Znaleziono 0 artykułów
01.06.2023

Biografia Kory „Się żyje”: Mniej legendy, więcej człowieka

01.06.2023
Kora w Toronto, 1996 r. (Fot. archiwum Kamila Sipowicza/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

Życie w trasie i trochę w transie. Finansowy spokój, życiowy niepokój. Czułość i okrucieństwo. Książka „Się żyje. Kora. Biografia” Katarzyny Kubisiowskiej opisuje, jak skomplikowaną osobą była wokalistka Maanamu, i opowiada o życiu, w którym dzieje się wszystko.

„Się żyje” to nawiązanie do tytułu wydanej w 1989 roku płyty Maanamu „Się ściemnia”. To już nie jest ten Maanam, który na początku dekady zdobył serca fanów ekspresyjnymi przebojami „Boskie Buenos”, „Żądza pieniądza” czy „Paranoja jest goła”. Powabna drapieżność Kory ustępuje tu miejsca smutnemu powabowi.

„Ściemnia się, myśli zawodzą/ Kulą się ze strachu/ Moje serce jest czarne/ Jak dłonie palacza” – śpiewa w tytułowej piosence. To płyta, która – jak pisze Katarzyna Kubisiowska – ukazała się na gruzach Maanamu: „Przejmujący głos Kory oddający ducha rozkładu – w grupie, w świecie, w życiu wewnętrznym. Ale między słowami, dźwiękami, riffami migocze światło, znak, że to czyściec. Wylinka, transformacja, bolesne przejście w inną postać”.

Nawiązanie w tytule książki do tego akurat albumu zapowiada zamysł Kubisiowskiej: opowieść o życiu, w którym dzieje się wszystko.

Kora, pierwsza połowa lat 50. (Fot. archiwum Anny Kubczak/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

„Się żyje. Kora. Biografia”: Życie Kory było niezwykłe jak ona sama

Historia Kory jest epicka. Urodzona w rodzinie obciążonej wojenną traumą Olga Ostrowska dorastała z siostrą i trzema braćmi w małym krakowskim mieszkaniu. Miała cztery lata, gdy jej mama zachorowała na gruźlicę. Rodzeństwo trafiło wtedy do placówek opiekuńczych: chłopcy do państwowego domu dziecka, dziewczynki do prowadzonego przez zakonnice ośrodka w Jordanowie. Doświadczyła tam brutalności fizycznej i emocjonalnej.

Jako zbuntowana licealistka poznała krakowskich hippisów, wspólnie z nimi ryzykowała. Zanim zdarzył się Maanam, wyszła za mąż za Marka Jackowskiego, poznała Kamila Sipowicza, urodziła synów. A potem została gwiazdą. Występ Maanamu na festiwalu w Opolu w czerwcu 1980 roku to było pokoleniowe wydarzenie. „Rozpędu nabierają jednocześnie dwa karnawały: Maanamu i Solidarności. Przez szesnaście kolejnych miesięcy Polska oddycha nadzieją. Maanam staje się krzewicielem, tubą i katalizatorem buntu” – pisze Kubisiowska i nie ma w tym przesady.

Ślub Kory i Marka Jackowskiego (Fot. archiwum Mateusza Jackowskiego/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

Potem życie w trasie i trochę w transie, miłość i małżeństwo – tak się składa, że nie tożsame – romanse, kłótnie w zespole, lata 90. Rozwiązanie Maanamu, rozwód z Jackowskim, oficjalny już związek z Sipowiczem. Szarpanina. Finansowy spokój, życiowy niepokój. Czułość i okrucieństwo. Renesans popularności dzięki programowi w telewizji i diagnoza: rak jajnika. Ślub z Kamilem Sipowiczem.

Gdy umierała w lipcu 2018 roku, wiele osób mówiło o metafizycznych doświadczeniach.

Kora z synem Mateuszem, 1973 rok (Fot. archiwum Mateusza Jackowskiego/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

Czy w biografii Kory można jeszcze napisać coś, czego wcześniej nie było wiadomo?

