Znaleziono 0 artykułów
24.08.2023

Elżbieta II poznała Lady Di, kiedy ta była dzieckiem. Jak wyglądało ich spotkanie po latach?

24.08.2023
Fot. Getty Images

„Królowa była pracowita, roztropna i wstrzemięźliwa” – pisze Andrew Morton, najsłynniejszy biograf Elżbiety II, dodając, że monarchini przywiązywała niezwykłą wagę do stałości w życiu – regularny plan dnia, dieta (stała waga ok. 51 kg) i określony krąg towarzyszących osób wyznaczały jej codzienność. „W dzień wolny od pracy jadła lekki obiad, wychodziła na spacer z psami i odpoczywała do popołudniowej herbaty o piątej, w której towarzyszyli jej pracownicy i członkowie rodziny. To wtedy gawędziła o najnowszych poczynaniach rodziny oraz personelu z całego pałacu”. I właśnie wtedy, kiedy brytyjska monarchini odbywała swój rytualny spacer po szkockiej posiadłości w 1979 roku, oficjalnie poznała Lady Di. O kulisach tego spotkania pisze Andrew Morton w książce „Królowa”, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Marginesy i której fragment publikujemy.

Właśnie podczas spaceru po szkockiej posiadłości na początku sierpnia 1979 roku królowa spotkała lady Dianę Spencer. Była nieco zakłopotana, ponieważ ledwo ją pamiętała, ale włączyła trzecią córkę hrabiego Spencera, koniuszego w pierwszych latach swojego panowania, w tryby życia dworskiego w Sandringham.

Diana dorastała na terenach mającej osiem tysięcy hektarów posiadłości królowej w Norfolk, Park House, i jako mała dziewczynka bawiła się z Andrzejem i Edwardem, a w czasie bożonarodzeniowych ferii oglądała z królewskimi synami filmy. Jeśli w ogóle o niej wspominano, to jako o towarzyszce zabaw, a później ewentualnej dziewczynie księcia Andrzeja, ponieważ byli w zbliżonym wieku. Podczas rozmowy ujmująca osiemnastolatka o zaróżowionych policzkach wyjaśniła, że przyjechała ze swoją siostrą, Jane, asystentką królewskiego osobistego sekretarza Roberta Fellowesa, i jej świeżo poślubionym mężem. Stwierdziła, że Balmoral jest „magiczne”, czym zyskała sobie przychylność królowej. Latem następnego roku monarchini spotkała się z Dianą w Balmoral w zupełnie innych okolicznościach. Tym razem panna Spencer przyjechała na zaproszenie księcia Karola. Wszyscy w posiadłości wiedzieli, co to oznacza. Przechodziła test, zwany kolokwialnie próbą Balmoral, który miał pokazać, czy jest właściwym materiałem na żonę członka rodziny królewskiej. Odgadnie trudny do uchwycenia wiejski szyfr Windsorów lub przynajmniej zostanie gorliwą uczennicą? Starsze i mądrzejsze od niej próbowały i oblały. Niektóre odpuszczały sobie z góry. Niegdysiejsza dziewczyna księcia Karola, szkocka dziedziczka Anna „Whiplash” (Pejcz) Wallace, nazywana tak z powodu ognistego temperamentu, odmówiła przy pierwszym podejściu. Powiedziała swojemu królewskiemu chłopakowi, że sam pomysł pobytu w rodzinnej posiadłości Windsorów jest „zbyt nudny, żeby w ogóle o tym gadać”.

Dla innych ewentualne matrymonialne zobowiązanie wynikające z pobytu z rodziną królewską w Balmoral było zbyt daleko idące. Lady Jane Wellesley, córkę przyjaciela królowej, księcia Wellington, odrzuciło na samą myśl, że miałaby poświęcić życie na ołtarzu monarchii. „Serio myślicie, że chciałabym zostać królową?”, spytała kiedyś, osaczona przez nachalnych dziennikarzy.

Ulubienicą bukmacherów była Amanda Knatchbull, wnuczka Mountbattena, która dostała nawet od ambitnego patriarchy czek in blanco na odświeżenie garderoby. Amanda, podobnie jak inne spełniające wymagania młode damy z wydłużającej się listy, zdecydowała ostatecznie, że nie po to przyszła na świat, żeby poświęcić życie dla dynastii Windsorów.

Inne, na przykład Sabrina Guinness, przyjęły zaproszenie do Balmoral, ale nie udało im się złamać szyfru. Chociaż wcześniej towarzyszyła takim gwiazdom jak Jack Nicholson, Mick Jagger i David Bowie, Sabrina nagle znalazła się w onieśmielającym środowisku. Kiedy przyszła na drinka z rodziną królewską, usiadła w fotelu z wysokim oparciem. Królowa powiedziała do niej stanowczo: „Nie siadaj tam, to fotel królowej Wiktorii”. Dziewczyna nigdy nie odzyskała równowagi po upomnieniu przez głowę państwa. Innym razem członek rodziny królewskiej udzielił podobnej nagany przyjaciółce ówczesnej lady Diany Spencer. Opowiadano też, że to samo spotkało Tony’ego Blaira, kiedy przyjechał z Cherie na tradycyjny weekend premiera.

Ten stary numer nabrał charakteru tradycyjnego rodzinnego żartu, windsorskiego odpowiednika posadzenia kogoś na poduszce pierdziuszce lub podłożenia mu skórki od banana. Poczucie humoru rodu było cokolwiek germańskie, w sensie wyśmiewania czyjeś wpadki lub cudzego nieszczęścia. Młodsze królewskie pokolenie, szczególnie książę Andrzej, wywodziło się z akademii sztubackiego humoru polegającego na obrzucaniu się bułeczkami. Można ten żart uznać za rodzaj nękania, ponieważ nie było wiadomo, jak zareaguje cel, jeśli nie jest bardzo bliskim przyjacielem – odrzuci czy poczuje się zraniony. Pewnego razu, podczas szalonego pikniku na plaży, odbywającego się w ramach rejsu rodziny królewskiej z gośćmi, wszyscy z wyjątkiem królowej rzucali w siebie małymi zasuszonymi ptasimi kupami, a w kulminacyjnym momencie zabawy znów wszyscy z wyjątkiem monarchini wpychali się do morza.

Poczucie humoru królowej było natomiast cierpkie jak jej wytrawne wieczorne martini. Razem z mężem uśmiechali się do siebie konspiracyjnie, gdy podczas królewskiej podróży coś szło nie tak, a klasycznym tego przykładem była wizyta w Kalifornii w 1983 roku.

Niezamierzona ironia zawsze łechtała królewskie poczucie humoru. Krąży historia, jednak wątpliwa, że podczas wizyty w nabrzeżnym mieście burmistrz, przystrojony w złoty urzędniczy łańcuch, z dumą oprowadzał monarchinię po sali posiedzeń rady, między drewnianymi gablotami, w których wystawiono miejscowe skarby. W jednej pysznił się wspaniały burmistrzowski łańcuch zdobiony złotem i kamieniami. Kiedy królowa o niego zapytała, burmistrz odparł, że to wyjątkowy łańcuch, używany tylko na bardzo wyjątkowe okazje. Musiała użyć całej samokontroli odziedziczonej po królowie Marii, żeby się nie roześmiać.

Zważywszy na zakorzenioną świadomość Elżbiety, jak osoby nienależące do najbliższej rodziny mogą zareagować na jej obecność, upomnienie wybranki Karola za siedzenie na fotelu królowej Wiktorii stanowiło nietypowy zgrzyt. Królowa cieszyła się bowiem w pełni zasłużoną reputacją uważnej i uprzejmej gospodyni, która osobiście sprawdzała sypialnie przed przyjazdem gości i myślała o tym, żeby umieścić im w pokojach odpowiednie książki i kwiaty. Na przedobiednim drinku zwykle była najbardziej zrelaksowana, troskliwa i wesoła, tak jak wtedy, kiedy księżniczka Małgorzata rozmawiała z Denysem Rhodesem, autorem thrillerów. Małgorzata zapytała go, jak mu idzie z najnowszą książką. „Prawie skończyłem”, odpowiedział. „Ale dramatycznie potrzebuję tytułu”. Na co odezwał się z tyłu wesoły głos: „A ja nie mogę wymyślić powodu, żeby go panu nadać”. To była królowa, sama rozbawiona własnym bon motem. Dlaczego więc wprawiła w zakłopotanie Sabrinę Guiness, dziewczynę Karola? Najłagodniejszym wyjaśnieniem może być towarzyski odruch: tak często powtarzała to na przestrzeni lat, że założyła, iż wszyscy będą wiedzieć, czego się spodziewać. Lub też była to nieoczekiwana wpadka osoby, która stale dostrajała się do wrażliwości innych. Ewentualnie nie pochwalała kosmopolitycznej wybranki Karola z rock’n’rollowymi partnerami i upomnienie stanowiło jedyną możliwość wyrażenia dezaprobaty.

Na szczęście Diana uniknęła akcji z fotelem królowej Wiktorii. Podczas pamiętnej wizyty we wrześniu 1980 roku królowa wyraziła zadowolenie z wyboru najstarszego syna. Rodzina królewska dobrze znała Spencerów, a Karol kilka lat wcześniej umawiał się z Sarah, starszą siostrą Diany. Lady Diana Spencer była radosna, zawadiacka i łatwo nawiązywała kontakt z ludźmi. Potrafiła się śmiać nawet wtedy, kiedy podczas wycieczki wpadła w bagno. Cechował ją również sarkazm, jak – no cóż – samą królową. Diana miała dobrą kondycję, szczupłą sylwetkę i, ku uldze księcia Filipa, nie była obca. „Jest jedną z nas”, napisała królowa do przyjaciółki. „Bardzo lubię wszystkie trzy siostry Spencer”. Ale tutaj historia się nie kończy; po latach Diana powiedziała mi, że przed wyjazdem do Balmoral była przerażona – „robiła w gacie” z nerwów.

Mimo wszystko nie takie wrażenie wywarła na innych gościach, którzy podziwiali jej podstęp podczas wyprawy z Karolem na ryby nad rzekę Dee. Każdego lata fotografowie urządzali patrole wzdłuż drogi A93 po dostępnej stronie rzeki w nadziei, że uchwycą Karola z najnowszą sympatią. Utytułowany fotograf Ken Lennox, który od dziesięcioleci fotografował rodzinę królewską z brzegu Dee, wypatrzył księcia i dostrzegł w pobliżu przemykającą dziewczynę. Zanim zdążył się ustawić do zdjęcia, młoda dama zauważyła go i bardzo spokojnie zeszła z pola widzenia. Kiedy Lennox znów ją wypatrzył, zobaczył, że stoi za drzewem i obserwuje go z pomocą małego lusterka. Diana bawiła się z mężczyzną w kotka i myszkę, a w ten sposób pokazała, że nie jest zwyczajną zdobyczą.

Fot. Wyd. Marginesy

 

Andrew Morton
Proszę czekać..
Zamknij