Znaleziono 0 artykułów
22.02.2022

Malarstwo Olgi Dmowskiej. Nadzieja i krew

22.02.2022
Fot. Materiały prasowe

Wystawa Olgi Dmowskiej w Wizytującej Galerii jest odpowiedzią na pytanie, czy można namalować traumę. To również historia o próbie budowania siebie na nowo.

Na pytanie, w jaki sposób sztuka opowiada o traumie, jak przedstawia w tym kontekście kobiety, odpowiadała w 2019 roku kuratorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie Natalia Sielewicz, realizując wystawę „Farba znaczy krew”. Zebrała prace artystek, które nie pilnują akademickiej tradycji, pokazują sztukę autentyczną, wypływającą z ich trzewi, taką, która mierzi albo razi do bólu, niczego nie ukrywa. Sielewicz zaprosiła młode artystki, pokazując tym samym, że herstorie to nie tylko budowanie świadomości i poznawanie twórczyń starszego pokolenia, schowanych na drugim planie za swoimi partnerami. W „Farba znaczy krew” wzięły udział kobiety, które właśnie teraz dopominają się swoim malarskim krzykiem o obecność i widzialność. Swoje miejsce wśród nich zajęła też Dmowska

Fot. Materiały prasowe

Olga Dmowska nie ma pracowni, wszystkie jej obrazy powstają w domu, otacza się nimi, ustawia w sypialni

Artystka przeżyła wiele traum. Jej wspomnienia z dzieciństwa to wieloletnie wykorzystywanie seksualne, psychiczna i fizyczna przemoc matki.
Kiedy z życia Dmowskiej zniknęła opresyjna matka, zaczęła się twórczość artystki – wylała się gęstą farbą niczym ekskrementy na pogięte i nieprzygotowane płótno. Skondensowała się w postaci portretów z zakneblowanymi ustami oraz kilku tylko obrazów zapowiadających lepsze jutro, wyrażających nadzieję. Bo czy wiara w lepszą przyszłość może istnieć obok tak drastycznego zła, które zostało jej wyrządzone? 
Artystka żyje z tym, co tworzy. Nie ma pracowni, wszystkie jej obrazy powstają w domu, otacza się nimi, ustawia w sypialni, czekając na moment, kiedy uzna, że są skończone. 

Malarstwo przyszło do niej w dojrzałym wieku. Może właśnie dlatego nie widzimy w jej pracach żadnej konwencji akademickiej, sznytu, stylu znanego malarza czy uznanego profesora – poza jej własną, autorską ekspresją. Studiowała filozofię, szczególnie interesowała ją ta nieanalityczna. Pożerała książki, a dziś sama pisze – prozę poetycką. Zajmowała się fotografią i performansem – inscenizowała i utrwalała siebie. Dopóki nie przyszło malarstwo, przy którym pozostała.
Jej obrazy nie podlegają ograniczeniom. Pogięte płótna wiszące na ścianie bez blejtramu są wyznaniami, a niszczenie i zaginanie podłoża tych obrazów – elementem życia.

Fot. Materiały prasowe

Na wystawie w Wizytującej Galerii znajdziemy sporo portretów. Na większości z nich postaci mają zasłonięte, zamazane, zakrwawione usta. Wszystkie twarze próbują wydobyć z siebie głos, ale większości z nich to się nie udaje. Ekspresja niewykonalności staje się formą terapii i oczyszczaniem swojej, jak to ładnie można określić, zbolałej duszy. Dmowska szuka nowych środków malarskich, ale wyłącznie wewnątrz siebie. To czyni jej twórczość tak atrakcyjną i autentyczną. Wierzymy w każdy jej bohomaziasty gest. Nie jest nikim innym, niż nam się zdaje. 

Prace Olgi Dmowskiej mówią wprost o cierpieniu

Obrazy Dmowskiej są próbą wydostania się z mgły i przeprocesowania dramatów. Czy oznaczają dla niej terapię? Z pewnością próbę wydobycia się z poczucia winy – bardzo młodzieńczego, polegającego na tym, że dziecko obwinia siebie, tak tłumaczy sobie agresję matki.

Prace są częściowo zdefragmentowane, kolory obfite, nasycone. Wyglądają, jakby zostały namalowane dziecięcą ręką. Bo Dmowska wydobywa z siebie na płótnach dziecko, którym była i jest – skrzywdzone, próbujące na pokiereszowanym płótnie uporać się z własną straszną historią.

Fot. Materiały prasowe

Czy twórczość może kogokolwiek wyzwolić od traumatycznych doświadczeń? Podczas naszego spotkania na wystawie patrzę na Olgę, palącą papierosa za papierosem, opowiadającą o swoich obrazach, które są dla niej rodzajem wyzwolenia. I myślę, że jej malarstwo jest tak głębokie i mocne, że życzę jej, aby pomogło. 
Doceniam pełną szczerość w każdym jej geście, rozumiem każde pociągnięcie pędzla. Z jednej strony wolałabym nie obcować z takimi historiami, a z drugiej wiem, że sposób działania, jaki wybrała Dmowska, jest słuszny. Wykorzenienie konserwatywnej sztuki, dzisiaj w sensie także politycznym, jest istotną drogą, jaką artystka dzieli się z nami.

Oglądając jej prace, zobaczymy moc, przemoc, ale też dążenie do nowatorstwa przez drastyczność. Tytuł wystawy – „To mogłam być ja, to nie byłam ja. Istnieję tylko w czasie przyszłym” – jest przepowiednią, którą Dmowska sama sobie układa. Próbuje odciąć się od przeszłości, zbudować siebie na nowo. Jej obrazy mówią wprost o doświadczeniu, cierpieniu i o tym, że artyści i artystki dzisiaj nie chcą być skazani na odgórne zalecenia i konwenanse. 

Fot. Materiały prasowe

 

Olga Dmowska, „To mogłam być ja, to nie byłam ja. Istnieję tylko w czasie przyszłym", Wizytująca Galeria w Warszawie, wystawa czynna do 19 marca.

 

 

Marta Czyż
Proszę czekać..
Zamknij