Znaleziono 0 artykułów
25.12.2021

Maxwell N. Burnstein: Sztuka kolażu

25.12.2021
Kolaż Maxwell N. Burstein

Jako nastolatek wyklejał ściany zdjęciami z magazynów modowych, dziś projektuje kolaże dla takich domów mody, jak Fendi, Gucci i Louis Vuitton. Z Maxwellem N. Burnsteinem, kanadyjskim artystą o polskich korzeniach, rozmawiamy o pierwszych krokach w świecie sztuki, znaczeniu wspólnoty i konieczności podejmowania ryzyka.

Zdzwaniamy się na Zoomie. W Warszawie dzień dobiega końca, zaczyna prószyć pierwszy śnieg, w Toronto jest słoneczny poranek. – Jesień to tutaj najdłuższa i najpiękniejsza pora roku – mówi Maxwell N. Burnstein. Na sobie ma prosty T-shirt i dżinsy. Jak wiele szarych eminencji branży mody stawia na klasykę. Przepych i luksus są zarezerwowane dla jego pięknych kolaży, które zapewniły mu uznanie najbardziej cenionych marek high fashion.

Maxwell N. Burnstein / Fot. Archiwum własne

Sztuka i moda interesowały go od dziecka. Dorastał w Halifaksie, niewielkim przemysłowym mieście na wschodnim wybrzeżu Kanady, a rodzice od początku wspierali jego fascynację sztuką i dawali mu pełną swobodę kreatywnej ekspresji. – W domu zawsze było wiele magazynów o modzie, z których tworzyłem pierwsze kolaże. Jako nastolatek wykleiłem cały pokój plakatami, zdjęciami i wycinkami z gazet. Ściany sypialni były jednym wielkim, bezustannie zmieniającym się kolażem – wspomina Burnstein. – Razem z siostrą byliśmy stałymi bywalcami muzeów i galerii, na wakacje lataliśmy do Europy, żeby podziwiać tamtejsze dzieła – dodaje. Możliwość obcowania ze sztuką i rozwijania zainteresowań dały mu mocne podstawy do tego, co robi dziś.

Mimo to sztuka kolażu długo pozostawała jedynie pasją. Gdy nadszedł czas wyboru studiów, Maxwell zdecydował się na komunikację modową. Zaczął poznawać świat mody od podszewki, rozumieć rządzące nią reguły i zależności, a także poznawać jej fascynującą historię. Wieczorami przekładał tę wiedzę na język kolażu. Jego wycinane i wyklejane ręcznie prace przypominały małe dzieła sztuki. Wszystkie trafiały jednak do szuflady, a w najlepszym razie były podziwiane jedynie przez bliskich i znajomych.

Kolaż Maxwell N. Burstein

Zachęcony pozytywnym odbiorem prac, pod koniec studiów postanowił podzielić się nimi ze światem. – Wybrane kolaże udostępniłem na moim instagramowym profilu. Miałem to szczęście, że moje prace szybko zostały zauważone, i zacząłem dostawać pierwsze zlecenia i propozycje współpracy. Gdy w 2015 r. kończyłem studia, pracowałem już jako artysta na pełny etat. Od tamtej pory nigdy nie musiałem podejmować się dorywczych prac, byłem w stanie utrzymać się z mojej sztuki.

Wiedza z zakresu biznesu, którą zdobył na studiach, okazała się szczególnie przydatna. – Nie mam zaplecza w postaci studiów artystycznych, wszystkiego nauczyłem się sam, a do świata sztuki i mody wkroczyłem bardziej od strony biznesowej. Od początku bardzo świadomie kierowałem swoją karierą. Do dziś jestem własnym agentem, menedżerem i PR-owcem. Oprócz pracy twórczej prowadzę również swoje media społecznościowe, umawiam spotkania i zarządzam finansami. Można powiedzieć, że jestem dyrektorem kreatywnym mojej marki – mówi artysta.

Kolaż Maxwell N. Burnstein

Tym, co zapewniło mu uznanie świata mody, były jednak przede wszystkim jego kolaże i autorska estetyka. Maxwell pozostaje wierny klasycznej formie analogowych, ręcznie wyklejanych kolaży. – W swojej historii kolaż był często niedocenianą formą sztuki, postrzeganą jako odtwórcza, redukowaną do technicznego wymiaru – mówi Burnstein. – Tym bardziej cieszę się, że prace moje i wielu innych, zdolnych twórców zdołały odwrócić tę tendencję i są doceniane jako pełnoprawne dzieła sztuki – dodaje, wymieniając takich artystów, jak Jazz Grant, Rosanna Jones, Pablo Thecuadro czy Quentin Jones, którzy przyczyniają się do renesansu sztuki kolażu.

