Znaleziono 0 artykułów
21.03.2020

Młode matki: Kwarantanna z dziećmi

21.03.2020
(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)

Bycie matką nigdy nie było szczególnie łatwe. Bycie matką pracującą podniosło trudność stopień wyżej. Ale koronawirusowa kwarantanna to zupełnie nowy level. Wiem, że żyjemy w świecie, w którym przyznawanie się do słabości to proszenie się o hejt, ale czuję, że słabnę. Że moja psychika z dnia na dzień staje się coraz bardziej krucha – opowiada kolejna bohaterka naszego cyklu, która czas kwarantanny spędza w domu z dwiema córkami w wieku szkolnym.

Ze zdumieniem czytam w sieci narzekania osób, których głównym problemem podczas wymuszonej przez SARS-CoV-2 izolacji domowej jest nuda. Że już wszystkie książki przeczytali, seriale obejrzeli, zrobili porządki w szafkach, umyli okna dla koronawirusa, upiekli chleb, poćwiczyli online jogę i zostało im jeszcze tyyyle wolnego czasu, którego niczym wypełnić nie sposób. I choć moje serce jest pełne empatii dla osób samotnych, dla których konieczność ograniczenia relacji i zachowań społecznych może być ciężkim doświadczeniem, to jednak zupełnie nie podzielam ich losu. Moja kwarantanna to dni szczelnie wypełnione pracą, stresem i frustracją, Od wczesnych godzin porannych do padnięcia twarzą na poduszkę. Z tych książek, które sobie ułożyłam w stosik do przeczytania, zaczęłam jedną. I raczej do Wielkanocy jej nie skończę.

Znacie rozkosze pracy z domu? Pewnie już wielu z was poznało. Jasne, fajnie jest siadać do kompa w wygodnym dresiku, z ulubionym kubkiem pełnym aromatycznej kawy czy herbaty, najlepiej jeszcze przy pięknie zaaranżowanym biurku (ileż takich zdjęć widziałam ostatnio na Instagramie!) i spokojnie stukać w klawiaturkę. Tylko że to się prawie nigdy nie udaje. Zanim człowiek pokona te wszystkie dystraktory, których dom dostarcza w nadmiarze (a może chwilę pogram? Sprawdzę wiadomości. Ugotuję zupę? O, kot, pobawię się z kotem), robi się późno, stres narasta, trzeba się brać do roboty. Kurde, chleb się skończył, szybko wyskoczę do piekarni. No już siadam, jasna cholera, nie mogę się skupić, ręce mi latają, boli mnie głowa, za godzinę mam calla, a jestem w lesie. Więc szybko, szybko, nie przeszkadzaj mi teraz, nie widzisz, że jestem zajęta?

Pracowałam z domu i przed samoizolacją, więc znam to dobrze, wiem, ile taka praca wymaga samodyscypliny, umiejętności organizacji czasu i oddzielania tego, co domowe, od tego, co zawodowe. Ale przed koronawirusem było o tyle łatwiej, że moje dwie piękne pociechy (kocham to słowo) przez kilka godzin dziennie przebywały w szkole. A teraz nie przebywają. I samo nieprzebywanie dostarcza dodatkowej dystrakcji („Mamo, nudzi mi się, jestem głodna, mamo, ona mi zabrała, mamo powiedz jej coś, ona jest głupia, mamo, mamo!”), ale to już przerabialiśmy, to już grali, bo przecież dzieci czasem chorują albo mają wolne, jak człowiek pracuje, więc mamy na to systemy. Teraz poczytajcie, pograjcie, za godzinę zrobię obiad, ja pracuję, nie widzicie?

(Ilustracja: Magdalena Pankiewicz)

Ale teraz mamy dodatkowe wyzwanie w postaci zdalnej nauki. E-learning. E-szkoła. Nowocześnie, zdalnie, XXI wiek, gdzie mój jet-pack? W teorii, w teorii. W praktyce oznacza to dodatkowe godziny mojej pracy. Bo trzeba sprawdzić w wirtualnym zeszycie, co na dzisiaj zadane. No szkoda, że się właśnie zawiesił, może za kwadrans. WSiPnet też nie działa, zaraz mnie szlag trafi. Będę nerwowo sprawdzać. Dobra, matma, polski, biologia i historia dla starszej. Francuski i trzy karty pracy dla młodszej. Fuck! Skończył się toner w drukarce? Jakim cudem? Muszę zamówić. Uff, dostarczają w 24 godziny, to przynajmniej jutro będzie, a dzisiaj coś wykombinujemy. Dziewczyny, wstawajcie, śniadanie na stole i lekcje. Wstawajcie, mówię. Hela, masz dzisiejsze zadania na Messengerze i mailu. Napisz do pana od historii. O 15 będziesz miała chiński przez Skype’a, dam ci mój komputer, bo ten stary rzęch nie uciągnie. No wstawajcie już, od 40 minut was budzę, myślicie, że nie mam nic innego do roboty?

