Znaleziono 0 artykułów
04.05.2025

Książka „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” przełamuje stereotypy

04.05.2025
(Fot. Yana Iskayeva/Getty Images)

W książce „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” dziennikarka Agata Jankowska przytacza historie kobiet, które nie stroniły od różnych używek. „Budowałam renomę pracowitej, rzetelnej i kreatywnej pracowniczki. Nikomu nie przyszło do głowy, że wieczorami biorę laptop do łóżka, pracuję i piję, aż stracę przytomność” – wspomina jedna z bohaterek. Opierając się na ich przeżyciach oraz opiniach specjalistów, autorka pokazuje, jak często uzależnienia skrywane są pod warstwą wstydu oraz lęku przed stygmatyzacją. Wierzy, że szczere świadectwa i wiedza ekspertów mogą stać się impulsem do przełamywania tabu i wprowadzania realnych zmian.

Kinga Nowicka: To twoja kolejna książka o uzależnieniach. Tym razem skupiłaś się na kobietach. Dlaczego?

Agata Jankowska: W poprzedniej książce „Hajland. Jak ćpają nasze dzieci” jeden z rozdziałów poświęciłam właśnie kobietom. Pisząc go, nie przypuszczałam, że mógłby z tego powstać osobny tom. Docierały do mnie jednak głosy czytelniczek, które właśnie ten rozdział zainteresował najbardziej. Pisały: „Chcemy wiedzieć więcej, bo moja koleżanka…, bo moja mama…, bo moja córka, siostra…”. Ten odzew uświadomił mi, że problem jest realny i dotyczy ostatecznie każdej z nas, osobiście lub pośrednio. Impulsem była też rozmowa podczas branżowego wydarzenia, w którym uczestniczyły niemal wyłącznie CEO i kobiety biznesu. Podeszła do mnie jedna z nich i zapytała: „Czy to pani napisała ten artykuł o uzależnieniu kobiet?”. Gdy potwierdziłam, powiedziała: „Proszę wiedzieć, że połowa z nas na tej sali ma problem z alkoholem, lekami, narkotykami”. Rozejrzałam się wśród tych fantastycznych kobiet i pomyślałam: jeśli tak wyglądają uzależnione kobiety, to naprawdę trudno rozpoznać problem. To uzmysłowiło mi, jak silne są stereotypy – sama złapałam się na myśleniu, że nałóg zawsze widać gołym okiem. Nic bardziej mylnego.

Trudno było znaleźć kobiety, które podzielą się swoimi doświadczeniami? Chyba mało osób chce mówić o swoim uzależnieniu, a też tych historii nie ma w książce dużo.

Bohaterek mogłoby być więcej, ale mi nie zależało jedynie na herstoriach, chociaż każda z nich jest cenna, autentyczna i wartościowa. Podzielenie się ze światem swoją często mroczną historią nie jest łatwe. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna każdej z moich bohaterek, że to zrobiła – nie dla mnie ani dla rozgłosu, tylko dla innych kobiet.

Jak zatem dotarłaś do swoich bohaterek i czy napotkałaś w związku z tym jakieś trudności?

Zaczęłam od internetu. Znalazłam dziewczyny, które w mediach społecznościowych otwarcie opowiadają o swoich doświadczeniach, tak jak Marta Markiewicz, organizatorka trzeźwych imprez SobeRave. Generalnie młodsze pokolenia – dzisiejsze dwudziesto-, trzydziestolatki – dokonują pewnej obyczajowej rewolucji. Zakładają konta na TikToku, na YouTubie, pokazują twarz, dają swoje nazwisko i mówią: „Tak, potknęłam się, ale walczę, wychodzę na prostą. Jeśli macie podobny problem, to posłuchajcie mojej historii – może wam też pomoże”. Natomiast im starsza rozmówczyni, im wyższe stanowisko i im więcej ról społecznych, w tym rola mamy – tym trudniej było jej się przełamać. One decydowały się na anonimowość, co w pełni rozumiem. Takie kobiety muszą zmierzyć się nie tylko ze swoim wstydem, lecz także z otoczeniem, z całym systemem. I tu dochodzimy do istotnej kwestii: w Polsce brakuje doświadczeń we wspieraniu osób z nałogami, zwłaszcza kobiet, na poziomie środowiska pracy. Pracodawcy, działy HR nie są przygotowani na rozmowy z pracownikiem mającym problem alkoholowy. O problemach z depresją, o chorobach onkologicznych, także o niepłodności zaczyna się mówić w firmach, ale uzależnienia to wciąż temat tabu. Kobiety na wysokich stanowiskach boją się, że ujawnienie takiego „wstydliwego” sekretu przekreśli ich karierę.