Dlaczego kolaż? – W kolażach najbardziej cenię sobie możliwość opowiadania historii za pomocą istniejących elementów, nadawania im nowych, aktualnych sensów – mówi. To właśnie historia stanowi punkt wyjścia do jego pracy. – Stworzenie historii, którą chcę opowiedzieć w danym kolażu, to najważniejszy etap pracy. To do niej dobieram odpowiednie obrazy. Na tym etapie moje biurko jest dosłownie zasypane wycinkami. Zdarza się, że przez kolejne tygodnie znajduję zagubione elementy w różnych częściach domu – śmieje się. – Ten etap może wyglądać chaotycznie, ale w tym szaleństwie jest metoda. Godzinami testuję różne rozwiązania i kompozycje. W kolażu każdy detal ma znaczenie, dlatego zdarza mi się zmieniać koncepcję lub zaczynać od nowa z powodu drobiazgu. Całość jest zawsze starannie przemyślana. Gdy znajduję właściwą kompozycję, skanuję kolaż i gotowe.

Kolaż Maxwell N. Burnstein

Choć Maxwell ceni sobie analogowość swoich prac, zawsze przygotowuje je również w wersji cyfrowej. – Istotna jest dla mnie ich dostępność. Nawet gdy prezentuję fizyczny oryginał w galerii, muzeum czy butiku, tworzę również cyfrową kopię, którą publikuję w swoim portfolio – tłumaczy. – Zależy mi na tym, by moja estetyka i perspektywa były czytelne dla odbiorców. Zrozumiała komunikacja artystów jest kluczowa w erze cyfrowego nadmiaru. Od tego zależy przyszły sukces lub porażka – dodaje.

O tym, że to mu się udało, najlepiej świadczą współprace z najważniejszymi domami mody – od Fendi po Louis Vuitton. – Bycie artystą to wymagająca i niepewna praca, która rzadko daje poczucie satysfakcji. Możliwość pracy z tak cenionymi markami to dla mnie wielki zaszczyt i dowód, że to, co robię, ma sens – mówi, ale zaznacza, że nie jest to jedynie szczęśliwy przypadek. – Często to wynik dziesiątków wysłanych wiadomości, e-maili, szukania i zacieśniania kontaktów, prezentowania swoich prac. Czasem nawiązanie współpracy wymagało jednej wiadomości, inne miesięcy przygotowań i prób. Tak było w przypadku Louis Vuitton. Podczas pobytu w Paryżu poznałem kogoś, kto pracował dla marki, i postanowiłem wysłać tej osobie moje portfolio. Niedługo później wróciła do mnie z propozycją współpracy – mówi.

Kolaż Maxwell N. Burstein

Zapytany o radę dla początkujących artystów odpowiada: – Eksperymentujcie! Próbujcie nowych rzeczy, zobaczcie, co was interesuje, a co niekoniecznie. Takie eksperymenty to najlepszy sposób, żeby znaleźć swój język, technikę, styl. Wystarczy spojrzeć na najwybitniejszych artystów – to ludzie, którzy nie bali się ryzyka. Bądźcie odważni, to zaowocuje w przyszłości – mówi.

Pomimo imponującego dorobku Maxwell nie zamierza spocząć na laurach. – Tylko w ostatnim tygodniu miałem również spotkania z Chanel, Diorem i Jeanem-Paulem Gaultierem – mówi. Od pewnego czasu Burnstein poświęca więcej uwagi fotografii i tworzy autorskie elementy do swoich kompozycji. Razem z uznanymi animatorami tworzy ożywione kolaże, planuje też spróbować swoich sił w większych formatach.  

Kolaż Maxwell N. Burnstein

Oprócz cenionych domów mody chce także współpracować ze zdolnymi wschodzącymi markami oraz projektantkami i projektantami. Od jednorazowych zleceń woli długofalowe działania. – Ta branża to ludzie, dlatego tak ważne jest dla mnie bycie częścią tej kreatywnej społeczności i jej wspieranie – mówi. Równolegle do pracy komercyjnej Maxwell realizuje również osobiste projekty tworzone z myślą o ochronie środowiska i kryzysie klimatycznym. – Idea kolażu jest bardzo ekologiczna. To prawdziwy recykling sztuki: wtórne używanie istniejących zasobów i nadawanie im nowego życia. Kolaże przyciągają wzrok, zapraszają, by na chwilę się zatrzymać i pomyśleć, zrozumieć. To forma, która oddziałuje na wyobraźnię i zachęca do rozmowy, bez względu na dzielące nas różnice. 

Burnstein nie planuje wyjeżdżać z Toronto. – Dużo podróżuję, regularnie bywam w Paryżu, Nowym Jorku i Los Angeles, ale zawsze wracam do domu. Kreatywna społeczność Toronto jest coraz częściej doceniana na arenie międzynarodowej. Być może kiedyś stanie się nową stolicą sztuki, a ja będę jej małym ambasadorem – śmieje się. Gdy pytam, czy miał okazję przyjechać do Polski, odpowiada: – Moi pradziadkowie byli Polakami, więc Warszawa jest obowiązkowym punktem na mojej liście do zobaczenia – mówi. 

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij