Znaleziono 0 artykułów
07.06.2022

Hotel Amour: Miłość, sztuka i nocne życie

07.06.2022
Fot. Pion Studio

Zainspirowana japońskimi hotelami miłości, z pokojami wynajmowanymi na godziny, trójka przyjaciół stworzyła jedno z najsłynniejszych miejsc Paryża, do którego lgną artyści, ludzie mody i branży kreatywnej. Założyciele hotelu Amour odnieśli sukces, stawiając na głowie wszystkie zasady, jakimi rządzi się branża. 

Roznoszący się zapach kawy, dźwięk otwieranego szampana i gwar rozmów dobiegających z głównego patia, w którym na obleczonych czerwoną skórą krzesłach i kanapach zasiadają goście będący ucieleśnieniem słowa cool. Zarówno ci przyjezdni, jak i przedstawiciele tak zwanych bobo – francuskich bourgeois-bohème. Paryski hotel Amour to ulubione miejsce artystycznej bohemy. Nie może to dziwić, skoro z myślą o niej został stworzony.

Fot. Pion Studio

Paryska bohema i artystyczna awangarda

– To nie są hotele butikowe, koncepcyjne ani przestrzeń wykreowana przez topowych projektantów. To lokale artystów, stworzone jako miejsce spotkań twórczej, kreatywnej społeczności. Chciałbym, by ludzie czuli się tutaj jak w domu – mówi André Saraiva, francusko-szwedzki artysta o portugalskich korzeniach. Malarz i grafficiarz razem z hotelarzem Thierrym Costesem i restauratorem Emmanuelem Delavenne’em niedaleko paryskiego placu Pigalle otworzyli w 2006 roku pierwszy hotel Amour.

Fot. Pion Studio

Pomysł zrodził się pewnego wieczoru, kiedy trzech przyjaciół, rozmawiając przy stole, zaczęło marzyć o hotelu dla artystów udekorowanym przez ich znajomych. Pokoje można byłoby wynająć na godziny (inspiracją były japońskie hotele miłości, gdzie pary mogły spędzać upojne chwile, nie wydając przy tym majątku), dzień lub kilka nocy. Mężczyźni wyobrażali sobie lokal, do którego będą ciągnąć awangarda i francuska bohema. – Wujek Thierry’ego Costesa znalazł w dziewiątej dzielnicy hotel o niezbyt dobrej reputacji. W trójkę połączyliśmy oszczędności i postanowiliśmy go kupić – wspominał w jednym z wywiadów Saraiva.

Fot. Pion Studio

Decyzja dość odważna, Pigalle był bowiem wówczas okolicą mało popularną i zdecydowanie bardziej zaniedbaną niż dzisiaj. Ale mieszczący się na rue de Navarin starzejący się hotelik był idealnym miejscem na koncept, który Saraiva, Costes i Delavenne mieli w głowach. Hotel miłości miał aż kipieć od artystycznej atmosfery i wolności. Nie było więc lepszej lokalizacji niż budynek znajdujący się między Montmartre’em a Pigalle, historycznymi dzielnicami, których uliczki w XIX i XX wieku pełne były artystycznej bohemy, która zjeżdżała się tu z całej Europy. W lokalnych kawiarniach przesiadywali Ernest Hemingway, Salvador Dalí czy Pablo Picasso. Hotel Amour miał przywrócić emocje tamtych czasów. Nieprzypadkowo mieści się w odległości kilku minut spacerem od Moulin Rouge, Muzeum Erotyzmu i Muzeum Życia Romantycznego, zorganizowanego w domu francuskiego malarza Ary’ego Scheffera, w którym przebywali George Sand i Fryderyk Chopin.

Fot. Pion Studio

We wrześniu 2006 roku na rue de Navarin rozbłysł różowy neon Amour, zmieniając koloryt starej dzielnicy. 

Fenomen hotelu Amour 

W świecie sztuki ulicznej André Saraiva, znany pod pseudonimem Monsieur A (albo Mr. A), zasłynął z tzw. love graffiti (w którym litery kształtem przypominają serca) i wykorzystania mało popularnego w street arcie różu. Jako przedsiębiorca – z bycia właścicielem wyjątkowych miejsc, w których bywać chcą wszyscy. Amerykańska prasa rozpisywała się o „najbardziej wyczekiwanym nowojorskim klubie nocnym w historii”, kiedy miał tam otworzyć słynny dziś klub Le Baron w 2012 roku (od 2004 roku prowadził lokal o tej samej nazwie w Paryżu), a o artyście mówiono w kategorii „francuskiego impresaria nocnego życia”. Po otwarciu lokalu bywali tam wszyscy – od Lindsay Lohan po księcia Harry’ego. Amerykanie mieli pewność, że osoba stojąca za popularnym paryskim Le Baron i Amour musi odnieść sukces także po drugiej stronie Atlantyku. 

Fot. Pion Studio

To, co stoi za sukcesem hotelu Amour, najlepiej oddaje francuskie sformułowanie „je ne sais quoi” – pewna niewiadoma, faktor x, który Saraiva doskonale rozpracował. Kiedy wchodzi się do hotelu miłości, ma się wrażenie bycia w centrum Paryża. Choć może się wydawać, że rządzą w nim eklektyzm, rozgardiasz i chaos, wszystko jest doskonale przemyślane. Panuje tu absolutna wolność.

