Znaleziono 0 artykułów
17.11.2023

Aleksandra „Kola” Kluczyk: Pracownice seksualne nie sprzedają swoich ciał, tylko usługę

17.11.2023
Fot. Getty Images

Autorka książki „Niech żyją ku*wy” szczerze pisze o pracy seksualnej w Polsce: „Praca seksualna jak w soczewce skupia kulturową, społeczną, patriarchalną oraz kapitalistyczną przemoc i stygmę. Nie widzę drugiego miejsca, w którym można by lepiej zaobserwować tak mocno utrwaloną (…) tendencję do ustawiania kobiet i zarządzania naszą seksualnością”. 

Jakub Wojtaszczyk: Jako aktywistka działasz na rzecz osób pracujących seksualnie i osób queerowych. Czy książka „Niech żyją ku*wy” jest częścią tej aktywności?

Aleksandra „Kola” Kluczyk: Książka jest dla mnie przede wszystkim zamknięciem pewnego etapu.  Zaktywizowałam się podczas pierwszych czarnych protestów w 2016 r. Następnie działałam w Stowarzyszeniu Tęczowy Białystok i współorganizowałam pamiętny pierwszy Marsz Równości w tym mieście. Wreszcie niemal odkąd zaczęłam pracować seksualnie, czyli blisko pięć lat temu, mówię o swoim doświadczeniu. Staram się wywalczać przestrzeń do edukowania na temat pracy seksualnej w różnych mediach, które do tej pory były niedostępne dla osób pracujących seksualnie lub pisały o nas negatywnie. Razem z Julią Tramp prowadzimy podcast „Dwie dupy o dupie”, na podstawie którego powstanie serial. Trwa praca nad scenariuszem. Niedawno też wraz z Wojtkiem Rodakiem, Szymonem Adamczakiem i osobami pracującymi seksualnie brałyśmy udział w rezydencji teatralnej, gdzie transformowałyśmy doświadczenia osób pracujących na język teatru. Planuję również karierę w queerowym porno. Natomiast od roku nie pracuję seksualnie i powoli rezygnuję z aktywizmu w tym obszarze. „Niech żyją ku*wy” to rodzaj mojego pożegnania. 

W książce przekazujesz także głos innym osobom pracującym seksualnie. Kim one są?

Pierwotnie książka miała być drugą częścią mojego zina „Save Us From Saviours”, który składał się z wywiadów z osobami z różnych sektorów branży. Chciałam poszerzyć reprezentację. Ale na etapie pracy z redaktorem Maciejem Makselonem uznałam, że powinnam skupić się na osobistej historii. Zależało mi jednak, by zebrane historie się nie zmarnowały, bo to głównie głosy osób  niewyoutowanych i anonimowych pochodzących z różnych środowisk i pracujących w różnych sektorach. Perspektywa jest szeroka. 

To, co wybrzmiewa z ich historii, to głównie odzyskanie poczucia sprawstwa. Zupełnie inaczej, niż sugeruje społeczny przekaz. Czy też masz takie wrażenie?

Nie uciekam od opowieści o przemocy, gwałtach, kradzieżach czy zmaganiach z policją i systemem. Natomiast wiele z zebranych historii jest pozytywnych, bo np. podniosły samoocenę albo pomogły zarobić własne pieniądze i się utrzymać. Przytaczam opowieść osoby z PTSD po doświadczeniu przemocy na tle seksualnym. Zaczęła pracować seksualnie, aby zdobyć pieniądze na terapię. Dla wielu ludzi może to być nie do pomyślenia. Tymczasem osoba dostała wreszcie pomoc, na którą wcześniej nie było jej stać. Z kolei inna bohaterka, transpłciowa kobieta, dzięki pracy seksualnej zebrała pieniądze na korektę genitaliów i powiększenie piersi. W pracy na etat nie mogłaby sobie na to pozwolić.

Jakie są największe brednie powtarzane o pracy seksualnej?

Osoby sprzeciwiające się pracy seksualnej często mówią, że każdy seks z klientem to gwałt. To obrzydliwe! W taki sposób odbiera się podmiotowość kobietom i osobom queerowym, bo do społeczeństwa idzie przekaz, że dorosła i świadoma osoba, sprawna intelektualnie, która za pieniądze decyduje się uprawiać seks z drugą dorosłą osobą, zostaje zgwałcona. Jednocześnie ignoruje się, co ta osoba ma do powiedzenia o wykonywanej pracy.

W książce analizuję też język i pokazuję, że kulturowa stygmatyzacja mieści się w określeniach, takich jak „prostytutka” czy „bycie sprostytuowaną”. Odbierają one podmiotowość i sprawczość. Wpływają negatywnie na postrzeganie społeczne osób z naszej  branży i reprodukują przemoc względem nas. Mówi się też, że „sprzedajemy swoje ciało”. Nie, sprzedajemy usługę. Ciało cały czas należy do nas.