Katarzyna Kubisiowska jest wytrawną dziennikarką. Na co dzień pracuje dla „Tygodnika Powszechnego”, w dorobku ma kilka biograficznych książek, m.in. o profesorze Jerzym Vetulanim i pisarzu Jerzym Pilchu. Nie odpuszcza. Pyta dotąd, aż się dowie. Szuka, aż znajdzie coś, czego nie znalazł nikt przed nią. Inaczej ta praca nie ma sensu.

Czy dowiedziała się o Korze czegoś, czego się nie spodziewała? – Mnóstwa rzeczy. Inaczej zarzuciłabym tę książkę – mówi Kubisiowska. – Wiem, że życie jest złożone, zdarzają się rzeczy fantastyczne i upiorne. Jeśli chcemy spojrzeć na nie uczciwie, nigdy nie jest ono jednorodne – wyłącznie piękne albo wyłącznie trudne. Co mnie jednak w pewien sposób zaskoczyło, to element osobowości Kory, która potrafiła być bardzo czuła, dobra, empatyczna, a po chwili okrutna i cyniczna. Wyobrażałam sobie, jak musiało być to dla niej samej i jej otoczenia wyczerpujące.

Autorka dotarła do dziesiątków osób, które znały Korę – od jej siostry otrzymała listy z lat 80., od męża niepublikowane nagrania, rozmawiała z przyjaciółkami, dawnymi kochankami, fankami i znajomymi. Opowieści o tym, jak Kora była dobra albo zła, dostała tak dużo, że książka mogła się stać męczącym zapisem amplitudy emocji. Kubisiowska jednak nie pozwala sobie na łatwe chwyty. Za to na wiele pozwala czytelnikom, sporo też od nich wymaga. Zostawia pole do interpretacji, czasem dyskretnie wtrąca żarcik.

Mój ulubiony wieńczy rozdział o burzliwym związku Kory i Kamila Sipowicza. To rozpisany na kilkanaście stron portret ludzi, którzy z równą intensywnością ranią się i wspierają. „Ona rzuca talerzami, on robi uniki. Doprowadzają się do płaczu. Celebrują przychodzący po ekstremum moment błogości” – opisuje Kubisiowska, by spuentować: „W maju 1997 roku Kora i Kamil w plebiscycie miesięcznika »Sukces« zostaną ogłoszeni najsympatyczniejszą parą roku”.

Kora z siostrą, 1982 r. (Fot. archiwum Anny Kubczak/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

Pisze w taki sposób, jakby zbliżając się do bohaterki, jednocześnie się od niej dystansowała. Wiemy, czytając, że jest Kory zajadle ciekawa, ale nie wiemy, czy ją lubi.

Właśnie, lubi? – Była dla mnie ważną artystką w latach 80., gdy była najbardziej drapieżna, punkowa. Potem interesowała mnie bardziej jako zjawisko, charyzmatyczna osoba publiczna. Nie należałam jednak do fanek, które jeżdżą na wszystkie koncerty. Koncert Maanamu widziałam raz, w 1992 roku. Nie wyznawałam – jak to nazywam – kultu koryjnego. Nawet nigdy nie pomyślałam, żeby zrobić z nią wywiad – odpowiada Katarzyna Kubisiowska.

Fanki i fani, którzy pojawiają się w „Się żyje”, opowiadają o Korze, która zmieniła ich życie

Niektórych fanów Kora przyjmowała w krakowskim mieszkaniu, doradzała im, pisała osobiste dedykacje. Wybrani byli z nią w domu na Roztoczu, do końca. Dla innych stanowiła wsparcie tylko dlatego, że istniała. „Do Kory piszą ludzie nieheteronormatywni. Pochowani w szafach, zahukani. Milczący, zawstydzeni. (…) Kora swoją androgynicznością przesuwa jasne podziały w stronę płciowej płynności. Mieni się kobiecością i męskością, łagodnością i ostrością. Uosabia wolność jednostki bez względu na to, kim jest, jak wygląda, kogo pragnie. (…) Jednym ruchem wydobywa ludzi z patriarchalnej heteronormy” – pisze Kubisiowska.

