Znaleziono 0 artykułów
23.08.2025

Film „Boska Sarah Bernhardt” o wielkiej aktorce pokazuje, czym naprawdę jest sława

23.08.2025
(Fot. materiały prasowe)

Sarah Bernhardt jako pierwsza aktorka w historii grała na pięciu kontynentach. Gdyby żyła dziś, wcieliłaby się w Tildę Swinton. W swojej epoce grała na przykład Hamleta. Film „Boska Sarah Bernhardt” w reżyserii Guillaume Nicloux pokazuje, czym była i jest sława. Sandrine Kiberlain w roli głównej triumfalnie unosi na barkach monumentalną postać Sary Bernhardt.

Sarah Bernhardt trudno się otwiera. Nawet miękka w dotyku może długo stać w pąku i zeschnąć, jeśli nie posłodzi się wody w wazonie. Za to jak rozkwitnie, klękajcie narody. Sarah Bernhardt to piwonia chińska o karbowanych, jasnoróżowych płatkach. Raczej nie pachnie, za to płatki w środku mają delikatną czerwoną obwódkę. Może ten intymny skarb sprawia, że to najpopularniejsza odmiana peonii na świecie.

Ciastko Sara Bernard (w Skandynawii uproszczono zapis) wygląda trochę krzywo, każde inaczej, łatwo się kruszy i oblepia palce, lecz lekko chrupie i rozpływa się w ustach przyjemną tłustością. To wynurzona z płynnej czekolady kulka ze zmielonych migdałów zwieńczona czekoladową masą. Rozkosz na Boże Narodzenie.

Zarówno kwiat, jak i ciastko nazwano w początkach XX wieku. Francuski hodowca peonii Monsieur Lemoine uczynił to w 1906, a cukiernik z Kopenhagi Johannes Steen w 1911. Oddali hołd gwieździe belle époque, być może po to, by okazać uwielbienie, być może – żeby podczepiając się pod sławę, sprzedać produkt?

Grunt, że nazwisko przetrwało w zbiorowej pamięci.

Sarah Bernhardt robiła wszystko jak mężczyźni, tylko bardziej. Uwodziła mężczyzn, miała kochanki, stała się muzą dla Marcela Prousta i Oscara Wilde’a

Sarah Bernhardt – aktorka, o której mowa, wiedziała, czego trzeba kobiecie na przełomie XIX i XX wieku, aby nie tylko przetrwać, ale dać swojej egzystencji świadectwo, uczynić głos słyszalnym dla tłumów. Kiedy tylko usłyszała, że wynaleziono urządzenie do rejestracji dźwięku, zaraz odwiedziła Thomasa Edisona w New Jersey, aby nagrać na woskowych cylindrach ikoniczny monolog Fedry Racine’a.

Wiedziała, że kobieta nie może przebierać w środkach. Ma robić wszystko jak mężczyźni, tylko bardziej. Zwracać na siebie uwagę, rozpuszczać plotki, budować legendę. Chcą, żeby była wyrazista – proszę bardzo: do kolekcji egzotycznych zwierząt kupuje geparda i małpę o imieniu Darwin, aligatora upija szampanem. Fani chcą komentować jej wygląd: chudnie jak najbardziej się da, niech gadają, że pewnie, jak to szkielet, śpi w trumnie. Chcą wiedzieć o jej bujnym życiu seksualnym: romansuje ze sławnymi i z bogatymi. Dziecko z księciem Henrim de Ligne urodziła, mając 20 lat. On zechciał uznać syna, dopiero gdy stała się sławna, ale dorosły Maurycy podziękował za zaszczyt, wolał pozostać synem wyłącznie Bernhardt.

(Fot. materiały prasowe)

Nie byłoby nic szczególnego w tym, że zachowuje się tak sławny aktor. Ale aktorka, która uwodzi mężczyzn, ma kochanki, żyje z przyjaciółką malarką Louise Abbéma i staje się muzą dla Marcela Prousta, Oscara Wilde’a czy Gustava Doré’a? W seksie chodziło jej o ciekawość, nawet żarłoczność życia, o to, by ciągle się działo, by przeskakiwać z jednej aktywności w drugą. O to, by symbolizować nową estetykę, współpracując z wizjonerami. I obnosić jak monstrancję po łóżkach kochanków brylantową łzę otrzymaną od Victora Hugo na pamiątkę tej uronionej podczas spektaklu.

Gdyby żyła dziś, Sara Bernhardt wcieliłaby się w Tildę Swinton.

W filmie „Boska” jest czytelne, że Sarze Bernhardt chodziło o to, by stać się ikoną, walcząc o wartości, które uważała za cenne. Wybrzmiewa jej zaangażowanie w sprawę Dreyfusa, słynne „J’accuse!” Émila Zoli, który odegrał istotną rolę w uniewinnieniu francuskiego oficera Żyda oskarżonego w antysemickiej nagonce. Z filmu dowiadujemy się, że do manifestu namówiła Zolę właśnie ona.

Sara Bernhardt jako pierwsza aktorka w historii grała na pięciu kontynentach. Gdyby żyła dziś, wcieliłaby się w Tildę Swinton.

„Za kogo ty się uważasz? Myślisz, że jesteś wyjątkowa?” – kobieta, która słyszy to z ust mężczyzny, może uznać, że się jej udało. To więcej niż życie przez wielkie Ż. Skoro wkurzyła kogoś do tego stopnia, znak, że odniosła sukces.

Kobieta żyjąca jak Sara Bernhardt mogła ufać nielicznym, o nich dbać, ich kochać, a pozostałych, cóż, wykorzystywać do swoich celów. Brzmi okrutnie, ale dzięki tej strategii królewskiego dworu w męskocentrycznym świecie końca XIX wieku zbudowała machinę pracującą na jej karierę. Zarabiała dużo, wydawała dużo, więc kasa ciągle świeciła pustkami.

Zarządzając marką, Sarah Bernhardt jako jej CEO wiedziała, że musi pokazywać się wszędzie: w reklamach kosmetyków, których nie używała, i na opiewających jej urodę dziełach sztuki. Mając 46 lat, zagrała 19-letnią Joannę d’Arc. W wieku 55 lat wydzierżawiła na 25 lat teatr w Paryżu, zmieniając jego nazwę na Théâtre Sarah Bernhardt. A co tam. Szła jak taran.

(Fot. materiały prasowe)

Dziwne, że film o tak sławnej aktorce nie pokazuje żadnej jej roli. Na scenie miga przez moment. Szkoda, bo pokusa odtworzenia jej maestrii na deskach teatru czy w kinie niemym (rychło podążyła za nowym wynalazkiem) była wielka. Oprzeć się jej to zwycięstwo woli, ale czy nie odbiera radości?

Przydomek „Boska” – o tym dowiadujemy się z filmu – wymyślił wieloletni kochanek, aktor Lucien Guitry (gra go Laurent Lafitte). Jednak to obraz okazał się wart więcej niż tysiąc słów. Nikt nie uwznioślił nikogo w tamtym czasie tak bardzo, jak Alfons Mucha Sarę Bernhardt. Był dzień Świętego Szczepana (26 grudnia 1894), gdy gwiazda zadzwoniła – akurat w Paryżu pojawiły się telefony – do drukarza Lemerciera z żądaniem, by wydrukował na wczoraj nowy plakat do produkcji „Gismonda” w Théâtre de la Renaissance. Premiera spektaklu, którego była reżyserką, producentką i aktorką, odbyła się wcześniej, teraz szykowano wznowienie. Plakaty miały przyciągnąć publiczność raz jeszcze. Tymczasem projektu brak, w święta nikt nie pracuje, więc Lemercier poprosił o przysługę przyjaciela – pracującego w drukarni, nieznanego szerzej ilustratora przybyłego z Królestwa Czech. Jego styl: połączenie bizantyjskich symboli i arabesek pasował do wyidealizowanego wizerunku bogini. Plakat był wąski, wysoki jak książkowa ilustracja, które dotąd projektował Mucha. Naturalnej wielkości postać dostojna i piękna pozowała w wieńcu z orchidei i z gałęzią palmową w dłoni, stojąc pod łukiem na podeście, z którego spływały fałdy haftowanego płaszcza.

Nowy Rok na paryskich ulicach ujrzał nowe oblicze la divine Sarah – i nie tylko monumentalna figura ściągnęła do teatru tłumy, ale plakaty tak się podobały, że masowo zdzierano je z „litfasów”, czyli betonowych słupów ogłoszeniowych, nowego wynalazku Ernsta Litfaßa. Wtedy zresztą wszystko było nowe. Również pomysł na promocję. Sarah Bernhardt zatrudniła Muchę do zrobienia scenografii i kostiumów oraz projektu plakatów jej sześciu kolejnych spektakli: „Damy kameliowej”, „Lorenzaccia”, „Samarytanki”, „Toski”, „Medei” i „Hamleta” (tu też grała główną rolę). Jeździła z nimi na amerykańskie tournée i szerzej po świecie, występując nawet w więzieniach i na froncie I wojny światowej. Jako pierwsza aktorka w historii grała na pięciu kontynentach. Wyskakiwałaby z każdej lodówki, gdyby te wówczas istniały.

Aktorka Sandrine Kiberlain jest wspaniała w tytułowej roli w filmie „Boska Sara Bernhardt”. Znakomicie oddaje emocje bohaterki, ma nerw i błysk

Jak to zrobiła, jakim kosztem i skąd czerpała siły, pokazuje biopik „Boska Sara Bernhardt” ze wspaniałą Sandrine Kiberlain w roli głównej. Kipiąca życiem, roześmiana do łez czy zrozpaczona – odtwarza, jak kobieta silna, pracowita i wrażliwa może się zachowywać u szczytu sławy, nie bacząc na konwenanse. Jak pozwala nie tylko sobie zazdrościć, lecz nawet się nienawidzić. Sarah Bernhardt uważała, że rzadko nienawidzi, gdyż to ją nuży. Owszem, pogardza, przebacza, choć nigdy nie zapomina: gdy jej podpadniesz, pozwoli ci pozostać w kręgu, ale na nowych zasadach.

Imponuje jej samoświadomość, co film pokazuje w niekończących się monologach, Bernhardt była bowiem gadułą. W pamiętnikach pisała:

„Uwielbiam przyjmować gości, nie znoszę odwiedzać innych. Uwielbiam otrzymywać listy, czytać, komentować, nienawidzę pisać listów. Nienawidzę uczęszczanych promenad, uwielbiam drogi opustoszałe, zakątki odludne. Uwielbiam dawać rady, nie znoszę przyjmować rad i nigdy od razu nie stosuję się do rozsądnej rady. Muszę zdobyć się na wysiłek woli, żeby uznać słuszność jakiejś rady, i na wysiłek intelektualny, żeby być za nią wdzięczną; z początku jestem urażona”.

(Fot. materiały prasowe)

Nic dziwnego, że osoba nieustannie pobudzona i skupiona na obserwowaniu siebie prawie cały czas się śmieje. Z siebie, z innych, z sytuacyjnych absurdów. Sandrine Kiberlain oddaje to znakomicie, ma nerw i błysk.

W życiu Sarah Bernhardt nie brakuje tragedii. Gdy amputują jej prawą nogę, rozpacza, ale i żartuje. Będzie grać bez protezy odpowiednio ustawiona w dekoracjach. Pozwoli się nosić w lektyce w stylu Ludwika XV, półleżąc wygłosi swoje kwestie. Nadal pozostanie piękna, silna, nieustraszona. A co tam. Szła jak taran.

Film skacze po skrajnych planach czasowych i w obu Kiberlain wypada równie przekonująco. Nagle jest rok 1896 i przyjaciele organizują dla gwiazdy fetę na cześć jej osiągnięć. To nastraja ją melancholijnie, bo musi zmierzyć się z tym, że nie dla wszystkich jest najważniejsza.

Reżyser filmu „Boska Sara Bernhardt” Guillaume Nicloux tworzy dużo i szybko w różnych gatunkach. W filmie o wielkiej aktorce szuka odpowiedzi, czym była i jest sława. Odsłania też złamane serce.

Reżyser Guillaume Nicloux jest trochę jak ona. Znany z produkcji telewizyjnych i jako autor kryminałów bywał ze swoimi filmami na festiwalach w Cannes, Berlinie, Toronto, Tribece i Rotterdamie. Tworzy dużo i szybko w różnych gatunkach, ale pozostaje na obrzeżach.

Dał się zapamiętać jako twórca o niezwykłym poczuciu humoru, widocznym w „Porwaniu Michela Houellebecqa” (2014), jego pierwszym globalnym sukcesie. O Houellebecqu nakręcił w sumie trzy tytuły, o Gerardzie Depardieu tyle samo, w „Thalasso” (2019) umieszczając ich obu naraz. Wszedł też w kino historyczne – „Na krańcach świata” (2018) sportretował wojnę w Indochinach.

