły. Zamiast się poddać, Wieczorek postanowiła wykorzystać ten czas dla siebie. – Zaczęłam ćwiczyć i medytować. Poszłam na terapię. To był bardzo ważny etap w mojej karierze. W końcu znów poczułam się sobą – mówi. Niedługo później natrafiła w sieci na casting call do filmu o młodej raperce. – Muzyka to moja druga miłość. Możliwość połączenia jej z kinem wydała mi się wymarzoną okazją, by pokazać, na co mnie stać – mówi Magdalena. Wysłała zgłoszenie i kilka dni później dostała zaproszenie na pierwszą rozmowę. Cały proces castingowy trwał długo, ale z każdym etapem aktorka nabierała przekonania, że to rola dla niej: – Pamiętam, jak wracałam ze spotkań na Chełmskiej i marzyłam, co się stanie, jeżeli mi się uda. Gdy w końcu dostałam rolę, przyjęłam tę wiadomość z mieszanką ekscytacji i przerażenia. Nie byłam pewna, czy to udźwignę.

Z dnia na dzień Wieczorek czuła się w swojej roli coraz pewniej. Pierwsze trzy miesiące spędziła w studiu nagraniowym z producentem Przemysławem „1988” Jankowiakiem i autorem tekstów Michałem „Żyto” Żytniakiem. – Rapu zaczęłam słuchać, przygotowując się do roli, ale nie chciałam nikogo naśladować, dlatego najwięcej czasu zajęło nam znalezienie stylu Zadry. Zależało nam na mieszance luzu i zblazowania w stylu Tommy Genesis czy Chynny. To był bardzo intensywny czas. Zdarzało się, że tekst dostawałam na dzień przed nagraniami, więc słów uczyłam się nocami – mówi aktorka. Prosto ze studia weszła na plan, to był jej ulubiony etap pracy. – Uwielbiam wstawać o piątej rano i być na miejscu od świtu do nocy. To mnie nie męczy. Zawsze uczę się tam czegoś nowego – mówi. Mimo kilku trudnych scen Wieczorek nie miała problemu z wytyczeniem granicy między pracą a rzeczywistością, Zadrą a sobą. – Po pracy opowiadałam partnerowi, również aktorowi, o tym, co wydarzyło się danego dnia. To była moja forma autoterapii. Potem mogłam na chwilę zapomnieć o Zadrze – mówi i przyznaje, że związek z kolegą po fachu to błogosławieństwo. – Nie wiem, czy osoba spoza tego świata zrozumiałaby to – wyjaśnia.

„Zadra” zadebiutowała na wielkim ekranie podczas festiwalu filmowego w Gdyni. Po seansie Wieczorek dała widzom spontaniczny koncert. Jej występ, na ekranie i na scenie, zebrał przychylne recenzje krytyków, którzy wróżą aktorce długą karierę. Przypieczętowaniem jej statusu wschodzącej gwiazdy polskiego kina była nominacja do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Po kilku intensywnych miesiącach Wieczorek wróciła do swojej dawnej rutyny. Bierze udział w castingach, a tych, jak przyznaje, z dnia na dzień przybywa. Latem zagrała kolejną główną rolę w dystopijnym filmie mikrobudżetowym, pracuje także na planie nowego serialu. Jej zdaniem to zasługa postępującej zmiany w branży: – Kino coraz częściej staje się medium dla kobiecych doświadczeń, nierzadko opowiadanych przez kobiety. I choć wiele jest jeszcze do zrobienia, zwłaszcza w kraju, w którym rządzą nami pozbawieni empatii faceci, dostrzegam zmianę – zarówno na ekranie, jak i za kulisami.

Przyznaje, że w przyszłości chciałaby sprawdzić się w innych rolach, w szczególności w pisaniu. Na razie jednak Magdalena skupia się na aktorstwie. Marzy jej się występ w hollywoodzkiej produkcji. Ośmielona pracą przy „Zadrze” rozważa również nagranie debiutanckiej płyty. Gdy akurat nie pracuje, lubi uprawiać sport, medytować i oglądać filmy. Do seansów podchodzi bardzo edukacyjnie: – Lubię uczyć się, oglądając. Najbardziej fascynują mnie produkcje, które potrafią sponiewierać widza, poruszyć go do głębi. Życzyłabym sobie, żeby moje występy miały taką moc. Słuchając Wieczorek, ciężko uwierzyć, że ma dopiero 27 lat. Bije od niej melancholijna dojrzałość, którą widać także w Zadrze. Dla obu pasja okazała się formą radzenie sobie z trudną rzeczywistością. Jak gdyby były sobie pisane: – Zadra pojawiła się w moim życiu, gdy najbardziej jej potrzebowałam, i za to jestem jej na zawsze wdzięczna.

(Fot. Ina Lekiewicz Levy)

Tekst pochodzi ze styczniowo-lutowego wydania magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia pod linkiem

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij