Znaleziono 0 artykułów
21.09.2023

Dzieci odcięły mnie od znajomych: Młode matki o doświadczaniu osamotnienia

21.09.2023
Fot. Getty Images

Przyjaciele odwiedzili mnie w szpitalu, po moim porodzie. Przyszli razem, przynieśli kwiaty, uśmiechali się. A potem nagle zniknęli – mówi Aleksandra, która podobnie jak Sandra oraz Maria ma partnera i małe dziecko, ale nie może już liczyć na towarzystwo znajomych, którzy byli jej bliscy przez ostatnie lata. Młode matki opowiadają o doświadczaniu towarzyskiego osamotnienia.

Sandra, 30 lat: Zdałam sobie sprawę, że ja i moi dawni znajomi jesteśmy na zupełnie różnych etapach

To się zaczęło, gdy zrobiłam test. Dwie kreski, które zobaczyłam w czwartek rano, sprawiły, że następnego dnia, w piątek, wyszliśmy z imprezy, zanim porządnie się rozkręciła – znacznie wcześniej niż zazwyczaj. Zasady były jasne: zero alkoholu, papierosów, również tych wdychanych biernie, żadnego zarywania nocy. W wieku 29 lat oznaczało to dla mnie gwałtowne ograniczenie życia towarzyskiego. Szybko okazało się, że w pierwszym trymestrze moim jedynym marzeniem było znaleźć się w wygodnym łóżku i zasnąć, być może przestać odczuwać mdłości i wreszcie coś zjeść. Ale po kilku tygodniach, gdy mój stan się ustabilizował, brak spędzania czasu tak po prostu wśród ludzi stał się problemem. Zarówno dla mnie, jak i mojego partnera, który dzielnie trwał przy mnie w domu.

W pewnym momencie Krzysztof wymyślił, że zmienimy schemat – zaprosimy znajomych na kolację. I nawet zapaliłam się do tego planu, ale realia okazały się bolesne. Spędziłam w kuchni cały dzień, na stole pojawiała się wykwintna kolacja, a goście jedli z apetytem, racząc nas nowymi ploteczkami, ale po dwóch godzinach żegnali się, mówiąc, że mają w planach jeszcze domówkę, parapetówkę czy urodziny, i wychodzili w miasto. Taka sytuacja zdarzyła się dwa razy i skutecznie pogrzebała we mnie potrzebę kolejnych takich eksperymentów.

Poczułam, że moja paczka nie jest już moja. Ludzie, z którymi jeździłam na festiwale, chodziłam po górach czy bawiłam się do białego rana, którzy byli towarzyszami określonego stylu życia, oddalili się. Nie dzielili ze mną moich nowych doświadczeń i nie byli ich ciekawi. Kiedy po kilku tygodniach zaczęłam mówić o tym, że spodziewam się dziecka, gratulowali, ale konwencjonalnie. Nie czułam, że rozumieją, co przeżywam. Ktoś, szczerze zaskoczony, spytał wprost, czy zaliczyłam wpadkę. Nie byłam tym urażona. Po prostu zdałam sobie sprawę, że jesteśmy na zupełnie różnych etapach w życiu.
Teraz, kiedy Klara ma pół roku, stały kontakt utrzymuję tylko z jedną osobą, i to wcale nie tą, która jeszcze niedawno wydawała mi się najbliższa. Tak się złożyło, że ona wybrała podobną drogę, od jakiegoś czasu stara się o dziecko, zbliżyła nas więc wspólnota doświadczeń.

Czy szukam nowych przyjaciół? Nie bardzo. W tym momencie nie mam na to ani czasu, ani okazji. Większość dnia spędzam na spacerach w parku albo w domu. Żyję w rytmie „drzemek i kupek”. Zamiast nowych modnych powieści czytam poradniki, a dzień kończę skonana, zasypiając przy filmach i serialach Netflixa. Wiem, że to tylko etap, ten najtrudniejszy, najintensywniejszy, ale psychicznie i fizycznie czuję się przytłoczona nową rolą i kolejnymi zadaniami. Myślę, że kiedy wrócę do pracy, Klara podrośnie i stanie się bardziej samodzielna, mój tryb życia znów się zmieni. Czy odzyskam dawną pozycję towarzyską? Nie mam złudzeń, że tamten etap jest już zamknięty. Będę szukała już innych ludzi z innymi priorytetami.

Aleksandra, 34 lata: Dom, dziecko, rodzicielstwo są intymnym przeżyciem

Przyjaciele odwiedzili mnie w szpitalu, po moim porodzie. Przyszli razem, mieli kwiaty, uśmiechali się. A potem nagle zniknęli.

Nie oczekiwałam żadnej pomocy, mam zaangażowanego partnera, wspierającą mamę i siostrę. Sama też jestem typem zadaniowym. Czytałam literaturę fachową, eksperckie blogi, uczestniczyłam pilnie w zajęciach w szkole rodzenia. Od początku też starałam się być aktywna. Z Mają w chuście robiłam zakupy, a kiedy spała, siadałam przed komputerem i nurkowałam w pracę. A żeby nie tracić kontaktu z ciałem, zapisałam się nawet na jogę z bobasem. To były świadome decyzje, nie chciałam zamykać się w domu i gnuśnieć w osamotnieniu.
Tyle że kiedy brakowało mi dawnych znajomych i wychodziłam z inicjatywą, żeby tak po prostu spotkać się z kimś na kawie, pójść na spacer albo spędzić wolny czas w domu, rozmawiając na kanapie, moje dziecko i jego nieprzewidywalność okazywały się problemem. Jeśli Maja spała, było OK. Jeśli budziła się i czegoś chciała, moi towarzysze truchleli. Ktoś przewracał oczami, kiedy odruchowo rozpięłam bluzkę do karmienia. Ktoś inny robił grymasy, kiedy zmieniałam pieluszkę na komodzie po drugiej stronie salonu, a przypomnę, że w początkowym okresie, przy diecie mlecznej, kupy niemowlaka nie mają odrzucającego zapachu.
Ale najgorszy był ten jeden raz, kiedy podczas herbaty z koleżanką Maja dostała kolki i zaczęła płakać. Ten płacz zmienił się w ryk i nie ustawał. Noszenie, kołysanie, masowanie brzuszka nie pomagały. Moja rozmówczyni zdrętwiała, była przerażona i spanikowana.
Wytłumaczenia, że to normalne, czasem się zdarza, trzeba przeczekać, nie zdały się na nic. W końcu zamiast prosić koleżankę o pomoc w przygotowaniu okładu, po prostu wyprawiłam ją do domu. Dopiero wtedy mogłam z czystym sumieniem zająć się swoim dzieckiem.
Byłam jednak głęboko rozczarowana, bo od dorosłej osoby, z którą czuję więź, oczekiwałabym racjonalnego działania, emocjonalnego wsparcia czy chociażby telefonu dzień później z pytaniem, jak sobie poradziłam. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
Po tym incydencie czułam się, jakbym zapraszając ją do mojego nowego świata, który kręci się wokół dziecka, popełniła straszne faux pas, obraziła ją czymś, naraziła na przykrość czy niewygodę. A przecież tak właśnie wyglądało moje życie. Miałam nagle schować się i zniknąć?

To doświadczenie na dłuższy czas zamroziło inne kontakty. Zdałam sobie sprawę, że dom, dziecko, rodzicielstwo są dla mnie pięknym, ale też trudnym i bardzo intymnym przeżyciem. Nie wszyscy potrafią zachować się delikatnie w tym czasie, nie wszyscy zasługują na zaproszenie do jego przeżywania.
Czuję, jakbym została sama.

Maria, 35 lat: Zamiast żartować i śmiać się, miałam dzielić się doświadczeniami, wymieniać spostrzeżeniami, współczuć

Staś ma półtora roku, chodzi do żłobka. Tylko żłobek działa do 7 do 17, a moja praca, dokładnie jak praca mojego partnera Macieja, trwa od 9 do 17. W tym systemie, bez dziadków, którzy mieszkają w innych miastach, jesteśmy skazani na wieczną pogoń, związaną z rodzicielstwem. Ja spieszę się rano, Maciej po południu urywa się z pracy, jedzie do żłobka na rowerze, omijając korki. A później rutyna: zakupy, sprzątanie, pranie, zabawy, kąpiel, spanie. I tak przez pięć dni w tygodniu. W weekendy trochę luzujemy i odsypiamy, ale przy tak małym dziecku, które wciąż wymaga opieki i nadzoru, praktycznie dyżurujemy na zmianę.

Ten zabójczy rytm miała zmienić opiekunka, pani Wiera. Doświadczona, polecana, dyspozycyjna. Zaplanowaliśmy, że w sobotę wyjdziemy wreszcie razem z domu, okazją było wesele przyjaciół. Cieszyłam się na tę imprezę jak nastolatka – nowa sukienka, kolorowe paznokcie, których nie miałam od lat, ostrzejszy make-up. Maiciek taki przystojny, w dopasowanym garniturze – patrzyłam na niego z dumą. Tylko że oczekiwania budują presję, a ten wieczór okazał się zupełnie nieudany.

Najpierw, jeszcze w urzędzie stanu cywilnego, trudno mi było nie zerkać na telefon i nie wymieniać esemesów z panią Wierą. Mój niepokój zdusił uroczystą atmosferę, czułam karcące spojrzenia. W międzyczasie starzy znajomi podchodzili do mnie, krzycząc głośno „Kopę lat!”, po czym całowali mnie w policzek i wydarzał się jeden z dwóch scenariuszy. Jeśli nie mieli dzieci, zadawali jakieś konwencjonalne pytanie, na przykład: „Jak młody?”, po czym nie słuchali tego, co mam do powiedzenia, i rozmowa siadała. Jeśli mieli dzieci, zaczynały się sondy. Żłobek prywatny czy państwowy? Jak długo dochodziłaś do siebie? Czy myślisz o drugim dziecku? Ta kategoria rozmów toczyła się długo i z dala od parkietu. Po alkoholu pytania stawały się coraz bardziej namolne i bezpośrednie, dotyczyły na przykład seksu w połogu, jako tematy pojawiały się też kryzysy małżeńskie i historie rozstań.

Ta atmosfera kompletnie zabierała mi lekkość sobotniego wieczoru. Chciałam na chwilę oderwać się i zatańczyć, ale wciąż występowałam w tej najbardziej odpowiedzialnej z życiowych ról – byłam mamą. Zamiast żartować i śmiać się, miałam dzielić się doświadczeniami, wymieniać spostrzeżeniami, empatyzować i współczuć. A tym, czego potrzebowałam najbardziej na świecie, była zabawa. Nie miałam tylko towarzystwa.

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij