Znaleziono 0 artykułów
04.06.2022

Istota mody w archiwum pokazów Driesa van Notena

04.06.2022
(Fot. Getty Images)

Pięć lat temu, w 2017 roku, z okazji zorganizowania setnego pokazu Dries van Noten uruchomił tzw. silent archive. Raz w tygodniu publikował jeden ze stu show z historii marki. Dziś archiwum jest kompletne i dostępne online dla każdego. Zbiór pokazów zrealizowanych w różnych konwencjach, w różnych dekoracjach i z różnym rozmachem. Co mówi o modzie?

Dzięki archiwum możemy zobaczyć, jak od 1992 roku zmieniała się nie tylko marka Dries van Noten, lecz także trendy – zarówno w ubraniach, jak i w pokazach. Możemy też dostrzec, jak historia – polityczna, ekonomiczna, kultury – wpływała na kształtowanie się tego, czym była i jest moda w ostatnich trzydziestu latach. Jak przyśpieszała i jak zwalniała, kiedy się puszyła jak paw, a kiedy skromnie chowała w kątku, jakby chcciała być niemal niezauważona, choć to właściwie do mody niepodobne.

Niesamowicie istotne jest to, że uwolnienia archiwum dokonała taka marka jak Dries van Noten. Brand, który nie robi kampanii reklamowych ani nie podejmuje żadnych innych działań komunikacyjnych. W jego wypadku właściwie tylko pokazy są estetyczną i ideową deklaracją. Te jednak mają to do siebie, że bardzo szybko ulatują z pamięci.

Trzeba by się bowiem zgodzić z tym, co pisał kiedyś na łamach „Vogue’a” jeden z dziennikarzy relacjonujących co roku tygodnie mody – że większość pokazów pozostaje w pamięci co najwyżej przez sezon, do następnego pokazu. Choć na szczęście zdarzają się i takie, które pamięta się na zawsze.

(Fot. Getty Images)

Silent archive Driesa van Notena przypomina wszystkie: i te, o których już dawno zapomnieliśmy, i te, które stały się ponadczasowym wydarzeniem w historii mody. To ogromna wartość tego archiwum. Dzięki zgromadzeniu ich wszystkich w jednym miejscu możemy zrewidować własną modową pamięć i obiegowe opinie. Czy słusznie zapomnieliśmy o niektórych pokazach? Czy rzeczywiście te wielkie były naprawdę wielkie?

21 stycznia 2016 roku w relacji z paryskiego fashion weeku Luke Leitch pisał: „Najrzadziej zdarzają się pokazy takie jak dzisiejszy Driesa van Notena, które uderzają tak mocno, że od razu wiesz, że zostaną w pamięci na lata. To niezwykle rzadkie w modzie. Dlaczego więc dzisiejszy pokaz był właśnie taki?”. Spróbujmy się przyjrzeć tamtemu pokazowi, kolekcji męskiej na sezon jesień–zima 2016–2017, wykorzystując zbiory tzw. cichego archiwum.

Pokaz Driesa van Notena jesień–zima 2016–2017: Publiczność na scenie opery paryskiej

(Fot. Getty Images)

Był to pokaz rzeczywiście jak na tę markę zrealizowany z niezwykłym rozmachem. Przede wszystkim dzięki miejscu, o które – jak przyznaje sam Dries van Noten – projektant zabiegał przez 15 lat, za każdym razem otrzymując odpowiedź negatywną. Wtedy, po 15 latach, dostał zgodę na pokaz w paryskim Palais Garnier – jednym z symbolicznych budynków dziewiętnastowiecznego Paryża, w siedzibie opery zaprojektowanej przez Charlesa Garniera na zamówienie i w stylu Napoleona III, jak pisze Thierry Beauvert w „Opera Houses of The World”: w stylu „niezwykłego bogactwa”. W przeciwieństwie jednak do swoich poprzedników (wcześniej kilku markom udało się zdobyć zgodę na zorganizowanie pokazów w Palais Garnier) Dries van Noten nie wprowadził gości do wnętrza reprezentacyjnymi frontowymi schodami, ale kazał szukać wejścia od zaplecza, by drewnianymi schodami wpuścić publiczność prosto na słynną ukośną scenę jednego z najznamienitszych budynków operowych świata.

Można by powiedzieć: cóż takiego – pokaz w teatrze. Nawet operowym, nawet w Paryżu. W sumie dla bywalców – nic nadzwyczajnego. Dries van Noten nie byłby jednak Driesem van Notenem, gdyby nie dał się uwieść pokusie, rzekłbym: intelektualno-artystycznej. Otóż pozostaje on obojętny na to, na co byli czuli inni projektanci prezentujący swoje kolekcje w o wiele skromniejszych teatrach, a mianowicie na ich architektoniczną ozdobność, bogactwo wystroju wnętrz, świetlistość foyer, słowem – na pewien estetyczny nadmiar i bogactwo charakterystyczne dla wielu teatralnych budynków. Na ich ponętny, powierzchowny blask. Wprowadzając publiczność na scenę, wprowadził ją Dries van Noten w środek sztuki. Sztuki, która jest życiem.

I to nie jakiejkolwiek sztuki. Dries van Noten wprowadza widzów w ramy przedstawienia granego wówczas w operze paryskiej, czyli „Capriccio” Richarda Straussa w inscenizacji Roberta Carsena. Usadawiając ich na scenie, czyni niemymi i niemal niewidocznymi uczestnikami spektaklu. Spektaklu bez publiczności. Spektaklu niemej scenografii pozostającej na scenie pomiędzy przedstawieniami. Kiedy nikt jej nie widzi, kiedy nikt na nią nie patrzy. I choć scena, na którą zaproszono publiczność, ma właściwie charakter techniczny, to pozostawały na niej nierozmontowane fragmenty scenografii z inscenizacji Carsena; elementy dla przedstawienia opery Straussa kluczowe i zasadnicze.

„Scena odsłania tajemnicę rzeczywistości”takie zdanie samego kompozytora mogli przeczytać w programie widzowie inscenizacji „Capriccio” dokonanej przez Roberta Carsena. I to zdanie zachowywało swoją ważność również dla pokazu Driesa van Notena. Bo Dries Van Noten wprowadził widzów na scenę i do wnętrza spektaklu nie tylko po to, by pokazać swoją kolekcję, lecz także po to, by zmierzyć się z tym twierdzeniem Richarda Straussa.

Dries van Noten, jesień–zima 2009–2010: Świetlna droga przez mrok

(Fot. Getty Images)

Głównym tematem opery Straussa jest spór o to, co w sztuce, w teatrze, na scenie i w życiu jest ważniejsze: słowa/poezja czy muzyka? Ale jako wytrawny artysta Dries van Noten nie ilustruje tego sporu. Moda na pokazie obywa się bez słów, a muzykę do pokazu dobiera van Noten zupełnie spoza jakichkolwiek skojarzeń ze Straussem. Z inscenizacji Carsena w tle sceny pozostaje olbrzymie lustro. To jakby z niego wychodzą modele, którzy po odsłonięciu kurtyny wydają się tkwić w jego ramie i być odbiciem czegoś. Stopniowo modeli ubywa. Schodzą pojedynczo na scenę, defilują tuż przed publicznością, po czym nie wracają już do lustra, więc ono coraz bardziej odbija i zwielokrotnia pustą widownię. I wymierzone w tę pustkę aparaty i kamery reporterów. Czym więc byli modele i moda w ramach lustra? Odbiciem pustej widowni? Mirażem? A przecież w całej swojej (nie)realności przeszli przed widzami (ukrytymi w mroku sceny).

Lustro było obecne także na pokazie kolekcji damskiej jesień–zima 2009–2010. Ogromne, wąskie i bardzo wysokie, odbijało wybieg, tworząc świetlną drogę w nieskończoność. Niezwykłe wrażenie dawał efekt niejako rozdwojenia modelki, która wychodziła na wybieg i jednocześnie zbliżała się i oddalała od widzów. Prosta linia światła prowadząca przez środek ciemności to powracający motyw pokazów van Notena. Wcześniej projektant wykorzystał go, prezentując damską kolekcję jesień–zima 2007–2008. Wtedy świetlna droga nie miała właściwie żadnego realnego, konkretnego podłoża. Modelki niejako szły po świetle, pomiędzy, a może ponad ciemnością. W obu wypadkach van Noten pokazał jednoczesną realność i nierealność mody.

