Znaleziono 0 artykułów
29.11.2023

Najgorsze seriale 2023 roku

29.11.2023
„Idol” jednym z najgorszych seriali 2023 roku (Fot. materiały prasowe)

Z ogromnej oferty platform streamingowych tym razem wybieramy nie najlepsze, lecz najgorsze seriale 2023 roku. Ostatnie miesiące obfitowały w przełomowe produkcje, seans tych najmniej udanych można więc sobie z powodzeniem odpuścić. Najgorsze produkcje, najgorsze finały, najgorsze występy aktorskie – oto zestawienie najgorszych seriali 2023.

„Citadel”, Prime Video: Nieudana superprodukcja 

 

Gdy projekt skazany na sukces poniesie porażkę, wini się albo brak chemii między odtwórcami głównych ról, albo scenariuszowe niedoróbki, albo niezbyt wprawną rękę reżysera. Twórcy „Citadel” – superprodukcji Primo Video – popełnili wszystkie grzechy nieudanego serialu. W roli pary byłych szpiegów międzynarodowej agencji Citadel, którzy muszą powrócić do akcji, by ocalić świat, obsadzono Richarda Maddena z „Gry o tron” i „Bodyguarda” oraz Priyankę Choprę Jonas z „Quantico”. Podczas gdy brytyjski aktor uczynił z nieprzejednanej miny swój znak rozpoznawczy, Chopra Jonas słynie z przesadnej ekspresji, żeby nie powiedzieć egzaltacji. Spotkanie żywiołów mogło zaowocować gorącym serialowym romansem, lecz skończyło się na kilku raczej komicznych scenach erotycznych – przerywnikach dla tyleż wartkiej, co niespecjalnie zrozumiałej akcji. Bracia Russo, odpowiedzialni za rekordy bite przez „Avengersów”, nie mają ręki do telewizji ani szczęścia do streamingu – „Citadel” dorównuje niskim poziomem filmowi akcji „Gray Man”. Zapowiadany na przebój platformy na 2022 roku, miał co prawda gwiazdorską obsadę (Ryan Gosling, Ana de Armas, Chris Evans), ale podobnie jak „Citadel” – zero uroku. 

„Idol”, HBO Max: Kiczowaty koszmarek

 

Uroku nie można odmówić serialowi Sama Levinsona, twórcy „Euforii”, i Abla Tesfayego, znanego jako The Weeknd. A w każdym razie dostrzeżemy urok w historii guru, który bałamuci gwiazdkę popu Jocelyn, jeśli produkcję potraktujemy nie jako ciche przyzwolenie na nadużycia w show-biznesie, ale ich naganę. Najlepiej „Idol” sprawdza się jako zjadliwa satyra na pięknych i bogatych, gorzej radzi sobie z oskarżeniami o pornografię przemocy. 

„W tłumie”, Apple TV+: Pozbawiony emocji thriller

 

Wydawałoby się, że Tom Holland potrafi zagrać wszystko. W końcu udało mu się naładować emocjami występ w „Spider-Manie”, gdzie przez większość czasu występuje w masce superbohatera. Serialowi platformy Apple TV+ nie pomogła doborowa obsada – obok Hollanda występują Amanda Seyfried, Sasha Lane („Rozmowy z przyjaciółmi”) czy Emmy Rossum. Doświadczeni scenarzyści z Akivą Goldsmanem na czele („Piękny umysł”) nie poradzili sobie z historią, która wydawałaby się samograjem, a na dodatek wpisuje się w supermodny, choć kontrowersyjny gatunek true crime. Pod koniec lat 70. niepozornego chłopaka oskarżono o morderstwo. Jego niewinności może dowieść jedynie dociekliwa detektywka. Problem polega na tym, że sam podejrzany nie do końca wie, co dzieje się w jego głowie… Mógł z tego wyjść mrożący krew w żyłach thriller na miarę „Split”, ale zabrało tempa.

„Fubar”, Netflix: Nieśmieszna komedia

 

Arnold Schwarzenegger triumfalnie powraca na ekrany, a w każdym razie planował comeback z pomocą Netflixa. Podczas gdy film dokumentalny o byłym gubernatorze Kalifornii zachwycił widzów, uznania nie zdobył serial „Fubar”. Wydawałoby się, że komedia akcji to specjalność dawnego Terminatora. Zawiodły jednak i humor, i fabuła. Gdy były agent specjalny przechodzi na emeryturę, liczy na spokój. Wszystko się zmieni, gdy okazuje się, że jego własna córka zajmuje się dokładnie tym samym co tatuś. Kino klasy B w latach 80. trafiało prosto na kasety VHS, a tego typu seriale niemające wiele wspólnego z rozrywką premium na zawsze zalegają na platformach. 

„Królowa Kleopatra”, Netflix: Nietrafiona konwencja 

 

Przed premierą serial Jady Pinkett Smith wywołał kontrowersję obsadzeniem czarnoskórej aktorki w roli egipskiej królowej. Rozpoczęła się niezbyt merytoryczna dyskusja o pochodzeniu i dziedzictwie najpotężniejszej kobiety antyku. To nie zmienia faktu, że produkcja łącząca fikcję z paradokumentalnymi wstawkami nie różni się zbyt wiele od biblijnych produkcyjniaków, które telewizja polska serwowała widzom w niedzielne poranki w latach 90. XX wieku. 

„Sex/Life”, sezon drugi, Netflix: Zachwiany sex-life balance

 

Sarah Shahi i Adam Demos może nie zagrali w najlepszym serialu Netflixa, ale przynajmniej się w sobie na planie zakochali. Gorzej z widzami, którzy przez czternaście odcinków znosili soft porno w klimacie „365 dni”. Znudzona kura domowa wdaje się w płomienny i niebezpieczny romans z byłym – czy tyle wystarczy, by podbić rankingi popularności? Serial nie doczeka się trzeciej odsłony – informacja pojawiła się w mediach chwilę po tym, jak Shahi narzekała na atmosferę na planie. 

„I tak po prostu…”, sezon drugi, HBO Max: Życie nie zaczyna się po pięćdziesiątce

 

A w każdym razie nie dla bohaterek kontynuacji „Seksu w wielkim mieście”. Wydają się zagubione i w temacie seksu, i w wielkim mieście, którym niegdyś rządziły. Może takie było założenie twórcy, Michaela Patricka Kinga, który chciał oddać szalone tempo przemian społecznych. Trudno jednak pokazać na ekranie jednocześnie wiarę w postęp i godzenie się z własnym starzeniem. Oglądanie potyczek pięćdziesięciolatek z nowoczesną rzeczywistością budzi zażenowanie – kiedyś podziwiałyśmy Carrie i jej przyjaciółki, dzisiaj lekko się za nie wstydzimy. 

„Wiedźmin”, sezon trzeci, Netflix: Pozbawiony magii 

 

Dla polskich widzów słabość trzeciego sezonu „Wiedźmina” to prawdziwy cios, zważywszy na to, że w pierwszym i drugim odnaleźli magię, suspens i przekorę sagi Andrzeja Sapkowskiego. Może w kolejnej odsłonie Henry’emu Cavillowi nie chciało się już grać Geralta, bo wiedział, że rezygnuje z udziału w produkcji. Może akcenty zostały źle rozłożone – za dużo Ciri, za mało Wiedźmina. A może nieuchwytna, lekko kampowa aura wokół serialu Netflixa, który często przypominał świadomie naiwne produkcje typu „Xena, wojowniczka księżniczka”, wraz z trzecią odsłoną się wypaliła. 

„The Mandalorian”, sezon trzeci, Disney+: Mało odkrywcze science fiction 

 

Podobny los spotkał „The Mandalorian”. Właściwie żaden z seriali Disney+ próbujący przyciągać fanów „Gwiezdnych wojen” nie spełnił oczekiwań, jakie mieli korporacyjni bossowie. Za udany uchodzi „Andor”, najbardziej bodaj melancholijny ze „starwarsowej” rodziny. Największą popularność zdobył za to „The Mandalorian”. Co najmniej połowę sukcesu zawdzięcza Grogu, czyli „Baby Yoda”, figurki zielonego bohatera sprzedają się jak świeże bułeczki. Gdy udało się stworzyć dochodowy merchandise – i wylansować supergwiazdę, Pedra Pascala – porzucono troskę o scenariusz. 

„Sex Education”, sezon czwarty, Netflix: Naciągany finał kultowego serialu

 

Właściwie ten brytyjski (już) klasyk na liście nie powinien się znaleźć. Laurie Nunn niezaprzeczalnie udało się stworzyć jeden z najważniejszych seriali dla nastolatków w historii telewizji. Miejsce należy się jednak za finałowy sezon, który nie dorównując poprzednim, pozostawia niedosyt. Prawdziwi fani „Sex Education” nie mogą się pogodzić z tym, jak scenarzyści potraktowali Jean Milburn. Za dużo czasu antenowego poświęcono też nowym postaciom, a nie starym przyjaciołom. Ale największy zarzut wielbicieli dotyczy wokeness. Do tej pory serial nie musiał udawać, jak bardzo jest oświecony, bo sam wyznaczał standardy edukacji seksualnej. Teraz wydaje się wysilony. 

Anna Konieczyńska
Komentarze (1)

Marcin Schizoidalski28.12.2023, 17:14
Infamia powinna być na pierwszym miejscu
Proszę czekać..
Zamknij