Po zakupie hotelu Amour jego wystrój powstał w ciągu zaledwie kilku tygodni. – Na początku nasi koledzy artyści przychodzili i mieszkali tu, systematycznie dekorując miejsca, w których przesiadywali. Sam zresztą robiłem podobnie, meblując hotel rzeczami przewożonymi z własnego mieszkania. Amour stało się przedłużeniem mojego domu – wspomina początki Saraiva.

Fot. Pion Studio

Na miejscu zebrali się sam Monsieur A, a także jego przyjaciele – artystka Sophie Calle, projektant przemysłowy Marc Newson, duet artystyczny M/M oraz malarz Pierre Le-Tan. W efekcie powstało miejsce, w którym żaden z 24 pokoi nie przypomina drugiego. Każdy z nich to zupełnie inna opowieść, ukazująca odmienny styl i przekaz. Niektóre prawie w całości pokryte są artystycznymi zdjęciami Mana Raya lub dziełami Guya Bourdina, inne czarnym winylem rodem z lat 70. W słynnym pokoju 401 sufit wyłożony jest dyskotekowymi kulami, a dwa dwupiętrowe apartamenty zazwyczaj służą jako pracownie artystyczne. Mieszkali tu Pierre Le-Tan, Olivier Zahm czy Glenn O’Brien. Wszystkie meble są vintage, wyszperane w antykwariatach lub domach aukcyjnych, jak Drouot czy Marché Saint-Ouen. W pokojach styl Ludwika XIV miesza się więc z modernizmem i kampem. Do tego specjalnie zaprojektowana (często przez samego Saraivę) porcelana, słynne kieliszki na wino z napisem Amour (na stronie internetowej hotelu wiecznie wykupione) czy winylowe składanki, które można przesłuchać w pokojach.

Fot. Pion Studio

Choć dziś taki eklektyzm jest częściej spotykany, w 2006 roku była to absolutna świeżość. Grupa przyjaciół całkowicie zerwała też z zasadami panującymi wówczas w branży hotelarskiej. W apartamentach nie znajdziemy więc ani telewizora, ani telefonu. Skoro jest to hotel miłości, wszelkie elementy, które mogłyby rozpraszać gości, zostały usunięte. 

Nowatorski sposób myślenia momentalnie sprawdził się wśród gości. Przez lata hotel Amour nie miał strony internetowej (ta została założona dopiero w 2018 roku), a i tak ciągnęły do niego tłumy. – W paryskim Amour wszystkie rezerwacje przyjmowane są w recepcji, telefonicznie lub przez zbudowaną w marcu 2018 roku stronę internetową. Chcemy mieć bezpośredni kontakt z klientem, co utrudniają takie strony jak Booking.com czy Expedia. Zależy nam na przyjacielskiej, rodzinnej atmosferze. W ten sposób zyskaliśmy wielu wiernych klientów, którzy są z nami od samego początku – podkreśla szefowa komunikacji Alexia Feld. – Nie chodziło tylko o biznes, ale o bycie wolnym, ukazanie tego, czym się pasjonujemy, i otwarcie miejsca, które byłoby pełne różnorodnych historii – wspomina André. 

Fot. Pion Studio

Miłość nie zna granic

Z czasem miłość przyjezdnych i paryżan do hotelu Amour nie tylko się nie wypaliła, ale nawet przybrała na sile. Po dziewięciu latach właściciele postanowili więc otworzyć kolejną filię – znajdujący się w okolicy Faubourg Saint-Denis Hôtel Grand Amour Paris. By było jeszcze spójniej – na rue de la Fidélité, czyli ulicy wierności. W 2015 roku Saraiva ponownie zebrał grupę artystów, by pracować nad wystrojem nowego miejsca. 42 pokoje zapełniły się meblami z lat 30. i 50., dziełami Keitha Haringa, kontrowersyjnymi (i często erotycznymi) fotografiami Dasha Snowa oraz Helmuta Newtona. Nie mogło zabraknąć akcentów samego Saraivy. Artysta zaprojektował inspirowaną erotyką i kiczem wykładzinę, którą wyłożone zostały korytarze, a także stworzył wielkiego, 17-metrowego Monsieur A (ludzika, z którego słynie grafficiarz), zbudowanego z 1,3 tys. płytek ceramicznych. 

Fot. Pion Studio

Kwestią czasu było, by hotel Amour zaczął pozaparyską ekspansję. Wybór miejsca był dla trójki przyjaciół oczywisty – Nicea. Jedno z najbardziej artystycznych miast południowej Francji. – Mury tego miasta oddychają sztuką – zauważa André Saraiva. W pokojach goście znajdą odniesienie do twórców, którzy na riwierze mieszkali i pracowali, jak Pablo Picasso czy Henri Matisse. Różowy neon hotelu Amour zaprasza na prywatną plażę. Z lokalnej kuchni i barów, tak jak w paryskich Amour, można korzystać, nie będąc gościem hotelu. Inaczej jest jednak z wyjątkowo udekorowanymi pokojami – dwa z nich mają zewnętrzny prysznic. I te, w przeciwieństwie do paryskich, można zarezerwować na stronie Booking.com. Właściciele hotelu już planują letnie przyjęcia na plaży, pod gołym niebem. Podobne do tych, na których 100 lat temu bawili się Coco Chanel, Rudolph Valentino czy Fitzgeraldowie. W końcu znowu mamy lata 20. Według André Saraivy nie mniej szalone. 

(Fot. Katarzyna Gatkowska)

Więcej inspiracji znajdziecie w pierwszym wydaniu „Vogue Polska Living”. Do kupienia w salonach prasowych i online.

 
Kara Becker
Proszę czekać..
Zamknij