Co w historiach, które opisałaś, najbardziej dotknęło ciebie, nie tylko jako autorkę i dziennikarkę, lecz także jako kobietę?

Poruszały mnie i wzruszały emocje, jakie towarzyszyły dziewczynom, gdy wspominały momenty przełomowe. W tej jednej chwili musiały zdecydować de facto o życiu lub śmierci. Na przykład jedna z kobiet ocknęła się na balkonie na ósmym piętrze z garścią tabletek i butelką alkoholu w rękach. Przez ułamek sekundy nie wiedziała, czy chce skoczyć, czy się otruć – ale w ostatnim przebłysku świadomości chwyciła za telefon i zadzwoniła do znajomego z prośbą o ratunek. Inna bohaterka po wielodniowym ciągu nagle oprzytomniała w pustym domu – bez męża, bez dzieci, za to z ostrym delirium tremens [stan psychotyczny, który rozwija się zwykle w ciągu 48-72 godzin po nagłym odstawieniu alkoholu przez osobę uzależnioną – przyp. red.]. Pomyślała: „Albo teraz, albo nigdy”, bo fizycznie czuła, że umiera. Słuchając tych historii, uświadomiłam sobie, jak łatwo przegapić ten ostatni dzwonek alarmowy. Stracić szansę na wytrzeźwienie, wyleczenie, a nawet na życie.

Te opowieści dały mi też do myślenia w szerszym kontekście. Pokazały, jak bardzo my, kobiety, potrafimy maskować swoje problemy i udawać przed światem, że wszystko jest w porządku. W zasadzie całe życie coś kamuflujemy: gdy partner nas zostawi, gdy stracimy pracę, gdy przybierzemy na wadze – zakładamy maskę, przyklejamy uśmiech i zaciskamy zęby, zamiast poprosić o pomoc. Potknięcie, kryzys – to zdarza się każdemu i absolutnie nie czyni nas gorszymi czy bezwartościowymi. Mam wielką nadzieję, że nabrałyśmy odwagi, żeby głośno mówić o swoich problemach i zawalczyć o swoje prawa. Choćby do tego, żeby być zauważone i potraktowane równościowo.

Po lekturze twojej książki nasuwa się wiele wniosków, a jeden z nich jest taki, że kobietom bardzo trudno przychodzi nazwanie problemu uzależnienia uzależnieniem, a siebie – alkoholiczką. To określenie mocno stygmatyzujące. Eksperci są tego świadomi, dlatego proponują inne, np. osoba z uzależnieniem. Czy według ciebie taka zmiana w języku – i świadomości społecznej – jest potrzebna i realna?