Mam, mam. Siadam do swojej roboty. Próbuję się skupić. Najpierw bieżączka i maile, potem skończę ten tekst, jestem umówiona na zdalny wywiad o 14, muszę zdążyć przed chińskim Heli, żeby dać jej komputer. Mamo, ten link nie działa. Dziwne, u mnie działa, sprawdź jeszcze raz. Mamo, jak jest 92 po francusku? Mamo, nie kumam tego zadania, pani od matmy chyba zwariowała, to jest takie trudne! A co to jest konstytuanta? A przez jakie „u” pisze się „króciutki”? Aniela, oddaj mi komputer! Mamo, ona mi zabiera! Dobrze, dobrze, tylko się nie denerwować. No chodź, Anielko, zrobimy to dyktando. Helciu, skończ teraz biologię, potem sprawdzimy matmę, w razie czego dzwoń do dziadka. Ale ja jestem głodna, kiedy obiad? Już obiad? Na tak prawie 13. Zrobię pomidorówkę, będzie szybko. Ale miała być lazania. Lazania. Dobrze, dobrze, będzie lazania, już robię. Nie zdążę, no nie zdążę, nie ma szans. Ten wywiad. I chiński potem. Zaraz odwiozą mnie do Tworek. Czy oni tam mają teraz czynne? Czy kwarantanna jak w Enel-Medzie, wszystkie wizyty u ortodonty nam przesunęli… No nic, trzeba szybko, szybko to ogarniać. Czy ktoś karmił dzisiaj koty? A, to dlatego chodzą mi po klawiaturze...

Koło 17 mamy już zrobione wszystkie lekcje, zjedzony obiad, przeprowadzone sesje online. Teraz tylko wysłać wszystkie zadania dzisiejsze nauczycielom (jaka szkoda, że połowa z nich nie odpowiada na wiadomości i człowiek nawet nie wie, czy to wszystko dotarło. I czy te wielokąty zrobiłyśmy dobrze) i można wracać do pracy. A nie, shit, pranie! Pranie nastawiłam rano i zapomniałam rozwiesić. Mamo, możemy tablet? Nie, chodźcie na pół godzinki na rowery, przewietrzyć głowę, później skończę ten tekst, pewnie po kolacji. Ale przecież mieliśmy wszyscy grać w planszówki po kolacji. No to wstanę rano i skończę. Piąta to taka piękna godzina.

Nie chcę się nad swoim losem użalać. Inni mają gorzej, zawsze jacyś inni mają gorzej, ileż w tym głębokiej pociechy, prawda? Prawda jest jednak taka, że sytuacja koronawirusowa mocno obciąża matki – fizycznie i psychicznie. Która z nas nie martwi się o dzieci, o rodziców, dziadków? Której nie doszło do zwykłej domowo-pracowej orki kilkanaście nowych obowiązków? Bo szkoła radośnie przerzuciła ciężar edukacji na rodziców, bo przedszkolaka weź zajmij czymś przez cały dzień w domu (jak to? Nie umiesz wymyślić kreatywnej zabawy? Co z ciebie za matka!), bo szykuj śniadania, obiady i kolacje, przecież nawet jeśli chcesz wspierać lokalny gastrobiznes zagrożony przez epidemię, to budżetu ci nie starczy, by zamawiać codziennie te wynosy… Ja wiem, że żyjemy w świecie, w którym przyznawanie się do słabości, to proszenie się o hejt, ale czuję, że słabnę. Że moja psychika z dnia na dzień staje się coraz bardziej krucha. Że podgryzają mnie od spodu te wszystkie lęki (czy ja zdezynfekowałam telefon po powrocie z zakupów? Kto tak kaszle? Czemu kaszlesz? Cholera, jest badanie, że wirus jednak utrzymuje się przez kilka godzin w powietrzu, to może przestaniemy na te rowery wychodzić? Mama mówi, że ją gardło boli, boję się...). Że jest mnie coraz mniej i mniej. Ale przecież nie mogę się tak po prostu załamać, bo kto to wszystko ogarnie? I jak to wpłynie na dzieci? No właśnie.

W następnym tygodniu dzieci będą u Taty. Dzięki ci, bogini, za opiekę naprzemienną! To może uda się skończyć ten tekst...

Kasia Nowakowska
Proszę czekać..
Zamknij