Zamiłowanie do portretów silnych osobowości oraz doświadczenie w teatrze doprowadziły go do „Boskiej”. Czy podołał? Konkurencja duża, bo ikonie sztuki aktorskiej poświęcono już szereg filmów, w tym „Niezwykłą Sarę” (1976) z Glendą Jackson. W filmie „Boska Sarah Bernhardt” Nicloux szuka odpowiedzi, czym była i jest sława. Jak odbiera jasność widzenia i skazuje na bycie samej, jak popycha do traktowania innych osób jak własność – to właściwe tematy tego filmu.

(Fot. materiały prasowe)

Dla opowieści Guillaume Nicloux wybrał ramę rozmowy – nieco zmurszałą, znaną ostatnio z „Lee” (2023) z Kate Winslet – w której kobieta opowiada młodszemu mężczyźnie swoje życie. To złudzenie, nie poznajemy wszak całej historii, lecz epizody, ale chrześniak Sacha Guitry (Arthur Mazet) chłonie każdy detal. Pozwala Sarze się rozwinąć, co oglądamy w bogatej scenograficznie i kostiumowo inscenizacji. Może przemaszerowuje nadmiar osób, może niepotrzebny jest name-dropping i trzeba było pozostawić tylko Victora Hugo, tak ważnego w kontekście afery Dreyfusa. Jakkolwiek to oceniać, dla wścibskich na pewno gratka.

Kluczowy moment narracji następuje, gdy Sarah odkrywa asa w rękawie. Nawet nie to, że relacja z ojcem Sachy była dla niej najważniejsza, ale że złamała jej życie i pchnęła do okrucieństwa. Oszalała z zazdrości poniżała i niszczyła wybrankę ukochanego, który miewał romanse, ale tym razem wpadł w coś na serio.

Zdaje się mówić: „Jestem niewiarygodną narratorką. Nie słuchaj, co mam do powiedzenia, mnie złamano serce”. A jednak ten wątek w filmie okazuje się najciekawszy, bo wolność najsilniejszej kobiety na globie kończy się tam, gdzie zaczyna uczucie do mężczyzny. Staroświecka w gruncie rzeczy idea, według której kochanka chce trwać w niewoli uczuć i złudzeniu kontroli. Nie wystarcza inna oddana kobieta (magnetyczna Amira Casar jako Louise Abbéma), poddanym ma być on. Choć przecież poddaną jest ona.

Czy Sarah Bernhardt zależna od miłości może pozostać ikoną feminizmu? Sławna aktorka w imię pragnienia rzuciła na szalę godność, uczciwość i moralność

Pytanie, czy odsłaniając tę kłopotliwą cechę: zależność od miłości, bohaterka może pozostać ikoną feminizmu? Poniżona własnym pragnieniem rzuciła na szalę godność, uczciwość, moralność. Uparła się na tego, który określił ją Boską. Nie chce zrozumieć, że tego kwiatu pół światu, a niektóre noszą jej imię.

Sarah Bernhardt na plakatach Muchy powinna być przedstawiona jako syrena. Na prerafaelickich obrazach stado skrzydlatych syren otaczało okręt. Krzyczące, z rozwianym włosem osaczały przywiązanego do masztu Odyseusza. Ona jest jedną z nich. Nie gra tragedii, lecz ją przeżywa. A może są to oba stany naraz. Największej aktorce w historii dałabym więc taką kwestię:

Staję się przestępcą, gdy się zakocham.
Wcześniej byłam kelnerką.

Nie chciałam jechać z tobą do Chicago.
Chciałam cię poślubić. Chciałam,
żeby twoja żona cierpiała.

Chciałam, żeby jej życie było jak dramat,
którego wszystkie akty są smutne.

Czy dobry człowiek
Myśli w ten sposób? Zasługuję

na uznanie za moją odwagę –

Siedziałam w mroku na twoim ganku.
Wszystko było dla mnie jasne:
Jeśli żona nie pozwoli ci odejść
to dowód, że cię nie kocha.
Jeśli cię kocha,
czy nie chciałaby, żebyś był szczęśliwy?
Myślę teraz
gdybym czuła mniej, byłabym
lepszym człowiekiem. Byłam
dobrą kelnerką,
niosłam osiem drinków naraz.

(…) „Syrena” Louise Glück

Miłość – co za wspaniały wynalazek.

Adriana Prodeus
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Film „Boska Sarah Bernhardt” o wielkiej aktorce pokazuje, czym naprawdę jest sława
Proszę czekać..
Zamknij