Faktycznie, samo słowo „alkoholiczka”, a jeszcze gorzej – „pijaczka” budzi ogromny opór. W toku rozważań nad nomenklaturą spotykają się różne stanowiska zarówno ekspertów, jak i osób uzależnionych. Część uważa, że koniecznie trzeba nazywać rzeczy po imieniu, powiedzieć: „Tak, jestem alkoholiczką”, bo to ułatwia skonfrontowanie się z prawdą. Inni jednak wolą unikać tej etykietki. Mówią: „Nie chcę, by choroba definiowała mnie do końca życia”. Rozumiem obie preferencje, myślę, że nie musimy decydować, co jest lepsze. Każdy może wybrać to, co mu pomaga. Osobiście popieram ideę języka inkluzywnego, natomiast jestem przeciwna narzucaniu go komukolwiek. Można mówić „osoba uzależniona”, „osoba w nałogu” czy „osoba w kryzysie”. Jest także kłopot z określeniem „wysoko funkcjonująca alkoholiczka”. Dekadę temu służyło urealnieniu stereotypu osoby uzależnionej. Dziś brzmi nieco klasistowsko i złudnie. No bo cóż właściwie znaczy „wysoko funkcjonować”? Dużo zarabiać? Mieć urodę? Pozycję? Poza tym fakt, że dziś ktoś świetnie sobie radzi, nie znaczy, że trwając w nałogu, za pięć lat nadal taki będzie. Choroba uzależnienia jest egalitarna – dotyczy ludzi na każdym szczeblu społecznym. Nałóg traktuje wszystkich wyjątkowo sprawiedliwie.

W książce piszesz też o potrzebie lepszej edukacji w zakresie profilaktyki, choćby ze strony ministerstw zdrowia czy edukacji. Jak twoim zdaniem miałoby to wyglądać?

Jako obywatelka, kobieta i matka oczekiwałabym od władz poważnych działań, począwszy od edukacji i profilaktyki. Tymczasem od dziesięcioleci nie mieliśmy porządnej, profesjonalnej kampanii społecznej na temat skutków nadużywania alkoholu. Ministerstwo Zdrowia nic nie robi, a jeśli już, to wikła się we współpracę z koncernami alkoholowymi. To wstyd, bo przemysł alkoholowy nie jest partnerem do rozmowy o zdrowiu publicznym! Mam wrażenie, że decydenci zupełnie nie są zainteresowani rozwiązaniem problemu. Być może dlatego, że wszyscy boją się lobby alkoholowego, a może boją się oporu społecznego i przegranych wyborów. Fakty są takie, że alkohol jest u nas wszechobecny i gloryfikowany. Wystarczy obejrzeć telewizję, gdzie reklamy alkoholu przybierają kuriozalny kształt – przed długim weekendem majowym w reklamie piwo piją postacie z bajek, na łące tańczą krasnoludki radośnie żonglując cytrynami. To prędzej kojarzy się z sokiem owocowym niż z trucizną. Koncerny sponsorują imprezy sportowe i kulturalne, rozdają nagrody, leżaki i piłki plażowe z dobrze znanym logo. Koncerny alkoholowe mają na promocję ogromne pieniądze – a państwo nie przeciwstawia temu zupełnie nic.

W książce oddajesz głos nie tylko kobietom, lecz także wspomnianym już ekspertom – od socjolożki zdrowia po neurotoksykologa. Czy uważasz, że głos takich osób w debacie publicznej wciąż jest za mało obecny?

Uważam, że ekspercki głos jest niezbędny i tak – wciąż jest go zbyt mało. To naukowcy, terapeuci, lekarze mają wiedzę i kompetencje, by edukować społeczeństwo. Gdyby decydenci chcieli ich słuchać, pewnie szybciej uporalibyśmy się z takimi problemami, jak choćby zbyt łatwa dostępność alkoholu. Oni znają problem od podszewki, a co ważniejsze, znają rozwiązania. Zamiast powielać stereotypy czy słuchać, co jacyś celebryci powiedzą na Instagramie, oprzyjmy się na faktach i badaniach. Bez specjalistów to się nie uda. Dziękuję każdemu ekspertowi, który poświęcił czas, żeby odpowiedzieć mi na pytania. Tylko edukując, wykształcimy świadome obywatelki i świadomych obywateli, a to milowy krok w kierunku tego, żebyśmy potrafili zadbać o siebie i swoich bliskich.

