Znaleziono 0 artykułów
13.02.2023

Ślub w XXI wieku: Czy między małżeństwami a singlami panuje zimna wojna?

13.02.2023
(Fot. Getty Images)

Ukryta niechęć panująca pomiędzy singlami a tymi, którzy są w małżeństwie, nie jest niczym nowym – mówiła o niej choćby Carrie w pierwszym sezonie „Seksu w wielkim mieście” sprzed niemal 25 lat. Czy minęła? „Widziałom ją też, kiedy w 2022 roku wyszłom za mąż” – pisze o swoich doświadczeniach Tom Rasmussen, osoba niebinarna mieszkająca w Wielkiej Brytanii.

W zeszłym roku wyszłom za mąż. Było to totalnie niespodziewane, a my prawdopodobnie byliśmy za młodzi. W wieku lat 30, z szeroko otwartymi, szklącymi się oczami poszliśmy do ołtarza przy dźwiękach „Acapella” Kelis, a wszyscy nasi queerowi przyjaciele, nasza rodzina obdarowali nas miłością i romantyzmem. To był – a nie cierpię, naprawdę nie znoszę, jak jestem banalne – najlepszy dzień w moim życiu. Wiem, cliché.  

Odbicie tego banału widziałom w oczach wielu ludzi, których spotkałom w kolejnych miesiącach, którzy mierzyli mnie wzrokiem z góry na dół i gratulowali mi z miną kogoś, kto właśnie zjadł cytrynę. – Z jakiego powodu? – brzmiała moja odpowiedź.

Rok wcześniej moja przyjaciółka Talia była najmłodszą osobą z naszej grupy progresywnych milenialsów i (nikczemnych) lewicowców, która wzięła ślub. I pamiętam, jak mówiła, że ślub, przynajmniej wśród oczytanych kobiet i gejów, jest postrzegany jako coś staromodnego, niepostępowego. Jako dwudziestolatkowie potępialiśmy patriarchat, robiliśmy drag i tańczyliśmy całe noce na queerowych imprezach, a teraz szliśmy do ołtarza, kroiliśmy ciasto, płakaliśmy, gdy nasi przyjaciele rzucali konfetti. Zanim samo postanowiłom wziąć ślub, zastanawiałom się, czy Talia porzuciła swoje poglądy polityczne i nasze przyrzeczenia i przeszła na ciemną stronę mocy.

Choć linie podziału się przesunęły, ukryta niechęć panująca pomiędzy singlami a tymi, którzy są w stałych, poważnych związkach, nie jest niczym nowym. W trzecim odcinku pierwszego sezonu „Seksu w wielkim mieście” Carrie jedzie na spotkanie z Patience i Peterem, małżeństwem przyjaciół, do Hamptons. W nocy dzieli się historiami swoich seksualnych podbojów singielki z parą trzymającą się z dala od Manhattanu, a następnego ranka wpada na Petera i widzi przez moment jego penisa – zanim nie zostanie szybko poproszona o powrót do Nowego Jorku. – Mężatki czują się zagrożone, ponieważ my możemy uprawiać seks, kiedy chcemy, gdzie chcemy i z kim chcemy –mówi Samantha (uwielbiam). Razem kobiety stwierdzają, że między mężatkami a singielkami panuje zimna wojna – taka, na której singielki stają się frajerkami, taka, na której największym wstydem jest być singielką po trzydziestce, bez żadnych perspektyw na małżeństwo, i taka, na której, co najważniejsze, ludzie w związkach małżeńskich są krytyczni, protekcjonalni i zadowoleni z siebie.

Powtarzam często na łamach „Vogue’a”: oczywiście świat zmienił się od czasu, gdy ten serial był nadawany w telewizji. Od czasu, i prawdopodobnie częściowo z powodu, „Seksu w wielkim mieście” idea, że małżeństwo to dla kobiet jedyne wyjście, została poważnie zakwestionowana. Teraz ludzie zadawali mi te same pytania, które ja zadawałom Talii: Czy porzuciłoś swoje poglądy polityczne? Czy branie ślubu jest w porządku – teraz, gdy wiemy wszystko to, co wiemy?

Kadr z serialu "Seks w wielkim mieście" (Fot. materiały prasowe/HBO Max)

Małżeństwo nie jest tym, czym było kiedyś. Na szczęście. Narracje na temat braku „ustatkowania się” – o tym, że przyjaźnie są tak samo ważne jak związki romantyczne, że małżeństwo jako instytucja jest skazane na wymarcie i nadchodzi jego schyłek – są wśród świeckich i liberalnych społeczności religijnych na Zachodzie w mainstreamie. I całkowicie słusznie. Z historycznego punktu widzenia małżeństwo to katastrofalna niesprawiedliwość. Gdyby ktoś nie pamiętał, małżeństwa jednopłciowe zostały zalegalizowane w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych dopiero niespełna dekadę temu; instytucja małżeństwa jest odpowiedzialna za wytworzenie dużej części hierarchii społecznej, dyskryminację i, oczywiście, mizoginię. Branża weselna produkuje absurdalne ilości odpadów i niekończące się demonstracje totalnego bezguścia. I nawet dziś jest to system, który czerpie korzyści z niesprawiedliwości, ponieważ tak długo, jak istnieją ludzie, którzy mogą wziąć ślub, będą też tacy, którzy nie mogą. Zamknięty krąg może istnieć tylko wtedy, gdy są też ludzie spoza – jak osoby queer w którymkolwiek ze 165 krajów, gdzie nie została ustanowiona równość małżeństw, czy jak wiele osób trans, które nie zmieniły swoich dokumentów w krajach, gdzie ona istnieje. Małżeństwo nadal prowadzi do nierówności społecznych i ostracyzmu w bardziej wiejskich, religijnych czy też konserwatywnych społecznościach.

Mimo to jednak wydaje mi się – anegdotycznie – jakby w moim pokoleniu więcej ludzi niż w ostatnich latach wybierało życie w małżeństwie. Być może to dlatego, że na powierzchnię znowu wypłynęło piętno bycia singlem w stylu zimnej wojny Carrie. A może dlatego, że ostatecznie pisanie od nowa scenariusza normatywności jest trudniejsze, niż się wydaje, a społeczne rozluźnienie przezwycięża opór społeczny – z pewnością w przypadku życia miłosnego.  

Ja postanowiłom wziąć ślub z wielu skomplikowanych powodów. Z jednej strony wydawało się to obietnicą zobowiązania, że będziemy dla siebie głównymi partnerami w niemonogamicznej konfiguracji. Zawsze pragnęłom czegoś, co było dla mnie konserwatywną (nie w politycznym znaczeniu tego słowa) fantazją – niedzieli spędzonych w łóżku, czytając gazetę z mężem. Wydawało mi się to queerowym aktem sprzeciwu, a jednocześnie było lekcją homonormatywności. Wiem, że to skomplikowane. Niezależnie od powodów, wygląda na to, że teraz już wiemy, że małżeństwo w tradycyjnej formie w wielu przypadkach się nie sprawdza: mnóstwo osób albo się rozwodzi, albo zdradza, albo już żyje w otwartym związku. Małżeństwa moich rówieśników z powodu wszystkich wspomnianych wcześniej zmian wydają się nie być obiektem takiej czci i, paradoksalnie, są bardziej osiągalne. Zawiera się je, wiedząc, że bycie singlem w wieku 30 lat jest tak naprawdę absolutnie w porządku lub że koncept „na zawsze” jest w rzeczywistości niewyobrażalny, gdy po piętach depcze nam kryzys klimatyczny.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.co.uk.

Tom Rasmussen
Proszę czekać..
Zamknij