Realność polegała na tym, że nie było tam nic poza sylwetką i ubraniem. Nierealność – dokładnie na tym samym. Widzieliśmy ubrania poza jakimkolwiek kontekstem. Owszem, w sekwencji kolekcji, ale żaden kontekst zewnętrzny nie nakładał na nie jakichkolwiek znaczeń. W pokazie dominowały formy i kolory strojów, które stawały się w jakiś sposób malarskie, niektóre wręcz były inspirowane pracami Francisa Bacona. Ale van Noten nie czerpie ani z Bacona, ani metafory, ani anegdoty, ale właśnie z barw i kształtów. Niesamowicie to trudne i kłopotliwe dla mody, bo jak mówił sam projektant, kolory w malarstwie Bacona są często „lekko przybrudzone”, co stanowi dla mody nie lada wyzwanie: jak ten swoisty brud kolorów pogodzić z pięknem, jakiego oczekuje się od mody?

(Fot. Getty Images)

Van Noten we wszystkich tych wypadkach całkowicie rezygnuje w swoich pokazach z anegdoty. Nie tworzy żadnych opowieści. Jego sezonowe przecież pokazy są w ten sposób pozbawione sezonowości. Nie mówią, kim się można dziś stać, mówią, jak się można ubrać. Można by w tym wiedzieć kwintesencję jego podejścia do mody. Van Notena nie interesują haute couture, okładki czasopism, sesje fotograficzne w magazynach, kampanie reklamowe. Tylko ubrania. Prêt-à-porter. Ale to porter nie jest w tych pokazach związane z ulicą, domem, pracą, zabawą, stylem życia.

Miejsca, w których odbywają się pokazy, nie są pozbawione znaczenia. To ważne punkty zarówno na mapie Paryża, jak i na mapie paryskiego fashion weeku. Jeden z nich odbywał się w ogrodach Trocadero, w bezpośrednim sąsiedztwie wieży Eiffla, drugi – w Lycée Carnot, a dokładniej w wielkiej hali, której ogromny szklany dach spoczywa na konstrukcji zaprojektowanej przez Gustave’a Eiffela. Van Noten zatapia jednak tę paryską symbolikę w kompletnej ciemności, a wyznaczona przez niego świetlna droga nie oświetla w przestrzeniach niczego innego poza sobą samą.

Ta ciemność, którą wprowadza van Noten, nie jest ciemnością znaczącą w sensie symbolicznym. Nie niesie żadnych treści, które z niej samej należałoby wyczytywać. Ale istotne jest wygaszenie architektonicznego kontekstu pokazu. Pogrążenie w mroku tego wszystkiego, co mogłoby mieć znaczenie – ze względu na Paryż, na jego architekturę, na jego historię, na prestiż fashion weeku. W przeciwieństwie do większości paryskich pokazów, a także innych pokazów van Notena, w których miejsce niesie ze sobą kolosalne znaczenie, tu dochodzi do jego unieważnienia czy nawet unicestwienia. Pozostają tylko światło – wybieg – i idące w tym świetle modelki. Znikąd donikąd.

Wróćmy na koniec do opery Straussa, którą zamyka pytanie wyśpiewywane przez główną bohaterkę: czy możliwe są inne zakończenia niż tylko banalne? Tym pytaniem unieważnia ona niejako fabułę, ale czy unieważnia tym samym swoją obecność na scenie? Czy ta obecność była jedynie chwilowym kaprysem twórców opery? Czy jednak czymś, co można by nazwać istnieniem? A przynajmniej odzwierciedleniem istnienia. Dowodem na rzeczywistość. Niedające się wymazać z pamięci pokazy van Notena pozostają w nas nie dzięki oszałamiającej formie, ale dzięki niepokojącym pytaniom, na które nie wiadomo, czy można znaleźć odpowiedź, ale bez których nie można żyć prawdziwym życiem. Bez względu na to, czy to życie jest realne, czy nie.

A prawdziwym zakończeniem opery Straussa jest kolacja, na którą wzywa majordomus, przerywając rozważania bohaterki. I na którą większość gości udała się po pokazach Driesa Van Notena. W Paryżu każdy dzień bowiem kończy się wytrawną kolacją.

Janusz Noniewicz
Proszę czekać..
Zamknij