Panuje też opinia, że osoby świadczą usługi ze względu na przymus ekonomiczny.

Tak! Przecież żyjemy w kapitalizmie. Miliony ludzi na świecie żyje na granicy ubóstwa. Pracujemy, aby się utrzymać, nie wiem, co w tym dziwnego. Po prostu seks uważany jest za coś negatywnego. Przejawia się to też w postrzeganiu sutenerstwa, czyli czerpania korzyści finansowych z pracy innej osoby. Przecież zakład fryzjerski funkcjonuje podobnie. Pracodawca wynajmuje przestrzeń, płaci procent od klienta, zapewnia reklamę, kupuje rzeczy do pracy itd. Praca seksualna jest częścią branży usługowej. Problemem nie jest zarabianie na czyjejś pracy, tylko to, że świadczenie usług seksualnych postrzegamy negatywnie. 

Piszesz: „Praca seksualna to nie tylko praca, bo jak w soczewce skupia kulturową, społeczną, patriarchalną oraz kapitalistyczną przemoc i stygmę. Nie widzę drugiego miejsca, w którym można by lepiej zaobserwować tak mocno utrwaloną (…) tendencję do ustawiania kobiet i zarządzania naszą seksualnością”.

Możemy rozszerzyć to twierdzenie o wszystkie osoby, które nie są cis hetero mężczyznami. Wszystkie jesteśmy na każdym kroku dyscyplinowane. Nie mamy prawa do zarządzania własnym ciałem i seksualnością. W mojej branży ta tendencja jest jeszcze silniejsza. To, że klienci traktują nas przemocowo, nie świadczy o osobach pracujących seksualnie, tylko o tych mężczyznach. Ich zachowanie pokazuje, na co są w stanie sobie pozwolić. Nie powinno być na to zgody, niezależnie od kontekstu. 

Ten cytat pokazuje też, jak bardzo jesteśmy zmarginalizowane. W czasie pandemii nie objęła nas żadna tarcza antykryzysowa. Nawet w Holandii, gdzie została zalegalizowana praca seksualna, osoby nie dostały dofinansowań ani wsparcia. 

W „Niech żyją ku*wy” przytaczam historię osoby, która musiała zarobić pieniądze nawet za cenę zarażenia się COVID-em. Pamiętajmy, że nie wszystkie sektory i branże zostały całkowicie zamknięte, np. fabryki czy sklepy funkcjonowały normalnie, ludzie jeździli do pracy. Tymczasem to osoba z mojej branży dostała mandat. To jednak nie była „nauczka”, która sprawiła, że została w domu. Na drugi dzień musiała wrócić do pracy i zarobić już nie tylko na utrzymanie swoje i rodziny, lecz także na ten mandat. Polityki karceralne zawsze będą skierowane przeciwko osobom najbardziej zmarginalizowanym. 

Polskie prawo nie wspiera osób pracujących seksualnie. Od kogo moglibyśmy czerpać dobre praktyki? 

Postulujemy model dekryminalizacyjny, który funkcjonuje w Nowej Zelandii, Nowej Południowej Walii i Belgii. Wpisuje pracę seksualną w kontakcie bezpośrednim z klientem w obowiązujące przepisy prawa pracy. Ustala BHP. Osoby mają prawa pracownicze, narzędzia do działania przeciwko przemocy i mobbingowi; mogą zakładać jednoosobowe działalności gospodarcze, tworzyć związki zawodowe. Płacą podatki i składki emerytalne, mają też ubezpieczenia zdrowotne. Model dekryminalizacyjny  też nie jest doskonały, dlatego że nie uwzględnia osób migranckich. 

Dlaczego legalizacja nie jest dobra?

Bo działa arbitralnie. Konkretne przepisy mogą obowiązywać w jednym kraju, ale w drugim już nie, np. zakazuje się pracy mężatkom albo transpłciowym kobietom. W innym kraju można pracować tylko na konkretnym obszarze, a jeszcze w kolejnym tylko w zorganizowanym miejscu pracy. To sprawia, że osoby z grup zmarginalizowanych, których np. nie stać na opłacenie okienka w dzielnicy czerwonych latarni w Holandii, będą pracować nielegalnie. Państwo zarabia na pracy legalnej i na mandatach, którymi karze osoby najbardziej wykluczone. Zwiększa władzę pracodawców, co stwarza pole do nadużyć. 

Legalizacja często mylona jest z dekryminalizacją. W Polsce praca seksualna nie jest legalna w rozumieniu prawa, ale nie jest też kryminalizowana, funkcjonuje w szarej strefie. 

Pojęcie grupy marginalizowanej jest bardzo szerokie. W jednym odcinku „Dwóch dup o dupie” mówicie o tym, że osoby queerowe i pracujące seksualnie idą w jednym marszu. Jak mogą się wspierać?

Idą w jednym marszu, bo to bardzo często są te same osoby. Dlatego mój aktywizm od zawsze jest intersekcjonalny. W Polsce dyskurs o pracy seksualnej jest ograniczony do przekonania: „[laska – przyp. red.] daje dupy za hajs, dlatego nie należy jej się szacunek i prawa”. Tymczasem jest to bardzo złożone zagadnienie. Zależy mi, aby pokazać, że walka o prawa osób pracujących seksualnie to walka z przemocą policyjną i służb granicznych. To walka o prawa osób transpłciowych i queerowych. To także kwestia mieszkalnictwa, nadużywania substancji psychoaktywnych, osób w kryzysie bezdomności, polityk zdrowotnych w stosunku do chorujących na HIV czy wręcz walki klasowej, bo reprezentujemy klasę robotniczą. 

Dlatego jako społeczeństwo nie możemy sobie pozwolić na wymazywanie roli osób pracujących seksualnie. Marsha P. Johnson i Sylvia Rivera zaangażowane w bunt Stonewall [demonstracje społeczności LGBTQ+ po interwencji policji 28 czerwca 1969 r. w Stonewall Inn w Nowym Jorku zapoczątkowały walkę o prawa osób nieheteronormatywnych w USA – przyp. red.] były pracownicami seksualnymi, o czym otwarcie mówiły. Dlatego tak ważny był sprzeciw aktywistów, kiedy w miasteczku równości na tegorocznej paradzie miała pojawić się organizacja postulująca model szwedzki, kryminalizujący środowisko pracy seksualnej i klientów. Pokazano, że ta organizacja jest transfobiczna i whorefobiczna [odnosi się do dyskryminacji osób pracujących w branży seksualnej – przyp. red.]. Po interwencji organizatorzy parady wycofali zaproszenie. Kiwi, osoba aktywistyczna z Kolektywu Pałacyk, zorganizował blok dla osób pracujących seksualnie i sojuszniczych. Było to bardzo wzruszające i piękne! Kiwi wraz z kolektywem zorganizowali również drugi rok z rzędu Marsz Równości w Pruszkowie – antykapitalistyczny i proseksworkerski, co nadal jest wyjątkowe w Polsce.

Praca nad  zinem „Save Us From Saviours” była szansą na stworzenie narracji na temat społeczności pracowników seksualnych. Nie traciłaś energii na odpowiadanie na ataki. Czy przy okazji książki miałaś szansę, by z dystansu spojrzeć na swoje doświadczenie?

To był długi proces, który odbywał się głównie na mojej terapii, niekoniecznie w trakcie pisania. Przez półtora roku doświadczałam wielu stanów: czułam się bardzo wypalona i nie chciałam wypowiadać się na temat pracy seksualnej; nienawidziłam ludzi i nie chciałam ich edukować, bo miałam tak wielkie poczucie krzywdy. Pisanie pomogło mi wyrazić dużo żalu i frustracji. Wchodziłam też w połajanki. Poświęcałam wiele energii na pokazywanie przemocowych praktyk osób w stosunku do mnie i mojej społeczności. Zaufałam jednak redaktorowi, który uzmysłowił mi, że merytorycznym tekstem lepiej pokażę, z czym mierzą się osoby z mojej branży, jakie są nasze postulaty i dlaczego to takie istotne. 

Natomiast oczyszczające było nagrywanie audiobooka. Jedno to przeżyć te wszystkie rzeczy, drugie o nich napisać, ale zupełnie inaczej jest to usłyszeć i wiedzieć, że ktoś inny też będzie miał taką szansę. Już w trakcie redakcji uświadomiłam sobie, że większość rozdziałów kończę opisem kolejnego ciągu. Przez kilka lat byłam prawie non stop naćpana. Na początku naszej rozmowy powiedziałam, że książka jest zamknięciem pewnego etapu. Jestem trzeźwa i nie pracuję też seksualnie. Nie doświadczam już takiej przemocy. To rodzi nowe uczucia w moim życiu. Na terapii rozmawiam o tym, że nigdy nie nauczyłam się funkcjonować w sytuacji, w której jest dobrze i dzieją się pozytywne rzeczy. Wtedy moja głowa wybucha i sama się sabotuję. Chcę, by było źle, bo znam tylko ten stan. Ale pracuję nad tym. Pod koniec książki piszę, że jestem zmęczona. Bardzo chcę odpocząć i zająć się sobą. Teraz w końcu mogę sobie na to pozwolić. 

ALEKSANDRA „KOLA” KLUCZYK przez cztery lata pracowała seksualnie w kontakcie bezpośrednim z klientem. Współtworzyła publikację „Jak pisać o pracy seksualnej bez stygmy”. Stworzyła zina „Save Us from Saviours”, który jest zbiorem reprezentacji osób pracujących seksualnie. Jest też konsultantką serialu o pracy seksualnej powstającego na podstawie podcastu „Dwie dupy o dupie”, który współprowadzi na Empik Go.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij