Znaleziono 0 artykułów
23.05.2023

Jak w „Sukcesji”: Trudne relacje z rodzeństwem

23.05.2023
Fot. Materiały prasowe

Czy zbyt mały pokój, który dzieliliśmy w dzieciństwie z rodzeństwem, ma wpływ na to, że w dorosłym życiu nasze relacje są chłodne? Czy warto je naprawiać po latach? I dlaczego tak trudno jest utrzymywać przyjaźń z siostrą albo bratem?

Braterstwo i siostrzeństwo – te słowa budzą pozytywne skojarzenia, brzmią pięknie i dumnie. Bo jeśli ktoś „jest z kimś za pan brat”, to znaczy, że pozostaje z nim w zażyłych stosunkach. „Brat łata” to człowiek życzliwy, towarzyski, dobry kompan. Bractwo to grono dobrych, wspierających się współtowarzyszy. Ideę siostrzeństwa najlepiej obrazują organizacje wspierające kobiety w trudnych życiowych sytuacjach i hasła takie jak „Nigdy nie będziesz szła sama”. Z drugiej strony znamy oczywiście historie Kaina i Abla, Balladyny i Aliny. Istnieją też stopnie pośrednie między wielkim przywiązaniem, przyjaźnią czy miłością a nienawiścią.

– Z moim bratem jesteśmy do siebie podobni fizycznie, mamy wspólne zainteresowania, lubimy podobną muzykę, gry, filmy. Mimo to na pewnym etapie nasza relacja z typowo braterskiej przerodziła się w beznamiętną, obojętną. Widujemy się od święta, dwa razy w roku, nigdy do siebie nie dzwonimy. Właściwie mógłbym powiedzieć, że relacji z bratem nie mam żadnej – mówi Artur, 30-letni programista.

Karolina, 22-letnia pracowniczka agencji PR, z młodszą siostrą widuje się znacznie częściej, ale dlatego, że sama inicjuje te spotkania. – Przez wiele lat ona po prostu mnie nie lubiła. Nie wiem dlaczego. Dopiero od roku, dwóch potrafimy razem spędzać czas. Chodzimy na zakupy, gramy na konsoli – opowiada.

Artur zapewnia, że chłód w relacji z bratem nie przeszkadza mu, że nie czuje potrzeby, żeby zmieniać charakter tej zależności. Jego brat jest o sześć lat starszy, ma żonę i dzieci, mieszka w mieście, które Artur często odwiedza, bo ma tam znajomych, ale u brata nigdy się nie zatrzymuje, nie wpada z wizytą. Karolina bardzo chciała, by relacja z jej trzynastoletnią dziś siostrą była dobra, i – jak mówi – udało jej się to „wypracować”.

Artur: „Staliśmy się sobie obojętni”

Gdy pytam Artura, jak wyglądało jego dzieciństwo, słyszę opowieść o mieszkaniu w byłym mieście wojewódzkim, w którym dzielił pokój z bratem, sześć lat od niego starszym. Pokój był bardzo mały, po rozłożeniu dwóch łóżek, na których spali, nie dało się swobodnie ruszyć.

– Nasza relacja kształtowała się podręcznikowo do momentu, kiedy brat wszedł w tak zwany okres dojrzewania. Ja miałem wtedy 9–11 lat, on 15–17. Wcześniej grywaliśmy ze sobą w piłkę i na komputerze, oglądaliśmy razem filmy. Czasem sobie dogryzaliśmy, ale bez złych intencji, bardziej w żartach. Mniej więcej kiedy poszedł do gimnazjum, pojawiła się z jego strony agresja w moim kierunku, zwłaszcza kiedy zostawaliśmy sami w domu – relacjonuje.

Fot. Materiały prasowe

Zaznacza przy tym, że nie chodzi o przemoc fizyczną. Ale brat zrobił się bardzo nieprzyjemny, denerwował się i krzyczał z byle powodu. – Z mojej perspektywy to było tak, że pokazywał mi, że ma nade mną władzę. Ale ja nie pozostawałem mu dłużny. W pewnym momencie zacząłem na niego donosić rodzicom, na przykład że siedzi przy komputerze, kiedy powinien się uczyć. Później on donosił też na mnie. To się nakręcało – opowiada Artur.