Kora i Kamil Sipowicz w Sydney, 1994 r. (Fot. archiwum Kamila Sipowicza/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

W latach 90. Kora krytykowała w wywiadach Jana Pawła II, że dyskryminuje gejów i lesbijki, jako jedna z pierwszych artystek pojawiła się w magazynie o tematyce LGBT+ „Inaczej”.

Książka Kubisiowskiej, jak wszystkie porządne biografie, to również obraz epoki – naszkicowany nienachalnie, tylko tyle, ile trzeba, by zrozumieć okoliczności. Historia Polski nie przesłania historii postaci. Natomiast równorzędną wobec Kory bohaterką „Się żyje” jest wolność. Brzmi to patetycznie, ale pozwólmy sobie, w końcu artystka w publicznych wypowiedziach nie szczędziła patosu: Kora była wolnością.

W każdej sprawie. Stylu życia i wyznawanych wartości. Relacji i wakacji. Poglądów i wyglądu. Praw kobiet. Wreszcie muzyki. Opolski koncert z 1980 roku przeszedł do historii, bo nikt tak jak Maanam nie grał wcześniej na tej scenie, nikt nie śpiewał tak jak Kora i żadna wokalistka tak nie wyglądała. Włosy ścięte przy skórze, obcisłe spodnie, zielona bluzka, biała marynarka. Zwyczajowo piosenkarki stroiły się w pióra.

Znaczący dla opowieści o wolności wydaje się fakt, że tamtą edycję festiwalu wygrała piosenka Andrzeja Rosiewicza „Najwięcej witaminy”. Pod koniec lat 80. Rosiewicz okolicznościowym utworem uświetniał powitanie radzieckiego przywódcy Michaiła Gorbaczowa. Kora przed wyborami w 1989 roku wspierała Solidarność – w książce jest jej zdjęcie z ulotką „Twoją szansą Solidarność”. Po latach Rosiewicz odnalazł się po stronie PiS-u. Korze było bliżej do lewicy, czasem do PO, zasadniczo jednak wyrażała rozczarowanie, że Polska w niczym nie przypomina Holandii.

Kora z synami, 1997 r. (Fot. archiwum Kamila Sipowicza/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

Katarzyna Kubisiowska odziera Korę z mitów i ją uczłowiecza. Na szczęście

Szeroka publiczność poznała ją dzięki piosence „Boskie Buenos”, która stanowiła pochwałę podróżowania, czy też – biorąc pod uwagę epokę – marzenie o podróżowaniu. Podróż przez życie zaprowadziła Korę na piedestał bogini.

Katarzyna Kubisiowska nie przesadza, gdy mówi o kulcie koryjnym. Kora miała wyznawców. I w roli obiektu kultu odnajdowała się – wydaje się – świetnie. Nakazywała, zakazywała, prawiła. Czasem mądrze, czasem nie, często z emfazą. Autorka „Się żyje” nie strąca Kory z piedestału, ale zdejmuje jej aureolę. Uczłowieczenie Kory to wielki atut tej opowieści. Pozwala czytelnikom nie tylko dowiedzieć się, jak było, ale też próbować zrozumieć dlaczego.

Kora, Mykonos, 2000 r. (Fot. archiwum Kamila Sipowicza/dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak)

– Mam świadomość, że w pewien sposób odbieram Korę tym fanom, którzy traktują ją jak boginię bez skazy. Piszę o niej książkę, choć nigdy jej nie spotkałam – mówi. – Myślę jednak, że taka jest rola autorki non fiction: opowiedzieć historię po swojemu. Może odbieram Korę wyznawcom, ale w zamian daję Korę według Kubisiowskiej.

(Fot. materiały prasowe)

Książka „Się żyje. Kora. Biografia” Katarzyny Kubisiowskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Znak w maju 2023 roku.

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij