Znaleziono 0 artykułów
17.10.2025

Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością w brutalnym wydaniu Denisa Johnsona

17.10.2025
(Fot. Ernst Haas/Ernst Haas/Getty Images)

Powieściowym debiutem pt. „Anioły” Denis Johnson przykuł uwagę krytyki i czytelników. W jego fabułach próżno szukać nadziei. Tym razem można za to odnaleźć przebłysk miłości i zarys romansu, który – jak to u Johnsona – nie doczeka się szczęśliwego zakończenia.

Jamie i Bill idealnie pasowaliby do słów piosenki Agnieszki Osieckiej. Ona – bez wątpliwości po przejściach – właśnie ucieka od przemocowego męża z dwiema małymi córeczkami na rękach. On, zdecydowanie z przeszłością. I tą militarną, i tą kryminalną, i tą alkoholową. Tyle że w piosence para przynajmniej przez chwilę „łapie trochę szczęścia”. W prozie Denisa Johnsona ta sytuacja nie będzie miała miejsca.

Miłość Jamie i Billa wyrasta z rozpaczy. Choć są nieszczęśliwi, to chociaż są we dwoje

Poznają się w autokarze, którym każde z nich przed czymś ucieka. Jamie podobają się jego tatuaże i tyle wystarczy, żeby zrezygnowała z podróży do bratowej na rzecz tułaczki z i za Billem. Planu, co dalej, nie ma żadne z nich, istnieje tylko „tu i teraz” w skrajnym, zamroczonym alkoholem wydaniu. Dla Jamie to podążanie za poznanym przed paroma dniami mężczyzną – nocami, po szemranych dworcach i barach – ma dramatyczne konsekwencje.

Zostaje brutalnie zgwałcona i wydaje się, że to właśnie ten moment – gdy nadal w szoku w końcu znajduje Billego i opowiada mu, co ją spotkało – jest chwilą, w której między tym dwojgiem rodzi się uczucie. Ma ono swoje źródło w rozpaczy – Bill wyznaje miłość Jamie, bo najgorsze spotkało ją, gdy próbowała do niego dotrzeć. Jej nieszczęście i miotanie się po dnie, na którym już się zadomowiła, licuje z jego własnym położeniem, tworzy więź. Nadal są nieszczęśliwi, ale przynajmniej nieszczęśliwi we dwoje.  

Denisa Johnsona bardziej niż źródła upadku bohaterów „Aniołów” interesuje opisanie klimatu świata przesyconego złem

Odtąd nie rozstaną się aż do końca książki, gdy jedno z nich trafi do celi śmierci za popełnione morderstwo, a drugie do szpitala psychiatrycznego, bo straci kontakt z rzeczywistością. Wcześniej zdążą jeszcze razem odwiedzić Phoenix, gdzie spotkają się z dwoma braćmi i matką Billa.

Denis Johnson pokazuje, skąd pochodzi główny bohater, co go ukształtowało. Choć tu również niepodzielnie panują używki i przemoc oraz – co nie jest bez znaczenia w kontekście tytułu – dewocja matki w szamańskim wydaniu, to ten wątek nie jest rodzajem usprawiedliwienia czy objaśnienia źródeł sytuacji, w jakiej znalazł się Bill.

Wydaje się, że Johnsona nie do końca interesuje, skąd wynika upadek, który opisuje na kartach „Aniołów”. Świat, który chce ukazać, jest jednolicie zły, a powody, dla których taki się stał, są drugorzędne. Johnson skupia się raczej na tym, by wiernie oddać jego barwy i zapachy. Może nawet rodzaj jego poetyki. I to z pewnością mu się udaje.

Cisza bez pustki, ślepota bez mroku – okrucieństwo i krzywda u Johnsona są na porządku dziennym

„Kiedy nie chlał, był przekonany, że chodzi o alkohol, ale po kilku kolejkach wiedział już, że jednak o coś innego, może o kobietę; a kiedy miał już wszystko – gotówkę, gorzałę, małżonkę – nic już nie mogło oderwać go od wielkiej pustki, która bez końca w nim opadała, nie sięgając ziemi” – czytamy o Billu. A o heroinowym odlocie jego brata: „Nastała błoga północ. Burris rozsiadł się wygodniej, zapadając w ciszę i ślepotę meksykańskiej heroiny: ciszę bez pustki, ślepotę bez mroku”.

Opisy Johnsona pełne są przejmującego smutku, pobrzmiewa w nich nawet czasem liryczna nuta. Jednak są to tylko krótkie momenty, po których autor wraca do lapidarnych, rzeczowych zdań, za pomocą których oddaje ciemność amerykańskich uliczek oraz ludzkie okrucieństwo.

Bill i Jamie nie są ofiarami lub przynajmniej nie są tylko nimi – Johnson pokazuje ich także w momentach, gdy to bohaterowie stają się oprawcami – wobec dzieci, siebie nawzajem czy nieznajomych. Dopełniają w ten sposób obraz świata złego, rządzonego prawem silniejszego i sprytniejszego, który zawsze wykorzysta tego słabszego i bardziej zrozpaczonego.

Johnson – dziś już klasyk amerykańskiej prozy – opisuje tę brutalną stronę życia i krzywdy wyrządzane przez złych ludzi pod nocnym niebem Chicago czy Phoenix. Jeśli coś okrutnego może się tu wydarzyć – to na pewno się wydarzy. Bowiem bohaterami nie kieruje nadzieja, a tajemnicza siła bezwładu, która rzuca nimi w różnych kierunkach niczym kulką po maszynie do pinballa.

„Anioły” to książka amerykańska do cna i niezwykle udany powieściowy debiut

David Foster Wallace, idol całych pokoleń pisarzy z USA, miał powiedzieć o „Aniołach”, że to „[k]siążka amerykańska do cna, do tego kapitalnie napisana, naprawdę kapitalnie. Jedna z najlepszych z lat 80.”. Bo „Anioły” to powieściowy debiut Johnsona z 1983 roku, napisany po dwuletnim okresie, gdy pisarz uczył kreatywnego pisania w więzieniu.

Określany jako kronikarz amerykańskiego marginesu społecznego, znawca charakterów „na zakręcie”, ów zakręt znał nie tylko z obserwacji – sam był uzależniony od alkoholu i narkotyków, które definitywnie rzucił – jak podają źródła – w roku publikacji „Aniołów”.

Choć w tym czasie był już autorem dobrze przyjętego tomu poezji, to „Anioły” przyniosły mu uznanie, którego słuszność potwierdził swoim najsłynniejszym zbiorem opowiadań „Syn Jezusa” (tłum. Szymon Żuchowski) z 1992 roku. W 2007 roku za powieść „Tree of smoke” otrzymał z kolei National Book Award.

„Anioły” to powieść kompletna, nie sposób w niej znaleźć znamion debiutanckiego zawahania. To również powieść trudna, chociażby ze względu na sugestywność obrazów okrucieństwa – Johnson pokazuje w końcu świat, od którego zazwyczaj chętnie odwracamy wzrok. Denis Johnson nie obawiał się jednak dogłębnego spojrzenia w najciemniejszy zakątek ludzkiej duszy i w dręczącą ją pustkę.

Denis Johnson, „Anioły”, przekład Krzysztof Majer, wydawnictwo Karakter

 

Maria Karpińska
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością w brutalnym wydaniu Denisa Johnsona
Proszę czekać..
Zamknij