Był co roku najlepszym uczniem w klasie. Bardzo lubił porównywać się pod tym względem z bratem, bo zawsze wypadał na jego tle korzystnie. – Mieliśmy teczki na dyplomy. Pamiętam, że sięgałem do tej jego teczki i sprawdzałem jego oceny. Z jakichś przyczyn było to dla mnie ważne. Na każdym etapie edukacji byłem lepszy – wspomina. I widać, że czuje dumę.

Oceny braci porównywała też ich mama nauczycielka. Lubiła stawiać młodszemu bratu starszego za wzór. Podobnie było ze zdolnymi dziećmi koleżanek, krewnych. Z perspektywy czasu Artur ma żal do rodziców, że w taki sposób zaogniali konflikt między synami, a już na pewno nie próbowali go łagodzić.

– Nasza relacja była bardzo dziwna, oni musieli to widzieć, i szkoda, że nie umieli nic z tym zrobić, sami lub z czyjąś pomocą. Zwłaszcza że moja mama była nauczycielką. Myślę, że w szkole miała do czynienia z jeszcze trudniejszą młodzieżą, a mimo to lekceważyła sytuację między nami – wzdycha.

– Co mogła zrobić? – dopytuję.

– Nie wiem, na pewno miała jakieś narzędzia. Chociaż, oczywiście, my i tak mieliśmy szczęście, funkcjonowaliśmy w pełnej rodzinie, w której może nie szastaliśmy pieniędzmi, ale wyjeżdżaliśmy na wakacje i mieliśmy wszystko, czego potrzeba...

– Nie mieliście osobnych pokojów – wtrącam. – Może gdybyście je mieli, wasza relacja wyglądałaby dziś inaczej?

Artur wzrusza ramionami. Nie potrafi sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek on albo brat negocjowali z rodzicami wygospodarowanie dla nich dwóch osobnych pokojów. W mieszkaniu były trzy pokoje i kuchnia.

Bracia dzielili pokój aż do matury starszego z nich i jego wyjazdu na studia do akademika. Z roku na rok coraz bardziej się od siebie odsuwali. Doszło do tego, że kiedy starszy brat przyjeżdżał na weekend do rodzinnego domu, w ogóle się do siebie nie odzywali. To była dla nich normalna sytuacja. Nie chodziło o to, że byliśmy o coś pokłóceni, po prostu obaj nie czuliśmy potrzeby rozmawiania – precyzuje Artur.

Taka sytuacja utrzymała się do dziś. Kiedy starszy brat brał ślub, nie poprosił młodszego o pełnienie żadnej ważnej roli. Artur nie był tym zaskoczony, na tym etapie ich relacji nie spodziewał się takiej prośby. – Chociaż, brutalnie mówiąc, mój brat nie miał zbyt wielu znajomych – uzupełnia.

– Wiesz, to nie tak, że ja jakoś z tego powodu cierpię. Mnie jest to naprawdę obojętne. Ale mam porównanie. Mój przyjaciel z dzieciństwa ma dwa lata starszego brata i to jest kompletnie inna relacja, na zdrowych zasadach. I kogo jeszcze bym sobie nie przywołał w pamięci, kto ma rodzeństwo, to są zawsze lepsze relacje. W ogóle są jakieś, a nie że po prostu istnieją wśród znajomych brata na Facebooku mówi Artur.

Dopytywany, przypomina sobie, że przyjaciel wychowywał się z bratem w osobnych pokojach. Może to miało znaczenie, może nie.

Fot. Materiały prasowe

Karolina: „Jesteśmy bardzo różne”

Własny pokój? Karolina zaczęła mieć swój dopiero jako ośmiolatka, gdy urodziła jej się siostra. Wcześniej mieszkała w jednym pokoju z rodzicami, w domu dziadków. Wyprowadzili się miesiąc przed narodzinami młodszej córki.

– To było tak, że mama przeprowadziła się na studia do Rzeszowa, gdzie mieszkał z rodzicami mój ojciec. Miał tam swój pokój, do którego ona się wprowadziła. Zaszła w ciążę, urodziła mnie, i tak sobie tam dalej mieszkali. Dopiero kiedy zaszła w drugą ciążę, było nas stać na wyprowadzkę do własnego domu – relacjonuje Karolina.

Do ósmego roku życia Karolina była w teorii jedynaczką, ale w praktyce odgrywała rolę młodszej siostry, bo w domu dziadków wychowywała się ze starszymi kuzynkami, których rodzice wyjechali do pracy za granicę. Dziś ocenia, że kuzynki zbudowały w jej głowie wzorzec tego, jak powinna wyglądać dobra siostrzana relacja. Jedna z nich była starsza od Karoliny dokładnie o tyle lat, o ile ona jest starsza od swojej siostry.

– Mówisz, że cię nie lubi? – pytam.

– Teraz już coraz bardziej lubi, ale było z tym ciężko. Pewnie dlatego, że jesteśmy tak bardzo różne. Ja na przykład miałam zawsze bardzo dobrą średnią, typu 5,8–6,0. Moja siostra ma na semestr tróję z kawałkiem. Dostaje jedynki, dwójki, trójki. Czasem, kiedy patrzę na jej oceny, łapię się za głowę. Albo jej relacja z rodzicami, bardzo bliska. Ja, odkąd pamiętam, marzyłam, żeby mieć własny pokój. Ona miała go zawsze, ale do dziś woli spać z nimi w jednym łóżku, a oni się na to zgadzają – wylicza Karolina.

– W wieku 13 lat sypia z rodzicami? – upewniam się.

– Oficjalna wersja jest taka, że śnią jej się koszmary, nie może sama zasnąć. Ale myślę, że jest po prostu do nich tak bardzo przywiązana, niezdrowo. I że może też przez to tak długo odpychała relację ze mną. Bo ja z kolei z naszymi rodzicami mam problem. Miałam też w życiu etap, po wyprowadzce do Warszawy, że kompletnie się od nich odcięłam. Przez półtora roku w ogóle z nimi nie rozmawiałam, a jedynym znakiem dla nich, że żyję, było to, że gadałam przez telefon z siostrą. Była moim jedynym połączeniem z rodzicami.

– Mimo że cię nie lubiła?

– Wtedy już to się zmieniało.

Karolina ma żal do mamy, że opowiadała jej, dziecku, o swoich dorosłych problemach – w pracy, w małżeństwie. Dziewczyna przez wiele lat wysłuchiwała tych zwierzeń, ale w końcu powiedziała „dość”. Teraz opowieści o problemach mamy słucha jej siostra. – Przykro mi, kiedy o tym myślę, bo ona tak łatwo się temu poddaje. Z drugiej strony, jestem też zła na mamę za to, że jest dla mojej siostry pobłażliwa. Złe oceny? Mama mówi: „To nie jest najważniejsze”. Szkoda, że ze mną tak nie było. Kiedy rzuciłam studia, choć miałam w tym czasie stałą, dobrze płatną pracę w moim zawodzie, była na mnie wściekła, wykrzyczała, że w razie problemów mam nie liczyć na jej pomoc. Na siostrę patrzą inaczej. Może wychowując mnie, nauczyli się, jak obchodzić się z dzieckiem? – zastanawia się Karolina.

Jeśli chodzi o jej relacje z kuzynkami, po wyprowadzce z domu dziadków przez kilka lat nie miała z nimi wiele do czynienia, ale od 14. roku życia blisko zaprzyjaźniła się z młodszą z nich. Przez kilka kolejnych lat chodziły razem na imprezy, miały wspólnych znajomych. W tym samym czasie z własną siostrą relacje miała bardzo chłodne.

– Niestety, choć całe liceum udzielałam korepetycji z matematyki, dzieci mnie lubiły i szło mi to dobrze, własna siostra, mimo problemów w nauce, nigdy nie chciała, żebym ją uczyła. Wolała, żeby rodzice płacili za lekcje mojej kuzynce albo komuś obcemu – wspomina na przykład.

Karolina podkreśla jednak, że ta relacja się poprawia. Także dlatego, że kiedy przyjeżdża do rodzinnego Rzeszowa, zawsze stara się jak najwięcej czasu spędzić z młodszą siostrą, inicjuje ich wspólne aktywności. O swojej trudnej relacji z rodzicami nie rozmawia z siostrą. Staram się jej tego oszczędzić, uchronić od tego, jak wobec mnie zachowywała się nasza mama. To są w tym momencie problemy dorosłych – komentuje.

Oktawia Kromer
Proszę czekać..
Zamknij