Dość odważnie jeden z rozdziałów poświęciłaś tzw. ustawieniom hellingerowskim, na które zdecydowała się jedna z twoich bohaterek. Jednocześnie zamieściłaś jasne stanowisko naukowców, uznających takie praktyki za nieetyczne. Dlaczego mimo wszystko zdecydowałaś się oddać głos osobie praktykującej tę metodę?

Przyznam, że długo się wahałam, czy umieścić tę historię w książce. Ale moja bohaterka opowiedziała mi ją w niezwykle przejmujący sposób. Doszłam do wniosku, że nie mam prawa jej oceniać i dyskwalifikować tylko z tego powodu, że niekonwencjonalne praktyki, takie jak ustawienia systemowe, nie są wspierane przez główny nurt naukowców. Moim zadaniem jest pokazać rzeczywistość – nawet jeśli jest kontrowersyjna – a ocenę zostawić czytelnikom.

Postanowiłam również pójść na sesję ustawień systemowych, żeby zobaczyć na własne oczy, jak to wygląda. Szczegóły zachowam dla siebie, po pierwsze, z szacunku do osób, które tam były, po drugie dlatego, że moja opinia w tym przypadku jest nieistotna. Zobaczyłam tam grupę kilkunastu osób, z których ponad 90 proc. stanowiły kobiety – w średnim wieku, zupełnie zwyczajne, podobne do mnie i moich koleżanek. To dało mi do myślenia. Skoro takie osoby trafiają na ustawienia, to znaczy, że z jakiegoś powodu nie znalazły dla siebie pomocy w tradycyjnym systemie. Uważam, że należy to badać i wyciągać wnioski. Teraz takie alternatywne „terapie” działają praktycznie bez żadnej kontroli, a co ważniejsze – ich popularność szalenie wzrasta. Czasem słyszymy o tragediach – o tym, że jakiś samozwańczy uzdrowiciel zrobił ludziom krzywdę – ale dopiero po fakcie. I znowu – myślę, że ktoś powinien się temu przyglądać. Jeżeli pewne praktyki są niebezpieczne, powinny być zakazane albo regulowane. O ich nieskuteczności ludzie powinni wiedzieć przed szkodą, a nie po niej. W mojej ocenie zamieszczenie oficjalnego stanowiska w tej sprawie na stronie internetowej to za mało.

Czego, jako autorka, życzyłabyś sobie po ukazaniu się tej książki?

Chciałabym, żebyśmy podchodzili do tematu uzależnień z edukacją zamiast lęku. Bardzo trafnie ujął to w książce jeden z ekspertów, toksykolog, mówiąc: „Alkohol i substancje traktujmy jak wroga, którego jednak warto dobrze poznać i trzymać blisko, pod kontrolą”. Nie chodzi o to, żeby teraz każdy wpadał w panikę: „Boże, wypiłam wczoraj lampkę wina, czy jestem alkoholiczką?!”. Chodzi o to, byśmy zaczęli rozmawiać o nałogach w sposób normalny, pozbawiony tego całego kulturowego rumieńca wstydu. Życzyłabym sobie, żeby ludzie zrozumieli, że problem uzależnienia może dotknąć każdego. I że to nie jest koniec świata. Jeśli w porę zorientujemy się, że sprawy idą w złym kierunku, zawsze można zawrócić. No i życzę nam, kobietom, żebyśmy nie poddały się w walce o równość. A mówienie o swoich potknięciach czy upadkach to nie słabość, ale siła i odwaga.


Agata Jankowska (ur. 1983) – dziennikarka, reportażystka i autorka książek specjalizująca się w tematyce społecznej, biznesowej i psychologicznej. Dwukrotnie nominowana do nagrody Grand Press. 23 kwietnia 2025 roku ukazała się jej najnowsza książka „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” (wydawnictwo Wielka Litera).

„Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety”, Agata Jankowska, Wydawnictwo Wielka Litera (Fot. Materiały prasowe)

 

Kinga Nowicka
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Książka „Soberlife. Jak trzeźwieją kobiety” przełamuje stereotypy
Proszę czekać..
Zamknij