
Limerencja to stan silnego, często kompulsywnego zakochania, przepełnionego natrętnymi fantazjami, emocjonalnym napięciem i irracjonalnym pragnieniem bliskości z drugą osobą. Bywa tak intensywna, że potrafi zupełnie odrzeć człowieka z własnej tożsamości. Stopniowo przejmuje kontrolę nad codziennością, zamieniając myśli i działania w obsesję.
– W pierwszej fazie bardzo łatwo pomylić ją z zakochaniem. Problem w tym, że zakochanie zazwyczaj przynosi radość, poczucie bezpieczeństwa, buduje. Limerencja natomiast to stan, który nas zupełnie pochłania i odbiera poczucie kontroli. Fiksujemy się na obiekcie zainteresowania – wyjaśnia psycholożka i psychoterapeutka Daria Cerazy.
W ogromnej liczbie przypadków uczucia te są nieodwzajemnione. Mimo to osoba doświadczająca limerencji nie potrafi, a często i nie chce, się zatrzymać. – To nie powstrzymuje jej przed dalszym dążeniem do kontaktu, zdobycia tej osoby. Cała energia i uwaga koncentruje się wokół jednej postaci – dodaje.
Uczucie, które odbiera tożsamość
Limerencji towarzyszy nieustanny potok natrętnych myśli, pełnych niepokoju, tęsknoty, lęku i nadziei. Stan ten rozwija się jak kula śniegowa. – Zaczyna się z pozoru niewinnie. To może być zwykła sympatia, chwila fascynacji. Ale nim się obejrzymy, tracimy nad sobą kontrolę – zauważa Daria Cerazy.
Osoba pogrążona w limerencji analizuje każde słowo, każdy gest, spojrzenie. Nawet jeśli nie ma kontaktu z obiektem westchnień, to myśli o nim wciąż determinują jej codzienne funkcjonowanie.
– W limerencji nie ma przestrzeni na trzeźwą ocenę sytuacji. Wszystko oparte jest na wyobrażeniach. W zakochaniu potrafimy dostrzec wady drugiej osoby, co może budować głębszą więź. Natomiast w limerencji te wady są całkowicie ignorowane. Obiekt zainteresowania staje się wręcz nadczłowiekiem – tłumaczy ekspertka.
Gdy jednak zaczynają się przebijać sygnały sprzeczne z fantazją, cała iluzja się wali. – Dorian Gray i Sybil Vane, Gatsby i Daisy – klasyczne przykłady limerencji. Idealizacja obiektu uczuć i dramatyczne rozczarowanie, gdy okazuje się, że rzeczywistość nie dorasta do wyobrażeń – podkreśla psycholożka.
Zaburzenie życia codziennego
Limerencja potrafi całkowicie zdominować życie. – Mózg i ciało działają w sposób bardzo zbliżony do reakcji osób uzależnionych. Tracimy kontrolę nad myślami, nad zachowaniem. Pojawia się emocjonalne rozregulowanie – mówi Daria Cerazy.
Taka osoba porzuca obowiązki, zaniedbuje relacje z bliskimi, traci zainteresowanie pasjami czy pracą. Wszystko kręci się wokół myśli o obiekcie uczuć. – Czasem pojawiają się powtarzalne, rytualne zachowania, które mają zbliżyć ją do tej osoby: śledzenie jej w mediach społecznościowych, nieustanne sprawdzanie, czy napisała, wykonywanie afirmacji – wyjaśnia. – Limerencja jest niezwykle wycieńczająca psychicznie. Życie w ciągłym napięciu, w stanie emocjonalnego pobudzenia i frustracji, stawianie sobie pytań: co mogę jeszcze zrobić?, dlaczego on/ona nie odpowiada? – to wszystko wyniszcza psychikę.
Z czasem mogą pojawić się poważne trudności z koncentracją, bezsenność, zaburzenia nastroju. – Osoba traci kontakt ze sobą, bo całą swoją tożsamość buduje na obecności i uwadze drugiego człowieka. Brak odpowiedniej reakcji może prowadzić do wyniszczających konsekwencji. Limerencje potrafią trwać nie tylko miesiącami, lecz nawet latami, a czasem całe dekady – przestrzega ekspertka.
Źródła: Dzieciństwo i relacje
Skąd się bierze limerencja? Jej źródła często sięgają dzieciństwa i pierwszych relacji emocjonalnych, zwłaszcza z rodzicami. – Limerencja może być mechanizmem obronnym wykształconym w odpowiedzi na brak dostępności emocjonalnej rodzica – mówi Cerazy. – Jeśli w dzieciństwie doświadczaliśmy emocjonalnego chłodu, nieprzewidywalności, ambiwalencji, to często uczymy się, że miłość trzeba zdobywać. Że nie jest nam dana bezwarunkowo. To tworzy lękowo-ambiwalentny styl przywiązania.
W dorosłości skutkuje to przekonaniem, że miłość zawsze musi wiązać się z wysiłkiem, z walką, z zasługiwaniem. Limerencja często idzie też w parze z niską i niestabilną samooceną.
– Kiedy nie czujemy własnej wartości, szukamy jej potwierdzenia na zewnątrz. Pragniemy być zauważeni, docenieni, uznani. Limerencja to często desperacka próba naprawienia relacji z przeszłości: jeśli on/ona mnie pokocha, to znaczy, że jestem wystarczająco dobry, że zasługuję na miłość – stwierdza psycholożka.
Moment przebudzenia
Najtrudniejszym, ale jednocześnie najważniejszym momentem w procesie zdrowienia jest uświadomienie sobie, czym naprawdę jest ten stan. – To moment urealnienia, zatrzymania się i zadania sobie pytania: czy to zakochanie, które mi służy, czy już coś, co mnie niszczy? – mówi ekspertka.
Świadomość, że nie jest to zdrowa relacja, lecz emocjonalna pułapka, otwiera drzwi do zmiany. Kolejnym krokiem jest psychoterapia. – Pracujemy nie tylko nad obrazem tej osoby, lecz także nad pierwotnymi więziami. Często to one są źródłem schematu. Równolegle budujemy samoocenę, uczymy się wyznaczać granice – tłumaczy Cerazy.
Psychoterapeutka zachęca też do tzw. „detoksu emocjonalnego” – ograniczenia kontaktu z osobą, która wywołuje limerencję, także w mediach społecznościowych. – Z limerencji można się uwolnić. To wymaga pracy, ale daje szansę, by w przyszłości nie powielać destrukcyjnego schematu – podkreśla.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.