Znaleziono 0 artykułów
19.02.2019

Jedyny gej we wsi

19.02.2019
Daniel Rycharski, Strachy, Kurówko, 2018 rok (Fot Daniel Chrobak)

Daniel Rycharski, tworzący w rodzinnej wsi Kurówko, w stołecznym Muzeum Sztuki Nowoczesnej pokazuje swoje „Strachy”. Wystawa stawia pytanie o to, czy Kościół akceptuje społeczność LGBT. Artysta – katolik i osoba homoseksualna – chciałby wierzyć, że tak. A jego krzyże mogą stać się symbolem pojednania.

Książki, co wie te kilka procent czytających Polaków, nie należy oceniać po okładce, bo szkaradna oprawa kryć może dzieło niezwykłe. Podobnie jest z tymczasowym pawilonem stołecznego Muzeum Sztuki Nowoczesnej nad Wisłą. Jego i tak, delikatnie mówiąc, niezbyt atrakcyjną architekturę (import z Niemiec), oszpecono dodatkowo gryzmołami młodego malarza (przemilczmy jego nazwisko), nazywając to znakomitą sztuką (Boże dopomóż!). Wygląda to wszystko jak opuszczona hurtownia zniczy w atrakcyjnej lokalizacji Powiśla. A tymczasem jest pawilon MSN miejscem niezwykle ważnym na artystycznej mapie Polski, co udowadnia otworzona kilka dni temu wystawa Daniela Rycharskiego „Strachy”. Wystawa ważna, mądra, do myślenia mocno zachęcająca i angażująca, a do tego znakomita także pod względem artystycznej formy. Bo Rycharski nie należy do tych artystów, co zwiążą drutem dwie pilśniowe płyty, by nazywać je niezwłocznie instalacją krytyczną wobec polskiej rzeczywistości lub zgoła całego świata. Co to to nie. To jest w ogóle artysta zupełnie oddzielny. Oddzielny w swoim myśleniu o sztuce i jej społecznej roli, a do tego niezwykle konsekwentny i przekonujący. Widać to doskonale, kiedy się prześledzi jego artystyczną drogę. Widać to też na rzeczonej wystawie.

Daniel Rycharski, Ogród zimowy, rzeźba, 2013 rok. Zdjęcie wykonane we wsi Kurówko, (Fot. Daniel Chrobak)

Daniel Rycharski, piszę te słowa dla osób w polską sztukę współczesną niezbyt wkręconych, jest chłopakiem z mazowieckiej wsi i nieustannie z nią związanym. Zdradził ją tylko na lat kilka, studiując na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, a potem doktoryzując się na tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych. Ale mieszka i tworzy w Kurówku niedaleko Sierpca, ten zaś jest niedaleko Płocka, a ten w pobliżu Warszawy. Zaczął mniej więcej dekadę temu od pierwszych działań w wiejskiej przestrzeni, które niewątpliwie były testem, żeby nie powiedzieć eksperymentem, na linii wieś-sztuka. Jego prace przyjmowano różnie. Kiedy na stodole dziadków namalował swoją pierwszą zwierzęcą hybrydę, zaczęli się do niego zgłaszać inni mieszkańcy, by ich wernakularną architekturę także potraktował sztuką. Ale kiedy zaczął tworzyć na przydrożnych drzewach galerio-kapliczki z małą metaloplastyką, nie przyjęto ich entuzjastycznie. Być może potraktowano je jako małe świętokradztwo. W końcu kapliczek tradycja ludowa nie przeznacza na świeckie wydziwianie. Ale krok po kroku oswajał się Kurówek ze swoim artystą, uczestnicząc coraz chętniej w jego kolejnych przedsięwzięciach. I to był, wydaje się, czas dla jego sztuki przełomowy, bo potrzebuje ona zaangażowania społecznego, dialogu i wspólnoty tworzenia. Jak ziemia Kurówka deszczu.   

