Heightyzm na randce i w pracy. Czy niscy mężczyźni są dyskryminowani?

Kobiety wolą partnerów wyższych od nich średnio o 21 cm, mężczyznom wystarcza o 8 cm niższa partnerka. Wyżsi ludzie zarabiają więcej i częściej awansują. Heightyzm – dyskryminacja ze względu na wzrost – działa nie tylko na rynku randkowym, lecz także na rynku pracy. Psychoterapeuta tłumaczy, skąd biorą się kompleksy dotyczące wzrostu.
– Nie urodziłem się wczoraj i wiem, że jestem raczej niskim mężczyzną, ale na co dzień o tym nie myślę. Chyba że wchodzę na aplikacje randkowe, wtedy szybko przypominam sobie, że mój wzrost jest „niewystarczający” – słyszę od Kamila z branży IT, wysportowanego 35-latka, który mierzy 165 cm wzrostu.
– W zasadzie całe dorosłe życie byłem w związkach i szczerze mówiąc, w ogóle nie zastanawiałem się nad swoim wzrostem. Dopiero jak niedawno się rozstałem i wylądowałem na tzw. rynku randkowym, to nabawiłem się kompleksów. Serio, zacząłem się zastanawiać, czy te moje 174 cm to wystarczająco, żeby znaleźć atrakcyjną dziewczynę – mówi Marek, 30-latek, copywriter.
– Wszyscy mówią o randkowaniu, ale wzrost u mężczyzn to w ogóle jest coś, co przekłada się na całe życie. Ja sam nie wiem, czy starałbym się tak zawsze wszystkich rozbawiać i szukałbym ciągle aprobaty u ludzi, gdybym był wielkim facetem – opowiada Jacek, 40-latek mierzący 168 cm, barman.
Czy wzrost rzeczywiście ma tak istotne znaczenie – wpływa nie tylko na samopoczucie i samoocenę, lecz także na możliwości na rynkach matrymonialnym czy pracy? Takie wnioski wywieść można z dyskusji o heightyzmie. Oznacza on obserwowane od lat, ale nazwane niedawno uprzedzenie wobec ludzi ze względu na wzrost. W skrócie: nagradzamy wysokich, umniejszamy niższym. A zjawisko wzbudza dodatkowe emocje, bo dotyczy głównie mężczyzn, w pozostałych dyskusjach o dyskryminacji występujących częściej w roli tych, którzy na niej zyskują, a nie tracą.
Na co wpływa wzrost
Świat nauki dostarcza wielu argumentów, które jasno pokazują, że wzrost wpływa na wybory partnerów życiowych, zdrowie psychiczne czy sytuację ekonomiczną.
Holenderscy naukowcy przebadali w 2013 roku 650 studentów, zadając im szczegółowe pytania o to, jaki wzrost partnera uważają za atrakcyjny i przy jakiej różnicy wzrostu czuliby się najlepiej.
Kobiety nie tylko częściej niż mężczyźni stawiały warunek, że partner powinien być wyższy, lecz także były bardziej konsekwentne w tej preferencji. Idealny układ według badanych? Kobieta najchętniej widziałaby mężczyznę wyższego średnio o 21 cm. Mężczyźni z kolei byli najbardziej zadowoleni, gdy to oni mieli przewagę wzrostu – ale wystarczało im około 8 cm.
Badanie Holendrów pokazało również, że wzrost wpływa na zadowolenie z samego siebie. Okazało się, że dla mężczyzn centymetry mają ogromne znaczenie – ich satysfakcja z własnego ciała była mocno powiązana z tym, czy są wysocy. W przypadku kobiet efekt był słabszy, ale również wyraźnie widoczny: najbardziej zadowolone były te, które miały wzrost nieco powyżej średniej.
Więcej centymetrów – więcej szacunku i pieniędzy?
Z kolei z innego badania opublikowanego przez American Psychological Association wynika, że wzrost przekłada się zarówno na życie prywatne, jak i zawodowe. Naukowcy, analizując dane pochodzące od ponad 8 tysięcy osób, ustalili, że wyżsi ludzie cieszą się większym szacunkiem, częściej postrzega się ich jako liderów, lepiej ocenia ich pracę i – co najważniejsze – zarabiają więcej. Efekt ten był nieco silniejszy u mężczyzn, ale dotyczył obu płci.
Nie dziwi zatem, że w dobie dyskusji o różnych formach dyskryminacji spore poruszenie wywołało wprowadzenie filtrów wzrostu w aplikacjach randkowych. Krytycy tego rozwiązania zwracali uwagę na brak konsekwencji – wszak nie ma filtrów dotyczących wagi czy stosunku masy ciała do wzrostu. Obecnie część najpopularniejszych aplikacji daje użytkownikom i użytkowniczkom możliwość filtrowania profili po wzroście, a część nie.
Problemy mężczyzn ze wzrostem nie kończą się na randkach i karierze zawodowej. Sięgają także sal operacyjnych. W ostatnich latach coraz więcej mężczyzn decyduje się na zabiegi chirurgicznego wydłużania nóg – jeszcze do niedawna stosowano je wyłącznie w leczeniu poważnych urazów i wad wrodzonych, a dziś oferowane są również w celach estetycznych. Procedura jest długotrwała, kosztowna (od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych) i może być bolesna: lekarze przecinają kości udowe lub piszczelowe, umiejscawiają w nich specjalne implanty, które mają za zadanie powoli „rozciągać” nogi, co sprawia, że kości odrastają. W ofertach takich zabiegów czytamy, że w ten sposób można „urosnąć” nawet kilkanaście centymetrów. Najwięcej tego typu operacji przeprowadza się w Stanach Zjednoczonych i Turcji. Ale i w Polsce takie procedury dostępne są komercyjnie w wyspecjalizowanych klinikach. Mimo ryzyka powikłań i miesięcy żmudnej rehabilitacji chętnych nie brakuje.
O to, dlaczego temat wzrostu potrafi budzić u mężczyzn tak silne emocje oraz kiedy niski wzrost staje się problemem, zapytałem dr. Michała Krysiaka, certyfikowanego psychoterapeutę Gestalt, współpracującego z Fundacją Masculinum.
Kiedy mężczyźni poruszają temat swojego wzrostu podczas psychoterapii?
Dr Michał Krysiak: Patrząc na wszystkich pacjentów, z którymi pracowałem, muszę powiedzieć, że temat wzrostu czy szerzej – wyglądu fizycznego – pojawia się stosunkowo rzadko.
Ale kiedy ktoś już ten temat przywołuje, to najczęściej wraca pamięcią do wspomnień z dzieciństwa. Pacjenci opowiadają, że byli w klasie najmniejsi, najszczuplejsi, najniżsi. I że z tego powodu spotykały ich różne przykrości – byli popychani, przegrali jakąś bójkę albo w wieku nastoletnim nie należeli do najbardziej popularnych na szkolnych zabawach. Wtedy doświadczenie własnej fizyczności może zostawić trwały ślad, odczuwalny również w dorosłym życiu.
Jak się go odczuwa?
Najczęściej w postaci onieśmielenia czy niższego poczucia własnej wartości. Pojawia się przekonanie, że pewne rzeczy są poza zasięgiem – że nie warto sięgać po wymarzoną pracę albo starać się o związek z osobą, która wydaje się „nie z mojej ligi”. Ale bywa też odwrotnie. Niektórzy idą w drugą stronę i intensywnie pracują nad sobą, żeby udowodnić – sobie i innym – że jednak są w stanie podołać wyzwaniom.
Ten drugi sposób działania wpisywałby się w stereotyp, że niski mężczyzna stara się kompensować swój wzrost w innych obszarach życia.
Powiedziałbym, że to nie jest kompensowanie samego wzrostu, tylko raczej uczucia niepewności i mniejszej wartości, które pojawiło się w dzieciństwie w związku z tym, że ktoś był najmniejszy w klasie i czuł się przez to słabszy czy mniej atrakcyjny.
Warto wspomnieć, że pacjenci, którzy trafiają do mojego gabinetu, są coraz częściej już po solidnej dawce tzw. redpillowych treści.
Chodzi o tzw. „czerwoną pigułkę” (ang. red pill) podobną do tej, którą Morfeusz oferował Neo w „Matrixie”. W środowiskach tzw. manosfery symbolizuje ona poznanie brutalnych prawd – zwłaszcza o relacjach między kobietami i mężczyznami.
Jedna z tych „prawd” brzmi tak, że 80 procent kobiet wybiera tylko 20 procent mężczyzn jako potencjalnych partnerów seksualnych. Reszta ma mieć bardzo utrudnione życie. Według tych przekonań żeby zdobyć zainteresowanie kobiety, mężczyzna musi spełniać konkretne warunki: mieć odpowiedni wzrost, sylwetkę, wysokie zarobki i prezentować zachowania stereotypowo przypisywane „samcom alfa”.
Jak pracuje pan z klientem, który przyjął sporo takich przekonań?
Zazwyczaj mówię wprost, że według mojej wiedzy i doświadczenia to tak nie wygląda. Mam ten przywilej, że w gabinecie rozmawiam zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami. Mam też przyjaciół wśród kobiet i mężczyzn, więc mogę porównać różne perspektywy. I z tej perspektywy po prostu wiem, że te teorie nie oddają rzeczywistości.
Jednak – i to trzeba przyznać – niektóre obserwacje, które pojawiają się w tych kręgach, bywają trafne w odniesieniu do określonych osób czy sytuacji. Problem w tym, że red pill przedstawia je jako uniwersalne prawdy, a to już duże uproszczenie.
Jakie treści mogą być trafne?
Na przykład można spotkać się z przekonaniem, że kobiety czasem sprawdzają, czy partner potrafi pozostać przy swoich decyzjach – testują w ten sposób jego niezależność. I rzeczywiście u części osób takie zachowania mogą występować. Ale absolutnie nie można powiedzieć, że to dotyczy wszystkich kobiet.
Moim zdaniem red pill szczególnie przemawia do mężczyzn, którzy zmagają się z poczuciem niepewności i mają doświadczenie porażek w relacjach. Wtedy takie proste wyjaśnienia mogą wydawać się atrakcyjne, bo porządkują świat, w którym oni sami czują się zagubieni.
Większość moich pacjentów ma jednak świadomość, że takie cechy jak wzrost, waga ciała czy długość penisa to tylko jedne z wielu parametrów i nie determinują one całego życia.
Wzrost to jedna z wielu cech, ale na tyle istotna, że pojawia się w opisach na portalach randkowych. Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że wyżsi mężczyźni są uznawani za bardziej atrakcyjnych?
Nie byłoby pewnie przesadą, a, co więcej, w badaniach widać wyraźnie zjawisko określane jako „lookism” – osoby uznawane za atrakcyjne mają w wielu sytuacjach łatwiej. Łatwiej zdobywają uwagę na portalach randkowych, częściej ktoś zagada do nich w klubie, szybciej też odnoszą pewne sukcesy towarzyskie czy zawodowe.
Ale kiedy przyjrzymy się temu dokładniej, skala różnic okazuje się wcale nie tak duża. Na przykład istnieje badanie, które pokazuje, że bardzo wysocy mężczyźni mają średnio około 12 partnerek seksualnych w ciągu całego życia, podczas gdy niscy – 8 czy 9. Różnica istnieje, ale nie jest ona ogromna.
Co ciekawe, w tych samych badaniach wyszło też coś zupełnie wbrew stereotypom: mężczyźni o regularnej, „przeciętnej” budowie ciała mieli nieco mniej partnerek niż ci w typie „misia”. A to z kolei pokazuje, że uproszczone przekonania o tym, kto ma łatwiej, nie zawsze znajdują potwierdzenie w faktach.
Jak w takim razie komunikować preferencje dotyczące wzrostu w sposób, który nie krzywdzi osób niespełniających kryteriów? „Mężczyźni poniżej 180 cm – nie pisać” to dobry pomysł?
Każdy z nas ma swoje preferencje i to jest zupełnie naturalne. Ale ogromne znaczenie ma sposób, w jaki się o nich mówi. Gdy widzę komunikat w stylu „poniżej 180 cm – nie pisać”, to, szczerze mówiąc, odbieram go jako odpychający. Dla mnie to sygnał, że prawdopodobnie nie chciałbym mieć z tą osobą wiele wspólnego, bo taki sposób mówienia jest obcesowy.
A wystarczy niewielka zmiana, żeby zabrzmiało to zupełnie inaczej. Napis „lubię wysokich mężczyzn” jest dla mnie czymś innym – ktoś jasno wyraża preferencję, ale w sposób neutralny, bez wykluczania. Tak samo można napisać „lubię wysportowanych” albo „lubię mężczyzn z brzuszkiem”. Większość takich komunikatów nie jest dyskryminująca sama w sobie, tylko w tonie, w którym są sformułowane.
***
dr Michał Krysiak – certyfikowany psychoterapeuta Gestalt (EAGT), pracuje z osobami dorosłymi doświadczającymi trudności w relacjach, depresji i lęku. Ukończył specjalistyczne szkolenia z pracy w obszarach seksualności, zaburzeń odżywiania i traumy.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.