Daniel Rycharski, Kurówko, 2018 rok. (Fot Daniel Chrobak)

Myli się jednakowoż ten, kto posądzi bohatera tego tekstu o zbytnią fraternizację z odbiorcami, bo z jego chęci dialogowania kiełkować zaczęła także potrzeba rozmowy o trudnych, bolesnych i kontrowersyjnych tematach. Tematach, których wielu na naszej wsi boi się w ogóle poruszać, a które stanowią esencję tożsamości Daniela Rycharskiego. Jest bowiem słynny mieszkaniec Kurówka osobą po katolicku wierzącą (żaden problem) i homoseksualną (duży problem). Duży w Polsce, nie w Kurówku, gdzie Rycharski – jak sam wielokrotnie mówił – czuje się w pełni akceptowany. Ale nie każdy mieszka w Kurówku. Wsi w Polsce mamy ilości niezliczone, a w nich (w miastach oczywiście też) co i rusz zdarzają się tragedie osób LGBT. Jak na przykład ta sprzed kilku lat, gdy dwóch nastolatków, którzy nie mogli znieść homofobicznych prześladowań, powiesiło się na drzewie. Rycharski, poruszony tą historią, pojechał na Podkarpacie, gdzie te straszliwe wydarzenia się rozegrały, ściął drzewo samobójców i zrobił z niego krzyż. „Krzyż pojednania”, jak o nim mówił, zaniósł potem prosto z wystawy „Późna polskość” w Centrum Sztuki Współczesnej pod Pałac Prezydencki, gdzie stał już słynny „krzyż smoleński”. Dodać warto, że krzyż Rycharskiego pokryty jest delikatnym reliefem przedstawiającym rutę, roślinę o rozmaitych właściwościach i znaczeniach. Niegdyś wierzono (niektórzy nadal wierzą), że ma ona tajemną moc odpędzania zła. Trudno zaprzeczyć, że taki akurat krzyż na Krakowskim Przedmieściu stanąć powinien niezwłocznie. I choć, życia dwójce młodych ludzi nie odda, może odgoniłby zło zatruwające życie wielu innym osobom LGBT.

Daniel Rycharski, Strachy, Kurówko, 2018 rok. (Fot Daniel Chrobak)

Ów krzyż stoi dzisiaj oczywiście na wystawie „Strachy” w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, obok innych prac Daniela Rycharskiego, eksplorujących ten symbol równie boleśnie. Krzyż jest zasadniczym elementem jego rzeźby „Łóżko”, jest zmultiplikowany w instalacji „Strachy”, jest na „Różańcach”, w których różane paciorki artysta zastąpił między innymi tabletkami antydepresyjnymi, jest na „Sztandarze świętego Ekspedyta”. Patron spraw beznadziejnych na tęczowym tle, z twarzą Rycharskiego, pociesza: „Nie trwóżcie się! W domu Ojca Mego jest mieszkań wiele”. Pytanie, czy dla wszystkich? Czy dla gejów i lesbijek też? Chciałby artysta pewnie myśleć, że odpowiedź jest twierdząca, ale czy na pewno? Czy tak ważny dla niego Kościół, pełen przecież homoseksualistów w sutannach i habitach, zaakceptuje kiedyś otwarcie społeczność LGBT jako swoją integralną część? Nic na to nie wskazuje, co najlepiej oddaje odlana przez Rycharskiego z niepotrzebnych, zdemontowanych z remontowanych grobów krzyżyków, „Tablica”. Artysta odlał ją wraz z 2358 Kanonem Kościoła Katolickiego, który mówi, że osoby homoseksualne powinno się traktować z szacunkiem, współczuciem i delikatnością, a następnie stanął z nią pod kościołem dominikanów w Warszawie, uchodzącym za stołeczny symbol tak zwanego Kościoła otwartego. Jak go tam przyjęto? Zatrzaśnięto drzwi.

Daniel Rycharski, Kurówko, 2018 rok. (Fot Daniel Chrobak)

Jest na wystawie „Strachy” dosłownie kilka prac, ale każda z nich o wielkiej sile rażenia. O każdej jednej napisać należy oddzielny tekst, każdą poddać trzeba długiej kontemplacji. I to jest sztuki Daniela Rycharskiego wielka wartość. Być może największa, bo jak mówi ojciec artysty w „Dużym Formacie” w reportażu Mariusza Szczygła z Kurówka: „Sztuka polega na tym, żeby zastanowić się, podrapać po głowie i pomyśleć: o, kurwa!”.

Daniel Rycharski, „Strachy”, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (pawilon nad Wisłą). Wystawa czynna do 22 kwietnia 2019 r., wstęp wolny.

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij